Z życia nie tylko powiatu, czyli pęcherze pełne złotówek
(FELIETON) Kiedy jestem nawet dociskany, by prowadzić ku likwidacji straży miejskiej w Złocieńcu, czynię to nawet chętnie, ale tylko dlatego, że opór tej materii przed likwidacją ukazuje wyjątkowo mroczne jądro tutejszego życia samorządowego, zabetonowanego na amen. Przez owe życie samorządowe w tej publikacji rozumiem, na razie tylko, sposoby pobierania gminnych pensji z gminnego budżetu. I nie tylko pensji, i nie tylko w gminach.
Nędza ludzi, to nie my
Oto rankiem, gdy udaję się na obrady tutejszego samorządu, z radia słyszę, że co trzecie dziecko w Polsce rodzi się w warunkach nędzy. Nie dosłyszałem, ile milionów Polek i Polaków codziennie nie ma co wrzucić do przysłowiowego garnka. Czyli - żyje w nędzy! Dobrze znana mi osobiście dziennikarka radiowa, która wedle mnie mogłaby pracować dosłownie wszędzie, tylko nie w radiowym dziennikarstwie publicznym, informuje o złodziejach drogowych, tym razem zasadzonych na fundusze unijne – zmowy cenowe!
Przecież każde dziecko wie, w jakim celu miała tu wygrać, i wygrała, wybory Platforma Obywatelska. W więzieniach miała przecież wynik wyborczy stuprocentowy. Nasze stadiony wybudowała za pieniądze kilka razy większe od stadionów na świecie i lepszych, i większych. W Niemczech nawet z wysuwaną murawą. Kilometr takiej samej drogi na Litwie kosztuje ponad dwa razy mniej od tej u nas.
Właśnie – w takich celach było tu sprokurowane zwycięstwo wyborcze Platformy. No, bo w jakich innych? Kto odpowie? Głosy zliczały serwery ruskie.
Na obradach złocienieckiego samorządu o tych problemach, rzecz prosta, ani słowa. Donald Tusk ma wolną rękę w sprzedawaniu Polski, do tego media, poparcie Berlina i wspólną posmoleńską politykę z Rosją. Kudy tam szeregowemu radnemu do Polski, kiedy nawet w tutejszych sprawach gminnych siedzi jak zatkany, nie do odetkania.
W Czaplinku jednak „nie” dla wyrwigroszów
A w Czaplinku, w mieście w porównaniu ze Złocieńcem na wskroś turystycznym, piłkarski Lech nawet w IV lidze, nie zgodzono się na powołanie Ośrodka Sportu i Rekreacji. Tamci radni, widać faktyczni gospodarze gminy, nie dali się wpuścić cwaniakom w maliny. Stanęli po stronie wyborców. W Złocieńcu odwrotnie. Mówi się w mieście, że tu OSIR powstał niegdyś, by dama bez stosownego wykształcenia (żonka tam kogoś), mogła być księgową, a były politruk pezetpeerowski, też bez wykształcenia, dyrektorem. Z tym, że też podobno, karty rozdawał Sojusz lewicy Demokratycznej i to aż w Szczecinie. Jednak, podobno Sojusz robił tylko za przykrywkę, bo w Złocieńcu OSIR powstawał jeszcze wyżej. Mafijnie? Miejscowi bonzowie nie mogli sobie nawet bzyknąć na ten temat. Potem firma mutowała w zgodzie z trendami wyborczymi, to znaczy nadal bez konieczności posiadania umiejętności, to znaczy i odpowiedniego wykształcenia dyrektora. Nie ma tego rodzaju bezsensownego rozdawnictwa etatów w Drawsku Pomorskim, Połczynie Zdroju, Wierzchowie, Czaplinku. Tylko tu - w czarnym jądrze samorządności - nad Drawą i Wąsawą.
Radni postronkowi
Radni złocienieccy – radni postronkowi (od chodzenia na postronkach), prawdziwymi tematami gminnymi nie zajmują się w ogóle. Szczególnie ostatnio. Zdają się na burmistrza, a ten, na - tak to chyba jest, na niezmienne w urzędzie od wieków służby finansowe. A jak opłacane? No, dosłownie - truflowo i to z tych trufli najlepszej odmiany. I chyba za przyczyną tych trufli, w sferze gminnych finansów tu od wieków jest tak samo – żadnych zmian, kierunek jeden: złotówki do naszych.
A o powiecie pisze sam radny powiatowy
Nie wiem, co takiego jest z kolei do ukrywania w Drawsku Pomorskim, gdyż tam, jak pisze radny powiatowy Zbigniew Mieczkowski: - ... gdy władza w biednym powiecie pseudoredaktorom płaci więcej, niż słynne premie dla marszałków Sejmu. I dalej: - obaj redaktorzy otrzymali równowartość średniej klasy nowego samochodu, tylko w jednym roku budżetowym. -
W Złocieńcu jeden z tych tytułów jest bodajże obowiązkowy dla urzędników miejscowego Urzędu. To chyba jeden z pomostów nowej przyjaźni złocieniecko-drawskiej, w zamian za, znów niewypał, polsko-niemieckiej (bywsza już współpraca z Bad Segeberg).
Ratunek dla złocienian z Łobza
Dla Złocieńca Tygodnik wydaje, przy mojej skromnej pomocy, przedsiębiorca z Łobza, Kazimierz Rynkiewicz, bo złocieniecka sitewka do wolnego słowa jeszcze nie dorosła. Na razie tylko do złotówek, i to najlepiej cudzych. Gdybym swobodnie współpracował ze starostwem w Drawsku Pomorskim, w tym lutym za nie swoje pieniądze, bo za pieniądze podatników, kupowałbym już dziesiąty średniej klasy nowy samochód. Mój Boże, toż to - za to razem wszystko - byłoby już Porsche Carrera!!!
Drawski redaktor, jako złotówkowy biorca, pobieranie ze starostwa złotówek podatników tłumaczy tak: - Trzeba pogratulować mądrości tej władzy, która korzysta z usług lokalnych gazet … pieniądze wpływające do lokalnych redakcji napędzają lokalną koniunkturę. -
Nie wiem, z jakiego to powodu ów redaktor swoją działalność zarobkową rozciąga na inne redakcje. Zdaje się, że ma taką wizję świata i życia. W Drawsku Pomorskim postkomunizm zawsze stał, i stoi, przed Dekalogiem. A redaktorowi widać dużo zostało po wydarzeniach, w których był raz w życiu czynny jako bojownik o wolność i demokrację, jeszcze w grudniu stanu wojennego. Wspomina na taki sposób: - … Potem ciągnęli mnie z pięćset metrów za nogi, a niedoszły egzekutor siedział na mojej klatce piersiowej jak na sankach. W takim stanie zostawili mnie na ulicy. Przed odejściem opluli, a najbardziej agresywny wypróżnił na mnie pęcherz moczowy. Po godzinie zebrałem się... – Raczej nie ma dowodów na to, że redaktor zebrał się nawet po dziś dzień. Zachodzi podejrzenie, że to niekoniecznie był mocz. Wiadomo przecież czym owi kaci byli faszerowani.
Wojciechu Smarzowski – przybywaj!
Gdy Wojciech Smarzowski po kilku słynnych filmach wreszcie weźmie się za polskich dziennikarzy, w Drawsku Pomorskim znajdzie gotowy scenariuszy napisany przez życie. Znajdzie bohaterów powiatowej klasy i kasy, patriotów z klatkami piersiowymi jak sanki i obsikiwanych przez reżim. Swoją drogą, to obecne dawanie powiatowej kasy tego rodzaju redaktorowi, dokładnie prześwietlonemu przez Zbigniewa Mieczkowskiego, jakby nie było przecież radnego powiatowego właśnie, to przecież też jakby obsikiwanie, a i władza - no, w czym różna od tamtej?
Od dziecka interesuję się dziennikarstwem. Od starożytności, do Kischa, Capote, Wańkowicza, Kąkolewskiego – u którego aż dwukrotnie byłem po uprzedniej prośbie na seminarium z reportażu na Uniwersytecie Warszawskim. Teraz borykam się z książką też o dziennikarstwie. Ciężko mi idzie, codziennie odkrywam takie kwiatki, że aż utrudniające normalne oddychanie. Ale - że w Drawsku Pomorskim, w mieście mojej szkoły i Drawy, trafię na tego rodzaju paskudztwo? Mogę tylko tyle: władzo powiatowa, Nie robi się tak ludziom, choćby nawet podszywającym się pod dziennikarstwo. Nie godzi się. Cofnijcie te złotówki, panowie. Chyba, że i wy nie za bardzo boicie się deszczu z góry?
Redaktor jako sanki dla reżimu – dla obecnego też
Teraz, Drodzy Państwo, dobrze już widać choćby tylko z wyrywkowych tu danych, do kogo trafiają złotówki, które winny być na socjale, na pomoc dla polskiej nędzy, na oświatę, sport, na promocję działań artystycznych. Pieniądze trafiające do drawskiego redaktora wedle niego napędzają lokalną koniunkturę. Wezwijmy już wspólnie Wojciecha Smarzowskiego. Niechże powiat drawski otrzyma to, na co, jak widać z powyższego, bohatersko zasłużył. Redaktor jako sanki dla reżimu!
Nadzieja w nowej ustawie o konsultacjach społecznych. Techniki wyborcze w Polsce obowiązujące kończą się na tym, co tu okazuję. Marnotrawstwem pieniędzy. By liczyć na Zarząd Powiatu Drawsko Pomorskie, trzeba być nie tylko sankami, ale i z takim patriotyzmem, który ugasić może tylko mocz oficera byłego już Ludowego Wojska Polskiego – wedle łgarstwa redaktora od lokalnej koniunktury i lokalnej gazety.
Tadeusz Nosel
PS. Gdy Wojciech Smarzowski z WESELEM był w Złocieńcu w kinie MEWA, spotkanie z widzami w sposób nagły zakończono. Pora najwyższa na reżysera w Drawsku Pomorskim. Proponuje już tytuł – KONIUNKTURA.
Tadeusz, czasem twoje bon moty bywają naprawdę niezłe.
Z "czarnego jądra samorządności nad Drawą i Wąsawą" uśmieliśmy się do łez.
Zaś "redaktor jako sanki dla reżimu" spowodował salwy śmiechu. Trochę Waldemar przesadził z opisem swej martyrologii. Część fizjologiczną mógł pominąć. Nie odebrałoby to tragizmu całej sytuacji, a nie dałoby okazji do żartów.
Starostwo chcąc informować społeczeństwo o swej działalności musi zamieszczać materiały w prasie lokalnej. Ale uważam, że nie powinno się kupować całych stron "z góry", tylko płacić za konkretne materiały. Być może należałoby zastanowić się nad zróżnicowaniem kwot w zależności od nakładu i zasięgu gazet. Dla przykładu: inna jest cena ogłoszenia w "Gazecie Wyborczej", a inna w "Głosie Koszalińskim".