10 listopada br., w Połczynie-Zdroju, odbył się już IV Marsz Niepodległości, któremu w tym roku przyświeca hasło: „Polacy – Niemcy – Żydzi na Ziemi Połczyńskiej i w Republice Popielewskiej”. W marszu wzięło udział 46 osób, głównie uczniowie ZSP w Połczynie-Zdroju oraz Gimnazjum, jak również mieszkańcy.
Celem Marszu było upamiętnienie 91 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, z wykorzystaniem elementów historii lokalnej. Także budowanie wśród uczestników poczucia wspólnoty narodowej i zakorzenia w historii Połczyna-Zdroju i okolic oraz poszanowanie tradycji innych narodów i wyznań, tworzących lokalną historię. I i II Rzeczpospolita była państwem wielonarodowościowym, szczególnie uwidoczniało się to na kresach państwa. Połczyn-Zdrój leżał na Pomorzu Zachodnim, w pobliżu północnozachodnich granic I Rzeczypospolitej (ok. 4 km) i z tego powodu wielokulturowość wpisana była w życie jego mieszkańców.
Do zorganizowania marszu o tematyce związanej z wielokulturowością, skłoniły mnie przeczytane w ubiegłych latach książki, podejmujące zagadnienia życia tutejszych mieszkańców, od XIX wieku do zakończenia drugiej wojny światowej. I właśnie w kontekście wydanej przez PIW, w 2007 r., książki Romana Fristera „Miłość niemożliwa”, będącej sagą żydowskiego pomorskiego rodu Levy`ch, zamieszkałych w Połczynie, zrodził się pomysł upamiętnienia tej rodziny. Ostatni przedstawiciel rodu, dr Leo Levy, świadomie zrezygnował z możliwości emigracji z Niemiec, które traktował jako swoją Ojczyznę, choć, jak sugeruje tytuł książki, miłość ta nie została odwzajemniona i zapłacił za nią cenę życia, ginąc w czasie Nocy kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 roku.
Po drugiej pozycji, jaką przeczytałem w roku ubiegłym („W imię lepszych Niemiec. Życie Ruth von Kleist-Retzow 1867-1945”, wyd. Polnord-Oskar), stawiałem sobie pytanie - jto się stało, że w środowisku tak rzekomo typowym dla dawnych Prus, znalazła się rodzina, która w najczarniejszym dla Niemiec okresie nie tylko bardzo wcześnie rozpoznała prawdziwe oblicze hitleryzmu, ale i zwalczała go konsekwentnie, i nieomal heroicznie, aż do samego końca?
Lektura książki dostarcza odpowiedzi na to pytanie i dlatego rodzina i krąg najbliższych przyjaciół Ruth von Kleist-Retzow, których charakterystyczną cechą było w latach 1933-45 niezawodne wyczucie przyzwoitości politycznej i uczestnictwo w opozycji antyhitlerowskiej, zasłużyli sobie na to, aby być w Polsce znani.
Można zapytać przewrotnie, czy w dniu Święta Niepodległości można stawiać postaci innych narodowości za wzór dla Polaków? Odpowiedź będzie zależała od wrażliwości na przekaz, jaki te postacie niosą. Będąc 11 listopada, już po zorganizowanym marszu, na uroczystej Mszy świętej w kościele NPNMP w Połczynie-Zdroju, z okazji Narodowego Święta Niepodległości, uświadomiłem sobie, słuchając Ewangelii, przeznaczonej na ten dzień, fakt, jak często Jezus stawiał za wzór wiary i postawy moralnej do naśladowania obcych, np. znienawidzonych przez Żydów Samarytan. Więc, czy nadużyciem będzie stawianie za wzór obcych, którzy za ogólnoludzkie wartości oddali własne życie? Nadużyciem byłoby zamknięcie się w ksenofobicznej postawie, czyli nieumotywowanej niczym wrogości do obcych. Tematyka i program marszu podporządkowane były wspomnianym wyżej postaciom oraz innym faktom i osobom związanym z historią lokalną, które przedstawię, omawiając przebieg marszu. Nie bez znaczenia był też motyw religijny związany z listopadem, jako miesiącem modlitwy za zmarłych.
Opis przebiegu marszu
O godzinie 17. nastąpił wymarsz z boiska szkolnego przy ul. Staszica 6, do Sanatorium „Marta”, w którym przed II wojną światową mieszkała rodzina Levy`ch. Tu nastąpiło uczczenie pamięci dr. Leo Leve’go – odmówieniem Kadysz, w rocznicę śmierci zadanej przez bojówkarzy S.A., 9 listopada 1938 r.
Do tego punktu programu chciałbym dodać, że dzięki życzliwości księdza Henryka Romanika, znawcy judaizmu w naszej diecezji, otrzymałem modlitwę „Kadysz pod Krzyżem”, przeznaczoną dla chrześcijan, która została zatwierdzona przez śp. biskupa seniora Ignacego Jeża i rabina Symchę Kellera z Łodzi, a następnie odczytana publicznie, w obecności Żydów, Niemców, Ukraińców i Polaków, podczas uroczystego otwarcia, 18 października 2000 r., w Kołobrzegu, lapidarium w miejscu starego kirkutu.
W miejscu tym odczytany został komentarz, który zawierał odniesienie do niespełnionej ostatniej woli żony zamordowanego przed 71 laty Leo Levego, która pragnęła, by został odmówiony kadysz. Mogliśmy, jako chrześcijanie, spełnić go w formie przedstawionej wyżej, by nie uzurpować sobie prawa do tej, przynależnej tylko Żydom. Listopad, będący dla nas miesiącem modlitw za zmarłych, stał się więc możliwością poszerzenia oddziaływania modlitwy Kościoła za wszystkich zmarłych, również Żydów.
Około godziny 19., w Popielewku, dawnym majątku junkierskim, miało miejsce wspomnienie o Ewaldzie von Kleist ze Smęcina – współorganizatorze zamachu na Hitlera, straconym 9 kwietnia 1945 r. Do opisu tego punktu programu wykorzystam odczytany tam przez jednego z uczniów komentarz: „Rodzina Kleistów ze Smęcina i Kikowa pod Tychowem zapisała chlubną kartę w historii Niemiec. W czasie, gdy Hitler uwiódł większość Niemców, pozostali jasnymi punktami oporu przed wszechogarniającą hipnozą zauroczenia Hitlerem. Ewald Kleist zapłacił ceną najwyższą: oddał życie za Niemcy, lepsze Niemcy, niż te, w których przyszło mu żyć. Jak dziś brakuje właśnie takich ludzi, którzy nie płyną z prądem potocznych opinii, bycia tzw. trendy. Konserwatywne wartości, zakorzenienie w chrześcijaństwie i tradycjach pruskiej arystokracji, zaowocowały świadectwem życia i męczeństwa w imię lepszych Niemiec”.
Około 19.15 przekroczenie granicy „enklawy polskiej” na bliskiej Strudze - symboliczne wejście do polskiej enklawy w latach 1668 – 1817. Niech za opis tego punktu posłuży również odczytany tam komentarz: „To w tym miejscu wchodzimy na terytorium I Rzeczypospolitej, państwa, w którym żyły przez wieki różne narody. Dziś staramy się uczcić pamięć tych, którzy żyli na tej ziemi polskiej: Polaków, Niemców i Żydów. Wydaje się, że nie sposób tego pogodzić, ale czy granica, jakakolwiek granica, szczególnie ta, która poprzez wzajemne uprzedzenia dzieli ludzi, nie jest zachętą do tego, żeby ją przekroczyć. Przekraczając tę granicę, wchodzimy w rzeczywistość zapoczątkowaną przez wielkich Polaków, takich jak Prymas Tysiąclecia - inicjator listu pojednania biskupów polskich do niemieckich z okazji Millenium 1966 roku”.
Około 19.30, w świetlicy w Popielewie, miała miejsce prezentacja multimedialna poświęcona odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku oraz został przygotowany przez mieszkańców poczęstunek, gorące kiełbaski, napoje i słodkie bułki. W tym miejscu chciałbym szczególnie podziękować sołtysowi, panu Antoniemu Wilniewiczowi, za zorganizowanie wyżywienia i obsługi. Świetlica w Popielewie stanowi pozostałość po dawnym domu rabina, można więc powiedzieć i wierzyć, że w tajemnicy świętych obcowania umożliwił nam on gościnę w swoim niegdysiejszym domu.
Po posiłku, około godziny 20.15, zapaliliśmy znicz na pożydowskim cmentarzu w Popielewie czytając komentarz: „To przez ten znak chcemy upamiętnić tych wyznawców religii mojżeszowej, którzy na tej ziemi popielewskiej stanowili 2/3 ludności. 200 lat temu domy w Popielewie rozbrzmiewały co szabat językiem naszych starszych braci w wierze. Idziemy przez tę ziemię w Popielewie po ich śladach. Nie możemy wykreślić pamięci o nich. To nie są ludzie obcy, ale Ci, którzy nas poprzedzają”.
Po kilku minutach, w kościele MB Różańcowej w Popielewie, upamiętniliśmy niemieckich i polskich mieszkańców Popielewa, poprzez uroczyste odczytanie listy proboszczów, od czasów reformacji do chwili obecnej. Były to swoiste ekumeniczne wypominki, zakończone dziesiątką Różańca, poprowadzoną przez proboszcza ks. Stanisława Wronę.
Około 20.45 nastąpił wymarsz, przez Zdroje do Ogrodna, gdzie czekało nas ognisko przygotowane przez mieszkańców, na czele z sołtys panią Magdaleną Szmidt i panami Tadeuszem i Markiem Stanisławczykami, a potem już tylko „dłuuuga” droga do Połczyna, przez Ogrodno, Ogartówko i Wieś Połczyńską, pod Kościół NPNMP, gdzie dotarliśmy po 20 km marszu, do pomników biskupów Erazma Manteuffla i kardynała Ignacego Jeża. Tu miał miejsce ostatni punkt marszu, spinający klamrą całość zamysłu. Niech za opis posłuży przeczytany tam komentarz: „Zakończyliśmy nasz Marsz Niepodległości w miejscu jedynym w swoim rodzaju - przy pomnikach dwóch biskupów: biskupa Erazma - syna połczyńskiej ziemi, świadka wierności Kościołowi rzymsko katolickiemu, za wierność któremu zapłacił cenę utraty urzędu i biskupa Ignacego Jeża, który jest poniekąd, po ponad 400 latach, jego następcą. Biskup Ignacy, poprzez honorowe obywatelstwo, też jest Połczynianinem. Na tej ziemi stał się orędownikiem pojednania polsko-niemieckiego. Mimo cierpień doznanych w obozie koncentracyjnym w Dachau, czerpał z duchowego dziedzictwa chrześcijańskich Niemiec, propagując np. Dzieło szensztackie w naszej diecezji i w Polsce. Dwaj biskupi - Niemiec i Polak - stoją zgodnie w pobliżu Kościoła i herbów Połczyna, miasta, które ma i polską i niemiecką i żydowską historię, z której powinniśmy czerpać to, co dobre dla nas samych i rozwoju naszego miasta”.
Pamiatkowe zdjęcie uczestników wykonane zostało przez pana Jacka Gugulskiego, na schodach Sanatorium „Marta”, czyli blisko miejsca, w którym zginął, w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku, dr Leo Levy. W miejscu tym składam mu podziękowanie, jak również tym, którzy wsparli inicjatywę umieszczając informacje na stronie internetowej UMiG w Połczynie Zdroju z Panią Burmistrz Barbarą Nowak na czele.
Wypowiedzi uczestników zebrane po marszu.
- Bardzo podobała mi się atmosfera, ciekawa droga i gościnność w Popielewie. - Agata Bodnar.
- Podobała mi się prezentacja w Popielewie oraz cała droga, którą szliśmy, było wesoło i miło. - Dariusz Tałocha.
- Najbardziej zapamiętałem przybycie do kościoła w Popielewie i modlitwę za zmarłych proboszczów, a także spotkanie z przyjaciółmi w drodze. - Michał Wardęga.
- Najbardziej zapamiętałem śpiewy piosenek w lesie. - Hubert Dołasiński.
- Podobały mi się więzi między wszystkimi ludźmi, czyli ten wspólny cel, a także spotkanie w Popielewie oraz cała droga przemarszu, która była bardzo miła, a czasem zabawna. - Radosław Berent.
- Nie spodziewałem się, że atmosfera wymarszu może być taka dobra, szczególnie zapamiętałem gościnność miejscowych w Popielewie. - Tomasz Bukowski.
Bogusław Ogorzałek
Ciekawe,w III RP odwagi potrzeba aby obchodzić Dzień Niepodległości, może i Boże Ciało.W IV RP nie do pomyślenia.Ks.Ciućka bez problemów..., ale problem miał inny uczestnik tego wydarzenia - ponad setkę wpisów na forum Głosu Koszalińskiego i większość obelżywych. A więc odwaga jest wymagana w tym społeczeństwie.
~Marian
2009.11.29 12.02.27
Gratulacje dla pana Ogorzałka, ale z tą odwagą to Z. Cz. przesadził, bo na przykład ks. Ciućka bez problemu robi obchody Nocy kryształowej w Świdwinie. Gdyby zrobił Mszę za Katyniaków albo pomordowanych w ludobójstwie na Kresach, to dopiero by wykazał się odwagą! Jak trzeba się zaprzeć, by omijać polskość i historię naszych ojców szerokim łukiem. Przykrywać TAMTO milczeniem. Odcinać się od korzeni. Smutne.
~Z.Cz.
2009.11.28 18.27.41
Historia to nie fizyka, nic na siłę. A inicjatywa połczyniaków piękna.
~Zdegustowany
2009.11.25 12.42.03
Panie Z.Cz.Uspokój się trochę i nie podniecaj tym artykułem, który tworzy jakąś historię na siłę.
~ZCz.
2009.11.23 19.02.29
Gratuluję pomysłu, imprezy i odwagi/Niemcy,Żydzi,Niepodległość/.Cieszy, że odkrywacie nieznane fakty z przeszłości.Żydzi z \" królestwa popielewskiego\" które szczyciło się dwoma synagogami i 2 hektarowym kirkutem/ ciekawe w którym miejscu stały synagogi i gdzie leżał cmentarz.Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam Z.Cz. Świdwin