Tajemnice legendy o panu Władziu „Marynarzu” z „Bałtyku”
(GRYFICE) Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej z Gimnazjum nr 1 im. Żołnierzy Armii Krajowej ma w naszej gazecie swój „kącik”. Przedstawia w nim dzieje Gryfic, poczynając od 1945 r. do dnia dzisiejszego, porównując stare fragmenty miasta uwiecznione na fotografiach z obecną zabudową. Przy tym opisują historie związane z obiektem na fotografii, czasem wspomnienia mieszkańców w jakiś sposób związanych z danym miejscem.
Tak więc stare zdjęcia mają szczegółowy opis co „chroni” nas od zapomnienia historii miasta i jego mieszkańców. Praca jaką wykonują nasi młodzi historycy, jest bardzo dobrze oceniana przez byłych mieszkańców Gryfic tj. tych, którzy np. od lat mieszkają w Kanadzie, USA czy nawet Nowej Zelandii. Cenią ją też sami gryficzanie, bo zmusza ich do powrotu w przeszłość. W czas trudny, ale i radosny z ich młodości.
Niestety, bardzo dobry tekst: „Legendarny „Bałtyk” oraz zdjęcia zamieszczone w nr 39 wyd. z 29.09.2012 r. wzbudził kontrowersje, na które odpowiadamy.
Pierwszy telefon w tej sprawie odebraliśmy 2 października. Pani poinformowała nas, że jest bardzo zbulwersowana, bo tekst jest skandaliczny, że jak tak można, kto na coś takiego pozwolił, że coś takiego się drukuje, że obraża się śp. Władzia „Marynarza” pisząc, że gustował w konsumpcji szklanek. A to był zacny człowiek, walczył pod Monte Cassino, był prześladowany itd.
Poprosiliśmy panią o spotkanie w redakcji i wypowiedź, ale odmówiła, bo żadnych wywiadów udzielać nie będzie. Później zadzwoniła jeszcze raz ze sprostowaniem, że pan Władzio „Marynarz” nie walczył pod Monte Cassino, ale na Westerplatte. Pytamy na jakich okrętach, jako marynarz służył, ale nasza rozmówczyni nie wiedziała.
Drugi telefon w podobnym tonie, z tym, że rozmówca przedstawił się z imienia i nazwiska: Grzegorz Motała. Stwierdził, że jest zbulwersowany tekstem, że pan Władzio „Marynarz” to był człowiek zacny itd., a tu gimnazjaliści wypisują bzdury. Przerwałam telefoniczny monolog stwierdzając, że młodzież z gimnazjum przedstawia to, o czym się dowiedziała.
Po tych pouczających rozmowach, jeszcze raz przeczytałam artykuł „Legendarny „Bałtyk” pióra Grzegorza Solarza-Kwiatkowskiego i nie dopatrzyłam się negatywnej wymowy. Ale postanowiłam też o knajpę, mordownię i spelunę „Bałtyk” zapytać mieszkańców Gryfic, stawiając jednocześnie pytanie o śp. Władzia „Marynarza”.
Mówi pan Zenon Gil.
- Czy pamiętam „Bałtyk” i Władzia „Marynarza”? Jasne. „Bałtyk” to była taka knajpa proletariatu robotniczo-chłopskiego. Chłopi rządzili we wtorki i piątki, czyli w dni targowe. Niejeden przepuścił w niej to, co utargował na rynku, a później koń sam z gospodarzem na wozie szedł do domu czasem odległego o osiem kilometrów od Gryfic. Dzisiaj takich koni nie ma i takich gospodarzy nie ma. „Bałtyku” też nie ma. Ech, to były czasy. Robotę mieli wszyscy, z gruzowiska trzeba było Gryfice podnieść. Cukrownia pracowała.
- Ale ja pytałam o pana Władka „Marynarza”…
- No tak. Potężny chłop z niego był, silny, ale taką naturalną siłą, nie jak dzisiaj ci strongmeni. Ja przy nim to chucherko byłem i w drogę nigdy mu nie wszedłem. Bałem się, choć do bitki byłem skory, jak to człowiek młody. Raz tylko dorzuciłem do składki na zakład o to, czy Władzio „Marynarz” zje szklankę. No oczywiście, ze szkła szklankę. Był zakład, było jedzenie szkła, inaczej nie. Czy widziałem? Pewnie, przecież mówię, że dorzuciłem się. Na dwie „setki” dałem kasę. Zwyczaj był taki, że Władzio „Marynarz” siedział przy stole, a „sponsorzy” w kółeczku patrzyli jak gryzie i przeżuwa szklankę.
Dzisiaj jeszcze ciary chodzą po plecach, jak sobie tamto przypomnę. Później już nie brałem udziału w zakładzie. Sam wolałem wypić te dwie setki niż fundować.
Władzio „Marynarz”, mimo że czasem te szklanki czy kufel zjadł, to był w porządku gość. Pamiętam jak raz zwinęła go Milicja Obywatelska. Przyszli do knajpy uzbrojeni w swoje pukawki i pały i do Władzia, że ma iść. Wstał i poszedł. Nic nie mówił. Zamknęli go na dołek. Sami poszli na górę, pewni, że Władeczka rano dopiero wypuszczą.
- Bili go? - pytam.
- Skąd, który by się odważył? Ale to była sensacja, że go przymknęli . Władek w piwnicy siedzieć nie miał zamiaru, kratę, solidna kratę z okna wyrwał, wypełzł na chodnik i do „Bałtyku”. Posiedział w knajpie, dopił co miał dopić i poszedł na posterunek. Poprosił milicjanta, żeby go ponownie zamknęli w areszcie. Taki był Władek. Milicja czuła przed nim respekt. Za Westerplatte a może jeszcze za coś innego był odznaczony orderem Virtuti Militari. Nie wiem, jakiej klasy ale był odznaczony najwyższym odznaczeniem wojennym. Mówili, że to odznaczenie wtedy, to jak dziś immunitet. Gość był dobrym człowiekiem. Silnym mężczyzną, który nikogo się nie bał, ani niczego nie lękał. Chociaż, nie. Bał się i to bardzo swojej Marychny - żony. Takiej kruszynki przy nim. Ale to była jedyna osoba, której na pewno słuchał i był potulny, jak baranek. -
Pan Ryszard R.
- Czy pamiętam „Bałtyk”? Oczywiście, ale nie byłem stałym gościem w tym lokalu. Atmosfera w nim była - jak dla mnie - nieodpowiednia. Nie byłem i nie jestem smakoszem jakichkolwiek trunków. Niemniej byłem tam kilka razy z kolegami, ale tam nie można było nawet herbaty spokojnie wypić, ale też nie była to herbaciarnia. Innego określenia jak speluna nie potrafię znaleźć. Były głośne dyskusje starszych podchmielonych panów i smród z petów w luksferach, to takie szklane kwadratowe cegły służące za popielniczki. Podłoga była czarna, smarowana jakimś śmierdzącym płynem - nazywanym - pyłochłonem.
Gdybym pił wódkę czystą z czerwoną etykietką i palił papierosy marki Sport, to pewnie czułbym się tam dobrze, ale nic z tych spraw mnie nie interesowało. Dlatego unikałem wizyt w tym lokalu. Poznałem tam pana, o którego pani pyta. Poznałem śp. Władka „Marynarza” oczywiście, że nie osobiście, bo nigdy z nim nie rozmawiałem, ale widziałem go z bliska.
Jak w telewizji zobaczyłem braci Kliczko, tych bokserów z Ukrainy, to pierwsze, co mi przyszło na myśl, to właśnie pan Władek „Marynarz”. Choć nie wiem, czy nie był od nich wyższy i silniejszy - postura podobna. W latach 50. w Gryficach pan Władek na pewno był najwyższym i najsilniejszym mężczyzną naszego miasta. Praktycznie nikogo się nie bał. Ale, jak pamiętam, to swojej siły nie nadużywał w bijatykach. Zresztą, kto mógłby do niego podskoczyć? Jak się zdarzyło, że ktoś na niego się zamachnął, to wystarczyło, że złapał za rękę i gość z wrzaskiem padał na kolana.
- Czy zjadał szklanki?
- Tak mówili, ale to były szczególne okazje, jakieś zakłady o wódkę. Pamiętam tylko jak ze złości odgryzł kawałek szklanego kufla. Wyszliśmy wtedy z knajpy. Koledzy ani ja nie należeliśmy do grupy ludzi lubiących draki. Co było później, tego nie wiem. Ale wiem, że był aresztowany przez MO, że kiedyś wyrwał kraty z okna, wyszedł z piwnicy, że poszedł do knajpy i wrócił sam do aresztu. Znam też inną historię pana Władzia „Marynarza”, związaną z jakimś kolejnym aresztowaniem. Milicjanci zamknęli go w pokoju, gdzie był kaflowy piec. Pan Władzio „Marynarz” czasu na siedzenie nie tracił i piec rozebrał w drobny „mak”. I tyle milicja miała pożytku z aresztowania pana Władzia.
Jak w końcu zorientowali się, że boi się swojej żony, to żoną go straszyli, mówiąc np. - Władziu idziemy do domu, bo Marychna tutaj idzie. I szedł z nimi spokojnie do domu. Żony się bał nie wiadomo dlaczego. Może z miłości? Tego już ikt nie wyjaśni. Ale i żonie potrafił spłatać figla. Było, że sama zamknęła go w domu i poszła do pracy. Co robił pan Władzio „Marynarz”? Z prześcieradeł robił powróz i po nim zjeżdżał z piętra na parter domu, prosto do knajpy, która funkcjonowała w tamtym czasie i w tamtym miejscu. Ale nade wszystko uwielbiał „Bałtyk”, jego zadymioną salę i gwar, który był w niej nieustanny. Czy był marynarzem? Nie, tego nie wiem.
- Skąd tyle wiadomości o panu Władku, skoro okazjonalnie bywał pan w „Bałtyku”?
- Miałem brata w milicji. Był tam rok, ale był.
Pani Zofia.
- Czy znałam Władka „Marynarza”? A kto go nie znał? On to Gryfice i nieodłączny „Bałtyk”.
- Czy to prawda, że potrafił zjeść szklankę?
- Tak mówili. Podobno nie tylko szklanki, ale i pogryźć kufel do piwa. Ja nie wiem jak było w tej restauracji - w cudzysłowie oczywiście. Ja ani nikt z mojej rodziny tam nie bywał. To był specyficzny lokal. Ale bywałam na tzw. potańcówkach w pięknej sali balowej nad „Bałtykiem”. Byłam tam też na dwóch cudownych balach sylwestrowych. Dużo później salę balową przerobili na sklep meblowy prowadzony przez panią D.
O panu Władku powiem, że tak wysokiego i silnego mężczyzny, jakim był, w Gryficach już nie było i pewno nie będzie. Nikogo się nie bał poza jedną osobą - swoja Marychną, a ona była niższa od niego i bardzo szczuplutka. Kruszynka taka. Pracowała w sklepie. Pan Władek, jak pamiętam, pracował przy odbudowie Gryfic m.in. Gryfickiego Domu Kultury.
- Czy Maria i Władysław K. mieli dzieci?
- Prawdopodobnie córkę, ale nie była z nimi. Mieszkała w Poznaniu. O szczegółach można zapytać p. N., p. F., p. S., oni powinni wiedzieć o Władku „Marynarzu” dużo więcej niż ja. -
Możliwe, że zapytamy. Możliwe, że zrobi to Grzegorz Solarz-Kwiatkowski, uczeń kl. IIID z Gimnazjum nr 1 w Gryficach im. Żołnierzy Armii Krajowej, członek Szkolnego Koła Miłośników Ziemi Gryfickiej.
Od siebie dodam, ze w dzieciństwie mieszkałam przy ul. Niepodległości 49, a po przeciwnej stronie ulicy była speluna zwana „Bałtykiem”. Jako dziecko widywałam pana Władysława „Marynarza” z żoną. Ale najbardziej w pamięci utkwiły mi zapłakane i pobite kobiety, które swoich małżonków, pijanych w sztok, wyprowadzały z „Bałtyku”. Widywałam rówieśników uczepionych kufajki ojca i żebrzących na cukierek. To są bardzo smutne wspomnienia z mojego dzieciństwa. Takie to były czasy. MJ
Witam
Miło mi znów zabrać głos.
Jak można przeczytać w najnowszym numerze gazety mój artykuł jak wspomniała juz Pani Maria bardzo dobry tekst wywołał u niektórych kontrowersje na, które już redakcja na łamach Gazety się wypowiedziała lecz i ja chciałbym zabrać głos.
Sprawa pierwszego telefonu do redakcji z 2 października.
Odpowiadając na zarzuty stawiane wobec artykułu i co za tym idzie wobec mojej osoby jako autora jokoby artykuł miał być bulwersujący, skandaliczny i obrażający pamięć Ś. P Pana Władysława " Marynarza ".
- Osoba, która chce podwarzać artykuł powinna najperw sprawdzać informacje o faktach a potem podważać czyjąś pracę. Najłatwiej jest krytykować anonimowo lecz spojrzeć autorowi w oczy i zarzucić krytyke już o wiele cięzej bo wiadomo - oblatuje strach przed spojrzeniem w oczy.
- Krytykę należy opierać na solidnych argumentach. Ja osobiście każdą krytykę potrafię przyjać i czasem jeszcze za nią podziękować. Konstruktywna krytyke docenie lecz skrytykowac by skrytykowac bez jakich kolwiek argumentów to moim zdaniem będąc z Odbiorcami moich artykułów szczerym jak zawsze takim jestem to robienie poprostu z siebie pajaca.
- Chodź nie znałem Pana Władysława to bardzo go szanuje. Jest on można powiedzieć człowiekiem legendą szanuje go również za jego Żołnierskie Poswięcenie na Wester Platte i za jego Bohaertską Postawę.
Odpowiadając na telefon Pana Grzegorza Motławy.
- Panie Grzegorzu zgadzam się z Panem, że Pan Władysław był zacnym człowiekiem i jest nadal, jak juz wspomniałem chodź nie znałem tego człowieka bardzo go cenie i szanuję. Stwierdził Pan, że jest Pan zbulwersowany tekstem i, że piszę głupoty. Lecz popełnił Pan bład i to wielki ponieważ powiedział Pan " a tu GIMNAZJALIŚCI wypisyją bzdury". Jeżeli chce Pan krytykowac i atakować słownie moją prace niech Pan najpierw pomyśli co mówi a potem się wypowiada. porwał się Pan z motyką na słońce i zaatakował Pan nie tylko mnie lecz i moich znajomych kolegów i koleżanki, z którymi współpracujemy w kole, a którzy nie są autorami tekstu więc nie mają tu nic do rzeczy. Jeżeli chce Pan coś bądź kogoś krytykować to niech Pan najpierw pomyśli a potem mówi bo Autorem artykułu " Legendarny Bałtyk" jestem JA i JA jestem za niego odpowiedzialny.
- W każdym z artykułów jestem szczery, każdą informacje dociekliwie sprawdzam bo wiem, że szczerość i rzetelność w pisaniu artykułów a zwłaszcza artykułów historycznych, w których opisuje się dodatkowo jakąś Osobę należy pisać z największą dokładnością, szczerością, rzetelnościa, starannością oraz precyzją.
- Myślę, że Pani Maria dobrze zrobiła przerywając z Panem telefoniczny monolog bo jak myślę nie prowadził on do niczego a to właśnie Pan gadał bzdury ; )
Podsumowywując głosy krytyki:
- Obdwie osoby nie potrafiły uzasadnić konstruktywnie krytyki jaką kierowały wobec mnie i mojego artykułu jak i również kolegów i koleżanek.
- Bezpodstawna krytyka wobec kolegów i koleżanek
- Bezpodstawne podważanie szczerości i rzetelności artykułu.
- Podważanie i nieznajomość ideii artykułu
Cóż jak już wspomniałem wiem z doświadczenia, że krytyka jest przydatna i taką konstruktywną krytykę docenie lecz w sytuacji - skrytykować by skrytykowac nie uzasadniając swej krytyki to jak robić z swojej osoby pajaca a niestety Ja ani Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej cyrku nie prowadzimy a prowadzimy myslę ciekawy " Kącik " wspomień o naszym mieście i ciekawych ludziach legendach. Miło jest nam wspominac dawne czasy.
PROWADZIMY RÓWNIEŻ Z KOŁEM SPOTKANIA Z CIEKAWYMI LUDŹMI POMYŚLAŁEM BY ZORGANIZOWAĆ TEŻ, KTÓREGOŚ DNIA SPOTKANIE W SZKOLE Z ODBIORCAMI NASZYCH ARTYKUŁÓW KAŻDY CHĘTNY MÓGÓŁ BY PRZYBYĆ. CHĘTNIE POROZMAWIAMY, POSYDKUTUJEMY Z TAKIMI OSOBAMI I BĘDZIE TO DLA NAS PRZYJEMNOŚĆ, CHĘTNIE DOWIEMY SIĘ RÓWNIEŻ CO CHCIELI BYŚCIE PAŃSTWO BYŚMY NAPISALI W NASZYCH NAJBLIŻSZYCH WYDANIACH " HISTORII PISANEJ OBIEKTYWEM ". JEŻELI KTOŚ Z ODBIORCÓW MOJEJ TWÓRCZOŚCI ARTYSTYCZNEJ BĄDŹ ARTYKUŁÓW BY MNIE WIDZIAŁ W MIEŚCIE I CHCIAŁBY PODEJŚĆ I POROZMAWIAĆ ZE MNĄ TO CHĘTNIE PRZYSTANE I POROZMAWIAM. KONTAKT Z ODBIORCAMI JEST BARDZO WAŻNY DLATEGO TEŻ ZAPRASZAM DO ROZMOWY.
Na końcu mojej wypowiedzi chciałbym ustosunkować się do komentarza ~htsehjdrs z 2012.10.11 20.03.00
Droga Osobo jak już zdążyłaś załuważyć staram się dużo działać i myslę, że dobrze mi to wychodzi. Wszystko co robię - robię z dużym poświęceniem - Lubię działać i chcę działać. W tym co robię staram sie zachowywać jak najwyższy poziom perfekcjonizmu i dbałości o szczegóły. Uprzedzając pytanie - Za moją działalność w różnych dziedzinach nie dostaję, żadnych pieniędzy robię to z czytego zamiłowania.
Jeżeli w tym komentarzu miała by być sugestia zwolnienia działan bądz ograniczenia to nie licz na to ; )
Jeszcze nie raz o mnie zaszumią lasy a niedługo cała Polska - to już kwestia dni ; )
Wiesz lepiej jest działać i się rozwijać niż stać w miejscu.
Warto tu zacytować myśl Romana Dmowskiego :
" Przyszłość należy do tych, co mają idee, wiarę w nią i zdolność poświęcenia "
Osoby, które mnie znaja wiedzą, że nie raz zarywam nocki byle tylko coś zrobić. Mam świadomość, że niejednokrotnie za dużo biorę sobie na głowe wykonuje to co robię dobrze i przez to zarywam noce lecz wole brać sobie za duzo na głowe niż nie robić nic.