(GRYFICE) 11 listopada 2011 roku zmarł po ciężkiej chorobie Stanisław Gołębiewski. Miał 60 lat.
Stanisław Gołębiewski (urodzony w Kołobrzegu) po ukończeniu politechniki przyjechał do Gryfic pod koniec lat 70. minionego wieku. Pracował w byłej już Cukrowni Gryfice.
Był człowiekiem „Solidarności” i w 1989 roku tworzył Komitet Obywatelski, z którego został radnym Rady Miasta i Gminy I kadencji odrodzonego samorządu. Ówczesna rada powołała Go na stanowisko burmistrza. Funkcję tę pełnił w latach 1990-1994.
W późniejszych latach był radnym Rady Miejskiej oraz wieloletnim dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Gryficach.
Został pochowany 16.11.2011 r. na starym cmentarzu w Gryficach.
W ostatniej drodze żegnało Go wielu mieszkańców miasta i gminy; członkowie gryfickiej „Solidarności”, pracownicy byłej Cukrowni, przedstawiciele powiatowych urzędów pracy. KAR
Wspomnienie o pierwszym gryfickim burmistrzu
Staszka Gołębiewskiego poznałem w 1989 roku, uczestnicząc w działaniach komitetu obywatelskiego „Solidarność”. Komitet obywatelski był nie tylko organizacją skupiającą ludzi związanych z „Solidarnością”, ale również miejscem, gdzie poprzez udział w bieżącym życiu gminy można było przygotować się do przejęcia odpowiedzialności za Gryfice. Staszek był jednym z najaktywniejszych członków komitetu obywatelskiego i po wygranych przez „Solidarność” wyborach, podjął się pełnienia funkcji burmistrza.
To był trudny czas dla samorządu. Trzeba było stworzyć podstawy funkcjonowania gminy. Trzeba było policzyć wszystkie budynki, drogi, rury biegnące pod ziemią, latarnie - wszystko. Policzyć i podzielić: to gminy, to administracji rządowej. Do tych pionierskich czasów Staszek nadawał się najlepiej. Sprawnie przebiegła inwentaryzacja mienia, organizowanie dobrze działających urzędów i jednostek organizacyjnych gminy. Dużym sukcesem burmistrza było przygotowanie budowy oczyszczali ścieków. Gdy kończył kadencję, była przygotowana dokumentacja, rozstrzygnięty przetarg na wykonawcę, zapewnione środki finansowe na budowę i spora nadwyżka w miejskiej kasie.
Staszek nie był politykiem. Był praktykiem i pragmatykiem. Nadawał się do realizacji zadań. Bieżące administrowanie nie było jego ulubionym zajęciem. A takie czynności polityka, jak dbanie o elektorat, spotkania w wąskim gronie „właściwych” ludzi, przecinanie wstęg, były mu obce. Nie lubił ich. I nie robił.
Miał rację ksiądz Twardowski, gdy pisał, że ludzie za szybko odchodzą. Będzie mi brakowało rozmów ze Staszkiem. Nie o polityce, bo o tym prawie nie mówiliśmy, ale o przeczytanych książkach, o socjologii, o religii. Już nie pożyczy mi ciekawej książki, jednej z wielu, które czytał. Już nie porozmawiamy - bo on teraz już wszystko wie.