Była dyrektor DPS w Jarominie ujawnia kulisy jej zwolnienia
(TRZEBIATÓW) Redaktor Naczelny Gazety Gryfickiej Pan Kazimierz Rynkiewicz
List pracowników DPS w Jarominie, opublikowany w Gazecie Gryfickiej z dnia 18.10.2012 roku wywołał mnie niejako do tablicy, dlatego też spróbuję odnieść się do zawartych w nim problemów.
Najpierw jednak serdecznie dziękuję pracownikom, którzy odważyli się stanąć w obronie mojego dobrego imienia.
W dniu 16.01.2012 roku rozwiązano ze mną umowę o pracę, z zastosowaniem trzymiesięcznego wypowiedzenia. Ponadto z inicjatywy Starostwa Powiatowego podpisałam porozumienie o nie świadczeniu pracy w okresie wypowiedzenia. Przyczyną wypowiedzenia, jak podaje mój były Pracodawca, była utrata zaufania do mnie z powodu działań podejmowanych na stanowisku dyrektora DPS. W uzasadnieniu zarzucono mi brak woli do rozwiązania narosłych konfliktów, a także ostrego sporu z zakładowymi organizacjami związkowymi. Zarzucono mi również to, że swoimi działaniami doprowadziłam do ogłoszenia akcji protestacyjnej. Wskazano również jako zarzut podejmowanie decyzji personalnych w trakcie trwającej akcji protestacyjnej, co – zdaniem Pracodawcy – doprowadziło do zaostrzenia konfliktu, i to by było na tyle.
Zarzuty podane w uzasadnieniu były – moim zdaniem – całkowicie bezpodstawne. Moja wola rozwiązania konfliktu w tamtym okresie i w tamtych okolicznościach była nieistotna, bowiem protestująca grupa chciała mojego odwołania.
Uważałam, że jako dyrektor jednostki byłam zobowiązana do stania na straży praworządności w zakładzie pracy i nie mogłam zgodzić się z postulatami niezgodnymi z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.
Nie mogłam zgodzić się na przywrócenie do pracy osób, z którymi wcześniej, z uzasadnionych przyczyn rozwiązałam umowy. Istotny wydaje się fakt, iż ten postulat dotyczył indywidualnych spraw pracowników i był niezgodny z przepisami ustawy. Osoby te, w sprawach o przywrócenie do pracy winny zwracać się do sądu pracy, co też zresztą uczyniły.
Czy po to wypowiadałam umowę o pracę kierownikowi oddziału, skonfliktowanemu z załogą, nie potrafiącemu poradzić sobie z koordynacją pracy na oddziale i nie rozumiejącemu poleceń służbowych, aby teraz, pod wpływem nacisku, przywrócić tę osobę do pracy? Przed wypowiedzeniem umowy o pracę osoba ta była wielokrotnie wzywana, przeprowadzono z nią wiele rozmów, wreszcie udzielono karę porządkową, jednakże wszystkie te działania nie przyniosły rezultatów. Pani kierownik odwołała się do Sądu Pracy zarówno od kary porządkowej jak i wypowiedzenia umowy, ale obydwa rozstrzygnięcia Sądu były dla niej niekorzystne i pozwy jej oddalono. W obydwu przypadkach sąd uznał zasadność decyzji pracodawcy.
W drugim przypadku wypowiedziałam umowę o pracę pracownicy oddziału, która mając obowiązek świadczenia pracy w noc sylwestrową w 2010 roku, skorzystała ze zwolnienia chorobowego. Jednak w czasie tego zwolnienia uczestniczyła w balu sylwestrowym, bo czego się osobiście przyznała. Nie mogłam tolerować takich zachowań, tym bardziej, że inny pracownik musiał w ostatniej chwili przejąć obowiązki pracownicy, korzystającej ze zwolnienia. Postępowanie przed Sądem Pracy nie zostało zakończone, gdyż powódka prawdopodobnie wycofała pozew, ze względu na przywrócenie jej do pracy przez mojego następcę Pana Kazimierza Michalaka, którego to posunięcia nie rozumiem, ponieważ werdykt sądu – moim zdaniem – wydawał się przesądzony, a wypowiedzenie w pełni uzasadnione.
Z nieoficjalnych informacji, jakie posiadam, wynika, że obie pracownice zostały przywrócone do pracy. Obie te decyzje wydają się skandaliczne, tak ze względów ekonomicznych, społecznych jak i wychowawczych.
Nie chciałabym się wiele rozpisywać, jednak moim zdaniem trudno zarzucić mi brak woli porozumienia. Tylko jeden z postulatów był zgodny z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych i dotyczył podwyżki płac dla pracowników i w tym właśnie punkcie zgadzałam się z w pełni z pracownikami. Uważałam, że wynagrodzenia pracowników są żenująco niskie i o tym też mówiłam Pani Redaktor z pańskiej gazety w pierwszym dniu protestu, jednakże dla zrozumienia tegoż problemu nie potrzeba było akcji protestacyjnej. Dlatego też byłam ogromnie zdziwiona czynnym uczestnictwem w akacji protestacyjnej głównej księgowej i zastępcy dyrektora, bowiem oni właśnie powinni znać ustawę o finansach publicznych i znali też, lub przynajmniej powinni, znać budżet jednostki. Zastanawiam się, czy nie pomylili miejsca akcji protestacyjnej, czy nie powinni robić tego w siedzibie Starostwa, bo tylko Pan Starosta mógłby ewentualnie zasilić budżet jednostki.
Wydaje się jednak, że czynny udział w akcji protestacyjnej zastępcy dyrektora, głównej księgowej i kierownika WTZ ma drugie dno.
Ludziom tym, zgodnie z tym, co przekazał zastępca dyrektora interweniującym policjantom, zależało nie na tych, podobno bardzo niewielkich podwyżkach, lecz na usunięciu mnie ze stanowiska, gdyż stanowiłam dla nich realne zagrożenie, polegające na możliwości ujawnienia ich przewinień. O zamiarze usunięcia mnie ze stanowiska główna księgowa mówiła swobodnie, na co mam świadka.
Przybliżając problem, należy też poruszyć temat kontroli, o jakiej wspomnieli pracownicy w swoim liście. Otóż w czerwcu 2011 roku przeprowadziłam kontrolę w WTZ, podczas której stwierdziłam całkowity brak gotówki w kasie. Okazało się, że całość pogotowia kasowego została pobrana przez kierownika WTZ. Zgodnie z procedurami DPS do pobrania zaliczki niezbędna jest zgoda przełożonego, a ja nie przypominałam sobie, abym taką wydała, dlatego też poprosiłam o okazanie wniosku o zaliczkę. Po dość długim oczekiwaniu przyniesiono mi wniosek, oczywiście bez podpisu przełożonego i bez wskazania celu. Pan kierownik tłumaczył, że pobrał wszystkie pieniądze z kasy na zakupy. Mając na uwadze fakt, że od pobrania zaliczki minęło już kilka dni, poprosiła go o jej rozliczenie. Niestety, Pan kierownik nie był w stanie tego zrobić. Brakowało mu pieniędzy, nie posiadał też faktur ani rachunków. Na tę okoliczność złożył oświadczenie, z którego jasno wynikało, że po prostu brakuje mu pieniędzy.
W trakcie kontroli okazało się, że proceder pobierania zaliczek, bez zgody przełożonego, trwa już dość długo, dlatego też poprosiłam o poprzednie wnioski. Księgowa WTZ poinformowała mnie, że wszystkie poprzednie wnioski były niszczone, bez odzwierciedlania faktu zaliczkowania w zapisach księgowych. Na okoliczność niszczenia wniosków księgowa złożyła stosowne oświadczenie. Ze względu na złożoność sprawy poprosiłam Pana Starostę o przeprowadzenie kontroli. Niestety, nie było mi dane dowiedzieć się czegokolwiek o efektach kontroli, ponieważ do zakończenia rozwiązania ze mną umowy czynności kontrolne podobno trwały.
Mając na uwadze poważne – moim zdaniem – nieprawidłowości, usiłowałam zrozumieć, jak mogło tak być, dlatego też pytałam główną księgową, zobowiązaną do nadzoru nad finansami i księgowością WTZ o przeprowadzane kontrole w tym zakresie. Główna księgowa w odpowiedzi dostarczyła mi dowody na kontrole kasy WTZ, z których wynikało, że kontroli dokonywała w niedziele, kiedy kasa jest nieczynna, a kasjer i księgowa WTZ nie pracują. Zrozumiałam, że główna księgowa poświadczyła nieprawdę i żadnych kontroli kas nie przeprowadzała.
Prawdziwa jest również sytuacja opisana przez pracowników, a dotycząca Przewodniczącego Związku Zawodowego Solidarność 80. Dokonując kontroli w godzinach popołudniowych, stwierdziłam nieobecność Przewodniczącego na dyżurze, więc natychmiast przedzwoniłam do kierownika oddziału, który złożył oświadczenie, że nie zwalniał Przewodniczącego, dlatego też mieszkańcy mieli ograniczoną opiekę. Mimo że w tym dniu nie wzywałam kierownika oddziału, osoba ta przyjechała i na piśmie złożyła oświadczenie, iż nie zwalniała Przewodniczącego. Jednakże po dwóch dniach zmieniła zdanie, oświadczając, że jednak go zwolniła. Dlaczego zmieniła zdanie, narażając się na karę porządkową za niezapewnienie mieszkańcom dostatecznej opieki? Wydaje się, że na oddziale może występować terror i to właśnie Przewodniczący Solidarności 80 rządzi oddziałem, a nie kierownik.
W sierpniu 2011 roku spotkała mnie kolejna niespodzianka. Mój zastępca poświadczył nieprawdę na prośbę pracownika, czynnego członka związku. Z ubolewaniem muszę stwierdzić, iż poświadczona nieprawda została już dostarczona innej jednostce, co może skutkować naruszeniem dobrego imienia zarówno naszej jednostki, jak również mojego, jako ówczesnego dyrektora. Myślę, że fakt odkrycia poświadczenia nieprawdy przez mojego zastępcę był dla niego inspiracją do działań, które miały na celu pozbycie się mnie. W chwili obecnej sprawa poświadczenia nieprawdy przez urzędnika państwowego, zastępcę dyrektora, znajduje się w Prokuraturze Generalnej.
Tymczasem trwały już przygotowania do rozpoczęcia akcji protestacyjnej. Zarzucano mnie pismami, na które mimo licznych obowiązków i braku wsparcia ze strony swojego zastępcy i głównej księgowej, starałam się terminowo i w jak najkrótszym czasie odpowiadać. Mimo ogromnej ilości pism związki zawodowe nie wypowiedziały obowiązujących w DPS regulaminów, lecz mimo to żądały zmian – było to dla mnie niezrozumiałe, dlatego też ciągle prosiłam o przybliżenie tematów.
Mój Pracodawca w wypowiedzeniu zarzucił mi brak woli rozwiązania konfliktu. Już z tego, co napisałam wcześniej, jasno wynika, że nie mogło dojść do porozumienia, gdyż zarówno zastępca dyrektora, główna księgowa i kierownik WTZ mieli na celu wyrzucenie mnie z pracy i to właśnie oni byli inicjatorami zrywania kolejnych spotkań. Zapewne byłam dla nich wyrzutem sumienia.
Jedynym rozwiązaniem nabrzmiałych konfliktów było podjęcie działań personalnych, wobec niezbitych dowodów, uzasadniających wypowiedzenia. Te czynności udaremnił mi Pan Starosta, przenosząc mnie na trzy miesiące na inne stanowisko. Pracodawca, w uzasadnieniu wypowiedzenia mi umowy o pracę, zarzucił mi, że podejmowanie decyzji personalnych w trakcie trwania akcji protestacyjnej doprowadziło do zaostrzenia konfliktu. Czy podejmowanie decyzji personalnych nawet w okresie konfliktu może stanowić zarzut? Czy mam przez to rozumieć, że związkowcy mogli naruszać przepisy, a ja, jako dyrektor, nie powinnam im w tym przeszkadzać? O tym, czy decyzja personalna była uzasadniona orzekłby zapewne Sąd Pracy. Na czym wreszcie zdaniem Pana Starosty polegało zaostrzenie konfliktu; że protestujący zastępca dyrektora, główna księgowa czy też inny uczestnik protestu przypięli sobie drugą plakietkę, informującą o akcji protestacyjnej?
W tym czasie w DPS pojawił się Pan Kazimierz Michalak. Trudno mi powiedzieć, w jakiej roli, myślę, że miał za zadanie zdiagnozowanie sytuacji. Rozmawiał zarówno z kilkoma moimi przeciwnikami, jak i dość licznymi zwolennikami, przyjmował kartki z odzwierciedlonymi przez pracowników problemami, rozmawiał też wiele razy ze mną. Podczas rozmów mówiłam mu o odkrytych nieprawidłowościach, jednak nie wiem, jakie wyciągnął z tego wnioski i kartki których pracowników przedstawił Panu Staroście. Po decyzji Pana Starosty widać jednak, że kartki moich zwolenników do Pana Starosty nie dotarły.
Podsumowując okres akcji protestacyjnej ubolewam nad tym, że w tym trudnym dla mnie okresie nie przyjechał Pan Starosta i nie wysłuchał stron. Pan Starosta doskonale wiedział, że jestem z problemem sama. Że choć to było karygodne naruszenie obowiązków pracowniczych, w proteście uczestniczyli ludzie ze ścisłego kierownictwa – zastępca dyrektora, główna księgowa i kierownik WTZ.
Wydaje się, że samo uczestnictwo ludzi ze ścisłego kierownictwa w akcji protestacyjnej było uzasadnieniem do wypowiedzenia tym ludziom umów o pracę.
Reasumując należy stwierdzić, iż motywem działań, zmierzających do protestu i samego protestu, nie była realizacja postulatów, lecz chęć wyrzucenia mnie z pracy. Motorem wszystkich działań byli zastępca dyrektora, główna księgowa, kierownik WTZ, Przewodniczący Solidarności 80 oraz sekretarz NSZZ Solidarność – żona kierownika WTZ.
Pracownicy mieli mgliste pojęcie o postulatach i genezie akcji protestacyjnej. Nikt nie pytał pracowników o to, czy chcą protestu, nie organizowano zebrań i nie rozmawiano z nimi, lecz decydowano za nich.
Z ubolewaniem przyjęłam informację, iż pracownicy w okresie roku od akcji protestacyjnej otrzymali po 30 zł podwyżki. Uważam, że bez akcji protestacyjnej otrzymali by tyle samo, a może i więcej, jak co roku zresztą. Przyjęcie propozycji podwyżek w tej wysokości potwierdza tylko fakt, że nie podwyżki były celem protestujących. Oni nie walczyli o sprawy pracowników, tylko załatwiali swoje interesy.
Z poważaniem
Karolina Tyszecka
(foto: archiwum redakcyjne)
prawa człowieka są łamane, domownicy są po cichu mordowani elektrowstrząsami na głowę
~
2012.11.27 20.43.17
cannabis, masz rację - idiota jest to osoba niepełnosprawna intelektualnie o najniższym stopniu inteligencji natomiast chorego psychicznie należy bać się !... i tak to wygląda w przypadku pana alkoholika z Jaromina !. ... i pytanie - co jeszcze wymyśli w sytuacji zagrożenia dla siebie ?
~cannabis
2012.11.27 19.10.02
nie stawiaj znaku równości pomiędzy idiotami i osobami chorymi psychicznie
~Elka
2012.11.27 19.07.18
To prawda ale bezpieczniej jest jednak jak idioci przebywają na oddziałach zamkniętych a ty coś o tym wiesz cannabis
~cannabis
2012.11.27 18.38.29
tak na marginesie w naszym kraju każdy ma prawo do bycia idiotą
~Elka
2012.11.27 18.31.56
To ty masz problem cannibas z twoim bardzo niskim poziomem inteligencji. Jak nie masz co powiedzieć to nie mów wcale- oszczędz innym swojej głupoty
~cannabis
2012.11.27 18.27.47
a masz z tym jakiś problem?
~
2012.11.27 06.54.34
To fakt - cannabis to idiota !
~
2012.11.27 06.53.37
Ty się goń -eska :-)
~MOROZOW
2012.11.27 04.34.19
cannabis to chyba osoba niepełnosprawna umysłowo to widać po poziomie komentarzy, żal takich ludzi,ale cóż
~
2012.11.26 21.33.54
Poszła Karolinka ze Jaromina
Poszła Karolinka ze Jaromina
A smrodek za nią, jak za piękną Panią
to jej wina.
~
2012.11.26 21.31.29
To nie eska ! Izwienitie gaspada !
~cannabis
2012.11.26 19.16.52
goń się eska he he
~s
2012.11.26 19.14.39
O-żesz ty wywłoko !
~cannabis
2012.11.26 18.42.44
chyba na oddział zamknięty :-)
~Elka
2012.11.26 17.10.34
Podobno w tym tygodniu jest sprawa z powództwa byłej Dyrektorki,ciekawe czym się zakończy, może wróci do DPS
~
2012.11.26 07.53.09
Do roboty hultaje zatracone -a nie teraz przed komputerem siedzieć i czytać.... -"a widziałaś co tam napisali?. ..a dobrze jej tak! "...no już ruszać się łachudry !
~Poraj
2012.11.26 07.48.20
:-))) Ucha -cha -cały DPS czyta !
~
2012.11.25 20.38.26
http://pl.wikipedia.org/wiki/Czeka
~Pawka
2012.11.25 20.36.52
Każdy lokalny oddział Czeki miał własną specjalność. W Charkowie upodobano sobie „numer z rękawiczką" - parzono dłonie ofiar wrzątkiem, aż pokryta pęcherzami skóra dawała się zdjąć: ofiarom pozostawały obdarte do żywego mięsa, krwawiące dłonie, a torturującym „rękawiczki z ludzkiej skóry". Czeka w Carycynie przepiłowywała ofiarom kości. W Woroneżu umieszczano nagie ofiary w nabijanych gwoździami beczkach, które potem toczono. W Armawirze miażdżono czaszki, zaciskając wokół głowy ofiary skórzany pas z żelaznym sworzniem. W Kijowie przymocowywano do tułowia ofiary klatkę ze szczurami i ją podgrzewano, tak że rozjuszone zwierzęta wgryzały się w jelita, szukając drogi ucieczki. W Odessie przykuwano ofiary łańcuchami do desek i powoli wsuwano do pieca albo zbiornika z wrzątkiem. Ulubioną zimową torturą było oblewanie wodą nagich ofiar dopóty, dopóki nie zamieniły się one w żywe lodowe posągi. Wielu funkcjonariuszy Czeki preferowało tortury psychologiczne. Jeden z nich kazał prowadzić ofiary rzekomo na egzekucję, po czym strzelano do nich ślepymi nabojami. Inny kazał grzebać ofiary żywcem albo wkładać do trumny z cudzymi zwłokami. Niektórzy zmuszali do patrzenia, jak się torturuje, gwałci lub zabija bliskie ofiarom osoby[1].