Świadkowie mówią: to radny Kozak uderzył głową Fluderskiego
(GRYFICE) Gryfice lotem błyskawicy obiegła wieść, że w czwartek, 30 sierpnia, po południu, lekarz (urzędujący także w szpitalu w Resku) i radny Krzysztof Kozak został pobity przez mieszkańca Gryfic Fluderskiego.
Do zdarzenia doszło około godz. 17.30, a już o 20.24 informację podał SuperPortal24, opatrując ją tytułem: „Pobili doktora Kozaka - skandal!”. Na drugi dzień rano jeszcze wymowniejszy był tytuł na portalu gazety Trybun Ludu: „Czy naćpana hołota zaatakowała Kozaka...???”.
„Trybun” dopatrzył się w tym zdarzeniu takich oto powiązań: „Dzisiaj odbędzie się posiedzenie sesji Rady Miejskiej (burzliwe jak mówią niektórzy), nasuwa się więc pytanie - czy ten brutalny incydent miał z tym coś wspólnego??? Skąd to pytanie? A no stąd, że napastnik - podobno F. - jest powiązany z „obrońcą” burmistrza niejakim Cz. i całą resztą. Był też kandydatem na radnego w ostatnich wyborach samorządowych, niestety z marnym skutkiem. Pytanie więc wydaje się jak najbardziej zasadne…”
SuperPortal24 nie dopatruje się związku zamachu na radnego Kozaka z burmistrzem, bo najbardziej martwi go to, czy radny pojawi się na sesji. Cytuję: „Dzisiaj (30 sierpnia) w godzinach popołudniowych, obradowała jedna z Komisji Rady Miejskiej w Gryficach, której członkiem jest między innymi dr Krzysztof Kozak radny z klubu Razem. W przerwie radny na chwilę opuścił gmach Urzędu Miejskiego i został zaatakowany słownie przez młodego mieszkańca Gryfic (znanego w niektórych kręgach). Ponieważ zignorował zachowanie mężczyzny, ten postanowił użyć silniejszych „argumentów” i po prostu pobił radnego Krzysztofa Kozaka używając w tym celu zarówno rąk, jak i nóg. Prawdopodobnie radny K. Kozak czuje się źle, ale wrócił na posiedzenie Komisji. (…) Dr i radnemu Krzysztofowi Kozakowi szczerze współczujemy i mamy nadzieję, że ten karygodny incydent nie wykluczy Go z obrad jutrzejszej sesji Rady Miejskiej”. - cytat dosłowny. A przecież byłaby to niepowetowana strata dla miasta, gdyby radny Kozak na sesję nie dotarł.
I choć w obu doniesieniach nie podano nazwiska napastnika, my je ujawnimy. Problem z tym, że podano dezinformację, która miała ustawić bieg wydarzeń w pewnym świetle, korzystnym dla radnego Krzysztofa Kozaka, gdyż - jak wynika z wypowiedzi świadków - sprawy mają się zupełnie odwrotnie! To Krzysztof Kozak zaatakował pana Sławomira Fluderskiego (a więc nie tego F., o którym piszą portale), który stanął w obronie ojca, Bogusława.
Z wypowiedzi pana Bogusława Fluderskiego wynika, że jak podjechał pod bramę młyna (za urzędem - na zdjęciu), w którym mieszka, i wysiadł, by otworzyć bramę, zaatakował go jeden z psów, które w tym czasie radny Krzysztof Kozak wyprowadził na spacer, w przerwie między komisjami. Psy były bez kagańców i smyczy. Radny Kozak miał nimi szczuć i zwyzywać Fluderskiego, za to, że zrobił mu i psom zdjęcia, komentując, że radny łamie prawo.
Z pomocą lżonemu ojcu pospieszył syn, Sławomir Fluderski, którego Kozak - jak powiedział nam młody gryficzanin obserwujący to zdarzenie: „Chwycił pana Sławka i zapalił mu z baniaka. Uderzył go z głowy”. Wysłuchaliśmy i nagraliśmy imiennie czterech świadków, a jest ich więcej, potwierdzających wersję panów Fluderskich, ojca i syna, którzy są gotowi zeznać to przed prokuraturą.
Wersja Krzysztofa Kozaka jest taka, jak podały portale - został pobity, ale - niestety - w miejscu, gdzie nikt tego nie mógł widzieć. Twierdzi, że z główki nikogo nie uderzył. Zrobiłem nawet z panem Kozakiem wizję lokalną. Jednak na nagranie swojej wersji wydarzeń nie zgodził się.
Zapytany o ten incydent na sesji Rady Miejskiej, przez jednego z radnych, również nie rozwiał jego wątpliwości, opisując to zdarzenie w słowach: Wczoraj na drodze publicznej w Gryficach napotkałem gówno. Słysząc pomruki oburzenia i okrzyki z sali, wyszedł zza mównicy i mówiąc, gdzie mogą go bić, pokazał wszystkim... tyłek.
Na nagranie swoich wersji zgodzili się ci, co to zdarzenie widzieli. Rozmowy ze wszystkimi osobami odbyłem w piątek, w dniu po zdarzeniu. Pan K. Kozak opowiedział swoją wersję, ale odmówił jej nagrania. Opiszę ją więc z pamięci. Nazwiska świadków zachowujemy do wiadomości redakcji.
BOGUSŁAW FLUDERSKI
Przedsiębiorca. Kilka lat temu kupił elektrownię wodną na Redze i sprowadził się do Gryfic.
- W tym dniu wróciłem do Gryfic z Poznania. Zajechałem przed bramę. Wysiadłem z samochodu, a tu nagle mnie pies atakuje, więc zasłoniłem się drzwiami samochodu. Ten, co mnie zaatakował, był duży, brązowy, bez kagańca, bez niczego. Patrzę, a niedaleko stoi drugi pies, ale tamten przystanął. Rozglądam się i widzę pana Kozaka. Aha, to pan radny, to tak pan przestrzega prawa... Wziąłem telefon i robię zdjęcia. To na to: - ty ku...wa śmieciu, jeszcze ci napier...lę. Dosłownie. W tym czasie idzie pani z księgarni, więc ja do niej krzyczę, bo on do mnie idzie mnie bić. Mówię do niej, niech pani patrzy, jak pan radny idzie mnie bić. Ona spojrzała i poszła dalej, ale to słyszała. I on mnie cały czas lży. Syn wyszedł i pyta się, dlaczego mi ubliża. Pan Kozak złapał syna za rękę i ciach go z główki. Syn odskoczył, a Kozak przewrócił się. Złapałem za telefon i dzwonię na policję. Dzwoniłem już wcześniej, na 112, ale nikt się nie zgłosił. Teraz dodzwoniłem się. Mówię Kozakowi, że zaraz policja przyjedzie. To za telefon i gdzieś dzwoni. Usiadł na murku i czekał. Myślałem, że też dzwonił na policję, ale za chwilę przybył pan Zdancewicz, ale już było po wszystkim. Wtedy razem poszli pod urząd, bo auto Kozaka stało na parkingu za urzędem i tam poszli, gdy przyjechała policja. Gdy policjanci spisywali nasze dane, te psy nadal biegały. Policjant spytał Kozaka, dlaczego psy nie mają smyczy i kagańców, to nic nie odpowiedział. Powiedziałem do policjantów: - No widzicie panowie, dalej mogą atakować, na co Kozak, przy policjantach, powiedział: - Takiej padliny jego psy nie ruszają.
Syn zwrócił się do policjantów, że Kozak nam ubliża, obraża nas, na co policjant powiedział, żeby go nie pouczać, bo on wie, co robi. Syn zapytał: - Słyszał pan. - Słyszałem. - To niech pan zapisze. A on - Niech pan mnie nie poucza.
Poprosiłem syna, żeby odszedł i mówię policjantowi: - Przecież ten pan, w obecności pana, ubliża nam, więc powinien pan co najmniej zwrócić mu uwagę albo wręcz, bo to jest obraźliwe, zapisać notatkę, że takie zdarzenie miało miejsce. Słyszał pan? Słyszałem - odpowiedział, ale czy to zapisał, nie wiem.
W pewnym momencie pojawił się w pobliżu człowiek w okularach i na boku cicho rozmawiał z policjantem, tym z wąsikiem, Kozakiem i Zdancewiczem. Nie znałem go, ale w pewnym momencie przechodzący człowiek szepnął mi na ucho, że to pan Mejna, prokurator. Nam się nie przedstawił.
Poprosiłem policjantów, by zapisali świadków, którzy widzieli całe zdarzenie, ale nie chcieli. Dopiero po naleganiu młodego człowieka, który to widział, zapisali go. Powiedzieli mi, że to jest sprawa cywilna, więc powinienem to zgłosić. Wziąłem syna i pojechałem na policję. Przyjęła nas młoda policjantka. Poszedłem pierwszy. Gdy doszedłem do tego, że to jest lekarz, pan Kozak, to ona wyszła mówiąc, że coś sprawdzi. Gdy przyszła, poprosiłem, by mi dała kopię zeznania, ale odmówiła, tłumacząc, że nie ma urzędników, by mi to zrobili. Poprosiłem na zakończenie, by teraz przesłuchała syna. Ona odmówiła, twierdząc, że jak nie odniósł obrażeń, to jest sprawa cywilna i tak dalej i nie przesłuchała. Byłem tym oburzony i gdy wyszedłem, zadzwoniłem do oficera dyżurnego komendy wojewódzkiej w Szczecinie i poprosiłem go o interwencję, ponieważ syn został uderzony, a policja nie chce przyjąć zgłoszenia. Powiedziałem mu, że dziwię się, czemu nie chcą przyjąć, a on powiedział, że też się dziwi. Chyba interweniował, bo umożliwiono synowi złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa i spisano zeznania. Potem razem udaliśmy się do domu. To wszystko.
KRZYSZTOF KOZAK
Znany w Gryficach chirurg. Radny Rady Miejskiej. Wpływowy polityk PO w Gryficach. Startował na burmistrza z rekomendacją posła Konstantego Oświęcimskiego z Rewala. Były dyrektor szpitala w Gryficach, były szef Okręgowej Izby Lekarskiej.
Rozmawiamy w czasie drugiej części sesji. Pan Kozak proponuje wizję lokalną, więc idziemy i opowiada mi swoją wersję. Nie zgadza się na nagranie. Pokazuje samochód, w którym siedziały psy. Cały dzień były w domu same, więc korzystając z przerwy pomiędzy komisjami, postanowił wyjść z nimi na spacer. Idziemy w kierunku bramy parkingu i skręcamy do młyna. Przed bramą skręcamy w lewo, w uliczkę prowadzącą wzdłuż ogrodzenia. Mój rozmówca opowiada, że idąc tą uliczką usłyszał z tyłu głos pana Bogusława Fluderskiego. Gdy się odwrócił, zobaczył że robi mu i psom zdjęcia. Pokazał mu podniesiony środkowy palec i poszedł dalej. Jednak po chwili pan Fluderski miał go dogonić z chęcią uderzenia, ale go odepchnął i poszedł dalej. Gdy już był za zakrętem, koło garaży, dobiegł do niego syn Fluderskiego i zaatakował. Pan Kozak chcąc to zobrazować zbliżył się do mnie, naparł na mnie brzuchem i przyłożył mi pięść do policzka. Tak to miało wyglądać. Spojrzałem na jego policzki, ale żadnych śladów po uderzeniach nie dostrzegłem, a przecież wiadomo, jak wygląda ktoś z podbitym okiem. Kontynuujemy wizję lokalną. Pan Kozak twierdzi, że po uderzeniach pięściami przewrócił się, a napastnik kopał go. Pokazuje mi zasinienie za uchem. Gdy syn pana Fluderskiego odszedł, zaczął wybierać numer w telefonie komórkowym, a że był zdenerwowany i miał aparat od miesiąca, wcisnął mu się numer prokuratora Mejny, którego poprosił o pomoc. Później wrócił, usiadł na murku koło parkingu i czekał. Twierdzi, że nikogo z główki nie uderzył.
ŚWIADEK nr 1
Młody mężczyzna, lat 19, z Gryfic.
- Jak pan znalazł się na miejscu zdarzenia?
- Staliśmy koło sklepu „Bartek” i paliliśmy papierosa. Zobaczyliśmy, jak pan lekarz zaczął szczuć starszego pana psami. Później wyszedł młodszy pan i chciał uspokoić tego pana, by nie było żadnych konsekwencji z tego. Podszedł pan lekarz i uderzył tego pana z głowy. Widziałem to.
- Znasz tego człowieka, który szedł z psami?
- Wiem że to jest lekarz, tak mniej więcej.
- Co się dalej działo?
- Nie wiem, bo poszliśmy.
- Byłeś przesłuchiwany przez policję?
- Nie. Ja dopiero [później] przyszedłem, bo myślałem, że coś się stało, że lepiej pójdę i powiem, że widziałem taką sytuację. Z kolegą zdecydowałem, z tym co byłem, że lepiej przyjść i wyjaśnić, żeby później nie było jakichś konsekwencji.
- Byłeś z kolegą. Kto to jest? On też to widział?
- Tak, to jest […]. On też to widział.
ŚWIADEK nr 2
Mężczyzna, lat 23, z Gryfic.
- Jak pan znalazł się w tym miejscu?
- Wracałem z Hosso i szedłem do brata, który mieszka tutaj obok. Usłyszałem, że ktoś tam krzyczy: h...ju, ty mi tam możesz i takie tam, więc zbliżyłem się. W momencie, gdy doszedłem, słyszałem i widziałem, że ten pan Kozak...
- Znał go pan wcześniej, czy widział pan obcego mężczyznę?
- Widziałem, że to jest ta osoba, bo widziałem też w gazecie, kiedyś nagłówki były i skojarzyłem po prostu. On był ordynatorem szpitala kiedyś. Jak już doszedłem, to zobaczyłem, że zachowuje się bardzo agresywnie do pana Sławka, którego też znałem. Pan Sławek mówił: - Odejdź człowieku, co ty robisz. A on że zaraz poszczuje psami. Chwycił pana Sławka i zapalił mu z baniaka. Uderzył go z głowy. Pan Sławek się cofnął i pan Kozak leciał na pana Sławka i wywrócił się. Wtedy poszczuł go psami. Pan Sławek odbiegł od tych psów. Były dwa psy, oba bez kagańców, jeden miał tylko taki pas. Ja widząc, jak poleciał na pana Sławka, krzyknąłem: - Człowieku! Co ty robisz?! Zaraz zadzwonię na policję! - On się przewrócił, zobaczył mnie i w tym momencie krzyczał do pana Sławka: - Ja cię skur...nu udupię! Dzwonię na policję! - Po czym wyjął telefon i zaczął dzwonić. Pan Sławek odsunął się i powiedział do mnie: - Widziałeś, więc będziesz świadkiem. - Ręce wziął do góry, że on mu nic nie zrobił, czego osobiście byłem świadkiem.
- Daleko stał pan od tego zdarzenia? 20-30 metrów?
- 10 metrów. Widziałem i słyszałem wszystko.
- Jak zachowywały się psy?
- Bardzo agresywnie. On poszczuł: - Bierz, bierz tą kurwę. Bierz, zabij tą kurwę - tak krzyczał. Do mnie też podleciały te psy. Jakoś udało mi się odpędzić te psy, ale rzeczywiście były agresywne, chociaż to takie psy, że bym nie powiedział, że one potrafią być agresywne, ale jaki pan, taki pies.
- Widział pan do końca całą sytuację?
- Tak. Pan Sławek przesunął się w stronę domu. Pan Kozak wstał, zaczął za nim iść, wyzywać, dzwonić na policję. Widziałem, jak pojawił się pan Zdancewicz, przyszedł, bo mieszka tutaj obok. Później przyjechała policja. Gdy pan Sławek rozmawiał z policjantami, powiedziałem do Kuby: - Chodź, idziemy, ja też powiem, co widziałem. Opowiedziałem policjantom całą sytuację. To zostało zanotowane.
- Może jeszcze pan coś pamięta, coś się panu rzuciło w oczy?
- Szczególnie w oczy rzuciło mi się strasznie agresywne zachowanie, że pan Kozak przedstawił swoją osobę, jakby był nie wiadomo kim. To naprawdę bardzo brzydko o nim świadczy. Takie zachowanie jest karygodne. Ja nie potrafię tego zrozumieć, jak osoba, radny bodajże teraz i były ordynator szpitala w tak karygodny sposób mógł się zachowywać. Byłem tą sytuacją bardzo rozdrażniony, bo pierwszy raz widziałem, żeby osoba starsza tak agresywnie się zachowywała, wyzywała na całe miasto, bluzgała, kurwiła, szmaciła drugiego człowieka, który mu nie zawinił.
ŚWIADKOWIE nr 3 i 4
Panowie w wieku około 30-40 lat.
- W którym momencie panowie zobaczyliście to zdarzenie?
- Byliśmy wczoraj u fryzjera. Po wyjściu od fryzjera zobaczyliśmy te wariujące psy. Te psy atakowały tych panów.
- Wyraźnie to się rzuciło w oczy?
- Tak, szczekały, ujadały, biegały. Jeden z panów uderzył drugiego. Starszy pan z psami, z brodą uderzył w głowę tego drugiego pana i odepchnął.
- A jak ta sytuacja wyglądała słowie? Słyszeliście coś?
- Po tym uderzeniu i odepchnięciu słyszałem tylko tyle, że ten pan po kogoś dzwonił, po jakichś znajomych.
- Ale krzyczał coś w trakcie?
- Tak. Odgrażał się. My zobaczyliśmy tylko koniec zajścia. Tylko tyle słyszeliśmy. Kolega do mnie powiedział: „zobacz, jedziemy nad morze i jeszcze takie rzeczy się dzieją”.
- Czyli wyszliście z zakładu i widzieliście akurat moment uderzenia?
- Tak. Wyszliśmy moment przed tym, psy szczekały i dlatego w ogóle spojrzeliśmy w tym kierunku. Ten pan podszedł i uderzył głową tego drugiego pana. Nie przewrócił się, dopiero jak ten pan go odepchnął, ale to naturalne. Zwłaszcza, że ten pan był taki niepozorny. Starszy człowiek, aż się sam zdziwiłem, że go przewrócił. Co on chciał osiągnąć? Nie wiem, czy był pijany, czy pod wpływem jakichś środków, ale normalny, zdrowy człowiek tak się nie zachowuje.
- Później odeszliście?
- Najpierw wróciliśmy do zakładu, zapytać panią co się dzieje. Ona powiedziała, że to jej mąż, poprosiła nas o numery telefonu. Nam to nie zaszkodzi, a można drugiemu człowiekowi pomóc.
- Skąd panowie przyjechaliście.
- Z Poznania i okolic Poznania. W Gryficach jest nasza baza wypadowa, stąd wyruszamy nad morze.
- Po tej rozmowie rozumiem, że jesteście gotowi poświadczyć to, co widzieliście.
- Tak tu nie ma czego się wstydzić. Tamten człowiek powinien wstydzić się swojego zachowania.
SŁAWOMIR FLUDERSKI
Syn Bogusława Fluderskiego.
- W którym momencie to się zaczęło?
- Robiłem coś przy agregacie prądotwórczym. Byłem w ciuchach roboczych, w smarach. Ktoś natrętnie dzwonił na mój telefon. Mam telefon dotykowy i mając brudne ręce nie sposób jest go odebrać. Więc po prostu telefonu nie odbierałem. Ale jak dzwonki się wiele razy powtarzały, to pomyślałem, że to może być coś poważnego. Patrzę, dzwoni moja żona. Wytarłem ręce i odebrałem. Jeszcze dostałem ochrzan, że nie odbierałem długo telefonu, a coś ważnego się dzieje, że radny ojca chce pobić i że atakują go psy. Wszystko rzuciłem i poleciałem. Widziałem sytuację, jak ojciec zasłaniał się drzwiami itd. Ten starszy facet, którego widziałem pierwszy raz w życiu, ubliżał: „ty mnie popamiętasz jeszcze” itd. Wszystkiego dokładnie nie pamiętam, to są emocje. Były wyzwiska. Sytuacja była następująca. Podszedłem do tego człowieka i powiedziałem: „weź te psy i wypierdalaj” - to były moje słowa. On na to wszystko \'z byka\' mnie, nie dyskutował nic. Nie spodziewałem się, że starszy człowiek w takim wieku może zaatakować młodszego. Jestem sprawniejszy od tego pana i dużo silniejszy. Nie wiem, co ten człowiek chciał osiągnąć. Odepchnąłem go i on się wywrócił. Tam był chyba taki próg i chyba o ten próg potknął się i dlatego wywrócił. I leżał, dzwonił gdzieś i cały czas groził, że będziemy mieli „przesrane”, że nas załatwi itd. Najpierw przyszedł pan Zdancewicz. Jak policja przyjechała, to stanęli sobie z nimi i coś tam rozmawiali. Dla mnie zachowanie tych policjantów było bardzo dziwne, my wezwaliśmy policję, my jesteśmy poszkodowani, bo jeżeli ktoś mnie uderzy z głowy, to ja się czuję poszkodowany. Tu było pełno ludzi. Podszedłem do tych policjantów z prośbą, aby spisali zeznania tych ludzi. Najpierw policjant zwrócił mi uwagę, abym nie mówił mu, co ma robić. Policjant powiedział mi - „to są pana świadkowie”. Więc wedle niego to ja powinienem latać i szukać świadków. To chyba policja jest od tego, powinno im zależeć na tym, żeby wszystko udokumentować. Ja nie jestem stąd, przebywam tu niecały rok. Nie poznaje nowych ludzi, nie znam osób. Ktoś tam krzyczał - „to lekarz”. Wie pan, zachowanie policjantów było bardzo dziwne. Niby tego człowieka brali na dmuchanie, ale nam nie pokazali jego wyniku. Natomiast jak ja dmuchałem, to jemu pokazali. Druga różnica była z tymi świadkami. Zdawałem relację panu policjantowi z całego zajścia, a tamten pan [Kozak] ciągle się wtrącał. W pewnym momencie jak doszedłem do tego, że te psy chciały nas pogryźć, to on powiedział, że „moje psy padliny nie jedzą”. Ubliżył mi. Poprosiłem policjanta, aby to zaprotokołował. A on do mnie w taki sposób bardzo niemiły powiedział „proszę mi nie mówić, co ja mam robić”. To zdenerwowałem się. Dałem mu lekko czadu, bo wie pan, człowiek widzi, że policjant robi coś nie tak, szkoda, że mnie jeszcze ten pan nie pobił przy nich. Dla mnie to była bardzo dziwna sytuacja. Ja się czułem poszkodowany. Zamiast go wziąć, psy latają, ani mu mandatu nie wypisali.
- Co działo się dalej?
- Jak się okazuje, przyjechał pan prokurator, zdaje mi się, że taką renówką Clio, czarną. Przyszedł i tam rozmawiali. Ze mną nie rozmawiali. Mam nagrany film, jak ustalają wersję z policjantami, tylko nie mam nagrane, co oni tam mówią. Ale wie pan, sytuacja jednoznaczna. Mam to nagrane, jak rozmawiają na parkingu.
- W końcu ojciec z panem pojechaliście na komisariat?
- Ojca przesłuchiwali, bo powiedziano nam, że dwóch nas nie przyjmą i że najpierw ojciec złoży zeznania, a potem ja. Powiedziałem, że chce złożyć doniesienie. Ojciec to jest inna sprawa. Ja chciałem zgłosić swoje zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Nie chcieli przyjąć. Dyżurny powiedział, że sprawę cywilno-prawną czy coś takiego. Ja miałem taką sprawę zakładać, a od pana Kozaka przyjęli. Czekaliśmy pół godziny, aby nas przyjęto. A pan Kozak z panem prokuratorem przyjechali i weszli tak jak do siebie.
- Czyli pan Kozak był na policji.
- Tak. Pan poszedł, to oni zaraz przyjechali. My czekaliśmy, a oni weszli jak do siebie, nas dwóch nie chcieli przesłuchiwać. Oni tam weszli wszyscy. Dla mnie jest to jednoznaczna sytuacja, dla każdego zdroworozsądkowego człowieka pewnie też.
- Potem pan Bogusław zadzwonił na komendę wojewódzką. Oni zadzwonili, żeby jednak przesłuchać pana i pan złożył zeznania?
- Ojciec składał zeznania przed jakąś kobietą, a ja przed mężczyzną. Podpisałem protokół, napisał dokładnie to, co mówiłem. Wie pan, ja nie chce nic koloryzować. Nie chcę nikogo oczerniać. Ale ja się czuję poszkodowany i oczekuję ukarania tego człowieka. Nie może być tak w tym kraju, żeby ktoś sobie robił prywatne eldorado i uważa, że jest bezkarny. Kombinacje. Pan prokurator na świadka? Ja bym chciał, żeby był świadkiem, bo ja mu udowodnię, że kłamał, bo mam świadków, tak jak pan widzi. Nikt nikogo więcej nie widział, a nagle pan prokurator i pan Zdancewicz są świadkami pobicia. Powiedział mi to policjant. Policjant na dyżurce powiedział, że prokurator występuje w roli świadka, że ja pobiłem tamtego człowieka. Mnie to nie obchodzi, że ten człowiek ma immunitet. Policjant mi od razu powiedział, że nie będą ściągać billingów. Ja chcę udowodnić, że ten człowiek jest zwykłym łapserdakiem, zwykłym łobuzem. A nie, że on się będzie zasłaniał swoim immunitetem. Żebym ja nie mógł udowodnić swoich racji, bo on ma immunitet? Co mnie to obchodzi.
- Mówił pan o jakimś nagraniu. Jak ono powstało?
- Mam je w komórce, żona ma też nagrane w komórce, jak on tu siedział. Pan zobaczy te ruchy, jego zachowanie. Ten człowiek w tym momencie nie wyglądał na trzeźwego. On ledwo łaził, miał dziwne ruchy. Ale jeśli policjant sprawdził trzeźwość, chociaż mam wątpliwości, czy rzeczywiście tę trzeźwość policjanci sprawdzali. Ja niestety tej lampki [alkomatu] od pana Kozaka nie widziałem.
PROKURATOR NA TELEFON
To jeszcze nie koniec tych zadziwiających wydarzeń. Już wiemy, że na miejscu pojawia się pan Jacek Zdancewicz (radny powiatu i niedawno zwolniony dyscyplinarnie dyrektor ZGK), a chwilę później przyjeżdża jego szwagier prokurator Krzysztof Mejna (zastępca Prokuratora Rejonowego). Ze słów K. Kozaka wynika, że najpierw zadzwonił właśnie do niego. Już później, po opublikowaniu artykułu zapowiadającego ten materiał na stronie internetowej gazety, prokurator K. Mejna informuje nas, że był tam prywatnie i zakazuje nam publikowania zdjęć, na których widać, jak z J. Zdancewiczem odbierają auto K. Kozaka z parkingu za urzędem. Najpierw jednak zawożą go do szpitala na obdukcję. W poniedziałek, 3 września, w „Kurierze Szczecińskim” pojawia się taka oto wypowiedź prokuratora Mejny: „Właśnie otrzymałem materiały z komendy. Zarejestrowałem sprawę. Powołamy biegłego. Jeśli okaże się, że doszło do naruszenia czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia trwał dłużej niż 7 dni, sprawa zostanie wszczęta z urzędu”. Z artykułu można domyślać się, że wypowiada się na temat K. Kozaka.
Czy jednak nie doszło tu do konfliktu interesów? Czy prokurator nie wpływał na pracę policji, nawet przyjeżdżając do zajścia prywatnie? Stanął przecież po jednej ze stron konfliktu. Zapytaliśmy o to wczoraj szefową Prokuratury Rejonowej w Gryficach Annę Brzózkę, która we wtorek wróciła z urlopu. To też istotny szczegół w tej sprawie, gdyż pod jej nieobecność, a więc i podczas zajścia, rolę szefa prokuratury pełnił jej zastępca, czyli K. Mejna.
Szefowa broni K. Mejny twierdząc, że był na miejscu zdarzenia prywatnie i ma do tego prawo. Mówi, że zastępca poinformował ją o całym zajściu i odebraniu auta K. Kozaka. Jednak gdy pytam, czy wie, że prokurator rozmawiał na miejscu z policjantem, wydaje się zaskoczona. A taką sytuację zaobserwowali obaj Fluderscy. Twierdzą, że po tej rozmowie zmieniło się nastawienie policjantów w stosunku do nich i nie chcieli oni wykonywać pewnych czynności. Wyliczany katalog zaniechań jest spory: nie ukarano na miejscu mandatem K. Kozaka za biegające psy bez smyczy i kagańców, nie chciano spisać personaliów świadków, policjanci nie reagowali na ubliżanie Fluderskim przez K. Kozaka (moje psy takiej padliny nie jedzą), nie pokazali S. Fluderskiemu wyniku Kozaka z alkomatu, chociaż jemu pokazali jego, nie chcieli przyjąć doniesienia S. Fluderskiego o uderzeniu go przez K. Kozaka. To poważne niedopełnienie obowiązków służbowych. Niespotykane również w takich postępowaniach, o czym zasięgnąłem opinii, były tzw. dosłuchania, czyli powtórne wezwania Fluderskich do złożenia zeznań.
Można zapytać, czy policjanci tak sami z siebie, czy jednak działał na nich dyskretny, bo prywatny, urok prokuratora.
Na dzisiaj wygląda to tak, że w prokuraturze są trzy zawiadomienia w tej sprawie: jedno Krzysztofa Kozaka o pobicie, drugie Sławomira Fluderskiego o pobicie i Bogusława Fluderskiego o szczucie go psami.
Kazimierz Rynkiewicz
Apel do Gazety Gryfickiej !! Pilnie potrzebuję telefon do prokuratora, ponieważ spotkałem się z gównem
~Starzec
2012.09.13 14.12.20
Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski -jest niewinny. Wykonywał jedynie polecenia z "góry", a cała ta gadanina to jest pokłosie tego, że "wpadł" w pułapkę zastawioną przez dziennikarzy. Prezes swoją postawa pokazuje jak działają tzw. "niezawisłe Sądy" - jest trybikiem w machinie. Był nieostrożny i musi ponieść "karę". Widocznie był przyzwyczajony do takich rozmów.
~
2012.09.13 13.49.16
Poniżej publikujemy tekstowy zapis nagrania, które dziś ujawniła "Gazeta Polska Codziennie". Chodzi o prowokację dziennikarską wobec prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego, który w rozmowie z dziennikarzem podającym się za urzędnika kancelarii Donalda Tuska prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu Marcina P., prezesa Amber Gold.
Sekretariat szefa Kancelarii Premiera się kłania. Panie prezesie?
M: Tak?
R: Będę próbował pana łączyć z panem Tomaszem Arabskim, natomiast pan Arabski ma jeszcze jakieś spotkanie ważne u siebie. Wczoraj przekazałem notatkę służbową panu Arabskiemu z naszej rozmowy. Bo rozmawialiśmy o spotkaniu... pan pamięta?
M: Tak, oczywiście, że pamiętam.
R: Ono wchodzi w grę jutro, tylko że... czytał pan dzisiejsze doniesienia? Tak naprawdę wczoraj postanowiliśmy z panem się skontaktować, ponieważ mieliśmy informacje, ponieważ nie wiedzieliśmy, czy też będą potwierdzone dzisiaj. Okazuje się, że Ministerstwo Sprawiedliwości wszczyna kontrolę tam właśnie u pana. Mimo wszystko...
M: Parę rzeczy tutaj trzeba (niezrozumiałe).
R: Właśnie, panie prezesie tylko, że chodzi o to, że to jest wszystko dzieje się bardzo naprędce, prawda? Spotkanie pan premier chce odbyć z państwem, tylko że ono wchodziłoby w grę dopiero po tym posiedzeniu, na którym zapadłaby ostateczna decyzja co do przyjęcia bądź odrzucenia wniosku o... tak, prawnika pana Marcina Plichty. Nie chcemy, żeby było tak, że potem wyjdzie, że jakieś naciski były ze strony Kancelarii Premiera. Pan rozumie?
M: Ja rozumiem.
R: Niech mi pan powie... proszę chwilę, poczekać dobrze?
M: Dobrze, dobrze.
R: Halo? Niech mi pan powie jedną rzecz. Czy pan już wie, kiedy będzie to posiedzenie, żebyśmy po prostu dzisiaj... już by pan sobie ustalił z panem Arabskim ten termin tego spotkania, ale to pewnie już w przyszłym tygodniu dopiero.
M: Ja mogę do posiedzenie wyznaczyć w zależności... no jaka jest... bo tak (niezrozumiałe). Ja to mogę wyznaczyć albo siedemnastego, albo nawet dwunastego czy trzynastego, także tutaj nie ma żadnego problemu. Już skład jest dawno... znaczy dawno już od dwóch dni już jest.
R: Państwo, do Państwa...
M:... także tam w ogóle ta sprawa już jest, oni czytają...
R: No właśnie. Chodzi o to, że my wczoraj dostaliśmy, jak dzwoniłem do departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości...
M: Tak,tak.
R: Oni już mają informacje, przekazała państwu akta.
M: Skład wyznaczony i skład już czyta akta i teraz jest kwestia... specjalnie się wstrzymywałem ewentualnie to jest też do rozmowy, czy bardzo przyspieszać, czy nie przyspieszać. Bo wtedy też muszę powiedzieć, żeby oni siedzieli dzień i noc, czytali to czy to, żeby tak na spokojnie... Chciałbym właśnie o tym też porozmawiać.
R: Panie prezesie, teraz jesteśmy w takiej sytuacji patowej. Dzisiaj naprawdę cały dzień o tym rozmawiamy od rana. My mieliśmy spotkanie o 10:00 z panem Arabskim, potem o 12:00 również. Pan Arabski otrzymuje informacje z Ministerstwa Sprawiedliwości, doniesienia mediów za chwilę mogą się okazać miażdżące, za chwilę może się okazać, że będzie jakaś informacja, która trafi do mediów, załóżmy o Kancelarii Premiera, o tych spotkaniach z państwem. Premier chce osobiście poznać i tak jak pan zaznaczył w trakcie naszej wczorajszej rozmowy ja również w notatce, którą przekazałem panu Arabskiemu.
M: Ja chciałem właśnie też przekazać dużo rzeczy panu premierowi. cd.. http://niezalezna.pl/32834-tylko-u-nas-stenogram-calej-rozmowy-z-sedzia
~
2012.09.13 13.46.27
No i mamy niezależne Sądy - dziennikarze z "Gazet Polskiej"
Temat dnia
13 wrzesień 2012
Sensacyjne nagrania ws. Amber Gold
Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w rozmowie z urzędnikiem kancelarii Donalda Tuska prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu Marcina P., prezesa Amber Gold. „Gazeta Polska Codziennie” jest w posiadaniu nagrania tej rozmowy. Samuel Pereira
http://gpcodziennie.pl/
~xxxxcxxx
2012.09.13 13.10.31
Coś zeznania panów Fluderskich są lekko rozbieżne. Psy pana Kozaka są psami bardzo łagodnymi....
~
2012.09.13 11.01.47
ale pijanego woźnicę to widzieli, jak szkapina truchtała z wioski do wioski...a synalka posłanki niekoniecznie !
~Jasiel
2012.09.13 09.09.24
A jak ta sprawa z bandziorkiem z Golczewa, co to jego mamusia posłanka a gryficka i kamieńska Policja nie widziała...przymykali oczy.
~fanta
2012.09.13 09.02.34
o jeja jak mi brakowało takich artykułów, dawno się nie śmiałam tak dobrze :)
dzięki
~Starzec
2012.09.13 07.29.22
"Poseł PO Konstanty Oświęcimski zorganizował swoje biuro w lokalu przeznaczonym dla rodzin znajdujących się w kryzysowej sytuacji – informuje Dziennik Powiatu Kamieńskiego. Według gazety poseł zalega z bieżącymi opłatami." -nie ma Oświęcimski poczucia wstydu i honoru. Takie małe, drobnomieszczańskie pazerniactwo -podłe co do gatunku. Tfu !
Gang pruszkowski -"niewinnie " siedział. Winę trzeba udowodnić !
~
2012.09.12 20.51.42
Gang babć ośmieszył prokuratorów
Emerytka i rencistka rozwijały dochodowy biznes. Oskarżone o wyłudzanie VAT trafiły za kratki. W sądzie pokonały prokuratorów. Tylko fiskus nie odpuścił
Jak działa system idioto, system prokuratur -którzy odwalają robotę, bez solidności, chałturzą, pod publikę -zrozumiałeś kretynie ?
~
2012.09.12 20.19.46
Co ty wiesz -tyle ile zjesz :-(
~
2012.09.12 20.10.53
Od prowadzenia sledztwa są prokuratorzy tak mi sie wydaje Pseudo swiadków zawsze można znależć ale po co pisać tego nie wiem
~
2012.09.12 19.58.53
Nie wiem jak było ale psy Kozaka nie atakują Sa stare i ślepe i bardzo łagodne Kozak w słowach może i coś powiedział ale trudno mi uwierzyć aby kogos zaatakował A kto tam mieszka obok Bartka to dla ci swiadkowie to niewiem czy nie koledzy
~
2012.09.12 19.55.58
Policja zabroniła mu siadać za kółko, bo dzień wcześniej jechał w Rajdzie Barbórki, a dwa dni wcześniej grał finał US Open. Jasne matole czy nie?
~
2012.09.12 19.45.19
Coś sie prokuraturze dobierają do dupy po procesie gangu pruszkowskiego :-))))