1 marca – Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych
(FELIETON) Gdybyśmy poprzestawali na wiedzy wyniesionej ze szkół, marni byliby z nas obywatele.
Szkoła w ogóle nie wychowuje obywateli, a o takiej jej roli myśleli zapewne założyciele szkół wyższych już kilkaset lat temu, czego przykładem jest Mikołaj Kopernik, uznawany za wybitnego polihistora Renesansu, który będąc księdzem i teologiem zajmował się matematyką, astronomią, medycyną, prawem, ekonomią, a nawet wojskowością. Polihistor to człowiek posiadający rozległą wiedzę z różnych dziedzin. Spodobało mi się to słowo, którego wcześniej nie znałem, ale – jak w tytule – człowiek uczy się całe życie, a szkoła to tylko wstęp do tej nauki, lepszy lub gorszy. Poli oznacza – wiele, a histor - „wiedzący, uczony, sędzia”, czyli wiele wiedzący. Stąd już blisko do historii, która pierwotnie oznaczała „badanie, dochodzenie do wiedzy”.
Dzisiaj historia to „tylko” przedmiot w szkołach, często nielubiany, a znaczenie pierwotne zostało zamazane. Wynikiem badań historycznych jest opis dziejów, a przedmiotem badań jest z reguły historia człowieka i cywilizacji ludzkiej. Ostatnio rząd, wprowadzając reformę, ograniczył naukę historii w szkołach średnich, „profilując” wiedzę uczniów do potrzeb rynku. Jak ktoś wybierze profil ścisły, to właściwą naukę historii zakończy po pierwszej klasie. Czy w tej sytuacji będzie jeszcze możliwe pojawienie się w naszym kraju polihistora? Czy ktoś jeszcze upomni się o rolę szkoły w kształceniu obywateli? Czy matematyk, inżynier, lekarz, prawnik będzie potrafił zachować się tak, jak Mikołaj Kopernik, który w czasie wojny polsko-krzyżackiej w latach 1520–21, wysyłając list do króla Zygmunta Starego, prosząc go o pomoc zbrojną przeciw Krzyżakom i zapewniając o wierności pisał, że czynić będzie to, „co przystoi ludziom szlachetnym i uczciwym oraz bez reszty oddanym Waszemu Majestatowi – nawet jeśliby przyszło zginąć”? Kopernik uprawiał wiele dziedzin nauki, ale one stanowiły jedno - wiedzę, która miała służyć ludziom. Rozumiał dzieje człowieka i jego cywilizację. Rozumiał źródło bytu, dlatego dla niego, jako teologa, nauka nie stała w sprzeczności z Bogiem. Rozumiał ten związek i to źródło jeszcze trzysta lat później Adam Mickiewicz pisząc:
Mówisz: Niech sobie ludzie nie kochają Boga
Byle im była cnota i Ojczyzna droga.
Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach.
Prawie 500 lat po Koperniku i 200 lat po Mickiewiczu rozumieli to jeszcze ostatni Żołnierze Wyklęci, gdy ginęli w obronie Boga, Honoru i Ojczyzny. Zdawali sobie sprawę, że przyjdzie zaraza i rozerwie to wszystko na strzępy, wywróci świat do góry nogami. A przecież jakże wielu z nich to byli zwykli chłopi, często o słabym wykształceniu, ale już obywatele wolnej Polski roku 1918. I nie chcieli tej wolności oddać.
Dzisiaj nauka w szkole idzie w kierunku kształcenia człowieka jako narzędzia do obsługiwania rynku sztucznie wytwarzanych i narzucanych potrzeb. Człowiek przez całe dzieje posługiwał się narzędziami, ale one mu służyły do realizacji wyższych celów. Do czego ma służyć człowiek – narzędzie? Człowiek sprowadzony do roli producenta i konsumenta, nie wiedzący, po co produkuje i konsumuje? Nie znający dziejów.
Jako Polacy dźwigamy się z historycznej zapaści PRL-u, próbując zrozumieć nasze dzieje na nowo. W końcu przyszedł czas na odkrywanie najnowszej historii walk o naszą niepodległość. Czasami mam wrażenie, że historia sama prostuje nasze ścieżki, w myśl sentencji, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Żołnierzy Wyklętych, bo o nich mowa, miało nie być. A wracają, jakby z zaświatów. To nauka dziejów dla nas, ale także dla tych, którzy do nich strzelali, grzebali ich pod murami więzień i uklepywali ziemię, by zniknęli na zawsze. Na ich grobach miał powstać Nowy Wspaniały Świat. Dzieje miały rozpocząć się od zera. Należało tylko wykasować starą historię, zwalczyć zabobony, zburzyć kościoły, pałace zamienić na chlewnie, wyrwać z ciemnego ludu ten strach przed kułakami, powołać do życia nową klasę robotniczą, która pod światłym przewodnictwem oświeconych zostanie poprowadzona wprost do raju na ziemi. Zaistniał tylko jeden problem - co zrobić z tym, którzy tego nie chcą lub w ten raj nie wierzą. Tych należało zamknąć w łagrach i więzieniach i reedukować do skutku. Twórcy tej utopii nawet nie zauważyli, że rewolucja to powtórzona ewolucja, ale skąd mogli to wiedzieć, wychowani na przyspieszonych kursach WKPb. Odrzucając historię nawet nie przyszło im do głowy, że repetują w klasie dziejów. I że wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa, chociaż w innych dekoracjach. W następnych stuleciach wszyscy będą zachodzić w głowę, jak po tylu latach rozwoju kultury i cywilizacji możliwe było aż takie barbarzyństwo.
Więc Żołnierze Wyklęci wracają; dla jednych jako naturalni bohaterzy bijący się o fundamentalne wartości cywilizacji chrześcijańskiej, dla innych jako koszmar potwierdzający ducha dziejów, którego tak zawzięcie zwalczali. A co ma na ten temat do powiedzenia polska szkoła? Nic. Kompletnie nic. Odrobienie tej lekcji należy do obywateli. Chociaż na przykład w Gryficach w Gimnazjum nr 1 znalazł się człowiek, który podjął temat i okazało się, że jest on bliski młodym ludziom. Podobną pracę robi nauczyciel w szkole w Redle, w gminie Połczyn-Zdrój. Na 1 marca zapowiadają się obchody w całej Polsce. Ale to dopiero początek, gdyż czeka nas odkrywanie własnej, lokalnej historii Żołnierzy Wyklętych. W każdym miasteczku byli tacy, którzy tworzyli lub próbowali tworzyć po wojnie podziemie antykomunistyczne. Komuniści obeszli się z nimi okrutnie. To było po prostu dobijanie resztek wolnej Polski. Aresztowania, prowokacje, wywózki na Sybir, bicie, znęcanie się, zsyłanie do kopalni, wyrzucanie z pracy, konfiskata majątku, po wyjściu z więzień wilczy bilet i zamknięte perspektywy na całe życie.
Tak było w przypadku kilkudziesięciu osób, które w Złocieńcu lub Świdwinie podjęły po wojnie działalność konspiracyjną. Mam przed sobą teczkę akt jednego z mieszkańców Świdwina. W 1951 r., ci młodzi wówczas ludzie, założyli organizację niepodległościową „Konspiracyjne Wojsko Polskie”. W 1954 organizacja została rozpracowana przez UB i wszystkich zatrzymano. Najbardziej aktywnych sądził Wojskowy Sąd Rejonowy w Koszalinie. Wyrok zapadł 22 kwietnia 1954 r. Ich organizację funkcjonariusze UB i sądów we wszystkich dokumentach nazywają „bandą kontrrewolucyjną”, posługując się żargonem typowo sowieckim. Z tych dokumentów można odczytać ówczesną mentalność i matryce propagandowe, które przetrwały do naszych czasów i jakże często są do dziś używane w dyskusjach publicznych.
Tak oto sąd wojskowy ocenił skazanych:
„Przy wymiarze kary w odniesieniu do osk. Dąbrowskiego ma Sąd na uwadze, że podniósł rękę na Władze Ludową, chociaż zapewniała mu ona możliwość awansu życiowego, zważyć trzeba, że przed otrzymaniem pracy referenta i st. referenta w POM i Domu Książki w Koszalinie, wyzyskiwany był z całą rodziną przez kułaków u których z początku zarabiał na utrzymanie. Znaczące napięcie złej woli oskarżonego widoczne jest w tym, że nawet literackie aspiracje obracał przeciwko Ludowej Polsce, pisał bowiem antypaństwowe, kontrrewolucyjne utwory.
W odniesieniu do Pietraszyna ma Sąd na uwadze, że skorzystał już raz z aktu przebaczenia, gdy w 1947 roku ujawnił się przed władzami jako członek kontrrewolucyjnej bandy, a potem nawrócił znów na drogę zbrodni (żadnej zbrodni nie popełnili – przyp. Red.).
W odniesieniu do Żdżańskiego ma Sąd na uwadze tę okoliczność obciążającą, że jako robotnik miał szczególny obowiązek zapobieżenia wrogiej działalności Dąbrowskiego i innych. Udział w wojnie z hitlerowskimi Niemcami w szeregach I Armii stanowi okoliczność, którą uwzględnić trzeba jako obciążającą, ale i również jako łagodzącą okoliczność, bo z jednej strony zobowiązywał Żdżańskiego do większej wierności Ludowej Polsce, a z drugiej strony stanowi pewną wobec Polski zasługę.
W odniesieniu do Noworackiego ma Sąd na uwadze jego wysoki poziom umysłowy oraz pochodzenie z kułaków. Jako łagodzącą okoliczność przyjmuje Sąd szczerą postawę oskarżonego na rozprawie”.
Prawda, że brzmi to koszmarnie, ale tacy to byli sędziowie i takie były korzenie PRL.
Kazimierz Rynkiewicz
pozdrowienia dla wszystkich biorących udział w dyskusji
~oj tam oj tam
2012.03.08 22.03.30
nie w naszej szkole my wiemy o co chodzi i wiemy kim są Żołnierze Wykleci
~
2012.03.06 19.39.26
Dzisiaj nauka w szkole idzie w kierunku kształcenia człowieka jako narzędzia do obsługiwania rynku sztucznie wytwarzanych i narzucanych potrzeb.
~Nuraj
2012.03.06 10.57.09
brabie skąd wiesz, że AA.T -to Aj Tam aj tam...jak sie nie podpisała ?. ..no i ta znajomość historii :-)))), pachnie mi to blond bestią :-)))
~Ajtam, Aj Tam
2012.03.06 10.37.29
Szanowni przedmówcy w dalszym ciągu znajdujemy się w kręgu kultury wschodniej, bizantyjski styl życia władz - bankiety, rauty, kolacje, gale - takiż styl sprawowania władzy Jam tu Pan i władca, i w dalszym ciągu obowiązuje Ukaz cara Rosji, Piotra I z 2 grudnia 1708r "Podwładny winien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszył przełożonego". Myślicie, że to tak łatwo do wszelakiego rodzaju władz wybrać, wyznaczyć i powołać ludzi pasujących do portretu jaki stworzył ukaz Cara Piotra Wielkiego. Zobaczcie ilu szanownych "władców" posługuje się językami obcymi nawet swych rodzonych pozapominali.A demokracja zakończyła się na lekturze "W pustyni i w puszczy" i poglądach Kalego. Ale jaki elektorat takie elekcje - pogratulować.
~
2012.03.05 14.19.06
o tym ciszej. że w gminie i w urzędzie miasta...tam ja pracuję, mam układy i w ramach "zbijania bąków" mam dostać premię ;-)...szef obiecał...tylko ten wredny redaktor gazety...czepia się...co to jego forsa...państwowa !!
~barbie
2012.03.05 11.22.05
Aj tam, aj tam. Wszyscy pienią się o wynagrodzenia i premie dla budowniczych stadionów. Rozejrzyjcie się wokoło. Posłowie, senatorowie, radni... czy dobrze wykonują swoje obowiązki? Czy zostają wynagradzani dopiero za wykonanie pracy?? A nie ma przypadkiem w urzędach nagród i innych gratyfikacji za brak kompetencji, nieróbstwo i inne takie historie? Dokładnie to samo tylko skala wynagrodzenia inna. Więc zacznijmy od dołu i nie płaćmy radnym (guzik robią), dyrektorom (jak wcześniej)...... a stanie się to normą na każdym szczeblu.
~Jarun
2012.03.04 10.34.23
„Na czele tajnego rządu stoi w Polsce w 1948 roku człowiek, którego widziało niewielu Polaków - rosyjski generał Malinow. Nazwisko jego nie ukazało się nigdy w gazecie polskiej. Nie widziano go w Polsce nigdy publicznie. Władzą przewyższa wszystkich członków rządu - zarówno publicznych, jak i tajnych - włączając w to rosyjskiego ambasadora Lebiediewa i jego zwierzchnika w ambasadzie, członka NKWD Jakowlewa, który nosi tytuł pierwszego sekretarza. Obok Malinowa do tego rządu według rangi, w wymienionym porządku: Jakób Berman, Roman Zambrowski, Hilary Minc, Władysław Gomułka, Bolesław Bierut i Józef Cyrankiewicz. Oficjalne stanowisko Bermana to wiceminister w gabinecie premiera. Ma on jednak nadzór nad premierem Cyrankiewiczem, Ministerstwem Spaw Zagranicznych oraz nad wszystkimi partiami politycznymi” - napisał w książce „Gwałt na Polsce” Stanisław Mikołajczyk - kiedy już przestał być wicepremierem w tzw. Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej i uciekł za granicę. Możemy spokojnie wyciągnąć z tego wniosek, iż oficjalna hierarchia polityczna wcale nie musi pokrywać się z hierarchią prawdziwą. O tym właśnie pisze Mikołajczyk, który coś tam o scenie politycznej w Polsce musiał wiedzieć. No dobrze - a dzisiaj? Jak to jest dzisiaj? Czy obecnie też mamy podwójną hierarchię, czy może na szczycie politycznej hierarchii naprawdę stoi prezydent Bronisław Komorowski, następnie - premier Donald Tusk - i tak dalej?
Żeby się o tym przekonać, musielibyśmy uzyskać od premiera Tuska odpowiedź na pytanie, dlaczego właściwie zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich - bo ówczesne uzasadnienie zaabsorbowaniem „reformami” możemy spokojnie włożyć między bajki, jako, że żadnych „reform” nie było ani wtedy, ani nie ma ich nawet teraz. Zatem - czy premieru Tusku ktoś może kandydować zabronił? Gdybyśmy tedy poznali nazwisko tego „ktosia”, mielibyśmy lepsze rozeznanie w rzeczywistej hierarchii politycznej w naszym nieszczęśliwym kraju. Oczywiście na to pytanie premier Tusk nigdy nam nie odpowie, bo to jest przecież jedna z największych tajemnic państwowych, których zdradzać mu nie wolno. Na szczęście w okrywającej te wszystkie tajemnice kurtynie pojawiają się niekiedy prześwity. I tak np. wydało się, że decyzję o zastosowaniu konwencji chicagowskiej do badania katastrofy smoleńskiej podjęła „trójka” w składzie: premier Donald Tusk, minister Paweł Graś i pan Tomasz Arabski. Z tej „trójki” tylko premier jest konstytucyjnym członkiem Rady Ministrów, co pokazuje, iż pozycja ministra Grasia i pana Arabskiego w prawdziwej politycznej hierarchii może być znacznie wyższa, podobnie jak ongiś Jakuba Bermana, który formalnie był skromnym wiceministrem, ale tak naprawdę - sprawował kuratelę nad premierem Cyrankiewiczem. Czy minister Paweł Graś sprawuje podobną kuratelę nad premierem Donaldem Tuskiem?
Na niedawnej konferencji prasowej w Kancelarii Premiera premier Tusk powiedział m.in.: „Mam zaufanie do pana ministra Grasia. W jakimś sensie, ze względu na lojalność wobec państwa (tj. dziennikarzy - SM), muszę ostrzec przed formułowaniem nieprawdziwych oskarżeń pod adresem ministra Grasia, ponieważ tego typu oskarżenia, tak czy inaczej, będą trafiały do sądu”. A oskarżenia głosiły, iż min. Graś podpisywał dokumenty niemieckiej spółki Agemark, chociaż wcześniej miał wycofać się z biznesu. Min. Graś tłumaczył, że te podpisy zostały sfałszowane, jednak śledztwo potwierdziło ich autentyczność. W międzyczasie jednak żona min. Grasia zeznała, że podpisy męża podrobiła - jednak prokuratura, powołując się na Sąd Najwyższy stwierdziła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo żona zeznając jako świadek w sprawie męża może kłamać, ile dusza zapragnie. Ponadto oczyściła z podejrzeń również ministra Grasia - już nawet nie pamiętam, pod jakim pretekstem. Wygląda na to, że pozycja ministra Grasia w rzeczywistej hierachii politycznej jest znacznie, znacznie wyższa od jego formalnego stanowiska; kto wie, czy nawet nie wyższa od pozycji premiera Tuska - a na straży tego porządku stoi nie tylko prokuratura, ale - jak to wynika z ostrzeżenia premiera Tuska - również niezawisłe sądy - mówiąc nawiasem, tak samo, jak to było za Stalina. Stanisław Michalkiewicz
~
2012.03.02 23.56.39
~AA.T.
Bo to jak powiedział Linda w Psach "Czasy się zmieniają a Pan jest zawsze w komisjach". Rozliczali za komuny, rozliczali w stanie wojennym, rozliczają dziś to kto ich samych rozliczy?
Fragment z bloga Seawolfa na Salonie24, pasuje jak ulał"
"Jak już przy sędziach jesteśmy, przypomina mi sie Prezes Sądu Najwyższego Strzembosz, ktory na samym początku przesławnej transformacji ustrojowej, w skrócie polegającej na tym, że „nasi nie ruszaja waszych, a wasi naszych”, uważał, że sądownictwo polskie samo sie jakoś oczyści z agentury i łajdactwa. Oj, do dzisiaj budzi to moj uśmiech politowania, niby dorosły człowiek, a w takie głupoty wierzył... Jeszcze nic nigdy się nie samooczyściło i niby czemu sądownictwo miałoby by być pierwsze? Przeciwnie, układy sie utrwaliły, okrzepły, a nawet samoreplikowały w nastepnym pokoleniu. Przykładów byłoby nie na jeden, a na dwa, albo i trzy felietony.
Ot, najnowszy, przykład, sędzina Konopka, znana z rozprawy profesora Wolniewicza, który opisuje, jak, będąc poszkodowanym został potraktowany, jak oskarżony i to oskażony o zbrodnie przeciwko ludzkości połaczone z okrucieństwem dla nieletnich i niepełnosprawnych zwierząt, tudzież za niesortowanie śmieci i niewiarę w globalne ocieplenie ( czy oziębienie? Już sie gubię), albo z rozprawy przechodnia, ktory pobił swa twarzą but policjanta w cywilu. Ofiara pobicia ma odsiedzieć i zapłacic 300 złotych owemu policjantowi, zapewne za konserwację obuwia służbowego pobrudzonego krwia i sliną ( albo i ukąszonego!). A ostatnio wypuściła podejrzanego o podpalenie samochodów syna znanego prawnika, w dodatku ujawniajac mu dane jedynego świadka. Pani sędzina daleko zajdzie, nie ma powodu wątpić.
Ale ostatnio na czoło stawki brawurowo wysunał się sędzia Góral, który oczyścił Turowskiego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Przedtem ten nietuzinkowy sędzia uniewinniał Ciastonia i Płatka z zarzutów w sprawie morderstwa księdza Popieuszki, tudzież Oleksego, z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, nawet zdanie odrębne ogłosił. Nawiasem mówiąc, uzasadnienie, jakie poznaliśmy, sugeruje wprost, że Turowski nie jest wcale niewinny, lecz, po prostu nie powinien podlegać lustracji, czyli wprost powiedziano, że jest aktywnym agentem, czyli, że się przewerbował do nowych służb, bo tylko taki wniosek z tego uzasadnienia można wyciągnąć.
Ten sam numer zrobiło wielu komunistycznych agentów, przytomnie zmieniając pana i zapewniając sobie wieczystą anonimowośc i bezkarność. Słynna lista Macierewicza, a przedtem prawie identyczna Milczanowskiego zawierała nie nazwiska agentów, ale BYŁYCH agentów. Agenci, którzy zdążyli się przewerbować i w związku z tym nie podlegali ujawnieniu wziąli sie do kupy i obalili Macierewicza z Olszewskim. Bardzo proste. Słyszałem, że ponoć i sam Leszek Miller właśnie takiej przytomności umysłu zawdzięcza umieszczenie jego kwitów w zbiorze zastrzeżonym i dzisiejsze spokojne i bezkarne brylowanie na salonach. Może to plotka.
Nawiasem mówiąc, słyszałem teorię, że UB w 1945 tak szybko się udało przejąć władzę nad krajem, bo przejęło w stanie nienaruszonym potężnie rozbudowaną siatkę agentów i informatorów Gestapo. Łatwo w to wierzę, zarówno w takie przejęcie, jak i w to, że agentura Gestapo była poteżna i liczna, a rodacy donosili na siebie gorliwie i pracowicie, po polsku i łamaną niemczyzną, bo na to są liczne dowody („rękopisy nie płoną”). Ba, kierownictwo PPR i Armii Ludowej chętnie donosiło na Armię Krajową, wydając w rece Gestapo nazwiska i adresy bjownikow podziemia. Gdyby Hans Kloss miał być sfilmowany przy swojej zasadniczej robocie, to większość serialu właśnie by rozpracowywał i nadawał Brunnerowi drukarnie AK.
No, ale to dygresja. Ot, tak, by zobrazować, do jakich podłości jest zdolna częśc naszego społeczeństwa, tak ponoć bohaterskiego i nieugiętego. Guzik prawda, w powstaniach i konspiracjach zawsze walczyła mała mniejszosć, otoczona obojętnością, zdradą i niechęcią, optymistyczne jest to, że ta mniejszosć wystarczyła wtedy, więc być może i teraz wystarczy.
Turowski to postać zupełnie wyjątkowa. Przypomnijmy, że był on na Placu Świętego Piotra, oglądajac zamach na Papieża, jako polski jezuita, oraz w Smoleńsku, oglądając śmierć polskiej elity, jako polski dyplomata. Nie trzeba dodawać, że nie był ani jednym, ani drugim, lecz agentem, czyim? Wskazanie przez sąd, że Turowski jest nadal aktywnym agentem służb, zatem nie podlega lustracji, stawia całą tragedię smoleńską w zupełnie nowym świetle. Udział polskich służb był domysłem, teraz jest pewnikiem. Od początku było dla mnie jasne, że tego nie można było zrobic samodzielnie, że musiała być wspołpraca. Rosjanie potrzebowali pomocy Polaków, Polacy Rosjan. Ale, jak to mówią, kto nie wie, ten śpi w poduchach, kto wie, tego wiodą w łańcuchach. Mam nadzieję, że Turowski nie ma syna z piłą mechaniczną i zanikami pamięci, ani nie zostanie zatańcowany na smierć przez Seryjnego Samobojcę, bo jego wiedza może być kiedyś kluczowa dla wyjaśnienia tej strasznej zbrodni.
Pisze o sędziach, a prokuratorzy co, od macochy? Ot, ta prokurator, co napisała w uzasadnieniu umorzenia postępowania przeciwko Palikotowi, że nieprawidłowości w zeznaniach podatkowych sa spowodowane filozoficznym wykształecniem i takąż postawą życiową Palikota? To orzeczenie spowodowało radość na wydziałach filozoficznych polskich uczelni, bo od tej pory ich absolwenci mogą pisać w PiTach, co się chce. No i rodzynek, sprawa Grasia. Przykład hucpy i bezczelności ze strony Grasia, a schizofrenii ze strony prokuratury.
„ To nie moje podpisy!” Rzecznik rządu twierdzi, że nie podpisywał dokumentów spółki Agemark z lat 2008-2009. Krakowska prokuratura: "Podpisów nikt nie podrabiał, podpisy są autentyczne, a więc podpisywał Paweł Graś".
„Nie złamałem ustawy antykorupcyjnej!”. Krakowska prokuratura: "Trzy dokumenty podpisane przez Grasia pochodzą z okresu, kiedy był rzecznikiem rządu. Łączył więc stanowisko sekretarza stanu z zasiadaniem we władzach spółki".
„Nie zataiłem faktu pełnienia funkcji w spółce”. 22 lutego 2009 Graś złożył rezygnację z funkcji członka zarządu spółki Agemark. Krakowska prokuratura: "Po tym terminie na trzech dokumentach spółki pojawiły się podpisy Pawła Grasia".
„Po rezygnacji nie dokonywałem w spółce czynności”. Krakowska prokuratura: "Podpisy są autentyczne". Warszawska prokuratura: "Graś zeznał, że nie przypomina sobie, by podejmował jakieś czynności. Nie zeznał, że nie podejmował".
„Żona podpisywała za mnie dokumenty”. Krakowska prokuratura: "Znajdujące się na dokumentach podpisy osób, co do których zachodziło podejrzenie podrobienia, zostały nakreślone przez te osoby, których imiona i nazwiska obrazowały".
Zatem prokuratura przygwożdziła Grasia, jak motyla w gablotce, po czym, po tym wszystkim... umorzyła postępowanie! Zatem, nie tylko filozofom wolno więcej, cieciom także. Muszą tylko być z PO. Taki szczegół."
~Jarun
2012.03.02 21.15.01
Państwowa kasa pusta, a telewizja poinformowała, że organizatorom Euro 2012 zostaną przyznane nagrody po milion złotych za organizowanie Euro - bez względu na efekt organizacyjny, czyli tak jak stadion, zrobiony - nie zrobiony, nagroda jest. To dopiero zdemoralizowane myślenie, połączone z bezczelnością rządzących. Kto płaci za: zrobię-niezrobię, dobrze czy źle –nieważne.(1) Nie mówmy o tym, lepiej o "aferze solnej”, której nie ma. Ta niby szkodliwa sól, przez 12 lat nikomu nie zaszkodziła, nigdzie nie pojawiły się zatrucia np. siarką. O Żołnierzach Wyklętych tyle samo uwagi poświęcono, co jakiemuś 18 letniemu wyjcowi z Ameryki, który obchodził urodziny. Ale jak spadają słupki poparcia -to trzeba odwrócić uwagę w kraju i powiedzieć, że gdzieś jest gorzej. Takim pod ręką "chłopcem do bicia" stała się Białoruś. A teraz kilka faktów. Rządy na Białorusi sprawuje Aleksandra Łukaszenka (lub z rosyjskiego: Aleksander Łukaszenko) wybrany przy poparciu ponad 60% ludności. Wybory „Luka” nie musi fałszować. O tym jak silne ma poparcie Łukaszenka wśród rodaków (zwłaszcza w małych miasteczkach i na wsi, ok. 90%) może sobie tylko Donald pomarzyć, lub jakikolwiek przywódca w Europie. "Pałuje" opozycję, która jest finansowana przez Zachód i przy wsparciu polskich spec-służb. Wiadomo, że Białoruś to "podbrzusze" Rosji....o to chodzi.. tu kopać. Unia Europejska pod nie kwestionowanym przywództwem Niemców realizuje politykę: drang nach Osten. (2). Po co wchodzić z wojskiem jak Amerykanie do Iraku zysk prawie żaden, za to wydatki ogromne, lepiej zrobić strefy wpływów, czyli kolonie.
Sprawa Żołnierzy Wyklętych, dyskutujmy, przeprowadzajmy analizy, zagłębiajmy się w historię, nawet spierajmy się, ale mówmy.
(1)Polska do Euro 2012 będzie musiała znacznie dołożyć. Organizacja imprezy będzie kosztowała nasze państwo około 80 mld złotych. W kwocie tej wliczone są wydatki poniesione między innymi na budowę oraz remonty stadionów, dróg, lotnisk czy dworców kolejowych.
Ile więc nam się zwróci? Eksperci mówią o wzroście polskiego PKB w wyniku organizacji imprezy o około 27,9 mld. Bardziej optymistyczne prognozy kwotę tą szacują na poziomie około 36,6 mld złotych. Oznacza to, że bilans będzie ujemny a Polsce przyjdzie dopłacić grubo ponad 50 mld złotych. ( 50 miliardów strat i te Euro2012 „ wyjdzie nam bokiem”…a po Euro będzie „koniec balu - panna Lalu”…no i argument często powtarzany bezmyślnie, przez bezmyślnych dziennikarzy: „fachowiec musi godziwie zarabiać, inaczej odejdzie do sektora prywatnego”. Już widzę jak tych wszystkich prezesów - sektor prywatny daje 25-30 tys. za…prezesowanie i za bublowatą robotę, pół miliona premii….po prostu prywaciarze biją się o nich -aut. )
http://glosnarodu.pl/Wiesci-z-kraju/277-Euro-2012-bedzie-nas-drogo-kosztowac
(2) Stany Zjednoczone i demoliberalne kraje zachodnie murem stanęły w obronie „demokracji” na Białorusi w związku z podejrzeniami o licznych nieprawidłowościach w trakcie niedzielnej elekcji suwerennej Głowy Państwa u naszego wschodniego sąsiada. Do tego demokratycznego skowytu płynącego z Zachodu natychmiast dołączyli się nasi rodzimi postromantyczni prometeiści i mesjaniści, chcący nieść Białorusi „kończące historię” zdobycze liberalnej demokracji i „wyrwać ją z rosyjskiej sfery wpływów”.
Rzeczywistym celem tych nacisków nie jest dobro mieszkańców tego kraju, lecz uczynienie z Białorusi formalnego lub nieformalnego obszaru zależnego od Unii Europejskiej, gdzie za pieniądze rozmaitych zagranicznych fundacji zbudowane miałoby być poletko „doświadczalnej demokracji” i „kolonii praw człowieka”. Gospodarka białoruska zostałaby natychmiast przejęta przez zachodnie grupy finansowe, a klasa polityczna uzyskiwałaby namiestnictwo do rządzenia dzięki brukselskiemu błogosławieństwu.
Mamy wątpliwości czy wasalizacja Białorusi wobec państw zachodnich jest rzeczywiście obiektywnym dobrem tego kraju. Zresztą to nie jest sprawa ani Polaków, ani nikogo kto mieszka poza granicami Białorusi.
Wszystko wskazuje na to, że ogół obywateli Białorusi akceptuje rządy Aleksandra Łukaszenki. Mimo płynących z Zachodu pieniędzy i wsparcia stacji opłacanych przez polskiego podatnika, skala „demokratycznych” protestów jest – jak na kraj liczący 10 milionów obywateli – nikła. Białoruś nie jest zagrożona przez żadną „pomarańczową rewolucję”, gdyż poparcie dla wspieranej zza granicy antypaństwowej opozycji jest nikłe. http://prawica.net/opinie/24186
~AA.T.
2012.03.02 17.01.33
I nikogo nie dziwi fakt, że nikt tych sędziów nie rozlicza, nikt nie rozlicza prokuratorów za stan wojenny a i sędziowie z tamtego okresu sen mają spokojny.