Zamiast upamiętniać niemieckie wydarzenia, poznajmy własne
(ŚWIDWIN) W poprzednim numerze odniosłem się do niemieckich książek przekazanych świdwińskiej bibliotece. Kilka dni później w mieście pojawił się kuriozalny plakat (obok), zachęcający do udziału w obchodach rocznicy „Nocy Kryształowej”, firmowany przez pastora Adama Ciućkę.
Dlaczego kuriozalny? Cytuję: „75 lat temu w Świdwinie podpalono, a następnie wysadzono w powietrze synagogę żydowską. Zdemolowano sklepy i domy...” itd.
W „Zwiastunie” jest przytoczona wypowiedź pastora, który mówił na obchodach: - Jesteśmy tutaj także jako ludzie Kościoła, by pamiętać, że wówczas głos sprzeciwu Kościołów katolickiego i protestanckiego wobec nazistowskich prześladowań był bardzo słaby.
Brak historycznej świadomości kolejnych pokoleń jest po prostu niebezpieczny i niedopuszczalny. Ta dzisiejsza uroczystość mogłaby być także piękną lekcją tolerancji i przestrogą dla młodych, gdyby młodzi tu dzisiaj byli”.
Zanim pastor Ciućka zacznie uzupełniać braki historyczne młodym, powinien uzupełnić własne. Otóż w roku 1938 nie było Świdwina, który jest nazwą polską obecnego miasta, a był Schivelbein, miasto niemieckie. Nie mogło więc w Świdwinie dojść do pogromów, co może coraz gorzej kształconym historycznie uczniom sugerować, że jak w Świdwinie, to zrobili to Polacy.
Zapytam - co oznacza bezosobowe: podpalono, wysadzono, zdemolowano? Zrobiły to krasnoludki, czy może świdwinianie, Polacy, bo już na Zachodzie piszą o polskich obozach koncentracyjnych? Czy taka retoryka plakatu nie wpisuje się w te tendencje?
Pastor chciałby, by ta uroczystość była przestrogą dla młodych. Czy to znaczy, że pastor chce uczyć młodych Polaków na przykładach niemieckich? Może jednak na polskich, mówiąc przy takiej okazji choćby o ratowaniu Żydów przez Polaków w czasie wojny, za co groziła kara śmierci. Na zachodzie Europy Niemcy nie karali śmiercią za pomaganie Żydom.
Tzw. Noc Kryształowa wydarzyła się w innym państwie. Czy to znaczy, że pastor zapoczątkował szlachetny obyczaj obchodzenia w Polsce wydarzeń, do jakich doszło w innych państwach? Czekam na twórcze rozwinięcie pomysłu; w kolejce stoją nieporównywalnie tragiczniejsze rocznice: głód na Ukrainie radzieckiej czy rzeź Ormian.
Słowa o słabym głosie sprzeciwu Kościołów „wobec prześladowań nazistowskich” kładę na karb braku wiedzy historycznej, bo przecież nie prywatnych uprzedzeń.
A jeżeli już pastor Ciućka chce wypełniać brak historycznej świadomości kolejnych pokoleń, uważając tenże - i słusznie - za niebezpieczny i niedopuszczalny, to w tym samym czasie, 11 listopada, można by zapoczątkować obchody rocznicy mordu w Piaśnicy. Przypominam o tym artykułem Tomasza Pisuli, w ramach wypełniania braków historycznych i polecam. Może przyjdzie więcej młodych.
* * *
11.11. Pierwsze masowe ludobójstwo drugiej wojny światowej
74 lata temu, 11 listopada 1939 r. miała miejsce najważniejsza z niemieckich egzekucji w pomorskiej Piaśnicy. Trwająca od października 1939 r. Zbrodnia Piaśnicka była prawdopodobnie pierwszym masowym ludobójstwem drugiej wojny światowej. Przez sześć miesięcy na przełomie 1939 i 1940 r. w lesie otaczającym Piaśnicę Niemcy zamordowali około 14.000 osób, wykazując się przy tym nieznanym wcześniej w nowożytnej historii bestialstwem, poza rozstrzelaniami m.in. roztrzaskując dzieciom główki o pnie drzew (miejsca kaźni lokalizowano później m.in. po zębach i włosach dzieci, które pozostały w korze), czy zakopując część ofiar żywcem w masowych grobach. Ofiarami Niemców padli przede wszystkim mieszkający na Pomorzu przed wojną Polacy i Żydzi; polskie rodziny, które wyemigrowały do Niemiec przed wojną w celach zarobkowych oraz pacjenci niemieckich szpitali psychiatrycznych.
11 listopada 1939 r., w polskie święto Niepodległości, przeprowadzono największą z egzekucji, mordując w niej ponad 300 przedstawicieli polskiej elity Pomorza, a zwłaszcza Gdańska i Gdyni. W grupie tej znaleźli się znani obywatele ziemscy, polscy urzędnicy państwowi, polscy działacze społeczni oraz grupa 34 księży katolickich i sióstr zakonnych z przedwojennego powiatu morskiego. Egzekucja z 11 listopada, tak jak i cała zbrodnia w Piaśnicy była częścią prowadzonej przez Niemców tzw. pomorskiej „Intelligenzaktion”, zorganizowanego ludobójstwa, mającego na celu fizyczne wyniszczenie polskich wyższych klas społecznych i zatarcie jakichkolwiek śladów po polskiej kulturze na terenach Pomorza wcielanych do Rzeszy. Szacuje się, że zamordowano wówczas łącznie do 40.000 Polaków.
O zwierzęcej wręcz nienawiści Niemców do swoich ofiar świadczy nie tylko bestialstwo w formach zadawanej śmierci, ale także i szczególna data egzekucji pomorskiej elity. (...)
Koszmarna zbrodnia w Piaśnicy, porównywalna pod prawie każdym względem z sowieckim Katyniem, nie byłaby możliwa, gdyby nie żywiołowy udział niemieckiego Selbstschutzu, jednostki paramilitarnej tworzonej przez niemieckich cywilów. Bez list proskrypcyjnych, na których niemieccy cywile zawczasu umieszczali swoich polskich sąsiadów, skazując ich na śmierć; bez jednostek ochotniczych tworzonych przez niemieckich cywilów, wykazujących się potwornym okrucieństwem i bezwzględnością, nie byłoby ani Piaśnicy, ani dziesiątków tysięcy polskich ofiar cywilnych w innych miejscowościach.
Spontaniczny udział niemieckich cywilów w ludobójstwie, właśnie w takim jak w Piaśnicy w 1939 r. jest dla mnie kluczowym argumentem w sporach o granice niemieckiej odpowiedzialności za zbrodnie drugiej wojny światowej. Pokazuje także, że rutynowe już przenoszenie odpowiedzialności za drugowojenne niemieckie zbrodnie na mityczną grupę „nazistów”, zdejmowanie jej z bogobojnych niemieckich cywilów na rzecz Wehrmachtu, a z pokojowo nastawionego Wehrmachtu na rzecz diabolicznego SS jest po prostu historycznym fałszem. Rozumiem, że Niemcy mogą mieć problemy z poczuciem winy za niewyobrażalne wręcz zbrodnie, choćby i nawet w czwartym pokoleniu, ale nie naszym zadaniem jest dziś pomagać im zakłamywać historię. Moim zdaniem, każdy, kto przykłada do tego rękę, np. emitując niemieckie produkcje propagandowe w Polskiej telewizji, bezcześci pamięć milionów ich ofiar. Nie chodzi tu o brak wrażliwości na cudzy, w tym wypadku niemiecki, punkt widzenia na historię. Wydaje mi się, że w ramach własnej wrażliwości, wiedzy i odpowiedzialności mamy święte prawo i obowiązek nazywać kłamstwo - kłamstwem.
Jestem przekonany, że piaśniccy męczennicy, wraz z ogłoszoną przez Jana Pawła II błogosławioną s. Alicją Kotowską, modlą się właśnie za swoich niemieckich prześladowców. Przebaczenie nie zwalnia nas jednak z obowiązku stania na straży pamięci o najważniejszych wydarzeniach w naszej historii. Choćby tak koszmarnych, jak mord w piaśnickim lesie. Dziś już, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, prawie zapomniany.
Autor, Tomasz Pisula, jest socjologiem, prezesem fundacji Wolność i Demokracja. Od 1998 r. zaangażowany w projekty demokratyzacyjne w krajach postsowieckich. Przedruk za portalem wPolityce.pl
Kazimierz Rynkiewicz