(GRYFICE) Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej w Gimnazjum nr 1 po raz kolejny ma zaszczyt zaprezentować mieszkańcom naszego regionu historię Żołnierza Wyklętego.
A jeśli mnie kula uderzy
I dla mnie skończy się wojna
To duch mój koledzy za wami pobieżny
Tak długo, aż Polska będzie wolna
Piosenka ludzi bez domu (autor nieznany)
Członkowie koła, pod opiekom pana Jacka Lwa, starali się odnaleźć ludzi związanych z naszym miastem i regionem. Poniższy tekst poświęcony jest pamięci Józefa Jarockiego, postaci znanej wśród mieszkańców naszej gminy. Dlatego członkowie koła zdecydowali się na przybliżenie wszystkim historii pana Józefa w okresie od klęski Akcji „Burza” do momentu opuszczenia regionu Lidy.
Historia pana Józefa Jarockiego znakomicie uzupełnia wspomnienia pana Mieczysława Wasąga. Uważny czytelnik zwróci uwagę na pewien szczegół, jeden i drugi opisuje to, co działo się w tym samym czasie. Tylko obaj mieszkali gdzie indziej; jeden w Wilnie, drugi 80 km dalej.
Członkowie Koła pragną również podziękować synowi pana Józefa, panu Waldemarowi Jarockiemu, który przekazał nam pamiątki związane z ojcem. Dziękujemy.
* * *
Po fiasku akcji OSTRA BRAMA, oddział Józefa Jarockiego zostaje zebrany na zbiórce. Nad głowami leśnych żołnierzy krążą sowieckie samoloty, których piloci machają dłońmi, zachęcając do powrotu w kierunku Wilna. Dowódca informuje zebranych o aresztowaniu generała Krzyżanowskiego „Wilka” i akcji rozbrajania AK przez bolszewików. Pada rozkaz przebicia się na własną rękę do Puszczy Rudnickiej, bądź do domu, w oczekiwaniu na dalsze dyspozycje. Józef Jarocki wraz z czterema kolegami postanawia wrócić do domu. Ruszyli w drogę, która liczyła około 80 km. Ukrywając się w lasach, zagajnikach, poruszali się bocznymi drogami. Pewnego dnia pod wieczór znaleźli się w lesie bez poszycia, a przed nimi ukazały się niemieckie czołgi i transportery. Okazało się, że zatrzymał się na postój konwój Wehrmachtu. Niemieccy żołnierze znajdowali się 100 metrów od nich. Partyzanci przykryli się wyskubanym mchem. Jeden z nich, Kostek Piotrowski, podjął próbę przejścia przez linie niemieckie, lecz straże szybko otworzyły ogień w jego kierunku. Ocalał. Niemcy odjechali rano. Głodni, po dwóch dobach marszu, dotarli do zabudowań na skraju lasu. W środku było pusto, cały dobytek został opróżniony, 300 metrów dalej zauważyli zamaskowanych niemieckich żołnierzy. Znaleźli się na linii frontu, pomiędzy Niemcami a sowietami, ścigani przez obie strony. Mieszkańcy zagrody, choć sami biedni, zagotowali garnek żyta. W trakcie posiłku przez okno zauważyli, jak do domu zbliżają się niemieccy żołnierze. Głodni jedli nadal, w tym momencie nadleciały samoloty z brytyjskimi znakami, które zmusiły Niemców do cofnięcia się.
W trakcie dalszej wędrówki zatrzymani zostają przez bolszewików, którym tłumaczą, że są przymusowymi robotnikami i że uciekli od Niemców, u których kopali okopy. W trakcie powrotu na linii frontu niejednokrotnie trafiali na żołnierzy sowieckich i faszystowskich. Spotkania te za każdym razem były niebezpieczne.
Pewnego dnia zatrzymał ich sowiecki patrol. Dowodzący nim oficer zawołał ich na bok i ku zdziwieniu wszystkich powiedział im, że wie kim są: „Wy jesteście Piłsudczyki, polskije partyzanty i Wy zginiecie [...] wy kryjąc się pokazujecie, kim jesteście”. Poradził im, że powinni poruszać się głównymi drogami, którymi maszerują oddziały Armii Czerwonej. Posłuchali rady i na odcinku 40 km, zostali zatrzymani zaledwie dwa razy.
Józef Jarocki dociera do domu; na jego powitanie wychodzą rodzice, szczęśliwi, że jedyny syn przeżył. Jednak niebezpieczeństwo nie minęło. NKWD rozpoczęło wyłapywanie AK-owców. Postanowił się ukryć. Wraz z kolegami zrobił kryjówki. Jedną w kuchni pod łóżkiem, drugą w stodole pod niemłóconym zbożem i u sąsiada w ogrodzie. Noce spędzał w kryjówkach. Jesienią 1944 r., w sobotę, dom rodzinny otaczają bolszewicy; szybko chroni się w kryjówce zorganizowanej w kuchni. Jednak matka nie zakryła należycie włazu, ponieważ bolszewicy wpadli do środka. Rozpoczęło się poszukiwanie, żołnierze przeszukali obory, stodoły i całe obejście. Dowodzący nimi oficer zorientował się, gdzie jest wejście, jednak nakrył je narzutą. Zażądał wódki i jedzenia. Sowieci rozpoczęli ucztę. Wychodząc matka zadała pytanie: Kto was nasłał? Odpowiedź była zdumiewająca: - Sąsiad. Od tego momentu Józef postanawia nie nocować w domu, ukrywa się w stodole. Na drugi dzień nad ranem dom otoczony zostaje przez wojskowych. Od razu wpadają do kuchni i otwierają właz. Przeszukano wszystkie budynki, lecz tym razem nie pikowali słomy ani siana, wyraźnie zawiedzeni, że nikogo nie znaleźli. Okazało się, że jeden z sąsiadów był donosicielem NKWD.
Oddziały AK w rejonie liczyły po kilkunastu ludzi, wszyscy nastawili się na przetrwanie do lepszych czasów. Jesienią 1945 r. Józef Jarocki razem z kolegą Józefem Łukaszewiczem postanawiają wybudować ziemny schron. Na wieść o zbliżających się bolszewikach chowają się do schronu. Ojciec kolegi zamknął właz skrzynią z ziemią. Po kilku godzinach obudził ich brak powietrza. Próby otwarcia zakończyły się niepowodzeniem. Duchota spowodowała, że zaczęli rwać na sobie ubrania, rękoma kopali w ziemi, aby wydostać się na zewnątrz. Próbują zawalić sufit. Udało się wydrapać szczelinę, z której po kolei czerpią powietrze. Rano zostają uwolnieni przez ojca kolegi i jego brata. Ukryli się w stodole spuchnięci, majaczący, widzący zjawy, ale żywi. Po kolejnych sowieckich obławach, cudem Józef Jarocki ucieka z domu. Ukrywa się w nowym schronie; w środku znajdowała się prycza dla czterech osób, piecyk żelazny, u góry okienko. Do schronu wchodziło się przez właz za świerkiem. Znajdował się 20 metrów od drogi. Każdy ostatni wchodzący do środka potrząsał świerkiem, aby zamaskować ślady. Dołączył do nich oficer AK żołnierz „Ragnera”. W dzień grali w karty, czyścili broń, czytali itp. Codziennie informowani byli o sytuacji w okolicy przez 12-letniego Felka Staniszewskiego, który przejeżdżał obok schronu; w razie niebezpieczeństwa gwizdał hymn ZSRR, a gdy wszystko było dobrze - Mazurka Dąbrowskiego.
W styczniu 1946 r. postanowili działać i nawiązali kontakt z oddziałem „Wiatra”. Razem chciano odbić aresztowanych przez NKWD członków podziemia, zebranych razem we wsi Ślusary. Postanowili działać i odbić aresztowanych. W tym celu nawiązali kontakt z oddziałem „Wiatra”. Jednak ten nie przybył na miejsce zbiórki. Przy mrozie minus 25 stopni, w pięciu, razem z dziesięcioma miejscowymi konspiratorami postanowili uderzyć przeciwko 70 bolszewikom, ochraniającym konwój więźniów. Czterech ludzi miało narobić hałasu, krzyczeć hurra i robić wrażenie, że jest to duża siła, strzelać i kierować uciekinierów w do koni z saniami, schowanymi w lesie. Dowódca, Józef Jarocki, i trzeci Kępka, na znak grupy atakującej mają zaatakować i rozbroić dowództwo bolszewików. Jarocki posiada 10-strzałowy półautomat, Kępka jednostrzałowy karabin, a dowódca pistolet. Reszta, 8 ludzi, po cichu ma zdjąć wartowników wrzucić granaty do sypialni sowietów i ostrzeliwać ich z automatów, pomóc przy ewakuacji więźniów i wycofać się. W trakcie akcji wystrzelona zostaje rakieta oznaczająca odwrót. Grupa Jarockiego przyczajona za stodołą słyszy czołgających się sowietów: mierzy, naciska spust i nic. Broń zamarzła. Postanawia walczyć kolbą. Pada rozkaz - „cofamy się do lasu”. W trakcie odwrotu dowódca osłaniając się strzela za siebie, o mały włos nie zabijając swojego podwładnego, Józefa Jarockiego. W lesie następuje uspokojenie. Wydany zostaje rozkaz - „wszyscy rozproszyć się i ukryć na własną rękę”.
W wyniku akcji uciekła połowa więźniów, bolszewicy byli zaskoczeni i myśleli, że uderzyły na nich większe siły. Później okazało się, że „Wiatr” został osaczony i rozbity przez sowietów. Józef Jarocki wraca do leśnego schronu. Zdrajcy i donosiciele uniemożliwiali działania AK. Jarocki otrzymuje fałszywe dokumenty w celu wyjazdu do Polski, jednak NKWD wpadło na trop komórki preparującej papiery i wielu AK-owców zostało aresztowanych. Wraz z wiosną schron stał się niepewny. Do lasu zaglądało coraz więcej ludzi, zwłaszcza dzieci. Ojciec Józefa dogadał się z Białorusinem pracującym na stacji kolejowej w Gawja, który za cenę 3 tysięcy rubli łapówki miał go wpisać do dokumentów repatriacyjnych, jako syna Wiktora Fiłona (wujka Józefa), wyjeżdżającego wraz z dobytkiem 16 kwietnia 1946 r. Gdy pociąg ruszył Białorusin pozwolił biec do wagonu, po przebiegnięciu 80 m, znalazł się w środku, myśląc, że opuszcza rodzinne strony na parę miesięcy. Nigdy już do nich nie wrócił.
Paulina Kokiel, Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej
pamiętniki są wydawane, wydają je ci którzy przeżyli, wydaje się pamiętniki tych którzy zginęli w walce z NKWD, KBW, UB itp
wystarczy poszukać, niech opiekun nie rezygnuje z pracy
~Emerytka
2012.03.01 21.02.00
Współpracowałam z Panem Jarockim tyle lat i nigdy nie opowiadał swojej historii, nikt tego nie wiedział. dopiero później wyszło że był AK ale tego co przed momentem przeczytałam to nie miałam pojęcia
~foler
2012.03.01 20.35.57
Gimbusy się spinają bo zazdroszczą, więc poszli won jak się nie podoba. Smiecie psy pierd****e kupy gówna.
Pozdrowiam Cebulaki.
~tam tam
2012.03.01 19.13.56
historia to chyba nauka o przeszłości? więc jak uczeń może pisać w pierwszej osobie i to własną historię? wtedy byłby to zmyślony pamiętnik, może najlepiej niech sami wszystko wymyślą po co im podręczniki? Mam wrażenie, że twój wpis jest absurdalny
~Tango
2012.03.01 18.35.56
Mieszkam na wsi popegeerowskiej, na której komuna wyciągnęła ludzi z analfabetyzmu, najpopularniejszą lekturą jest nalepka na winie
~oj tam oj tam
2012.03.01 18.09.58
a wyklęci nie piszą bo większość już nie żyje. Ci co żyją głośno mówią o tym co robili
~oj tam oj tam
2012.03.01 18.06.44
Śp Józef Jarocki mieszkał we wsi złożonej z 30 rodzin i raczej nie należał do przedwojennej inteligencji, bo nie miał szansy nawet ukończyć edukacji dzięki tym którzy chcieli wyciągać innych z anlafabetyzmu przy po mocy karabinów, zsyłek itp. podobnych metod wychowawczych. Jeżeli chcesz takiej edukacji współcześnie to polecam napisz do MEN może wezną twoje uwagi na poważnie?
~Aj Tam, Aj Tam
2012.03.01 17.17.01
Paulinie Kokiel, Szkolnemu Kołu Miłośników Ziemi Gryfickiej i ich miłośnikom polecam książki GRZESIUKA w tym szczególnie - 5 lat kacetu etc - autor opisuje w I osobie czyli pisze o swoich przeżyciach - a jak piszą inni ; w III osobie - piszą o kimś, o przeżyciach innych osób, o historiach i zdarzeniach im opowiadanych, czy niczego nie pamiętają z tego co ich bezpośrednio dotyczyło = czy może nie mają o czym pisać. Smutne, interesujące, tragiczne - dlaczego brak wspomnień "Żołnierzy Wyklętych" od 1989 roku mogą wspominać, pisać, opowiadać i co cisza - dlaczego - nie mają się czym chwalić Panie Lew - powiedz Pan młodzieży - DLACZEGO ŻOŁNIERZE WYKLĘCI NIE PISZĄ WSPOIMNIEŃ - przecież MYSIEJ 2 już niema - mamy demokrację wolność sowa - DLACZEGO ZATEM NIE PISZĄ w AK 87 % to inteligencja ich komuna nie wyciągała z analfabetyzmu. Panie LEW OŚWIEĆ PAN SWOICH PODOPIECZNYCH