(WĘGORZYNO) Sieć wodociągowa na głębokości 17 cm, w studni przydomowej, do której mają trafić ścieki, brakuje otworu i jest ślepe podłączenie, przepompownie sieciowe bez prądu, wody opadowe zalewają przepompownie i kanalizację, studzienki poniżej terenu, załamane chodniki, nieodtworzone tereny – to tylko część uwag, jakie mają urzędnicy do położonych przyłączy kanalizacyjnych.
W protokole znalazło się kilkadziesiąt takich uwag, jednym słowem - bubel. Inaczej uważa wykonawca i inżynier kontraktu, który powinien dbać o dobro mieszkańców. Za to inżynier wziął pieniądze. Trudno jednak stwierdzić, czy rzeczywiście dobro węgorzynian jest dla niego najważniejsze.
Budową kanalizacji w tym mieście są już wszyscy zmęczeni, najbardziej chyba sami mieszkańcy. Sposób jednak, w jaki zarówno firma, jak i inżynier kontraktu podchodzą do budowy, nie zapowiada jej zbyt szybkiego zakończenia. Położenie rur kanalizacyjnych przerosło chyba możliwości i umiejętności firmy. Inwestycja miała zostać zakończona rok temu. Nadal jednak trwa i zapowiadają się kolejne rozkopy.
Podczas ostatniej sesji rady Miejskiej miał być obecny przedstawiciela inżyniera kontraktu, którym jest firma Komplet Inwest. Nikogo nie było, albowiem przedstawiciele firmy mieli inne plany na ten dzień.
Od 2012 roku gminie wciąż nie udaje się odebrać całości inwestycji. Dlaczego? To i wiele innych pytań zadała m.in. radna Barbara Pietrusz.
Burmistrz Węgorzyna Monika Kuźmińska wyjaśniła, że w 2010 roku zostały podpisane dwie umowy związane z inwestycją. Jedna z inżynierem kontraktu - jest to osoba, która w imieniu inwestora, czyli w imieniu gminy Węgorzyno, ma za zadanie prowadzić inwestycję, rozliczać, dokonywać odbioru przy udziale inwestora, pomagać rozliczać dofinansowanie unijne. W ubiegłym roku udało się doprowadzić do odbioru części inwestycji. Odebrano wówczas sieć kanalizacyjną i sieć wodociągową. Odbiory były po terminach. 17 maja gmina otrzymała pozwolenie na użytkowanie tylko i wyłącznie sieci. Cała inwestycja miała jednak szerszy zakres. Dotyczył on przyłączy wodociągowych i kanalizacyjnych. W tym zakresie do dzisiaj inwestycja nie została zakończona. W ubiegłym roku wykonawca zadeklarował, że zadanie zostanie zakończone do końca czerwca ubiegłego roku. W czerwcu wykonawca złożył pismo, w którym oświadczył, że inwestycja jest gotowa do odbioru. Okazało się, że tak nie jest. Wówczas wykonawca poprosił o przedłużenie terminu do końca lipca. We wrześniu została zwołana komisja w celu odebrania inwestycji. Okazało się, że brakowało kompletu dokumentów, a inwestycja nie była wykonana w całości. Brakowało studzienek i przyłączy. Zostały spisane protokoły z czynności odbiorowych, jednakże nie doszło do dzisiaj do ich podpisu. Wykonawca nie zgodził się z protokołem. Do dzisiaj też nie zostały poprawione wszystkie usterki.
- Inżynier kontraktu w tamtym roku po czerwcu zniknął z pola widzenia, nie pokazywał się na inwestycji. Z tego co mówił wykonawca, nie było go widać również na terenie budowy. Z nami również nie kontaktował się. Pojawił się na powrót w tej inwestycji na początku tego roku, w lutym lub marcu. Doszło do rozmów. Ustalone zostały terminy odbioru części dotyczącej przyłączy. To miało nastąpić 13 maja tego roku. Kolejny termin - 20 maja, dotyczył przeglądu gwarancyjnego części inwestycji, która była przedmiotem obioru w ubiegłym roku.
Umowa z wykonawcą została zakontraktowana na wartość 4,8 miliona zł, zgodnie z umową należało w trakcie realizacji inwestycji zapłacić wykonawcy zgodnie z zaangażowaniem i postępem robót nie więcej, niż 70 proc. W związku z tym, że część inwestycji była dofinansowana ze środków unijnych, byliśmy zobowiązani przez takie, a nie inne prowadzenie przez inżyniera kontraktu do zapłacenia wykonawcy prawie 83 proc. zakontraktowanych robót umową. Udało się rozliczyć inwestycję w instytucji dofinansującej. Środkami unijnymi mogliśmy spłacić pożyczkę. Pozostałe prace powinniśmy zapłacić w momencie, kiedy nastąpi zakończenie inwestycji i odbiór całości. To na chwilę obecną nie zostało dokonane. Te prawie 83 proc. to kwota 3.952 tys. zł. Do ewentualnego zapłacenia zostało 715 tys. zł. Czekamy na zakończenie, na doprowadzenie do ostatecznych odbiorów, do podpisania protokołów z odbioru i protokołów gwarancyjnych. W międzyczasie okazało się, że my wykonawcy zapłaciliśmy, natomiast prawdopodobnie wykonawca swojemu podwykonawcy nie zapłacił wszystkiego. Z tego powodu gmina Węgorzyno znalazła się w sądzie. Zgodnie z przepisami podwykonawca ma prawo żądać solidarnie od wykonawcy i od inwestora – powiedziała burmistrz Węgorzyna Monika Kuźmińska.
13 maja br. podczas przeglądu również było interesująco. Wykonawca nie przedłożył wszystkich dokumentów. W terenie został przeprowadzony przegląd wszystkich przyłączy.
- W wyniku przeglądu stwierdzono mnóstwo wad i usterek niedokończonych robót, szczególnie w zakresie niedokończenia terenów, na których wykonywane były roboty budowlane, czyli na trasie przebiegu przyłączy studzienek kanalizacyjnych i przyłączy wodociągowych. Nie odtworzono terenu, w części prace były rozpoczęte, w części realizowane, a na niektórych odcinkach w ogóle ich nie rozpoczęto. Komisja stwierdziła, że przygotuje tylko projekt protokołu odbioru. Projekt protokołu zawisł w powietrzu, nie jest podpisany do dzisiaj, ponieważ wykonawca musi przedłożyć wszystkie dokumenty i wykonać wszystkie roboty, których w terminie nie wykonał – powiedział kierownik Wydziału Infrastruktury Komunalnej i Remontów Jan Kosiński. Kolejne schody pojawiły się podczas przeglądu gwarancyjnego. I tutaj zabrakło wszystkich dokumentów.
- Osobiście zauważyłem, że inżynier kontraktu nie przegląda wnikliwie wykonanych robót, nie sprawdza pod względem fachowości, zgodności z przepisami, normami, wykonanych robót. Nie posiłkuje się swoimi inspektorami nadzoru z branży sanitarnej i branży drogowej, do czego zobowiązuje go umowa. W ogóle ci panowie nie pojawili się na budowie. Po przejściu około połowy trasy inżynier kontraktu stwierdził, że nie ma czasu i idzie pisać protokół, a komisja niech idzie w teren sama. Inżynier kontraktu jest odpowiedzialny zgodnie ze swoją umową do wnikliwego badania, odbioru i całej kwestii dotyczącej inwestycji. W związku z tym komisja dalej w terenie pracowała bez inżyniera kontraktu. Naszym zadaniem było przejście całej trasy kanalizacji sanitarnej i sieci wodociągowej, bo przeglądem gwarancyjnym musieliśmy objąć wszystkie elementy sieci, łącznie ze studniami oraz odtworzeniem terenu. W trakcie przeglądu stwierdziliśmy kilkadziesiąt uwag, usterek i wad, które znajdą się w protokole. Protokół miał zostać sporządzony od razu po powrocie z przeglądu. Przy wejściu do sali dostałem burę od inżyniera kontraktu, że go lekceważę, że jestem niepoważny, on nie ma czasu, jest umówiony w innych miejscach, nie ma zamiaru tutaj czekać itd. Zauważyłem, że zgodnie z umową jest zobowiązany brać udział w czynnościach odbiorowych, a przede wszystkim powinien być w terenie. Po wymianie zdań stwierdził, że jest umówiony i żegna wszystkich. Na pożegnaniu powiedział do mnie, abym dopracował projekt z przeglądu gwarancyjnego i ewentualnie rozesłał stronom. Do tego zobowiązany jest inżynier kontraktu jako przewodniczący komisji i jako odpowiedzialny za dokonanie odbioru. W międzyczasie zaprzestali pracy w komisji członkowie naszego operatora. Protokół z przeglądu gwarancyjnego również nie został podpisany przez komisję. Nad protokołem pracuję, zostanie podpisany i rozesłany wszystkim przedstawicielom komisji. Ciągle borykamy się nie tylko z formalnymi wymogami, ale i brakiem odpowiedzialności ze strony inżyniera, który powinien się tym zajmować. Dlaczego inwestycja nie jest skończona? Ciągle są fuszerki, roboty są wykonywane niezgodnie z warunkami technicznymi, niezgodnie z przepisami prawa budowlanego i niezgodnie z naszą podstawową umową. Pomijam terminy. W terenie odkrywamy wadliwie wykonywane roboty, argumentując inżynierowi kontraktu czy wykonawcy, że tutaj zepsuliście, to się nie nadaje do przyjęcia do użytkowania, tu nieszczelne, tu pełno błota, studzienki zaniżone, wody opadowe zalewają nam przepompownie, zalewają kanalizację, bo studzienki posadowione są poniżej terenu, a zgodnie z przepisami powinny być wyniesione od 5 do 10 cm, że są załamane chodniki, nieodtworzone tereny, to są przyczyny nieprzyjęcia inwestycyj do użytkowania. Jeżeli to wszystko byłoby zrobione, nie ma żadnych przeszkód, żeby przyjąć to do użytkowania i ostatecznie rozliczyć - wyjaśnił kierownik.
Mieszkańcy nie podpisujcie oświadczeń
Burmistrz Węgorzyna Monika Kuźmnińska na pytania radnych i mieszkańców wyliczyła niektóre buble, bo tak należy nazwać to, co zostało zrobione w Węgorzynie
- Jeśli ktoś zakłada sieć wodociągową na głębokości 17 centymetrów, to czy to jest mała usterka czy duża? Jeżeli to jest studnia przydomowa, do której będą przepompowywane ścieki, żeby poszły tą rurą, a w studni nie ma otworu i jest ślepe podłączenie, to jak coś tą rurą może popłynąć? Jeśli przepompownie sieciowe, przepompownie przydomowe nie są zasilone prądem, to czy będzie działało, czy nie będzie? Zasilenie było zakontraktowane i było w umowie. Nie przyjmuję tłumaczenia – nie wykonaliśmy, to was nie obciążamy. To nie w tym rzecz. Gmina ma pieniądze na zapłacenie wykonawcy i żąda wykonania zgodnie z umową. A wtedy będziemy się rozliczać, a nie – nie wykonamy nic i od was nic nie chcemy. To nie jest załatwienie sprawy. Kolejna rzecz – nieogrodzenie przepompowni sieciowej, są trzy przepompownie, jedna z nich jest tylko ogrodzona i zabezpieczona. Żądamy od wykonawcy złożenia nam oświadczeń wszystkich właścicieli nieruchomości prywatnych, w które chodzili z robotami.
Właściciele, mieszkańcy naszego miasta! Bardzo proszę, jeśli z taką prośbą zwróci się wykonawca, żeby nie podpisywać wszystkiego, co przyniosą. Proszę obejrzeć swoją nieruchomość i jeśli macie zastrzeżenia co do jakości wykonanej pracy, jeśli macie zaniżenia terenu, wyciek wody, zalane piwnice, a wcześniej przed inwestycją nie było, to jest sygnał, że coś jest źle zrobione z inwestycją. My żądamy przedstawienia takich oświadczeń, a inżynier kontraktu mówi do wykonawcy: „przynieście gminie i napiszcie, że nie było właściciela na posesji”. Tak nie może być. My nie chcemy odfajkować tej inwestycji, chcemy, aby została odebrana i w końcu popłynęły nią ścieki na oczyszczalnię, tam, gdzie jest ich miejsce. Tego będziemy pilnować i do tego będziemy dążyć.
Zgodnie z prawem można było wymienić wykonawcę i inżyniera. Nie przyspiesza to jednak bezpośrednio inwestycji. Trzeba byłoby ogłaszać kolejne przetargi. Przetarg odbył się w 2010 roku i zostały podpisane umowy. Nie miałam wówczas możliwości i wpływu na treści podpisanych umów. W tych umowach są sankcje za nieterminowe wykonanie inwestycji. Tylko te sankcje, to jest jeden procent z umowy za każdy dzień omówienia, ale nie więcej, niż 20 procent, czyli jeśli spóźnią się 20 dni, to jest to maksymalna kara, jaką mogę zażądać. To nie ma żadnego wpływu na ich motywowanie do pracy, bo spóźnili się o wiele dłużej – powiedziała burmistrz Monika Kuźmińska.
Wykonawca pospisywał również umowy z mieszkańcami i również z nimi nie dochował ani terminów ani sposobu i jakości wykonania. I tu rodzi się pytanie, w jakim celu i w czyim imieniu działa inżynier kontraktu oraz dlaczego w umowie, gdy ją podpisywani w 2010 roku nie zagwarantowano gminie większych praw i lepszej pozycji w stosunku do partnerów prywatnych. MM