Jak zgodnie z prawem zniszczyć człowieka, czyli o absurdach polskich...
Powszechnie wiadomo, że nikt, kto wykonuje funkcje kierownicze nie może wykorzystywać władzy przeciwko swoim podwładnym, w celu ich upokorzenia, czy złamania psychicznego. Jednak nasze przepisy są tak skonstruowane, że zawsze można znaleźć jakieś wyjście awaryjne, służące
nie zwykłym mieszkańcom, a władzy. Poniżej prezentujemy historię pewnej rodziny z naszego powiatu.
Państwo X są rolnikami. Żyją ze swojej działalności odkąd pamiętają. Dostali od gminy ziemię, bodaj w latach siedemdziesiątych. Władze powiedziały, że ugory i nieużytki, które znajdują się na działce, nie są liczone do metrażu dzierżawionej działki. Państwo X w pocie czoła karczowali chaszcze porastające działkę i zrobili na niej małe poletko uprawne. Wraz ze zmianą władzy zmieniały się granice działki państwa X. A to doliczono ugory jako pełnowartościową ziemię, a to podzielono działkę na dwie, bo „za duża”. Obecnie państwo X z poletka liczącego niecałe 20 arów muszą wyżywić siedem osób. Wcale nie jest im łatwo, ale nie narzekają. Kiedyś próbowali walczyć o to, by odzyskać chociaż część zabranej ziemi, teraz już nie protestują.
Zgodnie z najnowszym planem zagospodarowania miejscowość państwa X stała się miejscowością turystyczną. I nie ma w zasadzie w tym nic dziwnego, bo tereny piękne. Jest tylko jedno maleńkie „ale”. Polska to dziwny kraj. Gdy wchodził do nas kapitalizm, od razu wszystko trzeba było sprywatyzować. Każda reforma, czy służby zdrowia, czy też oświaty, wszystko co dotychczas zostało wypracowane, z góry przekreślała, jako „złe”. Nowe władze również mają tendencję do odgradzania się grubą kreską od tego, co dotychczas wypracowali ich poprzednicy. Ale do rzeczy. Jeśli nowy plan zakłada, że miejscowość jest turystyczna, to automatycznie wszystkie ziemie mają być turystyczne. Bez wyjątku. To, co dotychczas było ziemią orną, nagle zamienia się w turystyczną ze wskazaniem, by budować ośrodki, pola namiotowe, a nie uprawiać ziemniaki czy hodować bydło. Paradoks to tym większy, że rolnicy, by prowadzić agroturystykę, nie muszą wcale przekwalifikowywać ziemi na turystyczną, a więc ktoś jakby chciał ich uszczęśliwić możliwością zarobku, zrobił im zarazem niedźwiedzią przysługę. Z dwóch powodów. Raz, że zmiana wartości ziemi powoduje, że choć państwo X dzierżawią działkę od dawna, tracą prawo pierwokupu, a dwa – o ile rolnik na ziemi rolnej może prowadzić działalność agroturystyczną, to ten sam rolnik na ziemi turystycznej nie może już uprawiać roli. Państwo X wcale tak łatwo się nie poddali. Pisali odwołania, prosili, konsultowali się z radcami prawnymi – wszystko na nic. Rada jednogłośnie przyjęła plan, a państwo X na wszystkie swoje pisma dostawali odpowiedzi negatywne – wszystkie ziemie mają być turystyczne i koniec. A zgodnie z prawem – co Rada postanowi, tak ma być.
Na tym jednak paradoksów nie koniec. Są przecież w miejscowości i ludzie, którzy mają działki wykupione na własność. Oni również muszą je przekształcić zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego. Nieważne, że dotychczas żyłeś z ziemi, od dzisiaj masz prowadzić działalność turystyczną i koniec. Ot, taki polski paradoks. Owszem, mieszkańcy zdają sobie sprawę, że swoich racji mogą dochodzić w sądzie. Są jednak również świadomi kosztów, jakie się z tym wiążą i czasu, jaki pochłaniają procesy. Piszą pisma do władzy, zapraszają na spotkania. Nic z tego, plan jest już zatwierdzony i koniec.
Jakiś czas temu przez miejscowość państwa X ciągnięto kanalizację. Dziwnym trafem ich gospodarstwo (oraz kilka innych), mimo spełnienia wszystkich warunków, nie zostało podpięte pod kanalizację miejską. W ich miejscowości budowano chodnik i wymieniano nawierzchnię ulic. Podjazd do gospodarstwa państwa X pominięto, nie uwzględniono w inwestycji. Zgodnie z prawem zresztą, bo pozostałym mieszkańcom po prostu władza „poszła na rękę” podjazdy robiąc.
Państwo X, podobnie jak kilku innych mieszkańców, po kilku takich aktach „ukarania” za wychylanie się i walczenie o swoje racje, przestali walczyć. Z pokorą przyjmują kolejne decyzje władzy. O swoje nie chcą już walczyć. Nie mają sił. MB
Od Redakcji.
Choć czasy komunizmu i metod zastraszania i wykańczania ludzi mamy już za sobą, pozostałości po tym ustroju są widoczne nadal. Przedstawieni tu państwo X nie są konkretną rodziną. Celowo są anonimowi, bo z tego, co zdążyliśmy zauważyć, takich mieszkańców jest więcej, i nie w jednej wsi, czy gminie, ale w całym powiecie. Inną sprawą jest, że oni po prostu boją się ujawnić, by nie odebrano im tego, co jeszcze udało im się zatrzymać. Jednak obecna sytuacja wcale nie musi tak wyglądać. Wkrótce wybory. Jeśli przestaniemy narzekać, że to i tak niczego nie zmieni, że nasz głos i tak się nie liczy wobec ogromu pozostałych, tylko pójdziemy do urn i zagłosujemy, jest szansa na zmianę. I nawet jeśli władza się nie zmieni, będziemy mieć satysfakcję, że zrobiliśmy wszystko, by zmienić cokolwiek.
Państwu X należy się odszkodowanie od gminy za takie potraktowanie. Nie wolno "uszczęśliwiać" na siłę.
~fogel
2010.10.28 16.05.24
jak sie domyslam to chodzi o wioske kolo Drawska pom hehehe jak zwykle gmina drawsko i rzady ptasiarni!!! ja juz pod urna stoje aby oddac glos na konkretna osobe!!! a temu panptokowi stanowcze NIE!!!!!!!!!!!!!
~wś
2010.10.28 07.42.53
Trochę nie na temat, ale też ważne: większość uważa, że SROKA powinien zwrócić tych kilkadziesiąt tysięcy wydanych w 2009r. z gminnej kasy dla DOGALA i NADOLSKIEGO za artykuły o WARCZAKU. (ps. uwielbiam Pańskie bajki.)
~DRA
2010.10.28 07.10.44
Całkiem sporo podobnych sytuacji jest w Złocieńcu.
~wś
2010.10.28 06.36.08
Takie sytuacje zdarzaja się zwykle tam, gdzie rządzi Ptak.