Podwyżki to nie reformy i rozwój. Za ich brak zapłacą ludzie
(FELIETON) Podatki jak poglądy
Samorządy różnie reagują na kryzys, ale sam kryzys nie jest jedynym źródłem zachowań radnych, którzy decydują o tym, czy podnosić lub nie podnosić podatki. Przede wszystkim na takie decyzje mają wpływ wiedza, myślenie i poglądy polityczne radnych. Jeżeli ktoś jest socjalistą, to chętnie zagląda do kieszeni innych i bez skrupułów wyciągnie mu z tej kieszeni kilka złotych, by podzielić się z innymi, chociaż swoimi pieniędzmi już tak chętnie się nie dzieli. Dla odmiany liberalni konserwatyści, głoszący idee władzy minimum oraz wolności osobistej i gospodarczej, są z reguły przeciwni ograniczaniu wolności obywatelom, a też m.in. taki, zupełnie niedostrzegalny u nas, wymiar, ma podwyżka podatków. Bo człowiek, który ma pieniądze, może realizować swoją wolność osobistą, gospodarczą i polityczną, a bez nich jej realizacja jest mocno ograniczona lub wręcz niemożliwa (np. obywatel zarabiający 1 tys. zł może wydać na kampanię wyborczą do samorządu kilkaset złotych, gdy zarabiający 10 tys. zł wyda kilka lub kilkanaście tysięcy). Inaczej do wzrostu podatków będzie podchodzić pracownik najemny lub przedsiębiorca, a inaczej „budżetowiec”, który otrzymuje pensję bez względu na stan finansów państwa lub samorządu. Nieszczęściem wielu samorządów jest zdominowanie rad miejskich i gminnych właśnie przez „budżetowców”, w tym często emerytowanych. Nie rozumieją oni, na czym polega rynek, co to są podatki, skąd biorą się pieniądze. Dla nich podatki to coś naturalnego i co roku trzeba je podwyższać.
Za klasykę takiego myślenia niech posłuży przykład Rady Miasta w Świdwinie, gdzie zasiada bodajże tylko jeden przedsiębiorca, a pozostali to nauczyciele i wojskowi, w dodatku emeryci. Niedawno podnieśli podatki na rok przyszły średnio o ponad 16 procent.
Życie na kredyt
Zacznijmy jednak od początku. Kilka lat temu w Europie i Stanach Zjednoczonych kryzys wywołali finansiści i banki. Do nas dotarł z opóźnieniem i był złagodzony m.in. przez to, że nie weszliśmy do strefy euro, nie mamy głębszych powiązań z tamtym systemem finansowym, ale także dlatego, że nasza gospodarka jest ciągle mocno zapóźniona, przez co stracić za bardzo nie ma co. Już szybciej „zjedzą” nas zadłużenie i odsetki. Jeden z publicystów ocenił, że nasze dotychczasowe dobre samopoczucie nie kształtowały praca i rozwój, ale: 300 mld unijnych dotacji, 450 mld zaciągniętego długu publicznego, 400 mld wziętych prywatnych kredytów i około 100 mld pieniędzy zarobionych za granicą. Kilka dni temu Ministerstwo Finansów poinformowało: od początku roku zadłużenie Skarbu Państwa wzrosło o 8,4 proc., czyli o 59 mld 255 mln zł. Na koniec października 2011 r. wyniosło 761 mld 106 mln zł.
Rząd przewidując nadejście kryzysu, bardziej w obawie o swój los, zaczął szukać dla niego „amortyzatorów”. Znalazł je w samorządach. Przerzucił część kosztów na nie.
Podwyżki, podwyżki...
Okazało się, że od nowego roku samorządy będą musiały dopłacać z własnego budżetu 20 procent do opieki społecznej (zasiłków i składek na ubezpieczenie zdrowotne), stypendiów uczniowskich i zabezpieczyć finanse na realizację ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Wzrost wydatków spowoduje także wyższa składka rentowa. Wydatki samorządów nie będą mogły przekraczać dochodów własnych i nie będzie można ich pokrywać kredytami. Wejdzie też nowy wskaźnik zadłużenia, którego nie będzie można przekraczać.
Rząd ma też pomysły na przerzucenie kosztów na obywateli; mają wzrosnąć akcyze na paliwa i tytoń, vat na niektóre artykuły, w tym ubranka dla dzieci, ale też planuje podniesienie wieku odchodzenia na emeryturę do 67 lat. To ostatnie jest o tyle kuriozalne, bo jeszcze pamiętam czasy, gdy wprowadzono wolne od pracy soboty, że nie ma żadnego związku z postępującym rozwojem technologicznym, który radykalnie zmniejsza liczbę miejsc pracy (wystarczy za przykład rolnictwo). Rząd planuje coś za 30 lat, nie będąc w stanie przewidzieć, co będzie za 3 lub 10.
Samorządy spolegliwe i zbuntowane
Jak zareagowały na takie rządowe dictum samorządy? Bardzo różnie. Część wzburzyła się na taką politykę, do tego stopnia, że zaczęła skarżyć różne ustawy do Trybunału Konstytucyjnego (np. Rada Miejska Gminy Węgorzyno w powiecie łobeskim już w październiku upoważniła burmistrza do zaskarżenia w TK ustawy o wspieraniu rodziny i spz). Burmistrz Świdwina wystosował pismo do wojewody, stwierdzając, że w związku z „ograniczeniem w bieżącym roku dotacji gminom z budżetu państwa” na OPS zabraknie 136 tys. zł. Napisał: „Biorąc pod uwagę aktualną trudną sytuację finansową Miasta, wygospodarowanie wskazanej kwoty w tegorocznym budżecie nie jest możliwe. (…) Jednocześnie informuję, że nie wyrażam zgody na zmianę zasad finansowania zadań w toku realizacji przyjętego budżetu i nakładania na samorząd dodatkowych zadań”. A wojewoda na to - jak na lato. Dziurę budżetową załatano podwyżkami o 16 proc., przerzucając rządowe swawole na mieszkańców. Radni, nie wyrażając swojego stosunku do działań rządu, zrezygnowali z reprezentowania interesów mieszkańców na szczeblu państwowym.
Podwyżki to nie reformy
Już wcześniej podniesiono opłaty za przedszkola i tym sposobem Drawsko Pomorskie, chwalące się do tej pory najniższymi opłatami, znalazło się wśród gmin o najwyższych opłatach (tabela wojewody). Dla kontrastu można dodać, że Drawsko Pomorskie uplasowało się na 6. miejscu w Polsce, pod względem kosztów utrzymania administracji. Raport o tym, ile kosztuje mieszkańców gmin i powiatów utrzymanie administracji samorządowej przygotował prof. UW i doradca prezydenta RP do spraw polityki lokalnej Paweł Swianiewicz. Zgodnie z danymi, wśród miast powiatowych, najwyższe wydatki na administrację, na jednego mieszkańca, są w gminie Czarnków (Wielkopolska) – 384,19 zł, najniższe w gminie Złotów (Wielkopolska) - 172,64 zł. W Drawsku Pom. - 321,77 zł.
Te działania byłyby możliwe do zaakceptowania przez mieszkańców, gdyby rząd i samorządy zaczęły oszczędzać od... siebie. Agendy rządowe zwiększyły zatrudnienie o 100 tysięcy, nie słychać o likwidacji kilkudziesięciu agencji, cięciach w administracji, ograniczaniu wyśrubowanych zarobków.
Jak robią to inni
A jak to robią inni? Jak podała „Rzeczpospolita”, w Rudzie Śląskiej urząd zwolni 120 pracowników, bo ma takie zadłużenie, że grozi komisarz. Wprowadzają oszczędności na korzystaniu ze służbowych aut i telefonów. W Mysłowicach zlikwidowano stanowiska zastępców naczelników i kierowników, połączono kilka wydziałów, niektóre zostały zlikwidowane. Redukcje objęły podległe urzędowi placówki kulturalne i spółki miejskie. W Łobzie jeden z radnych rzucił pomysł, by zlikwidować stanowisko wiceburmistrza, gdyż w pozostałych gminach tego powiatu takich stanowisk nie ma, a sobie radzą. Ci, co chcą coś zrobić, przeglądają struktury i zasoby, by nie przerzucać wszystkich kosztów na mieszkańców. Niektórych urzędników zmuszają do tego sami radni, nie podnosząc podatków. Tak stało się np. w Kielcach, gdzie radni PO, PiS i PSL po raz trzeci odrzucili prezydentowi miasta projekt podwyżek podatków lokalnych. Prezydent opuścił salę zapowiadając, że więcej na sesji się nie pojawi. Radny PSL nazwał to dziecinadą i stwierdził: - Nie będziemy głosować nad wszystkim, co się nam pod nos podsunie. Podobnie postąpili radni Radomska, Zakopanego i Pabianic. W Garwolinie podatków nie podnoszą od 7 lat!
Jak to robią u nas
W Połczynie i Złocieńcu, gdzie dotychczasowa polityka doprowadziła do nadmiernego zadłużenia, sięga się po najbardziej prymitywne sposoby; chce się sprzedać Miejską Energetykę. W Łobzie po takiej sprzedaży ceny ciepła wzrosły o ponad 50 procent, ale to już burmistrzów i radnych nie martwi, bo pozbywają się problemu, a że za ich błędy w zarządzaniu zapłacą mieszkańcy, to co, przecież te władze wybrali.
I pomyśleć, że niedawno Ron Paul, jeden z najstarszych wiekiem i stażem amerykańskich kongresmanów otrzymał wyróżnienie, bo nigdy w swojej długoletniej karierze politycznej nie zagłosował za jakąkolwiek podwyżką podatków. W Polsce ukazała się właśnie jego książka „Wolność pod ostrzałem”. Warto, by Polacy sięgnęli po nią i pomyśleli o tym, że może być inaczej.
Kazimierz Rynkiewicz
Przede wszystkim należy uprościć prawo. Drugim krokiem należy wydać jako rząd zarządzenie, że np. burmistrz, wójt, starosta, wojewoda, może tyla a tyle zarabiać. Ostatecznie biorą forsę darmozjady z naszych podatków ! A tak kolesie ustalają sobie zarobki i stanowiska np. eksperta od pierdzenia w stołek (Gryfice). Ale co tam zapchlony powiat. Powołuje premier nowe ministerstwa-to dopiero przekręt. Taka minister sportu "ładna piczka" i tyle. Nikt się z nią nie liczy. Totalna "zlewka", albo "olewka". Arłukowicz -kto go zna, wie że to agent spec-służb. Tuskowi każą- to robi. Przecież PO utworzył Gromosław Czempiński generał wywiadu.
~Jarun
2012.01.10 16.15.57
Dlaczego mnie p. Kazimierzu "ocenzurowali" jak w tym szmatławcu: Trybun Ludu. ?