Zmieniają się wioski w powiecie, ale jakby na uboczu aktywności mieszkańców
(POWIAT ŚWIDWIŃSKI) Zmienia się obraz wsi w powiecie świdwińskim, głównie za sprawą samych mieszkańców, ale także unijnych dotacji. Te ostatnie wykorzystują gminy i Lokalna Grupa Działania, budując place zabaw świetlice wiejskie. Jednak czasami można odnieść wrażenie, że zmiany za pomocą dotacji
dzieją się bez związku z aktywnością mieszkańców i nie mają na nią wpływu. Ot, na zasadzie – jak dają, to bierzemy i robimy.
Wybieram się z osobami z Lokalnej Grupy Działania w Łobzie na wyjazd studyjny po powiecie świdwińskim do miejsc, w których wykonano inwestycje z udziałem funduszy unijnych. Odwiedzimy Słonowice, Pęczerzyno, Wilczkowo, Cieszeniewo, Bierzwnicę, Łęgi i Oparzno.
SŁONOWICE
To spora wioska w gminie Brzeżno, a jakże przez ostatnie 20 lat zaniedbana, zważywszy, że leży przy trasie przelotowej Świdwin – Łobez, z kierunkami ruchu na Szczecin i Kołobrzeg. Po okresie głębokiego marazmu pierwsze zmiany rozpoczęły się wraz z kupieniem pałacyku przez prywatną firmę, która gruntownie go wyremontowała i zrobiła w nim zajazd. Atutem ośrodka jest jezioro, położone tuż za pałacem. Niedawno pojawiły się tu konie, więc widać, że ośrodek radzi sobie i rozwija się w kierunku może nawet agroturystyki.
Choć zajazd powstał dobrych kilka lat temu i kontrastował z popegeerowską biedą, musiało upłynąć kilka lat, zanim pojawiły się zmiany. Rozebrano starą gorzelnię, stojącą przy samej drodze. Miejscowy sklep zyskał nową elewację, co zachęca do wejścia. Jednak największe zmiany zaszły w tutejszym kościółku, kóry poddany został renowacji wraz z otoczeniem. Teraz może stać się nawet atrakcją turystyczną gminy. Przebudowano chodniki, przy okazji poprawiając drogę, bo była w stanie fatalnym. Rozbierane są stare rudery. Zupełną nowością są ocieplane i malowane bloki mieszkalne. Wrażenie robi także odremontowane gospodarstwo przy wyjeździe na Świdwin. Widać zachodzące zmiany.
W te zmiany wpisano plac zabaw, jaki powstał na uboczu wsi, za blokami. I to właśnie jest jego mankamentem, to położenie na uboczu, co sprawia, że nie każdemu rodzicowi chce się dreptać na tak daleko, by jego maluch mógł się pobawić. A tu bawić mogą się tylko małe dzieci, bo taka jest jego infrastruktura. I choć plac jest ładny, to zbyt oddalony od centrum wsi, przez co zamierzony efekt – by służył całej społeczności wiejskiej, został osłabiony.
PĘCZERZYNO
To wciąż gmina Brzeżno. Także tutaj wybudowano podobny plac zabaw dla dzieci, i... podobny mankament. Plac leży w znacznej odległości od wioski, za boiskiem. Oprowadza nas po nim sołtys Pęczerzyna pani Bożena Cymbała. Jak mówi, plac kosztował 42 tysiące złotych. Po chwili zastanowienia się i oglądu przestrzeni nasuwa się myśl, że można było zrobić go bliżej wioski; po prostu o ten kawałek placu przesunąć boisko, co jest technicznie bardzo łatwe i zamiast za boiskiem postawić plac przed nim, bliżej domów. To byłaby tylko kwestia przesunięcia o kilkanaście metrów wkopanych bramek. Niepotrzebnie też wydano pieniądze na tak wysoki płot okalający plac, bo człowiek czuje się jak w zagrodzie, a z kolei z zewnątrz nie widać, czy tam ktoś jest, co przypadku jakiejś dewastacji ma znaczenie. To wszystko jest na razie nowe i robi wrażenie, a co będzie za kilka lat, zobaczymy. Trudno też powiedzieć, na ile taki plac służy mieszkańcom, czy chętnie z niego korzystają, zajęci pracą – jak to się kiedyś mówiło - w obejściu (domów). Pytanie o użyteczność takich inwestycji będzie powracać jak bumerang - czy zapytano mieszkańców o ich najpilniejsze potrzeby we wsi, czy też zrobiono im dobrze bez ich wiedzy, bo akurat na to były pieniądze, a na inne potrzeby nie.
WILCZKOWO
Z Pęczerzyna jedziemy przez Brzeżno do Wilczkowa, w kierunku na Świdwin. Przy wjeździe do Brzeżna wciąż straszą popegeerowskie budynki w całkowitej ruinie. Chyba już najwyższy czas, by Agencja je wyburzyła. To jeden z najgorszych takich widoków na Pomorzu.
W Wilczkowie czeka na nas sołtys pani Beata Kępka. Pokazuje nam nowiutką świetlicę. Ładny przebudowany budynek, w którym kiedyś mieścił się sklep. Dzierżawca zamknął, bo się nie opłacało. Teraz większość jeździ do marketów do pobliskiego Świdwina. No tak, tylko jak nie będzie przedsiębiorców, to nie będzie podatków, a jak nie będzie podatków, to z czego utrzymać te obiekty. Na razie są nowe, ale za kilka lat... Już problemem, jak w innych, jest zatrudnienie tu kogoś, kto tu będzie nią zarządzał. Na razie - jak informuje sołtys - jest na trzy miesiące stażystka. Świetlica jest czynna od 13. do 19.
Świetlica była potrzebna, bo mieszkańcy nie mieli się gdzie spotykać, robić zebrań, choćby w sprawie wyborów sołeckich. W środku wszystko na wysokim poziomie. Tak się teraz buduje. Pod standardy europejskie. Jest więc podjazd dla niepełnosprawnych (nie zapytałem, czy tacy we wsi są) i dodatkowa toaleta dla niepełnosprawnych. Stoliki, sporych rozmiarów telewizor, piłkarzyki, stół do ping ponga. Na stoliku schną jakieś prace wykonane przez dzieci z modeliny. Jak mówi sołtys – starsi raczej nie przychodzą.
Za świetlicą plac zabaw zrobiony własnymi siłami, z funduszu sołeckiego, który wynosi 11 tys. zł rocznie. Jak widać można taki plac zrobić własnymi siłami i dużo taniej. Przebudowując budynek pomyślano z tyłu o miejscu na sklep, ale na razie nikt się nie odważył. Całość niestety kontrastuje z otoczeniem, błotnistym placem przed świetlicą, który wymaga utwardzenia. Jednak czy gmina znajdzie na to środki? Sąsiad naprzeciwko już zadbał o wygląd swojego gospodarstwa i miło popatrzeć, jak ludzie upiększają swoje otoczenie.
CIESZENIEWO
Przejeżdżamy przez Świdwin i kierujemy się na Połczyn. W Sławie skręcamy do Cieszeniewa. To już gmina Świdwin. W Cieszeniewie świetlicę otwiera nam sołtys pan Jerzy Fotyga. To największy taki obiekt w gminie. Po generalnym remoncie. Gmina pozyskała pieniądze z PROW na remont trzech świetlic i trzech placów zabaw. Na świetlicy nowy dach, w środku wszystko odnowione, ogrzewanie, sala komputerowa, bilard, trzy stoły pingpongowe, półka z książkami. Na wyposażenie gmina wydała 20 tys., dostała 11 tys. zwrotu.
Sołtys Fotyga mówi, że świetlica otwarta rano pełni funkcję poczekalni, dla dzieci oraz rodziców odprawiających je autobusem do szkoły. Jest czynna od 7. do 9., a później od 16. do 20.
Szafka z pucharami mówi o sportowej tu pracy z dziećmi księdza proboszcza Bogdana Wójcika, który od roku pracuje już w innej parafii, gdzieś koło Słupska. Jak widać, w takich miejscach nawet duchowni włączają się w pracę na sportowym polu. Świetliczanka jak zwykle jest skierowana z Powiatowego Urzędu Pracy, co nie gwarantuje ciągłości pracy w takim miejscu. Aż prosi się o kogoś na stałe, z przygotowaniem pedagogicznym i pensją pozwalającą na przeżycie, by zajął się systematycznie życiem sportowym i kulturalnym wsi, gdyż młodzież.... - Jest trudna - wzdycha sołtys. - Jak się nie upilnuje, to zaraz co popsują w komputerach. - dodaje.
BIERZWNICA
Przy wjeździe do Bierzwnicy oglądamy słynną tu na całą okolicę dyskotekę. Znajduje się w budynku byłej kotłowni osiedlowej. My jednak zmierzamy do kościoła. To tu proboszcz i mieszkańcy pozyskali pieniądze na jego remont. O pracach opowiada sołtys Maria Sieminiecka. Pokazuje odmalowane wnętrze, ołtarz po renowacji. Mówi, że mieszkańcy długo zbierali pieniądze na wkład własny, by mogli resztę pozyskać. Udało się kościół wyremontować, choć to do dziś przysparza sołtys sporo problemów. Ale przez to stała się fachowcem do spraw finansowych, remontowych, pozyskiwania funduszy i renowacji, a nawet historii.
Dzięki pracy społecznej takich ludzi wiele kościołów i ich wnętrza zostały uratowane przed zniszczeniem. To prawdziwi liderzy społeczni.
ŁĘGI
Wracamy do Sławy, przecinamy szosę i drogą na Rąbino jedziemy do wsi Łęgi, położonej już w gminie Połczyn-Zdrój. Tu także mijamy stojące w polu zabudowania po byłym pegeerze. To trudny problem całego Pomorza. Część budynków i magazynów została zagospodarowana, najczęściej przez duże spółki rolne, ale większość stoi i niszczeje i raczej nie nadaje się już do użytkowania. Zbyt duże koszty remontowe. Widziałem w Dalnie koło Łobza, jak rozbierano takie budynki. Przyjechała maszyna do mielenia murów, ciężki sprzęt rozwalał ściany na kawałki i wszystko pożerała maszyna wypluwając drobny gruz, który wywożono na budowę dróg. Taka operacja kosztowała Agencję, po przetargu na rozbiórkę, ponad 200 tysięcy złotych. Po byłym wielkim pegeerze pozostał wielki pusty plac.
W Łęgach świetlica mieści się w starym budynku z czerwonej cegły. Podczas przebudowy położono nowy dach, a w środku wszystko jest nowe. Świetlica dzieli się na dwie części; po prawej sala pełniąca rolę czytelni, po lewej mocno obniżona od poziomu korytarza duża sala, kiedyś zapewne koncertowa lub kinowa, z wnęką na występy. Świetlica podlega pod Centrum Kultury w Połczynie-Zdroju. O jej działalności opowiadały nam jej opiekunka pani Maria Łasica i dyrektor Centrum Kultury pani Ewa Tokarska. W małej sali jest kominek, zaplecze kuchenne, piłkarzyki do gry, biblioteczka. W drugiej stół tenisowy, sprzęt muzyczny. W dużej ogrzewanie jest elektryczne i chyba zbyt słabe, by ogrzać tak dużą salę, więc zapowiada się problem zimą, no i koszty – utrzymania i zatrudnienia. Jak widać, to zasadniczy problem wszystkich świetlic.
OPARZNO
Wracamy do Świdwina i kierujemy się do Oparzna, czyli znowu jesteśmy w gminie Świdwin. Tym razem trafiamy jednak do gospodarstwa agroturystycznego, a więc zupełnie prywatnego przedsięwzięcia. Gości nas pani Krystyna Balicka, która skorzystała z funduszy PROW, udzielanych w ramach programu „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej”. Gospodarstwo nosi nazwę „Albinia” i jak powiedziała właścicielka, nazwę wzięła z niemieckiej tabliczki znalezionej podczas remontu domu. Skróciła ją, bo na tabliczce widnieje napis Albingia, co jest ponoć nazwą jakiegoś przedwojennego, do dzisiaj istniejącego, towarzystwa ubezpieczeniowego w Niemczech.
O możliwościach pozyskania funduszy z tego programu i o jego szczegółach opowiada pani Anna Czyżowicz z Terenowego Zespołu Doradców w Świdwinie, Zachodniopomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Barzkowicach. Pani Balicka jest jego beneficjentem, czyli pozyskała pieniądze na przebudowę domu pod kątem gospodarstwa agroturystycznego. Ma teraz pięć pokojów o wysokim standardzie do przyjmowania gości, którzy chcą odpocząć na łonie natury. Pani Krystyna jest osobą bezpośrednią i opowiada o wielu trudnościach i doświadczaniu barier biurokratycznych przy załatwianiu spraw. To wszystko okazuje się nie takie proste, a jest ryzykowne, gdyż musiała wziąć kredyt na tę inwestycję, dopiero później otrzymała zwrot części, a teraz robi wszystko, by gospodarstwo żyło, przyjmowało gości i zarabiało.
Z jej opowieści i obsługi obiadowej gości wyłoniła się postać osoby twardej i upartej w realizacji postawionych sobie celów. Mieszkając w Świdwinie zapragnęła mieszkać na wsi i dopięła swego. Z prawie że ruiny zrobiła piękny dom z ładnym otoczeniem. Teraz przeszła przez trudny egzamin funduszowy i mimo trudów pozostała optymistką, że to wyjdzie, że się uda i tego jej życzę, bo raczej nie musiała tego robić, ale widać należy do ludzi lubiących wyzwania, a tacy posuwają nasz kraj do przodu.
Polecam więc to gospodarstwo agroturystyczne pod uwagę mieszczuchów, bo jest tu bardzo miła obsługa, smaczne domowe jedzenie, cisza, zwierzęta i w pobliżu jezioro. Świetne miejsce na odpoczynek, zorganizowanie przyjęcia dla kilkunastu osób lub czegoś podobnego.
Co z tego objazdu wynika? Jeżeli chodzi o działania urzędów i programów unijnych, to łatwiej na wsi zrobić świetlicę, niż zaktywizować ludzi. Trochę to jest tak, że robi się dla nich, bo jest okazja pozyskania pieniędzy, i to jest dobre, bo bez nich wiele budynków gminy nie byłyby w stanie wyremontować, a więc nieraz ocalić od dewastacji, ale z drugiej robi się to trochę jakby obok tych ludzi. Niestety, różnimy się dość mocno od krajów Europy zachodniej i mamy inne pilniejsze potrzeby, jak choćby drogi, budowa mieszkań komunalnych i socjalnych, a przede wszystkim rozwój firm, czyli miejsc pracy, na co brakuje pieniędzy, a tu proponuje nam się budowę świetlic i placów zabaw. Stoją więc one, nad wyraz eleganckie, pośród dość biednego otoczenia. Zdarzają się świetlice nowe - a jak mówili uczestnicy tego studyjnego wyjazdu - już zamknięte, bo brakuje gminom pieniędzy na zatrudnienie w nich ludzi i koszty utrzymania. Może też brakuje jakiegoś pomysłu, który by poprawił tę sytuację. A ja widać po ostatnim przykładzie, najlepiej pieniądze są wykorzystane, gdy trafiają do prywatnych rąk. Wtedy jest ciąg dalszy - zarabiają wszyscy; urzędy dostają podatki, firmy obsługujące – opłaty, są miejsca pracy, jest obrót żywnością, wszelkimi materiałami itd. Trzeba tylko uprościć procedury i rozszerzyć listę beneficjentów, by takie formy pomocy stały się bardziej dostępne dla ogółu.
Kazimierz Rynkiewicz
Cały artykuł nasuwa mi na myśl sentencję: "marność nad marnościami i wszystko marność". Można by wysnuć wniosek, że nic nie warto robić. Jeśli we wsi nic się nie dzieje - źle, ale okazuje się, że jeśli ktoś próbował i zrobił coś - też źle, bo można było bliżej wioski, taniej, a bo może coś innego. Artykuł dość tendencyjny. Dlaczego Pan redaktor nie pofatygował się sprawdzić innych inwestycji? jest ich wiele w rękach prywatnych, dofinansowanych z różnych źródeł. A czytając artykuł brzmi to tak, jakby nie było ich w ogóle, a jedyne, co się robi, to place zabaw i świetlice, które, tak na marginesie, też są potrzebne.