(FELIETON) W czwartek rozpoczyna się długi weekend, choć w piątek jest normalny dzień pracujący. Wielu weźmie urlopy, by przedłużyć weekend do czterech dni. Warto wcześniej sprawdzić, które urzędy są nieczynne, bo można pocałować klamkę.
W całym regionie rozpoczyna się wiosenny wysyp imprez, poczynając od tych pierwszo i trzeciomajowych. W maju również wybory do europarlamentu. Wcześniej obchody 10-lecia Polski w Unii Europejskiej. Gdyby nie robiły tego urzędy, ludzie nie wyszliby spontanicznie na ulice świętować, bo zabiegani nie mają zbyt wiele sił na coś takiego, a ci co mają, to będą świętować na zmywakach w Anglii i budowach w Niemczech. Właśnie dowiedziałem się od Marcina, że wyjeżdża z żoną do Dublina. Marcin dobrych kilka lat temu zaczynał swoje życie społeczne w redakcji, gdy przynosił teksty sportowe. Później założył Łobeski Klub Biegacza „Trucht” i zorganizował biegi uliczne. Pracuje jako listonosz. Było ich pięciu, ale dwóch zwolnili w ramach oszczędności, więc trzech robi za pięciu. Żona nie może znaleźć pracy. Marcin nie zdzierżył już tego i wyjeżdża do brata, który do Irlandii wyjechał kilka lat temu. Tusk obiecał, że będą wracać. Nadal wyjeżdżają. Gdy rozmawiam z ludźmi, większość ma już kogoś zagranicą. Ja też. Niektórzy pocieszają się, że się tam nawet nieźle urządzili. Bo lepszy system. Dla mnie to brzmi jak zarzut, bo nie potrafiliśmy urządzić własnego Domu dla własnych dzieci. Co z nas za rodzice.
W telewizji pokazali, jak Tusk uchachany śpiewa Hej Jude Beatlesów. To miała być pijarowska zapowiedź klipu o 10 latach Polski w UE. Ja tę piosenkę śpiewałem ponad 30 lat temu na obozie w Limanowej, pięknej dziewczynie z Krasnystawu. Może imponowała jej ta moja angielszczyzna. Później wygrałem nawet jakiś konkurs w Dzienniku Ludowym, pisząc, że Beatlesi to najlepszy zespół wszech czasów. W nagrodę dostałem czarno-białe zdjęcie Johna Mayalla. Odbitkę oczywiście. Na przełomie szkoły podstawowej i liceum zbieraliśmy prospekty samochodowe. Do dzisiaj pamiętam tekst: Dear Sir. Please send labels and prospects yours firm. Klepaliśmy go i wysyłaliśmy do firm motoryzacyjnych na całym świecie. I o dziwo, przysyłali, nam dzieciakom. Lśniące prospekty Volvo, Mercedesa, nalepki STP, a Champion załączył nawet świecę samochodową. Gdy już się naoglądaliśmy, przerzuciliśmy się na taśmy i płyty: Breakout, Niemen, SBB, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Cream, Deep Purple, Led Zeppelin, Pink Floyd i co tylko dało się kupić lub nagrać.
Gdzieś równolegle zacząłem czytać. Kupowałem Wielką Brytanie i Amerykę, wychodziły takie miesięczniki. Można więc powiedzieć, że byłem światowcem nie opuszczając miasteczka. Kto przeczytał choćby „Trzecią falę” Alvina Tofflera, to wie, o czym mówię. Ale też powoli człowiek wyrastał z tego wszystkiego, bo taki jest naturalny proces dojrzewania. Bo gdy już nabierze, to musi zacząć oddawać, by inni mogli brać, i oddawać dalej. Tak tworzymy kulturę swojej cywilizacji. Bierzemy od pokoleń minionych i przekazujemy następnym, dokładając swoją cegiełkę.
I tak sobie myśląc o tym 10-leciu w UE zastanawiam się, komu i co przekażemy, jeżeli wkoło robi się pusto; fizycznie, intelektualnie i duchowo. Patrzę na naszego premiera śpiewającego Hej Jude, ze śmiechu pokładającego się na rządowym biurku, i zastanawiam się, czy facet zatrzymał się na etapie nastoletniego „robienia jaj”, czy też bawi się naszym krajem na poważnie. To znaczy wie, że trzeba „robić jaja”, bo jego wyborcy to „jajcarze”, więc on im zupełnie poważnie będzie te wygłupy serwował. Wolałbym, żeby to Tusk wyjechał do pracy do Dublina i tam „robił jaja”, a Marcin został w Łobzie, bo Marcin dawał coś od siebie swojemu miastu i poważniej traktował pracę listonosza, niż Tusk rządzenie państwem.
Kazimierz Rynkiewicz