(POWIAT.) Zarząd powiatu łobeskiego negatywnie zaopiniował wniosek koalicji „Polska wolna od GMO” o ogłoszenie obszaru województwa zachodniopomorskiego strefą wolną
od organizmów zmodyfikowanych genetycznie.
Na pytanie radnej H. Szymańskiej o zasadność takiej decyzji członek zarządu Michał Karłowski wyjaśnił, że nie ma dowodu naukowego, potwierdzonego, że jest to coś złego.
- Z drugiej strony swoboda przepływu towaru i środków produkcji spowodowało to, że dzisiaj przy gospodarstwach wielkotowarowych modyfikowane rośliny praktycznie są, szczególnie kukurydza jest tu najlepszym przykładem tego, do czego doprowadzono. Intencją zarządu było to, że nie zajmujemy stanowiska tam, gdzie naukowcy nie ustalili swojego poglądu. Nie mamy takiej wiedzy i kompetencji, by zajmować się czymś, co jest poza zasięgiem naszej kompetencji – powiedział.
Uczestnicząca w obradach mieszkanka Łobza Zofia Krupa podsumowało to słowami: „Jeśli nie wiemy czy woda w studni jest zatruta czy nie, to pozwólmy ludziom ją pić, póki nie zrobimy badań”.
Temat GMO nie jest nowy. Podobny problem rozpatrywany był podczas 42. posiedzenia Komisji Środowiska w Senacie RP w dniu 17 marca 2010r., gdzie prorektor Politechniki Rzeszowskiej Leszek Woźniak powiedział m.in.: „Podkreślam, że nie jestem wrogiem postępu, nie jestem wrogiem biotechnologów czy wydziału biotechnologii i badań tego typu. Ależ proszę bardzo, na tym rzecz polega, żebyśmy mieli te badania i żebyśmy świadomie i celowo w pewnym momencie mogli powiedzieć: tak albo nie. Ale dopóki nie możemy powiedzieć „tak”, to z punktu widzenia banalnej logiki powinniśmy powiedzieć „nie”. - Jakże odmienną logiką kierowało się nasze starostwo.
I rodzi się też inne pytanie, czy wybrane przez nas władze powinny wpuszczać bocznymi drzwiami GMO bez naszej wiedzy? Gdzie konsultacje społeczne, debata, informacje i w końcu – nasza możliwość wyboru? Bo przecież do dzisiaj nie ma ustawowego obowiązku informowania na opakowaniach, czy żywność sprzedawana w sklepach jest modyfikowana genetycznie. Nawet, jeśli chodzi „tylko” o pasze, którą karmione są zwierzęta, to również powinniśmy mieć wiedzę, podobnie jak też o tym, którzy rolnicy uprawiają genetycznie modyfikowaną kukurydzę. Zwolennicy GMO twierdzą, że nie ma dowodów na to, że jest ona szkodliwa dla człowieka, nie ma dowodów, bo nie ma badań. A to oznacza, że niejako my – osoby spożywające jesteśmy obiektem eksperymentu.
Sprawa odmian genetycznie modyfikowanych wzbudza wiele wątpliwości i obaw. Są środowiska, które widzą w nich nadzieję na poprawę ilości białka w produktach, lepszej ich ochrony i braku konieczności używania pestycydów czy innych środków, powodujących zniżkę plonów.
Pytanie więc, czy odmiany genetycznie modyfikowane są nieszkodliwe dla życia, zdrowia i czy mamy wystarczająco dużo informacji, by wprowadzać je do środowiska? Pytanie nieco spóźnione, albowiem nie jest żadną tajemnicą, że na naszych terenach uprawia się już kukurydzę modyfikowaną genetycznie. Nasze prawo bowiem zabranie jedynie handlowania na terenie kraju materiałem siewnym, a nie siania roślin genetycznie modyfikowanych. Jeśli rośliny te nie są do końca przebadane, komu więc zależy na tym aby wprowadzić je do środowiska, jakich używa argumentów i dlaczego nasze prawo stwarza furtki? W jaki sposób rośliny te wpływają nie tylko na nasze zdrowie, ale i środowisko naturalne?
Jak na razie nie było żadnych konsultacji społecznych i wątpliwe, by były, podczas których powiedziano by uczciwie jakie jest ryzyko stosowania takich rośli.
Zwolennicy i przeciwnicy przedstawiają argumenty za i przeciw. Zwolennicy podkreślają wiele zalet takich organizmów, m.in. to, że GMO mogą być uprawiane tam, gdzie występują nieprzyjazne warunki klimatyczne, otrzymuje się wyższe plony na gorszych glebach, zmniejsza się zużycie pestycydów, żywność jest o lepszych walorach smakowych czy zapachowych a zarazem przedłużona jest ich trwałość i świeżość. Genetycznie modyfikowane rośliny służą do produkcji biopaliw. Sztandarowym wręcz hasłem jest twierdzenie, iż GMO rozwiążą problem głodu na świecie.
Słyszy się również hasła, że dzięki GMO uzyskuje się więcej białka i że zwiększy się zysk rolnika, przy jednoczesnym zminimalizowaniu degradacji ekosystemów. Modyfikacje mają przede wszystkim na celu zwiększenie odporności na herbicydy i szkodniki, zwiększenie odporności na infekcje wirusowe, bakteryjne i grzybowe, zwiększenie tolerancji na stres abiotyczny.
Powyższe argumenty za stosowaniem GMO słyszy się najczęściej. Nie słychać jednak wiele na temat wad takich roślin. Czy to oznacza, że ich nie ma? Innego zdania są naukowcy, którzy coraz częściej alarmują i ostrzegają, aby nie wprowadzać ich do środowiska, albowiem może mieć to katastrofalny skutek nie tylko dla przyrody, ale i dla naszego istnienia jako gatunku. Wielu naukowców, a wśród nich nasi polscy: przewodniczący Towarzystwa Lekarzy Polskich Jan Malinowski, prorektor Politechniki Rzeszowskiej Leszek Woźniak, pracownik naukowy w Muzeum Przyrodniczym Uniwersytetu Wrocławskiego
Ludwik Tomiałojć, przewodniczący Komitetu Ochrony Przyrody w Polskiej Akademii Nauk Zbigniew Mirek, prezes Zarządu Podkarpackiej Izby Rolnictwa Ekologicznego Marian Wójtowicz, Emerytowany Kierownik Zakładu Genetyki, Hodowli i Biotechnologii w Instytucie Warzywnictwa w Skierniewicach Roch Doruchowski, redaktor Miesięcznika Polskiego Związku Pszczelarskiego „Pszczelarz Polski” Wacław Święcicki, Rzecznik Prasowy Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych Tadeusz Szymańczak, emerytowany Kierownik Zakładu Ochrony Roślin w Instytucie Warzywnictwa w Skierniewicach Jan Narkiewicz-Jodko, kierownik Katedry Biologii Środowiska Zwierząt na Wydziale Nauk o Zwierzętach w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego Tadeusz Żarski itd. apeluje, aby prowadzić rzetelne i długofalowe badania – by jeszcze powstrzymać się przed uwalnianiem roślin GMO do środowiska. Dlaczego?
Zgodnie ze słowami naukowców, sieje się kukurydzę oporną na glifosat, jednocześnie stosuje się Roundup, a właścicielem kukurydzy i Roundupu jest ta sama firma. Kukurydza (MON 810) jest odporna na szkodniki, bo wprowadzono gen z bakterii bacillus thuringiensis wytwarzającą toksynę Cry, używany jeszcze niedawno jako biopestycyd. Toksyna ta działa przeciwko owadom. Nie działa ona tylko i wyłącznie na stonkę kukurydzianą czy omacnicę prosowiankę – szkodniki kukurydzy, ale i na inne owady. Sama kukurydza odporna jest na Roundup, toteż rolnicy stosują opryski tego środka.
GMO zabija pszczoły
Warto zacząć od tego, że rośliny genetycznie zmodyfikowane zostały w 75 proc. wyposażone w cechę tolerancji na pestycyd Roundup zabijający wszystkie inne rośliny oraz toksyczny dla wszystkich dziko żyjących zwierząt i człowieka.
Roundup zabija nie tylko wiele gatunków owadów pożytecznych, jak owady drapieżne i pasożytnicze stanowiące główny hamulec w rozwoju szkodników, wiele gatunków prawnie chronionych, ale niszczy też pszczoły i rujnuje ich bazę pokarmową. Wytępienie pszczół na wielkich obszarach USA czy Kanady stanowi bardzo poważne zagrożenie dla rolnictwa i dla populacji człowieka. Warto tu przypomnieć słynną wypowiedź Einsteina: „jeśli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi, człowiek przeżyje je zaledwie o kilka lat. Nie ma pszczół, nie ma zapylania, nie ma roślin, nie ma zwierząt, nie ma człowieka”. Także pomysł wprowadzania toksyn do roślinności przeznaczonej do spożycia, bakterii produkującej toksyczne białka jest makabryczny.
Na podstawie badań niemieckich z roku 2008 pokazano, że kukurydza, roślina wiatropylna, niezależna od owadów zapylających, również stanowi zagrożenie dla pszczół, z powodu: pyłku i wody, która krąży w roślinie i często jest jedynym źródłem wody dla pasiek zlokalizowanych w otoczeniu upraw kukurydzy.
Toksyna Bt, niszczy jelita pszczół, może spowodować inwazję różnych innych szkodników, wirusów i patogenów. Inna rzecz - modyfikowane genetycznie kwitną krótko i w jednym czasie, co powoduje bardzo duży głód pszczół.
W 2007 r. US Food and Drug Administration opierając się wynikach badań Felixa Minderbindera, ogłosił, że kluczową przyczyną masowej zapaści pszczół, zwanej chorobą CCD, są rośliny modyfikowane genetycznie, których toksyny niszczą jelita układu trawiennego pszczół.
W Holandii pszczelarze umierają na raka, pyłek tych roślin jest toksyczny. Podobne przesłania są z Austrii i z Finlandii, która była zwolennikiem GMO, z Niemiec i z innych krajów.
W 2009 roku z niektórych pasiek w Polsce zniknęła nawet połowa pszczół. Od kilku lat dziesiątkowane są rodziny pszczele w całej Europie i Stanach Zjednoczonych.
Padają zwierzęta
Kukurydza GMO czy bawełna z Bt, które miały chronić przed szkodnikami, zawiodły np. w Indiach, Indonezji, Chinach czy Hiszpanii, szybko pojawiły się superszkodniki odporne na toksyczne białko. Pada wiele dużych zwierząt, jak psy, krowy w Niemczech czy owce w Indiach. W Indiach owce żywiły się regularnie i wyłącznie liśćmi bawełny z Bt po zbiorach. Efekty takiej diety były przerażające. Ponad siedemdziesięciu pasterzy podało, że 25 proc. ich stad zdechło w ciągu 5-7 dni. W czterech tylko wioskach padło ponad 1800 zwierząt, straty w całym regionie można szacować na dużo ponad 10 tysięcy.
Bezpłodność
Herbicyd Roundup, do niedawna uznawany za mało szkodliwy, okazał się groźny dla rozwoju łożyska kobiecego i potencjalnie niszczący układ endokrynologiczny człowieka. W Stanach Zjednoczonych stwierdzono, że Roundup w stężeniach dużo niższych od stosowanych w rolnictwie blokował rozwój łożyska kobiecego i wywoływał poronienia i przedwczesne urodzenia płodu o małej masie. W stężeniach nietoksycznych Roundup wpływa na aktywność aromatazy, enzymu regulującego miejscową produkcję estrogenów, co może zaburzać rozwój zdrowego gruczołu piersiowego i skutkować powstaniem raka sutka. Roundup jest trwały pod ziemią i w wodach, jest bardzo śmiercionośny dla płazów i ma dużo szersze oddziaływanie niż przypuszczano. W Polsce Roundup jest powszechnie stosowany do zwalczania perzu a nielegalnie także do opryskiwania rzepaku w celu przyspieszenia jego dojrzewania, co zwiększa jego wnikanie do łańcucha żywnościowego.
W badaniach wykonanych na zlecenie austriackiego rządu wykazano, że myszy karmione modyfikowaną kukurydzą, w trzecim i czwartym pokoleniu zaczynają wykazywać obniżony poziom płodności. W 90 procentach przypadków to, co jest prawdą u myszy, sprawdza się u człowieka. Zmodyfikowane genetycznie produkty sojowe i zmodyfikowana genetycznie kukurydza mogą powodować niepłodność. Niepłodność dosięgła trzeciego i czwartego pokolenia myszy i szczurów laboratoryjnych.
W związku z dużą zawartością fitoestrogenów soja jest podejrzewana o zmniejszanie poziomu testosteronu u mężczyzn oraz o pogarszanie ich płodności już w dzieciństwie. Soja jest w paszy, którą karmimy zwierzęta, drób.
Estrogeny wpływają na wiele cech i funkcji organizmu – dlatego jest bardzo ważne, jaki wpływ ma spożywanie soi przez spożywanie kurczaków i mięsa.
Strefy wolne od upraw roślin genetycznie zmodyfikowanych
Określa się odległość 200-500 metrów z twierdzeniem, że pyłki roślin nie przemieszczą się dalej. Nie uwzględnia się przy tym wiatru, huraganów powodzi, zapylania przez owady.
Polska jest oazą bioróżnorodności. Tu są jeszcze zwierzęta, i rośliny, których nie ma w wielkołanowych uprawach na terenie Europy. Polska, wprowadzając uprawy transgeniczne, zniszczy to, bo nie ma granicy dla pyłku transgenicznego.
Zwiększona wydajność plonów
Od roku 2007 liczba osób głodujących wzrosła o czterdzieści milionów, a co roku piętnaście milionów dzieci umiera z głodu. Problem głodu to nie jest problem braku żywności, to jest problem dystrybucji żywności w skali świata, jak i w obrębie krajów, które głodu doświadczają.
Zdrowa żywność
Ośrodek w Caen wykazał, że żywienie kukurydzą GMO ma wyraźne działanie hepato i nefrotoksyczne, uszkadzające nerki i wątrobę, na co wskazują parametry biochemiczne, zachowanie tych narządów i zmiany w strukturze tych narządów.
Glifosat i jego metabolity, a także substancje towarzyszące w preparacie handlowym niszczą ludzkie komórki pępowinowe, łożyskowe, zarodkowe, toteż nie są bez wpływu na procesy rozrodu.
W roślinach transgenicznych jest czasem sto lub dwieście razy więcej bacillus thuringiensis – bo jest to w każdej kom?rce – niż gdy opryskujemy nim kapustę, gdzie stosuje się tylko 20–50 g składnika czynnego na 1 ha. Wiadomo, że małe ilości środk?w toksycznych mogą działać nawet stymulująco, ale tutaj chodzi o ogromn? ilo??. W roślinach transgenicznych toksyn Bt jest czasem setki razy więcej niż w wypadku normalnego oprysku.
Amerykańska Środowiskowa Akademia Medyczna (AAEM) zaapelowała o wprowadzenie natychmiastowego moratorium na GMO. „Żywność genetycznie modyfikowana stanowi poważne ryzyko dla zdrowia związane z toksycznością, alergiami, systemem immunologicznym i rozrodczym oraz ze zdrowiem metabolicznym, fizjologicznym i genetycznym. Badania nad zwierzętami dowodzą, że związek między produktami zawierającymi GMO, a niekorzystnymi skutkami zdrowotnymi nie jest przypadkowy” - napisano w stanowisku.
Dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów: „ Genetycznie modyfikowana żywność grozi szerzeniem się alergii, raka i odporności na antybiotyki. W wyniku modyfikacji mogą powstawać nowe białka o charakterze nieznanych alergenów i toksyn. Wiele negatywnych stron GMO jest jeszcze nie odkrytych lub skrzętnie ukrywanych. Uprawy GMO nie mogą współistnieć z uprawami transgenicznymi”.
Odporne na szkodniki
Już wytwarzają się szczepy, populacje owadów, które są oporne na toksyny. Przykładowo szkodnik bawełny w niektórych rejonach w Australii wymaga już prawie trzystukrotnego zwiększenia koncentracji toksyny Cry, żeby go zniszczyć, a nawet i te poziomy toleruje.
Powstają też populacje chwastów opornych na glifosat, ograniczają wydajność na tych polach, gdzie się pojawiły.
Wszystko pod kontrolą
Raz uwolnione do środowiska organizmy nie mogą być zatrzymane ani kontrolowane. Tymczasem genetycznie modyfikowane organizmy GMO, nie zostały poddane tak dokładnym badaniom jak leki.
Według niezależnych genetyków i innych naukowców, ostrożnych i przezornych badaczy zagadnienia wpływu organizmów genetycznie zmodyfikowanych na organizm człowieka, działania inżynierów genetycznych - to recepta na katastrofę.
Ochrona przyrody?
Bez Roundupu genetycznie modyfikowana soja nie urośnie. Stosowanie chemicznych środków ochrony roślin i wysokich dawek nawozów, oczywiście sztucznych, nie organicznych, w wielu krajach doprowadziło do skażenia środowiska naturalnego i żywności, a w konsekwencji do powrotu do rolnictwa ekologicznego.
Jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku z każdą łopatą wykopanej ziemi wydobywano setki małych, dużych i bardzo dużych dżdżownic. Dziś można przekopać całe pole i dżdżownicy nie spotkać, dlatego w Szczecinie dziesięć lat temu powstało towarzystwo ochrony dżdżownic. Jest to efekt chemizacji rolnictwa. Lata wyłącznie chemicznego zwalczania szkodników doprowadziły do zniszczenia większości organizmów glebowych, pełniących ważną rolę w przewietrzaniu gleby i biegu materii. Sama gleba wzbogaciła się w trujące środki chemiczne o różnym czasie i stopniu ich degradacji, które dostają się do organów roślin spożywanych przez ludzi i zwierzęta, wywołując wiele niepożądanych skutków: wiele chorób, zatruć i mutacji.
Mysz, szczur, wiewiórka, gęś, świnia, krowa i łoś wybierają rośliny naturalne, a nie genetycznie modyfikowane.
Wszystko już wiemy?
Francis Collins wybitny genetyk i wybitny biolog molekularny, był kierownikiem projektu, który polegał na wykonaniu mapy genomu człowieka napisał, że być może za kilkanaście lat, być może za kilkadziesiąt lat będziemy wiedzieli, a być może nigdy nie będziemy wiedzieli, co jest zawarte w przesłaniu DNA. Oznacza to, że jeszcze bardzo dużo nie wiemy czy prawie niczego nie wiemy.
Być może udałoby się nam posprzątać po wojnie atomowej, biosfera by się odrodziła, ale wojny genetycznej nie cofniemy.
Uwolnienie genu do środowiska powoduje, iż żyje on własnym życiem.
To jest ucieczka genu, który zupełnie zmienia zasady konkurencji także w dzikiej przyrodzie. To, co się uwolni do środowiska, przestaje być w jakikolwiek sposób i kiedykolwiek kontrolowane; nie ma takiej możliwości.
Tak jak dla porównania nie ma możliwości wytępienia Barszczu Sosnowskiego.
Prawo wyboru
Za jakiś czas może dojść do sytuacji, że wszystkie rośliny będą modyfikowane i opatentowane. Przy założeniu, że jeden rolnik będzie chciał uprawiać żywność ekologiczną, a drugi genetycznie zmodyfikowaną, przy zanieczyszczeniu nasion ekologicznych genoptypami pochodzącymi z roślin genetycznie modyfikowanych - skonfliktowani będą rolnicy.
Odpowiedzialność, także finansowa, spadnie na rolnika, który zanieczyścił tego typu uprawy – albo odwrotnie, jak już stało się na świcie -to rolnik uprawiający ekologicznie został oskarżony o kradzież nasion firmy. Doszło do sytuacji, że rolnicy tracili swoje uprawy, kontrakty, zyski i jeszcze byli oskarżani i sądzeni. A przecież nie ma takiego cudu, aby sąsiadujące ze sobą rośliny – nie krzyżowały się.
Dziś jeszcze mamy prawo wyboru, niebawem będzie ono jeszcze bardziej ograniczone – za naszymi plecami wprowadza się GMO bez naszej wiedzy, nie informuje się o zagrożeniach, wyśmiewa każdą próbę ostrzeżenia, a wszystko dlatego, że naturalnych roślin nie można opatentować i nie można czerpać z tego zysków. Można natomiast i opatentować coś, co zostało zmodyfikowane genetycznie.
Skoro jednak zezwalamy na GMO na naszych terenach, na zasadzie aktów dokonanych, to należałoby zmienić hasło naszego powiatu – nieco ironicznie zaczyna brzmieć „Powiat Łobeski – Naturalnie”.
Dlaczego radna Szymańska tak kochająca genetycznie zmodyfikowaną żywność nie postawiła sobie domku na szczycie ulicy Drawskiej? Miałaby tam bliżej chlewni należącej do firmy Prima, a która to inwestycja jest jej zasługą z okresu burmistrzowania. gdyby zamieszkała w tamtym miejscu mogłaby wówczas delektować się umiłowanymi zapachami zaszczycającymi okolicę Łobza w tamtym rejonie przy sprzyjającej pogodzie.
~jozek
2011.03.01 18.49.59
im szybciej otworza w resku oddzial psychiatryczny tym lepiej tydzien temu pletli pierdy o dziurach teraz zywnosc zmodyfikowana czy ktos jest w stanie powiedziec tym baranom ze w polsce co czwarte dziecko jest niedozywione podziwiam MM ona to slucha i jeszcze musi napisac