(GRYFICE) Nadeszła pierwsza listopadowa niedziela (03.11.2013 r.) - pogoda tego dnia nie zachwycała: temperatura w granicach 13 st. C., wiatr słaby, niebo pochmurne, stabilne niskie ciśnienie. Taka aura to woda na młyn dla wędkarzy poszukujących szczupaka. Tak więc jedziemy.
Gryfice, godzina 8.00, zbiórka przy garażu przyjaciela Czarka. Pakujemy niezbędne rzeczy i wyruszamy na zbiornik zaporowy Rejowice w okolice Smolęcina. Na miejscu szybki montaż silnika i reszty ekwipunku i można wyruszać na łowy. Poszczególne miejscówki wyznaczał niezawodny przewodnik wędkarski Czarek.
W pierwszej „miejscówce” jesteśmy około godziny dziewiątej, wykonujemy kilka rzutów i nic. Czarek coś przeczuwa mówiąc:
- Za chwilę coś się wydarzy…
Ledwo skończył zdanie, a w jego niezawodną przynętę Salmo Sweeper uderzył pierwszy tego dnia szczupak. Po krótkiej walce w rękach szczęśliwego wędkarza ląduje ryba o wymiarach 73 cm - 2,85 kg. Kilka kolejnych rzutów i w woblera Czarka uderza kolejny szczupak, po krótkim holowaniu tym razem ryba wygrywa walkę spinając się z przynęty - cóż bywa i tak, jednak jak na pierwsze pół godziny przygody jesteśmy zadowoleni.
Około 10. zaczyna padać, ale uzbrojeni w płaszcze przeciwdeszczowe wędkujemy dalej.
Decydujemy o zmianie „miejscówki” - płyniemy na znane wszystkim miejscowym tzw. rozwidlenie i mimo niesprzyjających warunków nie poddajemy się. Po godzinie decydujemy się na powrót w poprzednie miejsce wędkowania. Około godziny 11.40 przestaje padać. Zaledwie dziesięć minut później Czarek zacina szczupaka, tym razem to Czarek zdobywa laur zwycięzcy. Ryba ma wymiary 71 cm i 2,30 kg. Okazało się, iż ów okaz nie trafił „czysto” w przynętę i został wyholowany za bok. Po sprawdzeniu uzębienia ryby okazało się, iż w wardze ma ślad po grocie od kotwicy, w związku z czym oboje stwierdzamy, że być może to ten sam, który wcześniej wygrał batalię z Czarkiem. Po dokładnym obłowieniu miejsca mamy zamiar spływać w inne miejsce, jednak tego dnia coś mnie tknęło, więc sugeruję Czarkowi, abyśmy udali się na „rozwidlenie”". Po dopłynięciu na miejsce zmieniam wędkę z castingowej na klasyczny spinning, co pozwoli mi bardziej kontrolować pracę przynęty.
Po oddaniu kilku rzutów tuż przy samej łódce, do mojej przynęty Salmo Warrior Crank startuje szczupak, którego bez problemu wyciągam; jest nieduży, bo ma tylko 53 cm i 1,50 kg.
Ledwo zdążyłem się nacieszyć, a kolejny szczupak uderza w Sweepera Czarka, również przy samej łódce, ryba delikatnie pikuje i wypina się z przynęty odzyskując wolność.
Po kilkunastu minutach decydujemy się przepłynąć na przeciwległą stronę, tam obrzucamy stanowiska przez około pół godziny. Mówię do Czarka:
- Wracamy, nic tu się nie dzieje, jest już trzynasta.
- Poczekaj - mówi Czarek - tu są fajne miejscówki.
- Ok, ok - pomyślałem.
Rzucam więc od niechcenia po raz kolejny mojego warriora cranka i nim rozpocząłem zwijanie przynęty, czuję silne zatrzymanie wędki, zacinam więc, rozpoczynając tym samym kolejną walkę z rybą, która strasznie „przymurowała” w dół, więc była to wielka niewiadoma. Widząc co się dzieje, Czarek od razu stwierdza, że holuje rybę życia, włącza telefon i zaczyna nagrywać. Ryba co rusz wyciąga dużą ilość plecionki z kołowrotka, a gdy przestaje, ja zaczynam zwijać i tak będzie już do końca. Po raz pierwszy ryba wyskakuje z wody w odległości około 50 metrów od łódki. Okazuje się, że to ogromny szczupak, mogący mieć nawet metr długości. Ryba pokazuje się jeszcze dwukrotnie, Czarek stwierdza, że ma 120 centymetrów.
Jestem coraz bliżej zwycięstwa w tej batalii, ale szczupak podejmuje desperacki krok i wpływa pod łódkę, wplątując tym samym plecionkę w sznur od opuszczonej kotwicy. Czarek próbuje rozplatać plecionkę, a w tym momencie ryba szarpie i pęka 3 cm szczytówki mojej wędki, mimo iż wciąż plecionka jest wplatana w sznurek, wędzisko pęknięte, wymęczona ryba wypływa na wierzch w odległości około 4 metrów od rufy. Czarek chwyta za plecionkę i delikatnie podciąga szczupaka do siebie i po 12 minutach walki wyciąga go z wody.
To co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania ryba mierzy 117 cm i waży 13 kg, co jest moim życiowym rekordem. Po krótkiej sesji zdjęciowej szczupak zgodnie z zasadą C&R (catch and relase - złap i wypuść) odzyskuje wolność, dzięki czemu ma szanse żyć, a kolejni wędkarze mogą poprawiać swoje rekordy. Tego dnia obrzucamy jeszcze kilka miejsc, jednak bez efektu. Stwierdzamy, iż wrażeń w tym dniu mamy już dość.
Zapada decyzja o powrocie do bazy, jest 14.30. Szczęśliwi i pełni wrażeń dobijamy do brzegu. Około godziny 15.00 jesteśmy w punkcie wyjścia, czyli pod garażem Czarka.
Zmęczeni, ale pełni optymizmu i radości żegnamy się, myśląc już o kolejnej, może bardziej owocnej wyprawie, życząc tym samym wszystkim wędkarzom podobnych wrażeń w czasie realizowania się w tej pięknej pasji.