(ŁOBEZ) W gorące popołudnie 19.07.2013 roku o godzinie 15.15 odszedł od nas śp. Marek Downar, w szpitalu przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie.
Miał dopiero 33 lata. Od dwunastego roku życia był adoptowanym synem małżeństwa Haliny i Antoniego Downar z Łobza. Po wielokrotnych pobytach w szpitalach w ciągu ostatnich miesięcy i lat, po doznaniu wielu cierpień, Marek tego lipcowego dnia leżał pod aparaturą tlenową, a lekarze nie rokowali już żadnej nadziei na uratowanie go z nieuleczalnej choroby. W ciągu ostatnich tygodni w szpitalu rodzice odwiedzali go niemal codziennie, pokonując 100-kilometrową trasę, a on dziękował im za to i przepraszał, że sprawia im tyle problemów swoją chorobą. Bardzo pragnął jeszcze żyć i powrócić do swoich rodziców, których tak bardzo szanował i kochał, do domu, w którym był szczęśliwy.
Pragnieniem rodziców, którzy przez kilka lat wraz z lekarzami walczyli o jego życie, było, żeby w obliczu nieuchronnie zbliżającej się śmierci móc chociaż się z synem pożegnać. W tym dniu musieli jednak opuścić go na kilka godzin. Nie zdążyli wrócić na czas. Marek już nie żył. Gdy przechodził na drugą stronę, była przy nim ciocia. Siostry przekazały jej łańcuszek i medalik Marka z wizerunkiem Matki Bożej, który do końca miał na szyi.
Marek był wierzącym i praktykującym katolikiem i po prostu dobrym człowiekiem. Był zawsze perfekcyjny w swoich poczynaniach, uczciwy i usłużny, grzeczny i inteligentny. Za wyjątkową dobroć swoich rodziców starał się odwdzięczyć, spełniając chętnie ich prośby i czyniąc im codziennie choćby drobną usługę, jak np. podanie Mamie świeżo zaparzonej kawy, żeby nie miała smutnego poranka. Opiekował się też zwierzętami (kot, pies, dwa żółwie). Modlił się nie tylko w intencji swoich rodziców, którymi został obdarowany przez los, czy też, jak mówił, przez Pana Boga, lecz także za innych, np. w intencji odbycia szczęśliwej podróży przez uczestników wycieczki czy pielgrzymki, za kierowcę autokaru... Grał na organach, na przykład kolędy w święta Bożego Narodzenia, grał też - na prośbę zainteresowanych - dla chorych i cierpiących dzieci.
Aby dziecko wyrosło na szczęśliwego, mądrego i dobrego człowieka niezbędna mu jest, jak wiadomo, „witamina M”, czyli pełna miłości mama, a najlepiej oboje rodziców. Tej witaminy Marek przez dwanaście lat od chwili urodzenia nie otrzymywał, bowiem został porzucony przez biologicznych rodziców i przebywał w Domu Dziecka. Wtedy właściwie nawet nie chciał słyszeć o żadnej mamie. Chciał być dzieckiem niczyim, a przynajmniej tak mu się wydawało. Po adopcji jednak bardzo pokochał swoich nowych rodziców, a oni pokochali jego. Był im nieopisanie wdzięczny za to, że podarowali mu miłość i dom. Pisał w swoich pamiętnikach, że choć jego Mama nie jest biologiczną mamą, to tylko ona go potrafi zrozumieć i wyłącznie jej może się zwierzyć i zaufać.
W tym kontekście warto przytoczyć fragment z pamiętnika innej matki, która utraciła adoptowaną córkę (nieznanego autorstwa): „Nie jesteś ciałem z mego ciała / Nie jesteś krwią z mojej krwi / Nie nosiłam Cię pod sercem / Lecz w sercu do końca moich dni”.
Tak samo czuje się w tej chwili Mama Marka, która codziennie odwiedza jego grób. Ból potęguje się z dnia na dzień i nie ustaje. Przypominają się słowa Jana Kochanowskiego napisane po stracie ukochanej Urszulki w cyklu „Treny”:
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. (...)
Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu (...).
Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu.
Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.
Marek był znany i lubiany przez wiele osób z Łobza. Złożyli oni morze kwiatów i zniczy na cmentarzu w Łobzie w dniu jego pogrzebu 23.07.13 r. W imieniu rodziców śp. Marka, Haliny i Antoniego Downar, za pośrednictwem „Tygodnika Łobeskiego” składamy serdeczne podziękowania wszystkim uczestniczącym w jego ostatniej drodze - przede wszystkim księdzu Pawłowi za piękne poprowadzenie ceremonii pogrzebowej oraz wszystkim księżom parafii pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łobzie za okazane współczucie i wsparcie duchowe, także w czasie choroby Marka.
Serdeczne podziękowania rodzice Marka składają również dalszym członkom rodziny, przyjaciołom, parafianom, m.in. za intensywne modlitwy różańcowe, chórowi parafialnemu za piękny śpiew podczas uroczystości pogrzebowej. Uczestnikom pielgrzymek rowerowych dziękujemy za trud pielgrzymowania w intencji Marka. Lekarzom chirurgii ogólnej, transplantacyjnej i naczyniowej szpitala przy ul. Arkońskiej w Szczecinie za trud włożony w ratowanie jego życia. Dziękujemy także wszystkim, którzy modlili i modlą się za Marka. Niech śp. Marek Downar pozostanie w naszej pamięci na zawsze. Niech spoczywa w Pokoju.
Brygida Helbig, wnuczka śp. Stanisławy i Józefa Downarów z Łobza