(ŚWIDWIN) Po wielu latach przerwy, mój ostatni epizod ze „Spójnią” zakończył się po trzech miesiącach, czyli na miesiąc przed zakończeniem przygotowań do rozpoczęcia rozgrywek drugiej rundy 2013/14 r.
Jako ten, który zna świdwińską piłkę nożną od 1948 roku, postanowiłem wejść mocniej w temat - od lat chronicznej słabości świdwińskiej piłki - i zgodziłem się pomóc prezesowi „Spójni” panu Stefanowi Basiów, wyjść z bardzo trudnej sytuacji w rozgrywkach. Powodem mojego włączenia się w życie „Spójni” był dług wdzięczności, jaki miałem wobec pana Basiowa, który w życiu pomagał mi jako asystent, właśnie w tejże „Spójni”.
Codzienna praca szkoleniowa dała mi pełny obraz stanu posiadania ilościowego i jakościowego zawodników. Jednoznaczne rozpoznanie zespołu, który składał się przeważnie z młodych i nie czytających piłki nożnej zawodników, pozbawionych wiary w trening oraz starszych, którzy posiadali już określony staż piłkarski, wsparty nawykami nie przynoszącymi efektów. Powyższy stan rzeczy wynikał z tego, że w Klubie popełniano przez lata błąd, wynikający z nieracjonalnego przeprowadzania zmiany pokoleniowej kadry pierwszego zespołu. Znaczy to, że w Klubie nie można dopuścić do istnienia grup starych i młodych zawodników. Powinna i musi funkcjonować i współżyć jedna grupa, która reprezentuje miasto i jego społeczność, oczekującą splendoru sportowego.
Jestem przekonany, że po krótkiej pracy w Klubie, pobudziłem do pracy młodych i starszych zawodników. Powstała grupa zawodników, której warto i należy stworzyć warunki do uprawiania piłki nożnej. Szczególnie młodzi zawodnicy, którzy rzeczywiście posiadają walory na dobrych piłkarzy, jak: Damian Rusek, Hubert Wojtkiewicz, Szymon Wojszczyk, Łukasz Iwański, Damian Budziński, Michał Adamczyk, Damian Kępka, Paweł Paczkowski, Wojciech Kostrzewski, Sławomir Owedyk, Jakub Wiącek i Mateusz Bielewicz Powyższa grupa stanowi niewątpliwie przyszłość Klubu, której nie można pod żadnym pozorem zmarnować. Wymaga ta grupa szczególnej uwagi szkoleniowej i bytowej. Grupę bardziej ograną i bogatszą w doświadczenia stanowią: Daniel Kaszyca, Kacper Wędrychowicz , Artur Pych, Grzegorz Sobolak, Bartłomiej Kędzierski, Adrian Zmysłowski, Bartłomiej Kosowski i Michał Bogusz. Natomiast wielką szkodą jest, że niżej wymienieni zawodnicy nie potrafili związać się z Klubem, a mogliby na pewno wnieść wiele dobrego dla Świdwina, tylko brak woli do pracy i współżycia w zespole spowodowało, że chyba już nie wrócą, choć wiek i posiadane predyspozycje do gry ich nobilitują. Są to: Mateusz Nikiel, Wojciech Podhajski, Adrian Suchaj, Piotr Dziedzic, Bartosz Machaj, Marcin Zmysłowski, Łukasz Szafran i Igor Niechwiadowicz. Osobiście wierzę, że tych wymienionych wyżej zawodników jeszcze zobaczymy w szatni „Spójni”.
Podsumowując sprawy kadrowe Klubu uważam, że z ww. wszystkich zawodników można po 4. latach pracy, pracy planowej, systematycznej, opartej o wiedzę praktyczną i teoretyczną oraz zdecydowanie poprawione warunki socjalno-bytowe zawodnikom, doprowadzić ich do IV ligi, tzn. powiatowej, w której zawsze Świdwin miał miejsce.
Kończąc rozdział „zawodniczy” artykułu oświadczam, że rozumiem zawodników, że ciężko im walczyć na treningach o miejsce w jedenastce wyjściowej na mecz; ale szanujący się zawodnicy i dążący do osiągnięcia określonego celu powinni wiedzieć, że miejsce w wyjściowym składzie wywalcza się na treningu tylko walką, gdyż tylko taka forma szkolenia podnosi wartość ogólną zespołu. Trener tylko chory na umyśle wstawi gorszego zawodnika do składu, a lepszego zostawi na ławce lub trybunie. Z tym zawodnicy, którzy chcą być poważnie traktowani, winni się liczyć i o tym bez urazy wiedzieć.
Ku pokrzepieniu i podtrzymaniu na duchu zawodników „Spójni” wspomnę, że niżej podpisany, wasz trener, zaczynał grę w piłkę od podawania piłki zawodnikom „Związkowca” Świdwin w 1948 roku. Podawałem za bramką braciom Mańczykom (Edwin i Wiesław), Pazurowi, Maciejewskiemu, Cwelichowi, Szulcowi, Kaźmierczakowi, Dąbrowskiemu, Koziarowi, Nicińskiemu i innym. Pamiętam, już jako zawodnik i trener, „wojny” na naszym stadionie ze: Słupskiem, Koszalinem, Sławnem, Szczecinkiem, Lęborkiem, Człuchowem, Wałczem, Złotowem, Białogardem, czy nawet z Połczynem (derby). Były to pierwsze zespoły tych miast. Pamiętam - i brałem w nich udział -potyczki towarzyskie z „Kolejarzem” Poznań (Lech), GKS „Wybrzeżem” Gdańsk, „Zawiszą” Bydgoszcz, „Czarnymi” Szczecin czy „Czerwoną Gwiazdą” Białogard, ze słynnym Jaszynem w bramce. Świdwiński stadion nie mieścił wszystkich chętnych oglądania tych meczów. Miasto żyło od meczu do meczu, uczestnicząc całymi rodzinami. Duma mnie rozpierała, gdy szedłem na mecz z butami przewieszonymi na ramieniu. Był to zaszczyt grać w „Kolejarzu”. Pamiętam, Lolek Werdyn zawsze pilnował, aby nieść moje buty przez bramę stadionu (miał za to wolny wstęp). Dziś pan Lolek to jeden z czołowych ginekologów w Kielcach.
Dlaczego o tym piszę? Piszę, bo boli mnie, że Świdwin zszedł na tzw. dziady sportowe i jeździ na mecze oraz gości na świdwińskim stadionie wioski, z którymi ma problem wygrać!... Świdwińska piłka osiągnęła dno. Tylko że, od dna można jeszcze odbić i to trzeba zrobić. Ale kto?
Samorząd miejski nie przyznaje się do Klubu, od zarania miejskiego. Rada Miasta oraz administracja wykonawcza samorządu para się innymi bzdetnymi tematami, których w ogóle nie powinno być. Szczęście, że w Radzie Miasta jest może z czterech radnych, których interesuje miasto i jego społeczność, a reszta Rady to dobrze usadowieni nieudacznicy, pozbawieni elementarnej dozy honoru, którzy rękoma i nogami trzymają się „koryta”. Jeżeli ktoś uważa, że został skrzywdzony taką opinią, to proszę o reakcję na niniejszy artykuł. Chętnie indywidualnie wyartykułuję wartość każdemu mieszkańcowi naszego miasta, bo większość ludzi znam lub pamiętam od 1945 roku; jak np. Mariana Brodzińskiego - pierwszego komendanta MO, Józefa Barana - pierwszego szefa UB...
Także tych, co coś zrobili bezinteresownie w naszym mieście, i oczywiście porządnych ludzi, jak wielce szanowanego i honorowego obywatela, jakim był pierwszy burmistrz, pan Jan Górski, który sam w pewnym okresie zrezygnował z piastowania starostwa, z powodu chyba tylko mnie znanego, czy Hieronim Bednarski - były przewodniczący Rady Powiatowej, bezgranicznie oddany powiatowi, a szczególnie miastu. Może jeszcze wyliczyłbym kilka osób, które coś pozytywnego wniosły do naszego miasta i dla jego obywateli, a generalnie reszta władzy od 1945 roku to pospolici pajaco-koryciarze, kalecy życiowi pozbawieni elementarnych zasad moralnych, poświęcający wszystko i wszystkich dla swojego dobra, układający się w tzw. grupy trzymające władzę.
Jako jeden z najstarszych mieszkańców miasta Świdwina wstydzę się, że miasto od 15 lat wyraźnie się zwija, a nie korzysta z wielkich i dostępnych możliwości rozwijania. Oszczędźcie ludzie z lokalnej władzy wstydu, który przynosicie nie tylko swym najbliższym, ale też mieszkańcom, którym zależy na znaczeniu swojego miasta. Jak można odtrącić ludzi, którzy za was - szanowna władzo - wykonują pracę przypisaną wam prawem. To jest chore, żeby nie wiedzieć, za co bezwstydnie wyciąga się co miesiąc rączkę po pieniądze tych, którzy na was i za was pracują. Może to, co piszę szanowną władzę obrazi, ale proszę wskazać, choć jedną osobę z budżetówki, która „splamiła” się pracą społeczną, wkładając jeszcze swoje prywatne pieniądze na rzecz miasta. Jak można pozbawić przez głupotę Urzędu i braku elementarnej wiedzy o funkcjonowaniu Klubu Sportowego, w odpowiednim czasie – dotacji, która stanowiła podstawę do przygotowania naszego świdwińskiego zespołu do mistrzowskich rozgrywek? Ile może pracować Stefan Basiów i Zbigniew Rybicki na rzecz miasta, wkładając własne prywatne pieniądze, żeby ratować sytuację i tych chłopców, którzy chcą reprezentować to miasto, często głodni przychodząc na treningi.
Czytam w lokalnych gazetach artykuły różnych ludzi i nie spotkałem ani jednej informacji o zaangażowaniu aktualnych władz w realne tworzenie warunków dla świdwińskich sportowców. Jakiś młodzieniec pisze, nazywający się prezesem Świdwińskiej Akademii Piłkarskiej, chcąc stać się ogólnie mówiąc mentorem piłkarskim, swoje nielogiczne wynurzenia, nie poparte żadnymi osiągnięciami, lecz tylko ogólnymi dywagacjami i mentorsko zmierza do uratowania świdwińskiej piłki nożnej. Oszczędź pan, panie młody, na dzień dzisiejszy śmiechu i wychowaj pan za 10 lat chociaż jednego zawodnika do zespołu „Spójni”, to pierwszy złożę panu gratulacje. Akademie Piłkarskie na dzień dzisiejszy stanowią pozytywną atrakcję i trzeba indywidualne środki rodziców wykorzystać w sposób racjonalny, dając dzieciom przyjemność zabawy popartą współzawodnictwem. Tu moja wdzięczność dla organizatorów Akademii, którzy podjęli się zastąpić istniejącą zgniliznę wychowania fizycznego w szkołach.
Świdwin przeżył takich prezesów Klubu, którzy roztrwonili akumulację (110 tys.zł) na bankiety i nagrody dla organizatorów i działaczy wojewódzkich. Efektem tego było uznanie prezesa świdwińskiego Klubu – menedżerem sportowym roku i zarazem spadek drużyny do klasy niższej. Prawdą jest również, że tenże prezes nie rozpoznawał swojej drużyny, a ówczesny burmistrz Pietraszek w tym czasie w bamboszkach zabawiał się w gry komputerowe, oczywiście w godzinach służbowych. Boli mnie to, że tacy ludzie jak Stefan Basiów, Zbigniew Rybicki nie szczędzą prywatnych pieniędzy i czasu, a trener Piotr Wójcik i Waldemar Połomski czynią wszystko, co w ich mocy, żeby Klub funkcjonował i godnie reprezentował nasze miasto, a wszystko to czynią społecznie. Natomiast pracownicy Urzędu Miasta robią wszystko, aby tym ludziom przeszkadzać w ich działalności dla chwały miasta.
Czyżby spór finansowy prezesa Klubu z burmistrzem był powodem, że nie można było przygotować zespołu do rozgrywek II rundy 2013-2014 roku?
Na marginesie – przez 3 miesiące codziennie prowadziłem zajęcia przygotowawcze z piłkarzami, 2 razy byłem w Urzędzie, żeby spotkać się z burmistrzem, który był zawsze zajęty. Wobec tego poprosiłem w sekretariacie o informację telefoniczną, kiedy mnie aktualny burmistrz Jan Owsiak przyjmie. Oczywiście, nie doczekałem się zawiadomienia o możliwości spotkania, a chciałem przeprowadzić rozmowę o istniejącej sytuacji w świdwińskim sporcie i istniejącej atmosferze finansowej między burmistrzem a panem Basiowem, o prądzie „uciekającym do ziemi”, o funkcjonowaniu Straży Miejskiej oraz skarbniku miejskim bez pieniędzy.
Panie burmistrzu, jestem zasłużonym dla Ziemi Świdwińskiej, więc chamstwa psychicznie nie znoszę i nie toleruje, ale pańskie zachowanie niweczy moją stałość uczuć. Szkoda, że w życiu nie miał pan możliwości pracować pod dobrą ręką, „nic pan nie stworzył”, niczego nie mógł pan się nauczyć przy posiadających wybitnych możliwościach witalno-medialnych. Szkoda, że nie doszło do naszego spotkania, jakie chciałem odbyć dla pańskiego dobra.
Pański stryjek Edward był moim kolegą z boiska, najlepszy szewc w Świdwinie do przybijania kołków piłkarskich. Lewoskrzydłowy w rezerwach „Kolejarza” (1953), z którym grałem i który potrafił lewą nogą „zawiązać krawat”. Pański zaś ojciec, sokista, był moim kibicem, któremu stwarzałem możliwości zabrania się z drużyną na mecz wyjazdowy.
A dzisiaj pan ble.., ble.., ble..i naiwnie tworzy głupie układanki, które doprowadziły pana do sytuacji, w której się szanowny pan znajdujesz. Kończąc podpowiadam panu, że „jak nie ma już wyjścia, to są jeszcze zawsze dwa wyjścia”. Proszę mnie źle nie odczytać, ale chciałbym, aby pan zszedł z drogi, na którą bezmyślnie wdepnął.
Z wyrazami szacunku i bez najmniejszej złośliwości, z myślą o przyszłości mojej drugiej i drogiej Małej Ojczyzny.
Franciszek Paszel
Od Redakcji.
Młodszym przypomnijmy, że pan Franciszek Paszel to brmistrz Świdwina pierwszych dwóch kadencji. Zasłużony dla województwa, powiatu, miasta i gminy wiejskiej Świdwin. Pracował jako trener w wielu klubach sportowych: Kolejarz, Rega, Polonia i Spójnia Świdwin, WKS Płomień Koszalin, Włókniarz Białogard, Kotwica Kołobrzeg, WKS Mewa Kołobrzeg, Drawa Drawsko Pomorskie, WKS Skrzydlaci Świdwin, Światowid Łobez i WKS Granit Świdwin. Ponadto okolicznościowo trenował: MO Świdwin, Pamet Świdwin i ministrantów z parafii pw.św. Michała Archanioła w Świdwinie. Był zawodnikiem: Kolejarza Świdwin, WKS Zawisza Bydgoszcz i Kotwicy Kołobrzeg.
Bardzo ciekawe, zwłaszcza, że wspomniany jest tu mój ojciec Lolek Werdin nie jak zaś fonetycznie często jest zapisywany jako Werdyn. Był ginekologiem ale w Radomiu a nie w Kielcach. Ale to tylko drobne nieścisłości. Niestety tata zmarł w 2006 roku.
Ja nadal utrzymuje kontakty ze Świdwinem, mieszka tam do dziś bliska mi rodzina Szydłowskich. Pozdrawiam serdecznie Karol Werdin.