Nie ma historii jako takiej. Historię stwarza wspólnota
\"Tygodnik Świdwiński\" nr 49 (142) z dn. 09.12.2004; dział Opinie. (tygodnik już nie ukazuje się)
Historię stwarza wspólnota
W numerze 7 ?Pulsu Powiatu? Zbyszek Czajkowski podjął dyskusję o świdwińskiej historii w artykule ?Białe plamy czarne dziury?, zapytując mnie, co jest niestosownego w kopiowaniu niemieckiej historii. Napisał: ?Przyznam, że z ?wypiekami na twarzy? (to moje określenie użyte we wcześniejszym artykule, do którego się Z. Czajkowski odwołuje ? przyp. mój) wczytuję się w przedwojenne dzieje naszego miasta, w życiorysy ludzi, którym zawdzięczamy to co najpiękniejsze w naszym grodzie, w epitafia i inskrypcja na nielicznych ocalałych kamiennych nagrobkach z cmentarzy niemieckich i żydowskich kirkutów. I co w tym niestosownego. Co ma piernik do wiatraka. Jeżeli są jakieś ?białe plamy? to należy je zapełniać, wynikają one z ludzkiej niewiedzy a nie z ideologicznego nadania czy też nakazu.
Jeżeli ktoś pisze o niemiecko, prusko pomorskiej przeszłości tych ziem, to jedyną intencją jest wierność prawdzie historycznej. Czy ?białe plamy?, które prędzej czy później można zapisać, chcemy zastąpić kosmiczną ?czarną dziurą?, która bezpowrotnie ma wchłonąć kilkusetletnią historię naszego miasta?? - pyta na koniec autor.
We wstępie napisał, że choć ceni moje pióro (dzięki), to moje osądy i poglądy nie zawsze. Zbyszku - z wzajemnością. I zaraz Ci wytłumaczę dlaczego.
Żeby dyskutować o historii, trzeba znać fakty. Żeby znać fakty, ktoś musi je utrwalać. Oprócz ?czystej? historiografii, zbioru faktów (dat, nazwisk, zdarzeń) istnieje tzw. koloryt epoki, obyczajowość, zbiór wyznawanych światopoglądów, różne sposoby organizowania życia społecznego i różne sposoby rozwiązywania problemów. I nie same daty i nazwiska są w historii ciekawe, jeśli ma być nauczycielką życia, ale właśnie ów koloryt form organizowania się danej społeczności. Zapisane sposoby radzenia sobie tej wspólnoty, która historię stwarza i się w niej przygląda, by dowiedzieć się czegoś więcej o sobie.
Czy jest coś niestosownego w tym, że wielu Polaków ślęczy nad niemieckimi starodrukami i różnymi dokumentami i z ?wypiekami na twarzy? je kopiuje? Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie powszechność takich zachowań wśród historyków, zwłaszcza młodych, tu, na Pomorzu, ale i ludzi kultury, przy kompletnym braku zainteresowania naszą własną historią. Niestosowne jest każde zachwianie proporcji. Zarówno w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym.
Nie ma historii jako takiej. Historię stwarza wspólnota. Każda historia jest historią jakiejś wspólnoty. Ty zająłeś się historią wspólnoty niemieckiej i żydowskiej na tej ziemi. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie dostrzegasz historii wspólnoty obecnie zamieszkującej ziemię świdwińską. A jak ją dostrzegasz, to tylko jej mankamenty. Dlatego użyłem określenia ?kopista?.
Możesz kopiować niemieckie dokumenty tylko dlatego, że one są! Wytworzyła je mająca w tym względzie kunszt i ordunk wspólnota niemiecka lub żydowska. Zawsze robiła i robi to doskonale. Dlatego nie martwię się o ich historię, bo wiem, że jest znakomicie udokumentowana. A co my, jako wspólnota wytwarzamy w ramach własnej historii?
Pustkę?! Skąd i jaką wiedzę będą czerpały następne pokolenia, jeżeli nie ma komu opisać historii własnej wspólnoty? Jeżeli nie wytwarzamy dokumentacji naszego życia? Życia szkoły, straży pożarnej, policji, drużyny sportowej, organizacji społecznych, zespołów, życia kulturalnego i gospodarczego, osiągnięć wszelkiego rodzaju.
Dochodzimy do kwestii odpowiedzialności wobec własnej wspólnoty. Czy ja czuję się za nią odpowiedzialny, czy nie? Wspólnotę stwarza język, kultura i historia. Czy chociaż raz postawiłeś sobie problem, jak można połączyć historię materialną tej ziemi (to co tutaj zastaliśmy) z historią i tradycją duchową przywiezioną przez ludzi z kresów?
Historię niemiecką z historią Polaków? Ja tego dylematu po prostu u ciebie nie zauważam. Przechodzisz nad tym do porządku dziennego, każąc nam czcić jakichś niemieckich burmistrzów lub naukowców, z którymi przecież, oprócz zastanej materii, nic nas nie łączy. Może tylko tyle, ile jest w nas szacunku w ogóle dla jakichkolwiek autorytetów naukowych, artystycznych itp. Nie wymagaj od ludzi, by jakoś bardziej kochali Virchowa, niż kochają Einsteina, Mozarta lub Mendelejewa, tylko dlatego, że kiedyś mieszkał w niemieckim mieście, które teraz jest w Polsce. Jak sobie poradzisz z przeciągnięciem tej linii to nie wiem. Nie wiem nawet, czy uświadamiasz sobie problem. A to jest problem straszliwy i może warto byłoby nim się zająć, zanim zaczniemy robić cokolwiek dalej. Można dywagować oczywiście o kulturze materialnej, ale to nie ona kształtuje wspólnotę. Jest odwrotnie. Ale ty tego nie dostrzegasz.
Jest też odpowiedzialność wynikająca z miejsca i czasu, w którym przyszło nam żyć. Musimy wiedzieć, co w danej chwili jest ważne. Uważam, że odpowiedzialność wynikająca z przynależności do określonej wspólnoty rodzi obowiązki wobec niej. Do takich należy opisywanie tej wspólnoty taką, jaka jest. Jak każda składa się z głupich i mądrych.
Nie trzeba żadnej odwagi intelektualnej, by czuć się odpowiedzialnym wyłącznie za wspólnotę wykształconych i bogatych. Kiedyś, zaproszony na wykład do Ośrodka Europejskiego w Kulicach, w siedzibie rodowej Bismarków, tłumaczyłem tę różnicę Niemcom. Pomimo doznanej krzywdy związanej z wysiedleniem (jak niektórzy mówią - wypędzeniem), Niemcy mogli stworzyć z tego faktu część własnej historii, czyli dramat, jaki się rozegrał, obłaskawić intelektualnie i emocjonalnie (opisać, opłakać, zaadoptować jako składnik własnej tożsamości). Z wysiedlenia trafili po prostu do demokracji, gdzie mogli to wszystko swobodnie czynić. Stąd heimaty, gazety, szczegółowe opracowania, ścisła dokumentacja zabitych, doskonałe archiwa. Różnica między nami a nimi polega na tym, że my, również w części wysiedleni, w części pozbierani zewsząd, czynić tego nie mogliśmy. Nie mogliśmy wytwarzać historii, by się w niej przyglądać, by się z niej uczyć, by mogła spełnić swą funkcję terapeutyczną - oswajania cierpienia. Zostaliśmy zamknięci w klatce komunistycznej dyktatury, gdzie za samo słuchanie radia można było trafić do więzienia. Dla Niemców jest to po prostu nie do pojęcia. I gdy przyszedł czas wolności, pierwszym, co trzeba było uczynić, to spróbować opisać samych siebie po tym doświadczeniu. Postawić chociaż problemy. Próbować stworzyć katalog strat, jakie ponieśliśmy. Pytać o to, co przez te pół wieku nam umknęło, czego nam nie było dane zrobić, a co powinniśmy, by odzyskać tożsamość. A zamiast tego, zalała nas fala niemieckich kopii dokumentów, pocztówek, map. Zachowaliśmy się, jak dzikie plemię zauroczone inną cywilizacją, która nas zalała, i której nie mamy co przeciwstawić. Bo co? Jaką historię? Jakie myśli, jaką tożsamość. Z cywilizacją tak jak z wodą, wypełnia puste miejsca. Niestety, tak uprawiana historia siłą rzeczy musi stawiać pytania o intencje. Piszesz, że jedyną jest wierność prawdzie historycznej. Przeczą temu komentarze i felietony. Gdybym miał wybrać kilka tekstów, które zostawiłem Świdwinowi, to ten o Wołyniaku Edwardzie Kaczmarczyku i ostatnie o nieznanych kartach walki niepodległościowej.
To są po prostu nasze korzenie. Wschód i niepodległość, dramat i walka, marzenia i porażki. Oni to uosabiają, zwykli ludzie. Codziennie, mozolnie budujący to miasto i ten kraj. I komentarze do nich. Do Wołyniaka - o nienawiści i polityce. I jakże czytelny komentarz w książce ks. Michała Czajkowskiego, który opisując polemikę toczącą się na łamach ?Gazety Świdwińskiej? o transporcie zamarzniętych ciał niemieckich mówi pogardliwie o pewnym ?patriocie?, który podważył ten fakt, uznając to za ?oszczerstwo antypolskie?. Wiem, że dzisiaj modna jest polityczna poprawność i najlepiej byłoby wyciąć nie pasujące do ideologii akapity z tekstu.
Ale co to ma wspólnego z wiernością prawdzie historycznej? To tak, jakby Żydów namawiać, by medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata przydzielali każdemu, kto uratował kogokolwiek przed zagładą. Nie, oni przydzielają go tylko tym, którzy ratowali Żydów. Jak uratowałeś Francuza lub Anglika, to już sprawiedliwym nie jesteś. W dodatku wśród narodów świata. Szowinizm? Nie, szowinistami mogą być tylko Polacy, tacy jak Kaczmarczyk lub ?patriota? S. A ileż byłoby miłosierdzia w tym, gdyby taki medal przyznawać każdemu, kto uratował kogokolwiek! Jak widać, każda wspólnota wytwarza swoją prawdę historyczną, stosuje własne oceny.
Pokolenie, które stworzyło współczesną historię Świdwina umiera. Szkoda, że nawet nie ma komu go pożegnać. Spisać czyny i słowa. Biała plama rośnie. Za chwilę zrobi się z niej czarna dziura.