(FELIETON) Było świętowanie 10 rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, będzie świętowanie 25 rocznicy 4 czerwca - częściowo wolnych wyborów, gdyż przy Okrągłym Stole ustalono, że opozycja dostanie tylko 35 proc. miejsc w Sejmie. Wolne wybory odbyły się tylko do Senatu. Chyba już mało kto pamięta, że doszło do drugiej tury wyborów – 18 czerwca, podczas której wybrano również na posłów kandydatów z tzw. listy krajowej partii rządzących, która przepadła w pierwszej turze.
Gdy przeglądałem różne informacje o 10 rocznicy wejścia Polski do UE, zauważyłem brak rzetelnych bilansów dotyczących tego wejścia. Dominują propaganda i imprezy z machaniem przez dzieci balonikami. W związku z tym, że sukcesy zostały odtrąbione, chciałbym zwrócić uwagę na zagrożenia płynące z przyjęcia takiego a nie innego modelu naszego uczestnictwa w Unii. Główną negatywną przyczyną dzisiejszych problemów: bezrobocia i emigracji jest wadliwe konstruowanie polskiej gospodarki, ideologicznie opartej na inwestycjach zagranicznych, z pominięciem polskiego potencjału. To co na początku było konieczne do rozwoju, dzisiaj staje się obciążeniem i zaczyna blokować tenże rozwój. Brak poważnej refleksji, zastępowanej „rocznicowymi imprezami”, powoduje, że nie możemy zrewidować starych teorii nieprzystających do obecnej sytuacji. Chodzi o to, że przemiany oparte na zagranicznych inwestycjach w dłuższej perspektywie czasu doprowadzą do zniszczenia polskiej gospodarki, co uniemożliwi dalszy rozwój. W przypadku skierowania strumienia inwestycji zagranicznych do innych krajów, zostaniemy na „lodzie”.
Krótka diagnoza prof. Kieżuna
- Kupiłem wtedy świadectwo NFI za 20 zł, wychodzę z banku i zatrzymuje mnie mężczyzna oferując za nie 140 zł. Okazało się, że posiadacz 35 proc. akcji miał prawo do podejmowania decyzji sprzedaży. NFI tworzyło ponad 500 najlepszych przedsiębiorstw. Wszystkie upadły albo zostały za grosze sprzedane. I potem te świadectwa były po 5 zł. Toczyły się procesy, m. in. Janusza Lewandowskiego, zakończony w zeszłym roku uniewinnieniem. Wszyscy porobili kariery, a Balcerowicz dostał Order Orła Białego i był kandydatem do Nagrody Nobla. To nie do wiary!
Krótko mówiąc, rozpoczyna się świadoma likwidacja konkurencji. Siemens kupuje polski ZWUT, który dysponuje wówczas monopolem na telefony w Związku Radzieckim. Niemcy dają pracownikom dziewięciomiesięczną odprawę. Wszyscy są zadowoleni. Po czym burzą budynek, całą aparaturę przenoszą do Niemiec i przejmują wszystkie relacje z Rosją. Likwiduje się „Kasprzaka”, produkcję układów scalonych, diod, tranzystorów, a nawet naszego wynalazku, niebieskiego lasera. Wykupuje się polskie cementownie, cukrownie, zakłady przemysłu bawełnianego, świetną wytwórnię papieru w Kwidzyniu. A my uzyskane pieniądze „przejadamy”.
W płacach dogonimy UE za 65 lat
Deficyt w handlu zagranicznym w 2013 roku wyniósł 2,3 mld euro. W 2011 r. komornicy zajęli ponad 150 tys. nieruchomości. To aż o połowę więcej niż w 2010 roku - informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Rok 2012 może być równie rekordowy pod tym względem. Jak wynika z danych regionalnych izb komorniczych i największych portali licytacyjnych, zadłużonych i wystawianych na sprzedaż nieruchomości jest o prawie 40 proc. więcej niż przed rokiem. Ze wstępnych wyliczeń BIG Info Monitor wynika, że w 2012 r. sprzedadzą około 7 mld złotych złych długów mieszkaniowych.
Janusz K. Kowalski w artykule „Ścigamy Unię. W płacach dogonimy ją już za 65 lat” (gazetaprawna.pl/praca z 02.04.2012) informował: „Od wejścia do UE nasze pensje urosły o jedną trzecią. I nadal są trzy razy niższe niż unijna średnia. Przeciętne wynagrodzenie brutto w 2011 r. wyniosło w Polsce 800 euro. Było aż o 33 proc. wyższe niż w 2005 r. – wynika z danych Eurostatu. Ale średnia płaca w 27 krajach UE to 2177 euro. W 2005 r. średnie wynagrodzenie nad Wisłą było o 69 proc. niższe niż w UE, a w roku ubiegłym o 63,3 proc. A to oznacza, że średnio w ciągu roku skracaliśmy dystans o 0,95 pkt. proc. Jeśli nadal w tym tempie będziemy gonić Wspólnotę, uzyskamy takie same przeciętne płace nominalne jak tam dopiero za 65 lat. A takie jak w strefie euro – za 85 lat”.
Nie 60 a 130 lat?
Komentarz internauty: Pamiętam jak Balcerowicz mówił, że za 20-30 lat unię dogonimy. Za 10 lat usłyszymy, że unię za 130 lat dogonimy. Mediana wynagrodzeń w Polsce wynosiła w 2010 roku 2639 zł brutto (około 1905 zł netto), a najczęściej pobieraną pensją (Modalna) była kwota 2091,35 zł brutto (około 1523 zł netto). W 2011 najwięcej wskazań ma pensja 1700 netto. Przyjmując euro 4,2 zł, wychodzi około 405 euro.
Polski eksport, czy eksport z Polski?
Całkiem niedawno, bo w lutym br. wicepremier Janusz Piechociński stwierdził: „Chcemy zwiększyć udział eksportu w PKB z 40 do 60 procent”. Może się jednak okazać, że to nie zmieni sytuacji Polaków. Dlaczego? O ile przeciętnie w latach 2000-2003 tempo wzrostu eksportu stanowiło 6,6-krotność tempa wzrostu PKB, o tyle w latach 2010-2011 było wyższe zaledwie 2,5-krotnie. Jednak to nie zasadniczy problem. Jak informował w 2010 r. Departament Analiz i Prognoz Ministerstwa Gospodarki - W minionych kilkunastu latach udział Polski w światowym eksporcie wzrósł szybciej, niż jej udział w światowym PKB. Jej udział w światowym PKB wzrósł z 0,47% w roku 1995 do 0,87% w 2008 r. (wg parytetu kursowego), podczas gdy udział w światowym eksporcie zwiększył się w tym czasie z 0,44% do 1,05%. Okazuje się więc, że można zwiększyć eksport, a to nie przełoży się na wzrost PKB, czyli dochody ludności. Dlaczego? Dlatego, że trzeba wiedzieć, jak ukształtowana jest struktura eksportu. Otóż ponad 60% udziału w polskim eksporcie mają firmy z kapitałem zagranicznym. A jak zauważył prof. Ryszard Bugaj: „Znana jest sytuacja Irlandii, która swego czasu miała ogromnie duży napływ inwestycji zagranicznych, a potem transferowano z tego kraju ok. 15 proc. PKB z tytułu zysków”. Zasadne więc wydaje się pytanie – czy jest to polski eksport, czy eksport z Polski. Rząd może zwiększyć eksport nawet o 100 procent, ale przez to niekoniecznie staniemy się bogatsi.
Kto czerpie zyski?
Firmy z kapitałem zagranicznym w Polsce osiągały średnio prawie 35% udziału w obrotach przedsiębiorstw ogółem w 2007 r. W polskim eksporcie ogółem mają ponad 60%. W takich dziedzinach jak: produkcja sprzętu radiowego, telewizyjnego i komunikacyjnego oraz pojazdów motorowych są w zasadzie wyłącznymi eksporterami, osiągając nawet 97% w eksporcie ogółem w danej branży. Jak obliczył Wojciech Zysk z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie – tylko 60 największych firm z udziałem zagranicznym ma aż 20% udziału w eksporcie z Polski. (Zeszyty Naukowe US, 2013).
Jak podaje Urząd Statystyczny w Szczecinie - w 2010 r. w Zachodniopomorskiem było 1299 firm z kapitałem zagranicznym (w Polsce - ponad 23 tys). Firmy te zatrudniały 48,7 tys. ludzi (w kraju ponad 1,5 mln). Działalność eksportową prowadziły 553 podmioty, a ich wartość sprzedaży na eksport wyniosła ponad 11 mld zł, a importu – 6,2 mld. Wartość importu tych firm w kraju wyniosła 324 mld zł, a eksportu 293 mld. Nikt nie doliczył się jeszcze, ile firmy wyprowadzają zysków z Polski. Nieśmiało zaczyna się liczyć, ile zagraniczne firmy przejmują dotacji unijnych kierowanych do Polski i ile z tego wraca do ich macierzystych krajów.
Czy tylko o estetykę chodziło?
Grozi nam taka oto konstrukcja rynku, że Polacy zamiast stać się właścicielską klasą średnią, na co dawała nadzieję transformacja ustrojowa, pozostaną klasą robotniczą w zagranicznych montowniach aut, telewizorów i wiatraków, budowanych w strefach specjalnych, w których nie płaci się podatków. Ale jak nie jest się właścicielem, nie jest się twórcą. Jak nie dysponuje się zyskiem, nie można rozwijać się na rynku. Wracamy do sytuacji jak w komunie – klasa średnia to panująca klasa urzędnicza z przewodnią partią i po drugiej stronie przetrzebiona przez emigrację starzejąca się klasa robotnicza, pracująca do 67 roku życia. Z tą różnicą, że w bardziej eleganckich warunkach. Ale czy w rewolucji Solidarności o estetykę chodziło?
Kazimierz Rynkiewicz