(GRYFICE) Przez lata dzień 5 marca był bardzo uroczyście świętowany. Ówcześni dygnitarze mówili o tym dniu, że był dniem wyzwolenia Gryfic przez Armię Czerwoną. Dzisiaj mówi się już o zdobyciu Gryfic.
W Gryficach obchody tego wydarzenia poprzedziła Msza święta w Kościele Mariackim, w której uczestniczyli mieszkańcy Gryfic, przedstawiciele władz samorządowych, poczty sztandarowe z LO Chrobry, ZSP im. Czesława Miłosza, szkół podstawowych, poczty sztandarowe Policji, PSP, Sybiraków, NSZZ „Solidarność”, Rzemieślników i Przedsiębiorców.
Msza święta została odprawiona w intencji ofiar i pierwszych osadników na tej ziemi. Uroczysty przemarsz na plac Zwycięstwa prowadziła Młodzieżowa Orkiestra Dęta pod batutą kapelmistrza Krzysztofa Malickiego. Przemówień praktycznie nie było. Głos zabrał jedynie burmistrz Gryfic Andrzej Szczygieł.
- Nie tak miało być... To miał być radosny dzień, a proszę wszystkich o uczczenie minutą ciszy ofiary katastrofy kolejowej, jaka się wydarzyła w naszym kraju. -
Na placu Zwycięstwa na chwilę zapadła cisza.
Pod Pomnikiem Pamięci delegacje złożyły wiązanki kwiatów, złożono je również przy Tablicy Pamięci poległych w czasie działań wojennych na terenie Gryfic i okolic - Żołnierzy Wojska Polskiego, tj. Ułanów I Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii.
Na placu Zwycięstwa było nas bardzo dużo; przyszliśmy całymi rodzinami, by wziąć udział w Mszy świętej i oddać hołd tym, którzy tu zginęli, ale też po to, żeby obejrzeć rekonstrukcję wydarzeń z tamtych odległych dni. Na gryfickim „Reistagu”, obecnie GDK, zawisła swastyka, po placu krążyli uchodźcy. Na motorze przyjechali sowieci z 5. Samodzielnego Pułku Motocyklowego Gwardii. Była też próba odbicia miasta przez wojska niemieckie, dowodzone przez pułkownika Joahima Hesse i majora Fritz Sanna. Była strzelanina i huk armatnich i moździerzowych wystrzałów. Z Reistagu zdarto swastykę, a biało-czerwoną zawiesił żołnierz polski, prywatnie Michał Ostrowski. I jeszcze jedno napiszę – nigdy więcej wojny. M
Założyciel i obecny wojewoda drużyny, Igor Górewicz, chrzest bojowy przeszedł w czerwcu 1999 r. podczas pierwszej rekonstrukcji bitwy pod Cedynią. W tymże roku przełomowym okazał się Festiwal Wikingów w Wolinie, na którym po raz pierwszy, obok wikingów z Anglii czy Danii, wystąpiły polskie grupy.
Zainspirowani tym impulsem, szczecińscy pasjonaci wczesnego średniowiecza rozpoczęli regularne treningi, powstała oficjalnie Drużyna Grodu Trzygłowa. Formacja, której celem nie było kopiowanie świata wikingów, ale odtworzenie od podstaw rodzimej, słowiańskiej historii.
Działalność rekonstrukcyjną drużyny poprzedziły konsultacje naukowe, historyczne i archeologiczne. Drużyna – jak sam jej dowódca podkreśla – jest swoistym "twardym harcerstwem dla dorosłych ludzi”, nie jest jednak polem do inwencji twórczej, paramilitarną zabawą z pominięciem historii. Kolczugi, szyszaki, szłomy, karaceny, drewniano-skórzane
szczyty (tarcze) wszystko ręcznie robione przez ludzi związanych z drużyną – te wszystkie elementy ubioru woja nie mogły odbiegać od standardów panujących w X wieku na zachodzie Słowiańszczyzny.
Żelazną zasadą jest całkowity zakaz używania sprzętów i ubiorów wyprzedzających epokę. Jedynym ograniczeniem tego historycznego realizmu było poczucie estetyki człowieka XXI wieku. Pewne elementy stroju nie muszą być uniwersalne dla całej epoki. Igor Górewicz podaje wymowny przykład: – Wyobraźmy sobie sytuację, że za 200 lat ktoś odkopuje grób punka i pomijając dzisiejsze gadżety zaczyna głosić tezę, że tak właśnie jak ów delikwent ubierała się większość tzw. ulicy przełomu XX i XXI wieku.
Słowiański kontyngent
Profesjonalizm odtwórców spowodował, że Drużyna Grodu Trzygłowa stała się częścią – tzw. kontyngentem słowiańskim – międzynarodowej organizacji Jomsborgelag. Jest to największa na świecie (ok. 400 wojów) armia wczesnośredniowieczna, skupiająca wojowników z Anglii, Szwecji, Danii, Holandii, Polski, Niemiec, Włoch, Belgii, Stanów Zjednoczonych, Australii.
Wojewoda drużyny zajmuje w sztabie tej organizacji – zwanej Armią Jomsborga – stanowisko człowieka odpowiedzialnego za wschodnioeuropejską scenę wczesnośredniowiecznego odtwórstwa.
Drużyna współorganizuje święto najważniejsze dla każdego pasjonata wczesnośredniowiecznej
Słowiańszczyzny. Chodzi o uroczystość pogańską, która była tak mocno zakorzeniona w polskiej kulturze przedchrześcijańskiej, że przetrwała chrystianizację, choć pod zmienioną nazwą Nocy Świętojańskiej.
Od 2003 r., w każdy pierwszy weekend astronomicznego lata, drużyna organizuje na Zamku Książąt Pomorskich uroczystości z okazji Nocy Kupały – słowiańskiego święta miłości, ognia i wody. Wówczas, na dziedzińcu zamkowym można zobaczyć, jak krzyżują topory i miecze wojowie Igora Górewicza.
Bitwa morska wojów
Jednym z największych osiągnięć drużyny była bitwa morska, odegrana przez wojów podczas szczecińskich Dni Morza w 2006 r. Największe tego typu przedsięwzięcie w Polsce, unikatowe
na skalę europejską. Wojowie Górewicza wcielili się w pomorskich chąśników (żeglarzy-wojowników), broniących grodu przed najazdem Wikingów. Przybysze ze Skandynawii najechali gród Trzygłowa przy akompaniamencie wikińskich starodawnych pieśni oraz muzyki klasycznej
z wagnerowskim "Zmierzchem bożyszcz” na czele. Podczas walki wojowie wypuścili w sumie dwieście płonących strzał. Stu wojowników na słowiańskich korabiach i wikińskich drakkarach
starło się na środku Odry na topory i miecze. Nad ich bezpieczeństwem czuwało dziesięciu płetwonurków, którzy z jednej strony widowiskowo "ginęli” i wpadali do wody, a z drugiej strony mieli ratować ewentualne ofiary realizmu w inscenizacji bitwy.
Igor Górewicz wspomina to wydarzenie jako niezapomniane przeżycie, wielkie paramilitarne
doświadczenie: – Bo jak się zachować walcząc na łodzi? Jesteś w pancerzu, jak wpadniesz do wody, to niestety nie ma cię. Ktoś cię dźga włócznią w brzuch, a ty nie wiesz, czy się zasłonić
przed ciosem, czy łapać równowagę, by nie wpaść do wody.
Na planie
Drużyna w ciągu dziesięciolecia istnienia zdążyła zaistnieć na wielu planach filmowych produkcji polskich ("Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem”, gdzie Górewicz uczył Michała Żebrowskiego
strzelać z procy), i zagranicznych ("Raiders. The Raven and The Cross”; "Warriors” dla amerykańskiej stacji History Chanel).
Obiecująco wyglądają perspektywy drużyny na kolejne dziesięć lat. Drużyna już od 2002 r. nie jest wyłącznie grupą pasjonatów, ale profesjonalną firmą, która pod szyldem "Trzygłów – Pokazy
Historyczne” zajmuje się popularyzacją historii wczesnego średniowiecza, włącznie z produkcją pamiątek historycznych i działalnością wydawniczą.
Powstała idea zbudowania w Szczecinie rekonstrukcji grodu obronnego z X wieku. Miałby on być połączony szlakiem turystycznym z wczesnośredniowiecznymi skansenami w Wolinie i niemieckim Torgelow. Już w styczniu 2004 r. Komisja Kultury Rady Miasta Szczecina pozytywnie zaopiniowała
wstępny projekt Górewicza. Do dziś jednak trwają poszukiwania optymalnego miejsca dla zrekonstruowanego grodu.
~
2012.03.15 09.49.50
Ile miałeś lat, gdy zacząłeś wierzyć w słowiańskich bogów?
Wiara to jest po słowiańsku wiedza. My pewne rzeczy wiemy, odczuwamy to, co mówimy. Ja nie wierzę w słowiańskich bogów czy demony. Za nogawkę nikt mnie nie ciągnie, jak wychodzę za róg. Do wody raczej też nic mnie nie wciąga, gdy do niej wchodzę przed Kupałą w czerwcu. Dla mnie świat nadprzyrodzony nie istnieje. Dla nas, neopogan, nie ma rozróżnienia między światem naturalnym a nadnaturalnym. Pewnych rzeczy po prostu nie potrafimy naszymi zachodnimi narzędziami zbadać empirycznie. Co nie znaczy, że ich nie ma. Całkiem niedawno psy reagowały dziwnie i wierzono, że oto nadciąga jakiś duch, a przecież dziś wiemy, że istnieją dźwięki, których nie rejestruje ludzkie ucho, a psie owszem.
Czy to znaczy, że te dźwięki są nadprzyrodzone?
No nie, po prostu nie mieliśmy kiedyś możliwości ich badania. Inna sprawa- przystawiano kiedyś lusterko do ust podejrzewanego o zgon, jeżeli nie było pary, umarł. A dzisiaj mamy elektroencefalogram, i to on decyduje. Postęp technologiczny powoduje to, że te rzeczy, które są zastrzeżone dla świata nadprzyrodzonego, przestają być nadprzyrodzone.. Ale to nie znaczy, że nie możemy tego świata czcić w sposób religijny. Poznanie wyłącznie rozumem lub wyłącznie duszą czy sercem zakłada mocne ograniczenia. Tylko połączenie tych dwóch dróg poznania może dać jako taką wiedzę. I o tym zdawano sobie sprawę już tysiące lat temu.
Jak fizycznie przygotowywałeś się do swoich pierwszych walk na miecze? Trenowałeś szermierkę?
Nie trenowałem szermierki sportowej, bo nie interesowała mnie nigdy walka dla samej walki, walka jako konkurencja. Pasjonowała mnie walka jako zjawisko kulturowe, miecz jako archetyp siły. Dla mnie tylko walki w ramach odtwórstwa historycznego dają możliwość jego wszechstronnego przeżywania. Honor, zasady, konkurencja z innymi samcami w grupie, rytuał, tradycja, pamięć przodków, hołd, oddany kulturze. To wszystko łączy się przy akompaniamencie szczęku mieczy. Oczywiście mieczy odtwórcy historycznego.
Swój chrzest bojowy przeszedłeś w rekonstrukcji bitwy pod Cedynią…
Walczyłem wtedy toporem. Miałem już miecz, ale nie wiedziałem jak się zachowa, a był strasznie drogi, nie chciałem go zniszczyć. To był początek odtwórstwa w Polsce. Nie miałem z kim trenować, bo ze Szczecina byłem jako jedyny. Wtedy jeszcze odtwórstwo walk wojów w Polsce raczkowało. Na początku chodziło o to, aby jak najmocniej rąbać i jak najmocniejsze ciosy dostawać, wtedy wszyscy się chełpili bliznami, złamaniami…
Często dochodziło do kontuzji, ran?
Na samym chrzcie bojowym nic mi się nie stało, ale w późniejszych latach byłem pocięty koszmarnie, połamany nos, pocięty łeb, palce połamane kilka razy, łokcie nadwerężone do tego stopnia, że mogłem tylko do połowy zginać rękę przez kilka lat. Siniaków już nie liczę. Ale im człowiek jest starszy, tym mniej go interesuje demolowanie sobie zdrowia, tym bardziej dba o zabezpieczenie.
Młodzi wojowie zawsze są podekscytowani walką, tym, że mogą się okładać mieczami. W ten sposób rodzi się kontrolowana brutalność, ale i wyrabia się odporność na ból. Ja już ten czas udowadniania swojej siły mam już za sobą (śmiech). Z wiekiem odechciewa się ryzykowania wybiciem zębów.
Jesteś autorem pierwszej w Polsce mitologii Słowian dla dzieci pt. „Borek i bogowie Słowian”. Chciałbyś zobaczyć „Borka” na deskach teatru lub na ekranach kin?
To jest moje marzenie. Chciałbym kiedyś zobaczyć „Borka” w postaci filmu rysunkowego. Ale nie interesują mnie trójwymiarowe, komputerowe animacje, ale tradycyjna technika, coś na kształt ilustracji, które można zobaczyć w „Borku”. Musi być jednak język współczesny, bo trudno jest rywalizować z trendami czy standardami, które obecnie panują w kinematografii. Chciałbym, aby taka bajka była utrzymana w specyficznym klimacie przypominającym klimat bajek rosyjskich.
Rozmawiał : Maciej Pieczyński
~
2012.03.15 09.40.58
Pod Pomnikiem Pamięci delegacje złożyły wiązanki kwiatów, złożono je również przy Tablicy Pamięci poległych w czasie działań wojennych na terenie Gryfic i okolic - Żołnierzy Wojska Polskiego, tj. Ułanów I Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii.
~
2012.03.14 18.29.30
a Gryfice miasto kacze, cztery domy i dwa sracze ! :-)))
~Wujek dobra rada
2012.03.13 14.35.20
Jadę raz samochodem trzeżwy jak niemowlę, a tu mi z naprzeciwka kierowcy mrugają mi światłami, że niedaleko stoi policja. Wyciągam butelkę żubówki, polewam sobie szyję, kołnierzyk koszuli i włosy - czuć wódą jak diabli. Zatrzymują mnie do kontroli i mówią:
-Piłeś!
- Nie piłem - ja na to.
-Dmuchnij
Dmucham raz, drugi. czwarty - a tu 000. Policjanci kręcą glowami z niedowierzaniem.
-Chyba się zepsuł - mówi pierwszy.
- Daj ja sprawdzę - mówi drugi. Wziął alkomat, dmuchnął i wskazało 002!
-O, nie jest zepsuty! - ucieszyli się razem
PS. (True story)
~
2012.03.13 09.24.00
niech redakcja zajmie się gryfickimi policjantami oczywiście niektórymi, którzy na służbie lubią wypić.
wszyscy o tym wiedzą a nikt nic nie mówi.
~Janek
2012.03.09 17.49.30
Byli na pewno. Dokładnie nie pamiętam czy na Placu Zwycięstwa czy na boisku Sparty. Ludzie mówili, że piec nie był prawdziwym szarikiem ( ale oczywiście był to owczarek, a nie np. bokser). Na pewno nie byli wszyscy 4 pancerni, ale chyba tylko jeden z nich. Była dobra zabawa i szał jak na koncercie dobrego zespołu.
~Wujek dobra rada
2012.03.09 13.59.39
ponoć w latach 70 byli w Gryficach 4 pancerni z Szarikiem, mnie przy tym nie bylo, ale rodzice mi mówili, że tak było
ktoś z Was to pamieta?
~sanhedryn
2012.03.08 20.09.03
ci co narzekaja to pewnie w du..ie byli go..o widzieli i pewnie za kazdym razem narzekaja na wszytko co mozliwe. inscenizacja super. gratulacje dla ludzi co brali w tym udzial bo maja jakas pasje w zyciu. mi jedyne co niepasowalo to komentarz dretwy. brakowalo wiecej faktow historycznych, jakis opowiesci, wiecej szczegolow. 6 za taka impreze w Gryficach. a pieniadze. jak ktos napisal nie samym chlebem czlowiek zyje i wole taka impreze a nie festyn co od kilkunastu lat wieje nuda. ;po dwa bezdomni mogli zjesc chociaz grochowke
~Widziałem!
2012.03.08 18.08.58
Sądzę, że skoro tak piszesz, to na inscenizacji niestety nie byłeś... A szkoda! Jest czego żałować, uważam, że to było świetne widowisko i należałoby co jakiś czas takowe robić- wiem co piszę. Rozmawiałem ze znajomymi i wszyscy są pod wrażeniem, że takie coś udało się zrealizować w Gryficach. 200 osób? Może i było, ale z jednej części placu- trzeba było widzieć te tłumy stojące za taśmami odgradzającymi teren inscenizacji- to było więcej, o wiele więcej osób. A i plakaty da się do tej pory zauważyć, choć trzeba patrzeć dalej niż pod własne nogi nie podnosząc głowy...
~
2012.03.08 17.02.59
Do dupy bylo, nie wiadomo ktorzy nasi a ktorzy niemcy. parodia a nie rekonstrukcja. Zwyczajni amatorzy sie za to wzielo. Pobiegali, postrzelali i pewnie nie za darmo? Ile wzieli pewnie z 5 tys zlotych i pewnie z 200 osob to ogladalo bo zadnych plakatow na miescie nie bylo ze bedzie jakies wydarzenie ale o to to juz pretensje mozna miec do promocji gminy gryfice ze tak spartolili.
~Jarun
2012.03.08 15.36.55
Nie samym chlebem człowiek żyje.
~A A T
2012.03.08 13.07.13
Robienie wody z mózgu staje się normą, Postrzelali, postrzelali grochówki zjeść dali - a może by tak dzieciom w szkole za te pieniążki dali kubek kakao.
~A
2012.03.08 09.55.53
Nigdy więcej wojny. I powojennych kaców terytorialnych też.