- Przez pięćdziesiąt lat o tym nikomu nie mówiłem. Pan jest pierwszy. – mówi Edward Kaczmarczyk i rozpoczyna swoją opowieść o życiu i śmierci. Życiu swoim i śmierci najbliższych; matki, babci, dziadka, rodzeństwa; Polaków na Wołyniu. Śmierci domu, w którym mieszkał, osady, gdzie stał dom, ścieżek, po których chodził, krajobrazu, który zapamiętał. – Byłem tam dziesięć lat temu z córką i absolutnie nie ma tam nic. Jest tylko las. – mówi rozpoczynając swoją opowieść.
O rzezi Polaków na Wołyniu przez ponad pięćdziesiąt lat nie mówiło się wcale. Krótkie wzmianki historyczne nie pokazywały obrazu tragedii, jaka się tam rozegrała. Historia Polski była okaleczona, jak okaleczeni byli ci, którzy rzeź przeżyli, jak okaleczona była pamięć następnych pokoleń Polaków, którzy wiedzieć powinni. Ze wstydem muszę przyznać, że i ja prawie nic o tamtych wydarzeniach nie wiedziałem. Zadając sobie pytanie – dlaczego? - uderzył mnie ogrom milczenia, jakie zapadło nad losem Polaków z Wołynia. Spotykałem przecież ludzi, którzy przeżyli Golgotę Wschodu, a i białe plamy historii po dziewięćdziesiątym roku szybko przecież zaczęliśmy – jako naród – wypełniać. Spotykałem więc i rozmawiałem z Sybirakami, dziećmi oficerów pomordowanych w Katyniu i Miednoje, Akowców wywiezionych po wojnie do ZSRR, żołnierzami Andersa, którzy po wojnie powrócili do kraju, żołnierzami podziemia, prześladowanymi przez stalinowski reżim.
Pojawiały się książki, wspomnienia, artykuły, filmy, zaczęto obchodzić rocznice poszczególnych wydarzeń, upamiętniać je w nazwach ulic, placów i szkół. O Wołyniu milczano. - Ale ci ludzie gdzieś muszą być – pomyślałem sobie z okazji mocno nagłośnionych, oficjalnych obchodów tragedii. Na pewno mijam ich na chodniku, spotykam w sklepie, może mieszkają gdzieś przy ulicy, którą często chodzę. Gdzieś przecież muszą być... A jakby ich nie było.
Przy pierwszej okazji zapytałem o to pana Franciszka Paszela. Musi coś wiedzieć, mieszka w Świdwinie “od początku”, też z Kresów, więc powinien być wyczulony na “tych” ludzi, na te tematy. Pan Franek zaskoczony pytaniem dłuższą chwilę “grzebał” w pamięci. – Zaraz, zaraz... Kaczmarczyk... Edward Kaczmarczyk. Chodziłem z nim do szkoły, ale o Wołyniu to on nigdy nie chciał mówić. Zawsze był małomówny. Nie wiem, czy będzie chciał z dziennikarzem rozmawiać. Mieszka chyba na Zawadzkiego. Zawiozę pana, to może mi się uda go przekonać – mówi i za chwilę wsiadamy do samochodu.
OFIARY Z ULIC OPRAWCÓW
Z ulicy Armii Krajowej skręcamy w Generała Zawadzkiego. Z których to Zawadzkich? – zastanawiam się przez chwilę. Jeżeli generał, to chyba nie Aleksander, powojenny aparatczyk komunistyczny, założyciel – o ironio – Związku Patriotów Polskich. Więc chyba Stanisław, również utrwalacz władzy komunistycznej, ostał się jako bohater zasługujący na pozostawienie mu ulicy. Czy zwalczał Armię Krajową? Bardzo prawdopodobne.
Skrzyżowanie takich ulic jest polską odmianą ironii, jaka przenika historię. Przypominam sobie tych wszystkich ludzi, których spotykałem wcześniej, prawdziwych bohaterów i patriotów, którym po wojnie zgotowano piekło.
W normalnym kraju byliby otaczani czcią i szacunkiem; w Polsce ludowej mieszkali w zatęchłych mieszkaniach czynszowych kamienic, w suterynach, klitkach ze ślepymi kuchniami, w pegeerowskich czworakach, jakich wiele wybudowano na wsiach. Żołnierze Września, Monte Cassino, bitew morskich i Powstania Warszawskiego, cywile obozów i zesłań, zaszczuci i sponiewierani musieli nieraz całe życie mieszkać na ulicach swoich oprawców; Stalinów, Bierutów, Zawadzkich...
WĄTPLIWY ŚWIADEK HISTORII
W dzielnicy dużych domów jednorodzinnych, wybudowanych całkiem niedawno, musi zaskakiwać widok domku poniemieckiego, przypominającego chatkę, przycupniętą tutaj, pozostawioną jakby przez roztargnienie architekta lub planisty miejskiego. Domek należy do miasta, czyli komunalny. Więc i tym razem nie jestem zaskoczony.
Pan Edward nie jest bohaterem żadnych wielkich wydarzeń. Nie jest nawet strażnikiem historii. Nie ma czego pilnować i doglądać; gdyby chociaż skrawek grobu... Nawet jako świadek mógłby być wątpliwy, bo gdy “tamto” się wydarzyło, był dzieckiem. Miał zaledwie sześć lat, jak wymknął się śmierci. Wyskoczył z wozu, którym uciekała jego cała rodzina. Wszyscy zginęli. Nie ma żadnych zdjęć, dokumentów, pamiątek, niczego. Oprócz pamięci.
BRAK JAKICHKOLWIEK INFORMACJI
Rodzina Kaczmarczyków mieszkała na koloni Siniaków, w gminie Poddębce*, w powiecie Łuckim. Edward urodził się w Berestianach i był synem Stanisławy, córki Wacława i Weroniki Kaczmarczyków. Matka miała jeszcze sześciu braci: Józefa, Jana, Stanisława, Kazimierza, Tadeusza i Mieczysława. Dla sześcioletniego wówczas Edwarda byli oni wujkami, chociaż Mieczysław był prawie jego rówieśnikiem; miał zaledwie dziewięć lat, Tadeusz – trzynaście a Kazimierz około piętnastu. Dziadek z babcią prowadzili gospodarstwo rolne. Pan Edward wyciąga kartkę i dokładnie rysuje układ zabudowań gospodarstwa, drogi, domy sąsiadów, którzy mieszkali w pobliżu; Ojciusia, Poliszuka i Kamińskiego. Zapamiętał Belweder. – Tak nazywaliśmy majątek, do którego chodziliśmy – mówi, ale nie potrafi powiedzieć, czy to była właściwa nazwa, czy określenie potoczne.
Już później, po powrocie do redakcji, odnajduję wzmiankę o Siniakowie i Belwederze w dwutomowym wydaniu Władysława i Ewy Siemaszków pt. “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”**. Można się z niej dowiedzieć, że Belweder był polską osadą wojskową, liczącą 29 gospodarstw. Powstała ona z parcelacji majątku Siniaków Stanisława hr. Jezierskiego.
Książka Siemaszków to jedyne w tej chwili dzieło w tak ogromny i rzetelny zarazem sposób dokumentujące zbrodnie dokonane na Polakach na Wołyniu. Autorzy opisali historię opierając się na ponad dwu i pół tysiąca dokumentów i relacji, do których dotarli i które udało im się samym zgromadzić. O Belwederze są zaledwie dwie wzmianki oznaczone numerami 536 i 2274; pierwsza pochodzi z Instytutu Hoovera w Stanfordzie, druga z londyńskiego wydania “Z Kresów Wschodnich R.P. Wspomnienia z osad wojskowych 1921-1940”. Sam majątek Siniaków figuruje pod hasłem: “Brak jakichkolwiek informacji o losach Polaków żyjących w 1943 r.”.
Może relacja pana Edwarda – pierwsza? jedyna? – wymaże chociaż plamkę w tej zapomnianej historii.
RZEŹ
- To było w lipcu 1943 roku – zaczyna opowieść. – W tym czasie już było słychać, że Ukraińcy mordują Polaków. To tam rodzinę wymordowali, to gdzie indziej. Przed nami wymordowali jedenastoosobową rodzinę.
On nazywał się Wagner. Chyba był Czechem, a ona chyba Polką; uratował się tylko sześcioletni chłopczyk, w moim wieku. Gdy rozmawiali o tym w domu już była mowa, żeby uciekać do większych skupisk Polaków. Pod koniec czerwca zostaliśmy doszczętnie obrabowani przez bandę ukraińską. Dziadek i moi wujkowie zostali strasznie pobici. Mieszkała u nas pani Paciejewska z szesnastoletnią córką, którą gwałcono na moim łóżku.
Mieszkanie obrabowano i zdemolowano, wszystko potłukli. Dziadek postanowił, że mamy uciekać. Dobytek załadowali na wóz. Wszystko się nie zmieściło, więc mieli drugi raz przyjechać. Niedaleko od budynku spotkaliśmy się z drugą rodziną, z którą razem mieliśmy jechać do Łucka. Nie dotarliśmy daleko. Gdy wjechaliśmy w wąwóz, w takie zagłębienie terenu, po obu stronach drogi rosły krzaki tarniny, usłyszałem krzyki. Ukraińcy napadli na nas i czym mieli rżnęli. Padły też strzały. Ja z tego strachu zeskoczyłem z wozu i uciekłem w krzaki, a z krzaków w zboże. Pojawili się Ukraińcy na koniach z karabinami maszynowymi i zaczęli szukać uciekinierów. Nie wiem, czy mnie zauważyli, ale strasznie strzelali; zboże aż syczało od kul. Ja przywarłem do ziemi i jak odjechali, wróciłem do gospodarstwa. Nie zdawałem sobie sprawy, że tam wszystkich wymordowali. Myślałem, że ktoś wrócił, więc wołałem – mamo, babciu, ale nikogo nie było.
TUŁACZKA
Zacząłem się tułać i to trwało około dwa tygodnie. Spotkałem Wagnera, tego sześciolatka, o którym wspominałem wcześniej i tułaliśmy się razem. Odżywialiśmy się tym, co zostało w piwnicy, która była wykopana koło domu, do którego co rusz wracaliśmy. W końcu postanowiliśmy, że trzeba dokądś pójść, w kierunku placówki, gdzie słyszeliśmy, że Polacy gromadzili się chroniąc się przed napadami. Po drodze znaleźliśmy dwa muce, tak mówiliśmy na kucyki, którymi wożono mleko, i na nich ruszyliśmy dalej. Pod lasem natknęliśmy się na Ukraińców, ale udało się nam uciec i w końcu dotarliśmy do placówki. Były tam trudne warunki. W nocy tak nas oblazły pchły, że nie można było spać. Po dwóch dniach poszliśmy dalej szukać swoich rodzin. Czy on znalazł, to nie wiem, ale prawdopodobnie nie. Ja poszedłem w kierunku majątku Siniaków. Po drodze napotkałem kilku ludzi, którzy kopali dół, gdzieś dwa na dwa i pół metra. Gdy podszedłem do nich, jeden po ukraińsku powiedział: Edek, uciekaj, bo ciebie zarżną. Kazał mi iść do swego domu, gdzie była swego czasu ochronka, czyli przedszkole. Tam kobieta dała mi mleka i jak się napiłem, wróciłem do domu.
Nikogo ciągle nie było, więc postanowiłem pójść do sąsiadów, państwa Kamińskich. Musiałem przejść przez gospodarstwo Ukraińca, nazywał się Ojciuś i miał trzech synów: Stiopę, Kolę i Aloszę. U Kamińskich pukałem, ale nikt nie otwierał. Gdy miałem odchodzić, uchyliły się drzwi i starsza pani Kamińska powiedziała: Edziu, nie wchodź, bo może Ukraińcy są na was źli, to i nas wymordują. Dała mi w chustkę kawałek chleba i butelkę mleka i kazała iść w stronę Łucka. Zaledwie minąłem stodołę, patrzę, a tu Niemiec stoi. Zaskoczony stanąłem i nie wiedziałem co zrobić. W końcu rzuciłem się do ucieczki, a on zaczął wołać – Edek, Edek, stój. Okazało się, że to mój wujek Józek, brat mamy, który był w partyzantce. Przeżył rzeź, wraz z bratem Janem, bo pracował w Łucku i nie było ich na furmance podczas napadu. Poszliśmy więc razem w stronę wioski Charażdże, do Łucka.
Tam ulokował mnie u pani Leokadii Andre. To była żona przedwojennego majora. Miała córkę Wandę. Po zajęciu Łucka przez Rosjan, dostaliśmy nakaz opuszczenia miasta. Zostaliśmy ewakuowani transportem do Chełma Lubelskiego. Wanda została, była aktorką i związała się z jakimś oficerem radzieckim.
Staliśmy na stacji dwa tygodnie i później przewieziono nas do Lublina, gdzie przydzielono nam pół pokoiku.
Trzeba było z czegoś żyć, więc pani Andre wysłała mnie do sprzedaży gazet. – Gazeta Lubelska, ciekawa, dzisiejsza – tak się krzyczało cały czas. Było ciężko, cały dzień pracowałem o kawałku chleba. Po pewnym czasie znowu spotkałem wujka Józka, w kolumnie samochodowej, która przejeżdżała przez miasto. Zabrał mnie ze sobą do Warszawy. Jak go zdemobilizowali, zaczął szukać na ziemiach zachodnich punktu zaczepienia.
Trafiliśmy do Świdwina, na ulicę Zduńską. Byli jeszcze Niemcy, ale później zostali wysiedleni. Było dobrze, dopóki wujek się nie ożenił. Zamieszkałem więc z wujkiem Jankiem, który przeszedł cały front, do Berlina. Odszukał Józka i też zamieszkał w Świdwinie.
PRZYSTANEK ŚWIDWIN
Pan Edward musi podjąć pracę, chociaż skończył dopiero piętnaście lat. Pracuje przy rozbiórce budynków. - Ręce to była jedna wielka rana od cegieł – wspomina. Rzucają go do pracy w Polskę, pod Olsztyn, na Żuławy.
Wreszcie wraca na stałe do Świdwina. Podejmuje pracę magazyniera w Państwowym Ośrodku Maszynowym (POM). Dzisiaj praca magazyniera wydaje się być lekką, łatwą i przyjemną, ale wtedy... – Jako magazynier paliw musiałem wszystko ręcznie pompować, bo nie było maszyn. Paliwo zaciągało się ustami. Trzeb było wtaczać na wozy beczki dwustu i pięćsetlitrowe, a byłem sam. Dopiero później doszedł pomocnik, pan Wlaźlik.
Przy takiej pracy dość częste były zatrucia ołowiem. Pan Edward musiał więc zmienić pracę, bo zaczęło mu szwankować zdrowie. Znalazł nową w mleczarni. Doczekał emerytury. Żyje skromnie z żoną, której życie również nie oszczędzało. Jej matkę Rosjanie wywieźli na Syberię. Była w jedenastu łagrach. Do Polski nie powróciła. Nieletnia wówczas dziewczyna została sama.
Kaczmarczykowie wychowali dwóch synów i córkę. Jeden z nich mieszka w Resku. Córka od czterech lat nie może znaleźć pracy. Ot, polskie losy w pigułce.
PRZEBACZYĆ?
Nie nam przebaczać za tych, których zdradzono o świcie – mówi poeta. Dzisiaj w proces wybaczania wtargnęła polityka i przy różnych okazjach ustawiają się kolejki polityków, skorych wybaczać w czyimś imieniu, bić się w piersi, mówić o pojednaniu w duchu politycznego konformizmu, zabiegając o polityczne punkty w rankingach popularności. Jak robi to prezydent Aleksander Kwaśniewski, którego formacja na pół wieku zamroziła proces pojednania, a dzisiaj są na pierwszej linii wybaczających i proszących o wybaczenie. By proces wybaczania win mógł dobiec końca, muszą być spełnione różne warunki. Podstawowym jest wiedza o faktach, na podstawie których trzeba dyskutować, oraz wolność wypowiedzi. Krzywda, strach, żal, nienawiść, tamowane w sercach i duszach, bez możliwości ich wypowiedzenia, nazwania, wypłakania i opłakania, nie mogą przemienić się w wybaczenie. Zalegając w umysłach i sercach zatruwają je. Wypowiedziane i wyżalone, ocenione i osądzone, mogą przekształcić się w wybaczenie, bo człowiek nie urodził się, by nienawidzić.
Wołyniakom nie dano jednak szansy na to. Prezydent Kwaśniewski w imieniu swojej formacji powinien więc najpierw do nich zwrócić się o przebaczenie, za odebranie tej szansy, za tajenie faktów i manipulowanie nimi, za to, że Kresowiacy zostali sami ze swoim bólem pamięci, zignorowani, zaszczuci, sponiewierani kłamstwami.
- Chciałem o tym mówić, ale nie pozwalano. Składałem życiorys do POM-u, to mi odrzucili, bo napisałem, że mi rodzinę wymordowali Ukraińcy. Pan Berkowski, wtedy był sekretarzem komitetu zakładowego, powiedział, bym napisał, że zginęli w czasie działań wojennych. Tak napisałem i przyjęli – mówi pan Edward.
WOŁYŃ WOŁA O PAMIĘĆ
Z otchłani naszej, polskiej historii, wciąż wydobywają się krzyki pomordowanych i pokrzywdzonych. To pokolenia naszych ojców i dziadów wołają o pamięć. Wołyń szczególnie domaga się pamięci. Z badań CBOS przeprowadzonych w dniach 4-7 lipca br. wynika, że 44 proc. Polaków nic nie wie o wydarzeniach na Wołyniu.
Pokolenia wychowane w PRL-u zostały ustawione plecami do własnej historii. Stąd dzisiaj chętniej czcimy Sydonię i Puchsteina w Łobzie, Feiningera w Trzebiatowie, Virchowa w Świdwinie i wielu innych znanych Niemców na Pomorzu, ślęczymy nad niemieckimi starodrukami, przepisując nie swoją historię, stawiamy pamiątkowe kamienie niemieckim przodkom, oczyszczamy niemieckie cmentarze zgorszeni wandalizmem ludzkiego zapomnienia i nietaktu. Wzruszeni swoim humanitaryzmem nie słyszymy krzyku za plecami. Nie dopuszczamy myśli o zdradzie, jakiej dokonaliśmy na naszych przodkach, odsyłając ich w niebyt, mordując ich po raz wtóry - naszym zapomnieniem. Odpłacą nam wzgardliwym śmiechem swoich wnuków i prawnuków, którzy za nic będą mieć nasze dokonania; cmentarze będą dobre na schadzki i picie wina, a czcić będą Ozziego Osbourna, Madonnę i Michała Wiśniewskiego z Ich Troje, bo dlaczego nie, gdy sami nauczyliśmy ich, jak unieważniać historię...
IDĘ DO LASU, ZAPALAM ŚWIECZKĘ I PŁACZĘ
- Nad moim życiem wisi jakieś fatum – próbuje sobie wytłumaczyć swój los Edward Kaczmarczyk. - Do dziś jestem zły, że znalazłem się na ziemiach, gdzie jest pełno Ukraińców. Bo czy to nie fatum, że ofiary osiedlono razem z oprawcami? Nigdy nie wiem, z kim rozmawiam, czy mogę szczerze rozmawiać, czy nie. Później to oni robili kariery w PRL-u, w partii. Pisałem do Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, opisałem, kto i gdzie zginął. Opowiedzieli w ten sposób, że nie wiedzą, o co mi się rozchodzi. Jeszcze w dodatku podpis z nazwiskiem czysto ukraińskim. To mnie jeszcze gorzej dobiło. Później dostałem pismo, że moją sprawę przekazano do prokuratury. To było po 1992 roku. I na tym koniec.
– Pyta pan, czego oczekiwałem? Chciałem pojechać i wskazać ten dół, gdzie prawdopodobnie leży pomordowana rodzina. Znaleźć grób. Przez te pięćdziesiąt lat nie miałem nawet gdzie zapalić świeczki. W Zaduszki, we Wszystkich Świętych wszyscy idą na groby i zapalają znicze. Ja idę do lasu, zapalam świeczkę i płaczę. Żona to rozumie. Wciąż słyszę te krzyki, gdy ich mordowano. Boję się ludzi, uciekam od nich.
Kazimierz Rynkiewicz
P.S. Z badań CBOS przeprowadzonych w dniach 4-7 lipca wynika, że 44 proc. Polaków nic nie wie o wydarzeniach na Wołyniu.
* Wieś PODDĘBCE. Upowcy zamordowali, przez przybicie do ziemi zaciosanym kołkiem, Halinę Dmochowską, długoletnią kierowniczkę szkoły i działaczkę społeczną wśród ludności ukraińskiej.
** „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, Władysław i Ewa Siemaszko; Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2000.
Moi przodkowie, rodzina > Mrazkow pochadza wlasnie z tych terenow. Moj praprapradziadek Nazywal sie Ferdynand Mrazek. Pani o imieniu Regina napisala, ze Jej rodzina nazywala sie Mrazek. Mysle, ze mozemy miec wspolnych przodkow. Jestem w posiadaniu dosc rozbudowanego drzewa genealogicznego naszej rodziny i wspolnie z innymi czlonkami rodziny poszukujemy naszych przodkow w celu uzupelnienia drzewa. Prosze Pania Regine, jesli tu jeszcze zaglada. o kontakt na tej stronie lub na gadu gadu 42799911.
~Regina
2013.05.09 09.34.16
My jak bylismy małymi dziecmi mama opowiadala jak Ukraincy pomordowali Polskich oficerów ale nie wolno nam było mówić nikomu o tych wydarzeniach Teraz dobrze sie stało ze chociaż troszke jest poruszany ten temat Moja babcia z domu Orlowska
jestem ciekawa czy ktos z rodziny żyje Krajewskich Zielinskich moja mama pierwszy mąż nazywal sie Konstantynowicz Wszystkie babcia imama i ciocie zostaly wdowami po wojnie zaczely zycie budowac od nowa Panie Kaczmarczyk to co Pan przezyl nigdy takiego dramatu sie nie zapomni.Teraz Ukraincy chetnie do nas przyjezdzaja bo u nas jest o wiele lepiej niz u nich. PAtrz jak mowil sw. pamieci moj wujek Zygmunt Jastrzebski razem my budowali bawili sie a teraz rewolucja pomaranczowa i walcza miedz soba PAN Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy.Juz poumierali babcia iciocie nasi rodzice i wujkowiea ja zawsze mysle ze tam moja mama sie urodzla Mam zamiar opisac Wspomnienia mojej mamy Pa
~Regina
2013.05.06 12.05.51
To jest prawda co tutaj piszecie Panstwo to byli mordercyMoja mama opowiadala co przezyli na Ukrainie imoja babcia tez opowiadala jak musieli uciekac bo czesc rodziny wymordowali.Ta historia bardzo dluga jest ktora dobrze znam.Moja babcia nazywala sie Mrazek a dziadek Wladyslaw Mrazek mieszkali kolo Mizocz we wsi CZerniawa Mieli trzy corki Marie Anne moja mama i emilie. Moja mama duzo opowiadala jacy dobrzy byli Ukraincy a ouzniej co sie zrobilo.Musze nadmienic ze moj dziadek byl CZechem ktory zginal w lesie pasl krowy Ukraincy siekiera odcieli mu glowe i nigdy nie poznalam dziadka.CHwala tym co walcza nie maja grobow nie winni nasze rodzinyPA
~Józek
2012.02.14 08.49.25
A kto zna historię życia i tragedii mieszkańców Kolonii Zastawie koło Ludwipola na Wołyniu ?
~Bozenna
2011.06.15 17.26.57
W polskich placowkach dyplomatycznych, w administracji rzadowej,samorzadowej jest wiecej Ukraincow niz Polakow. Oni maja wplyw na decyzje i to jest hanba dla Polakow!!
~Andrzej
2011.02.19 20.33.00
Jak to miło widzieć tylu Wołyniaków i miłośników Wołynia w jednym miejscu. Artykuł przeczytałem w reklamowanym przez Skoczka 478 nowym serwisie http://www.wolyn.btx.pl i musiałem wylądować wirtualnie na Pomorzu ;-). To chyba wołyńskie geny sprawiają, że "swój do swego ciągnie". Może dzięki takim ludziom jak autor artykułu i oczywiście wszyscy komentujący artykuł, cała "prawda o Wołyniu" tak skrzętnie skrywana pod dywanami kolejnych rządzących ekip nabierze zupełnie innego znaczenia. Razem możemy coś zrobić, w pojedynkę się nie uda. Autor zatytułował artykuł "WOŁYŃ WOŁA O PAMIĘĆ!" a ja dodaję, że "WOŁYŃ WOŁA O PAMIĘĆ i PRAWDĘ!!".
Jackowi dedykuję art. http://27wdpak.btx.pl/pl/wolyn/237-wolyn-moja-ojczyzna, bo z tym "tragizmem" w warunkach życia na Wołyniu mocno bym polemizował. Może kiedyś tak było ale przecież jeszcze niedawno nasze wsie nie miały elektryczności a dzisiaj widać zmiany in i u nas i na Wołyniu. Podobnie jak Skoczek 478 zapraszam Jacka i pozostałych komentatorów na forum http://forumpokolenia.27wdpak.pl/, gdzie możemy sobie pogadać i o Wołyniu i o pomocy dla rodaków na Wołyniu. W końcu jesteśmy pokoleniem Wołyniaków a to zobowiązuję.
~anka
2011.02.16 21.39.54
Dzisiaj dopiero dotarłam do tego artykułu i opowieści Pana Kaczmarczyka. Tak, to było ludobójstwo!, nie można tego inaczej nazwać. Mnie i mojej rodzinie bliższe są tereny Podola. Tu także dokonywano rzezi na Polakach. Co przeszli, a co przeżyli mieszkający tam Polacy od swych sąsiadów ukraińców, trudno opowiadać bez emocji. Tak się nie da.Ale pamiętać o nich trzeba, winniśmy to naszym przodkom, których groby tam zostały, choć zapewne zrównane z ziemią.
O losach ludności w województwie tarnopolskim opowiada książka wydana w Wydawnictwie Norton we Wrocławiu.
Zdobyłam tę książkę z wielkim trudem, dlaczego?.... a chociaż po to, aby pozostawić potomnym tę PRAWDZIWĄ lekcję naszej historii na Kresach.Celowo pomijaną przez lata PRL-u, bo tak było poprawnie.
Polecam ten materiał PP. Henryka Komańskiego i Szczepana Siekierki pt. " Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnoploskim 1939-1946 ".
Ps.Są tam zdjęcia, bardzo przejmujące i bolesne min. "Wianuszek śmierci".Czwórka polskich dzieci przywiązanych drutem wokół drzewa, we wsi Kozówka, w listopadzie 1943r., po jednej z " bojowych akcji do sławy wojaków" UPA.
Fot. wykonał niemiecki fotograf.
Głęboki ukłon dla autora tego artykułu, podjął temat którego unikają ogólnopolskie publikatory, mimo, że dotyczy to naszej najnowszej historii narodowej.Nie mniejszy pokłon wszystkim komentującym, wreszcie wierzę w następne pokolenia Wołyniaków.Szkoda jednak, że te głosy są tak rozsypane po Polsce i nie są zebrane w jednym miejscu, tak jak i walczący z "Kłamstwem Wołyńskim".Wołyniaków, Kresowiaków piszących mamy rozsianych po całej Polsce, ale mimo powstania Instytutu Kresowego, każde środowisko działa na własną rękę.Wśród Wołyniaków mamy bardzo wielu z pierwszych stron różnego rodzaju publikatorów, ba to oni są inicjatorami licznych, już "Otwartych Listów Protestacyjnych" kierowanych do różnych przedstawicieli władzy w naszym kraju w sprawach dt."Prawdy O Wołyniu".Walka się toczy o prawdę w sprawie "Ludobójstwa"i związanego z nim fałszowania historii, o zgroza, nawet przez naszych historyków próbujących wybielać OUN-UPA i sprowadzając tym samym mordowanie ludności polskiej do poziomu zatargów etnicznych.Dużo by można o tym pisać i trzeba, dlatego zapraszam zainteresowanych na nowo powstałą stronę http://wolyn.btx.pl/ z której można przejść do dawno istniejących :Pokolenia i 27 WDP AK, które zajmują się całą problematyką.Można tam znaleźć relacje, wspomnienia i artykuły w szerokim wachlarzu tematycznym.Nowa strona Wołyń powstała aby poszerzyć wiedzę o historii tego obszaru Kresów wschodnich, aby "NIE ZAPOMNIEĆ O WOŁYNIU".Zapraszamy wszystkich chcących podzielić się wspomnieniami i własnymi odczuciami na naszych stronach, wszak teraz to następne pokolenia muszą być "strażnikami pamięci". Wszelkiej pomocy i informacji udzielę również osobiście;skoczek478@wp.pl
~Ludwik
2011.02.02 18.36.06
Mój tata urodził się w Osadzie Sienkeiwicze. Miał 4 lata kiedy rozpoczęła się II WŚ. Rodzice ukryli go u ciotek i dzięki temu uniknął wywózki na Syberię, ale potem neiwiele brakowało a zginąłby w czasie jednegoz napadów ukraińskich na polskich i zaprzyjaźnionych z Polakami sąsiadów.
Zawsze głęboko przeżywam kiedy wspomianne są tamte okrytne dla wielu zdarzenia, ale jeszcze gorzej się czuję kiedy słyszę moich rodaków wypierających to z pamięci lub usprawiedliwiających bestialskich oprawców.
Założona przez mnie strona o Osadzie SIenkiewicze: www.lupi.netmark.pl - stale zbieram ocalałe z przeszłości wspomnienia bo należy szanować i zmarłych i tych, których krew przelano i którym zadano straszliwe cierpienia tylko dlatego że mówili po polsku a teraz nazywają to w mediach tzw czystkami etnicznymi.
~
2010.11.09 09.39.43
Prawda leży po środku, dopuki tego nie pojmiemy, i wspólnie sobie nie wybaczymy, będzie żle.Czy ktoś pokusi się aby wysłuchać tej drugiej nie mniej skrzywdzonej strony?My też mamy sporo za pazurami,ale tego lepiej nie pamiętać.Lepiej udawać ofiarę niż być katem!
~Lach
2010.09.05 16.07.03
Rzezie na Wołyniu to zbrodnia przeciwko ludzkości i tak należy podchodzić do tego tematu. Dopóki ta sprawa nie pozostanie należycie rozwiązana moja noga nie postanie na ukraińskiej ziemi, no chyba, że w odwecie. Ukraina to trzeci świat i niech zdychają z głodu w tym swoim bałaganie. Może i źle postępuję, ale mam do tego prawo i nie zamierzam tego zmieniać.
~Ukrainec
2010.05.21 18.01.43
Dobrze, że Polacy pamiętają i uczyć się historii ... Złe, że zapomniał w 1920s obiecał Europe pozwoli Ukraińcom autonomii, uniwersytetów, szkół, religijnych wolność...ale w rzeczywistości należały do Ukraińców, jak do bydło, i zniszczone szkoly, cerkvy i organizacje kulturalne, zakaz byl nie tyle do nauki - nie wolno mówić ukrainskiego języka itp. i to właśnie na ziemi, gdzie 70-90% ludności ukraincy!
W czasie wojny Polaky zabityly Ukraińców i to nie tylko na Wołyniu w latach 1943-44, a wcześniej w latach 1941-42 .... Ukraińcy nigdy nie byly wrogami Polaków, gdyby Polska nie jechał ukraińskim terytorium etnicznym. Nie jest prawdą, co UPA zabitych Polaków, bo byly Polakamy. W Żytomierzu było wielu Polaków i nikt nie przeszkadza, bo zwykle są one traktowane Ukraińcy nie są używane do Niemców i komunistów, jak Polacy i AK na Wołyniu ... Musimy wiedzieć nie tylko to, co chce, ale jak było naprawdę.
Polski szowinizm nie jest lepsza od nacjonalizmu ukraińskiego i nadszedł czas, aby wyciągnąć wnioski z tego - razem do skruchy i zapytać siebie przebaczenie.
~Agnieszka
2010.05.16 14.29.00
Mój ojciec urodził się we wsi Słobodarka-Helenówka gm.Rożyszcze,pow.Łuck
woj.Wołyń.To co przeżył, widział i był świadkiem wielu tragedii,którym zgotowali ukraińcy. Przez tyle milczał, bał się komukolwiek powiedzieć skąd pochodził, do tej pory nie może spać spokojnie, ciągle wracają smutne wspomnienie. Dopiero niedawno udało mi się przekonać mojego ojca, aby zaczął mówić, aby wreście to z siebie \"wyrzucił\". I tak powoli, staram się spisywać wszystkie wspomnienia mojego taty, bo ciągle mojemu ojcu mówię - jeżeli mi nie opowiesz - to moje pokolenie i młodzi - nie dowiedzą się jak było naprawdę.Aby historia nie uległa zakłamaniu. Jeżeli ktoś by pochodził z rodzinnych stron mojego ojca, a mogłoby się okazać, że wspólnie pamiętają ten koszmar,jaki zgotowali im ukraińcy -
podaję swój adres: agabury57@interia.pl - może wspólnie ocalimy od zapomnienia.
~Krzysztof
2010.02.10 19.27.49
Wielka szkoda że na lekcjach historii w szkole podstawowej ani średniej nie było wspomniane ani słowo na ten temat. Tu już nie chodzi o znalezienie winnych , bo oni raczej już nie żyją , ale o pamięć dla tych pomordowanych ludzi . Ale nasi włodarze w imię relatywizmu politycznego milczą. Na ukranie melnyk i bandera ( pisownia z małych liter celowa) mają swoje pomniki ... Gloryfikacja morderców z oun upa - przecierz to jest bezprawie ... A co na to kościół greckokatolicki ... milczy , bo tak łatwiej ... Dobrze że istnieją ludzie jak ks. Isakowicz Zaleski i inni , którzy walczą o pamięć dla tych ludzi. Jako naród powinniśmy się głośno upomnieć o nasze dobra kultury , kościoły , cmentarze itp. To nasza narodowa wartość .
~Jan
2010.01.19 22.31.35
Poszukuję informacji o zamordowaniu 32 mieszkańców wsi Zahorce w 1943 r.Najprawdopodobniej zamordowano tam mojego stryja Józefa Pawlikowskiego. Proszę o informację na e-mail: jp.poczta@gazeta.pl
~zbyszek
2009.12.25 11.10.59
Znam te historie bo moi rodzice pochadzą z okolic Lwowa ,dokladnie ze wsi Pnikut ,tam jednak działo sie to na o wiele mniejszą skalę niz w powiecie wołyńskim.Jest to nasz straszliwie smutna historia i należe ją pielegnować.
~wiesław
2009.11.24 19.56.15
ja dowiedziałem śię o pogromie na polakach z kśiążek ,ukraincy spod znaku tryzuba to nie ludzie tylko kuby rozpruwacze
~Damian
2009.09.29 15.23.17
Nie wiem nawet co napisać...
~bernadeta
2009.09.24 15.39.37
Ja o tych wydarzeniach dowiedziałam się kilka lat temu, moja babcia(teraz 83-letnia staruszka) niejeden raz opowiadała co przeżywała w tamtych czasach.Wprawdzie nie mieszkała na Wołyniu, tylko we wsi Pnikut(dawne województwo lwowskie) - ale dowiadywali się od uciekinierów, którzy cudem uszli z życiem - i umierali z przerażenia, że mordy dosięgną też ich. Mieszkańcy wioski przygotowywali się do ewentualnego ataku, mężczyźni na zmianę czuwali nocą.To opowiadania babci wzbudziły moje poważne zainteresowanie tym tematem. Bardzo żałuję, że nie dowiedziałam się tego np. na lekcjach historii i że tej pamięci nadal się nie pielęgnuje, w szkołach, w mediach, czy poprzez organizowanie centralnych uroczystości rocznicowych z udziałem urzędników państwowych najwyższego szczebla.Nie wolno zapomnieć w imię \"dobrych stosunków strategicznych z sąsiadami\". Cóż warta taka przyjaźń okupiona niepamięcią tysięcy bestialsko wymordowanych ofiar?? I cóż za haniebne porównywanie przesiedleńczej akcji WISŁA do ludobójczych akcji ukraińskich barbarzyńców?
~Krzysztof
2009.07.30 21.09.53
Witajcie ;) wiecie coś moze o majątku Siniaków ?? konkretnie chodzi mi o rodzine SINIAK