(DRAWSKO POMORSKIE). W Drawsku Pomorskim spotkaliśmy się z trenerem piłkarskim Henrykiem Tadeuszem Żebiałowiczem. A to po publikacji na jego temat w Tygodniku. Przypomnijmy; trener prowadzący w Drawie Kabel Technik Drawsko Pomorskie drużyny chłopięce, został z pracy zwolniony. Zaprotestowali rodzice, ale ich protest bardzo szybko zdjęto z Drawskich Stron Internetowych. Do publikacji na temat trenera, zamieszczonych też w Internecie na stronach Tygodnika, do poniedziałku rana nie ustosunkował się nikt. Czytających było ponad sto osób. O co w takim razie idzie? Może nieco światła na ten temat rzuci rozmowa z głównym bohaterem wydarzeń, Henrykiem Tadeuszem Żebiałowiczem.
TYGODNIK: Czytał pan artykuł na swój temat?
TRENER: Byłem zaskoczony. Wymowa publikacji o mnie negatywna. Mnie w sprawie nikt nie odpytał. Na dodatek list otwarty w mojej obronie napisany przez rodziców piłkarzy bardzo szybko w tajemniczych dla mnie okolicznościach zniknął ze stron DSI. Tak się nie robi, tak mogę sądzić. Wielu ludzi tym zniknięciem jest oburzonych.
TYGODNIK: Powie nam pan coś o sobie, o swoich związkach z futbolem?
TRENER: Zaczynałem w Pogoni Połczyn Zdrój. Szkoła średnia w Koszalinie i tam piłka juniorska w Gwardii. Partnerzy do gry: Mirosław Okoński, kolega Makowski, wielu też znanych innych. Miałem też krótki epizod w Zagłębiu Sosnowiec. Trenowałem z pierwszoligowym zespołem. Potem GKS Dąbrowa Górnicza – to na Hucie Katowice. Studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Gorzowie Wielkopolskim. Specjalizacja zawodowa z piłki nożnej. Zgłosiła się po mnie drugoligowa Celuloza Kostrzyn. Mam na koncie występy w jej barwach. W drugiej lidze oczywiście. To wszystko cały czas jako student. Po studiach wojsko. W Międzyrzeczu, grając w Orle, nastrzelałem nawet sporo bramek. Potem znów Koszalin, ale tym razem już jako nauczyciel w ogólniaku zajmujący się piłką nożną. Pod moją opieką byli juniorzy Gwardii Koszalin, jako moi uczniowie, zaś sam grałem w piątoligowej Victorii Sianów. Powrót do Połczyna Zdroju, do Pogoni jako grający trener. Tu zakończyłem karierę zawodniczą. Stałem się też koordynatorem do spraw szkolenia młodzieży.
I znów wyjazd. Aluminium Konin. Mariusz Niewiadomski, zawodnik Lecha Poznań, był menadżerem. Obecnie dyrektor sportowy GKP Gorzów. Niegdyś zawodnik Piechniczka. Ja w Aluminium byłem trenerem koordynatorem do spraw szkolenia młodzieży. Na potwierdzenie wszystkich podawanych tu faktów mam dokumenty, które Tygodnikowi okazuję. W Koninie napisałem swój pierwszy program szkolenia młodzieży, który został zaakceptowany przez Wielkopolski Związek Piłki Nożnej. Po przyjeździe do Drawska Pomorskiego swoją pracę w Klubie oparłem na tym programie. Przy okazji poinformuję, że od kilku już lat na stałe mieszkam w Drawsku Pomorskim, a nie w Połczynie, jak nieraz słyszę. W Drawie współpracowałem ze wszystkimi trenerami na podstawie tego programu. Jestem zawodowcem. Zamierzałem swoje działanie nie tylko rozpocząć, ale i zakończyć. Pracę w Drawie rozpocząłem dwa lata temu. Były tylko dwie drużyny młodzieżowe. Stworzyłem grupę Orlików. Tu wspomnę, że głównym motorem dziania się w Drawie, jest burmistrz Zbigniew Ptak. Też ogromnie zainteresowany futbolem dziecięcym i młodzieżowym. Krótko mówiąc, to gość nawiedzony piłkarsko. Sam grał w Drawie, próżno szukać kogoś mu podobnego. Kontakty z nim były dla mnie zawsze bardzo dobre. To burmistrz stworzył warunki do powstania grupy Orlików. Myślał tak: Klub oprzemy na solidnym szkoleniu młodzieży. Stworzymy jej kilka drużyn, według zasad prowadzenia klubu piłkarskiego. Aż do juniorów starszych. Na podanych tu zasadach pracowałem. Powstały nowe drużyny zgodnie z trybem pracy w piłkarstwie. Znakomicie mi się współpracowało z dyrekcją drawskiej szkoły. A burmistrz do tego zachował się fantastycznie, bo w szkole uruchomił specjalne godziny piłkarskie. Zatrudniono dodatkowego trenera. Najważniejsze jednak w tym wszystkim - kontakty codzienne, współpraca z rodzicami. Sam bez żadnej pomocy skądkolwiek prowadziłem trzy drużyny. Na tej wysokości wiekowej wynik sportowy nie jest istotny. Nauka futbolu, wychowanie, budowanie młodziutkich ludzi poprzez uczestnictwo w sporcie. A ci chłopcy niesamowicie uzdolnieni, cieszący swym rozwojem, lubiący piłkę. Poświęcałem się pracy dla nich. Treningi opierałem na najnowszych metodach. Sam nieustannie się doszkalam. W tym Klub w ogóle mi nie pomaga. Nie otrzymałem środków na ogólnoeuropejskie spotkanie w Warszawie trenerów od młodzieży. – Nam Europa w Drawsku Pomorskim jest niepotrzebna – usłyszałem w Klubie od prezesa.
TYGODNIK: Zwrócił pan uwagę swoją pracą na to, że klub piłkarski to przede wszystkim młodzież, dzieci, a dopiero później te różne takie czy inne zawodowstwa. Takie numery w naszym kraju jeszcze nie przechodzą!
TRENER: W Klubie w końcu zgodzono się z moimi propozycjami. Przyjęto; będzie kilka zespołów młodzieżowych. Ja ze swej strony oferowałem to, co najcenniejsze – pełny profesjonalizm. W tym – nauka codziennej kultury, grzeczności, nawet poprawnego języka. Higieny. Jak widać, nie da się utrzymać wobec mnie zarzutu ze strony Drawy, że jestem przeciwnikiem programów PZPN. To kompletny absurd. Przecież jestem trenerem wedle polskiej myśli szkoleniowej. PZPN nadał mi niedawno licencję trenerską. Swoimi doświadczeniami, gromadzonymi materiałami dzielę się z innymi szkoleniowcami. Proszę, tu jest mój certyfikat: jestem trenerem pierwszej klasy UEFA z licencją trenerską PZPN. Kiedy w Klubie dowiedziano się o moich kwalifikacjach, sam prezes zaczął mnie traktować bardzo źle. To było niczym płachta na byka. Usłyszałem – „chwalidupa”. Żałuję, że nie ukryłem swoich kwalifikacji. I tak bym swoją robotę zrobił.
TYGODNIK: Są w powiecie ludzie od futbolu na tym poziomie zawodowym?
TRENER: Nie ma. Nie ma nikogo. Nie ma trenera pierwszej klasy UEFA z licencją PZPN. To można sprawdzić w rejestrach Związku. W historii Drawska Pomorskiego jestem pierwszym takim człowiekiem. Z młodzieżą pracowałem nawet na Wyspach Owczych, ale o tym może przy innej okazji.
TYGODNIK: Wiem, polował pan nawet na wieloryby. Porozmawiamy na ten temat na pewno. Teraz: w Klubie wokół pańskiej osoby narastał konflikt. Prezes poskarżył się na to, jak go pan potraktował. Podobno źle traktuje pan kolegów po fachu. Źle się pan odzywa do ludzi. No i – nie to słownictwo. Tyle, i aż tyle.
TRENER: Różnie o mnie mówią. Raz tak, raz tak. Widać nie mają swego zdania. Nie jest prawdą, że mam kłopoty w Urzędzie Miasta, z burmistrzem. To wymysły niewarte uwagi. Jestem przez Urząd zatrudniony na Orliku, wypełniam swoją rolę, są ze mnie zadowoleni. Tu Klub mi w niczym nie pomaga. Z Orlika zniknęli wandale, nie ma już używek wszelkiego rodzaju, dewastacji, chamstwa. W zamian – kultura, i to nawet wysoka, a do tego bardzo wysoki stopień zaawansowania w uprawianiu sportów. Na Orliku też idzie mi znakomicie.
TYGODNIK: Nieładnie pan ludzi nazywał?
TRENER: O tym dowiedziałem się dopiero z prasy. Nie nazwałem prezesa Klubu „małym pijaczkiem”. To nieporozumienie. To nie mój język. Nie ta dziedzina. Inne słowa przytaczane, to nie ja. Nie mój gatunek. Ani nie przynależę do takiego świata, ani to moje słownictwo. Reszta milczeniem. Pismo z moim zwolnieniem dostałem od Zarządu Klubu, ale w tym Zarządzie jest pan Grzegorz Garbacz, który podpisał się pod protestem rodziców - by mnie nie zwalniać. Zarząd Klubu nie uwzględnił tego, że jeden z jego członków jest innego zdania w tej sprawie.
Wykłócałem się o obóz dla piłkarzy, o dotacje. Walczyłem o sprawy piłkarskie. Obiecanki były na sto procent, a później okazywało się, że Zarząd tych spraw w ogóle nie rozpatrywał. O tym, by Zarząd zajmował się na przykład sprawami wychowawczymi, to nawet mowy nie ma. Niewiarygodne, ale tak jest. Nie ma żadnego planu szkoleniowego w Klubie. Ja, tak; ja takie plany mam.
TYGODNIK: Czy w Zarządzie Drawy jest w ogóle z kim rozmawiać na poziomie profesjonalnym o futbolu?
TRENER: To spory problem. Największą orientację w tych sprawach ma pan Zygmunt Wesołowski. Zresztą, z ramienia Zarządu jest za te problemy odpowiedzialny. Nie będę w tym kontekście wypowiadał się o prezesie Klubu, by nie napinać konfliktu. Moim zdaniem menadżerem w Klubie winien być młody rzutki człowiek ze znajomością tej problematyki. Otwarta głowa, języki, nowoczesne widzenie futbolu. Z kimś takim bym się dogadywał. Plan, założenia, robimy dobry Klub. Rozliczamy się z roboty. W Aluminium Konin, w zawodowym klubie, podlegało mi siedmiu trenerów. W Drawsku Pomorskim ku temu wszystkiemu mamy wreszcie dobre warunki. Kogo brakuje? – menadżera sportowego. Teraz to już wymóg czasu.
TYGODNIK: Kontakty z innymi trenerami?
TRENER: To była ocena tylko prezesa Czesława Żukowskiego. Znakomicie współpracowało mi się z trenerem Małeckim (II klasa trenerska). Także z trenerem Marcinem Kańczugowskim. To młody chłopak. Bardzo pozytywna osoba. Dużo pomógł mi nie tylko w turniejach. Perspektywiczny gość. Andrzej Pedrycz. Pierwszy trener. Z Andrzejem się szanujemy. Znakomicie współpracowaliśmy. Doskonale pracował z bramkarzami. Byliśmy w nieprzerwanym kontakcie. O jakimkolwiek konflikcie, to nawet mowy nie było.
TYGODNIK: Skąd takie zachowanie prezesa Drawy w stosunku do pana?
TRENER: Stworzyłem trzy drużyny. Wszystkie grają. Trzeba na to środków. Ot, choćby na wyjazdy w trzy autobusy. A tu do mnie członek Zarządu F. Wiśniewski, żebym ja zbierał składki. Niech pan to napisze. Ludzie nie znają swych ról, wszystko się im jeszcze plącze. Nawet zaprzestano zapraszania mnie na posiedzenia Zarządu. Akurat od chwili, gdy niechcący ujawniłem swoje kwalifikacje. W Klubie był okres kilku miesięcy, kiedy nawet pracowałem bez wynagrodzenia. Straszne jest dla mnie i to, że zarzuca się mi brak stażu pracy. I to, że informuje się o mnie z Zarządu Klubu prasę o tym, że ja z Połczyna Zdroju wypadłem i to niby z hukiem. To kolejna bzdura. W Pogoni grałem, pracowałem. Wyciągałem ludzi z bardzo trudnych sytuacji życiowych poprzez sport. Jestem wedle odznaczeń zasłużonym dla Połczyna Zdroju.
TYGODNIK: Przykre zdarzenia. Spróbujmy inaczej. Czuję, jest pan człowiekiem sportu. Nie chce być pan małostkowym. Co dalej? Jak dalej?
TRENER: Spotkałem się z panem, by ratować moje drużyny. Moich chłopaków. Proszą mnie o to rodzice piłkarzy. Zaczepiają, nagabują. Bardzo sympatycznie. Trzymaj się – słyszę. Sam prezes o mojej pracy do pewnego czasu wypowiadał się entuzjastycznie. Są na ten temat dokumenty. A tu – nikt mi w klubie nie podziękował za pracę. Czuje się źle, rodzice ciągle chcą, bym pracował z ich chłopakami. Nie chcę, by się chłopcy pomarnowali. Teraz, mimo zakazu, prowadzę z nimi zajęcia. Chłopcy przychodzą, pytają: co jest? To jest nie do pomyślenia! To są trzy bardzo silne zespoły. To wynik mojej pracy. Z tego będzie piłka, dobra piłka.
TYGODNIK: Było też o panu głośno podczas Europejskiego Tygodnia Sportu.
TRENER: Wszyscy zwrócili się do mnie: Miasto, Klub. Była potrzeba zaprezentowania piłkarskiego treningu pokazowego. Czemu nie. Wizytowała pokaz poważna telewizja. Znakomicie to pokazali. Udzieliłem dłuższego wywiadu. No, a z Klubu nie było nikogo. Pan sobie nie wyobraża, czym jest praca dla jednego trenera z trzema zespołami. Treningi i rozgrywki.
Co się dzieje teraz w głowach moich chłopaków po takich publikacjach na mój temat? Dzieje się coś niesamowitego. Kto o tym pomyśli? Nie mogę pracować w warunkach, kiedy dzisiaj mówi mi się jedno, a za tydzień wszystkiemu się zaprzecza. A najważniejsze, że w Klubie nie ma żadnej pracy wychowawczej. Przychodzą do mnie starsi już chłopcy i skarżą się, że ich marzeniem było być piłkarzami, ale w Klubie nie było trenera i marzenia spełzły na niczym. Żal patrzeć na tych chłopaków. Rozpacz. Ja chcę pracować w Drawsku Pomorskim. Ja chcę tu zrobić porządną piłkę. Prezes Klubu na to, że ja jestem mądrala. Jak dalej rozmawiać? Boli mnie serce, gdyż podejrzewam, że efekty mojej pracy pójdą na nic. Pracuję nieoficjalnie. Wczoraj na treningu miałem dziewiętnastu chłopców. Dla innych wprowadziłem „piłkę na wakacje”. Na czym to polega? Chłopak jedzie do Anglii, bierze ze sobą piłkę. Tam sobie trenuje na trawnikach. A ode mnie wie, co ma sobie ćwiczyć. Podejrzewam, że szło tylko o to, by mnie oddalić. By tak zrobić, to nawet na miejsce mojej pracy chciano zatrudnić jakiegoś kierowcę. Rodzice takiego pociągnięcia nie zaakceptowali. Teraz w moje miejsce ma być trenerów aż trzech. Położyłem serce na boisku i teraz mi szkoda tych chłopaków: co z nimi dalej będzie? Kolejny trener nawet nie przychodził na treningi. Prezes ręczył wobec rodziców za jego pedagogiczne wykształcenie, którego ten nie miał. O mnie napisano, że ja nie mogę pracować z młodzieżą pod żadnym pozorem. Tylko powodów nie podano. Że profesjonalista?
TYGODNIK: Rozmawialiśmy niespełna dwie godziny. Nie sądzę, by w powiecie, a nawet jeszcze w Drawsku Pomorskim, nie było dla pana miejsca w pracy w piłkarstwie. Stąd do tej pory, od zakończenia drugiej wojny światowej, żaden z piłkarzy nie zrobił większej kariery piłkarskiej, a piłkarstwo koszalińskie zawsze było tylko bardzo dalekim zapleczem piłkarstwa krajowego. Burmistrz Drawska Pomorskiego, Zbigniew Ptak, potrafił niezwykle skutecznie wyciągnąć rękę do Józefa Szmidta, dwukrotnego złotego medalisty olimpijskiego. Wydaje się, że przy jego podejściu do sportu i ten drawski problem zostanie załatwiony tak, jak na to zasługuje. Bo jeżeli nie, to niedługo już zupełnie może nam zabraknąć piłkarzy. A teraz przecież też brakuje i to nawet bardzo! Tadeusz Nosel
KTO WYBRAŁ TAKIEGO PRYMITYWNEGO PREZESA W TYM KLUBIE??????? TO SKANDAL !
~MARCIN
2010.09.15 11.42.21
TAKI DOBRY TRENER JAK ŻEBIAŁOWICZ NIE MA SZANS Z PIJACZKAMI Z DRAWY.PREZES MA PLECY NIE LUBI DZIECI.NIE STAWIA NA MLODZIEŻ.TO CO DZIEJE SIĘ SIĘ W KLUBIE Z MLODYMI PIŁKARZAMI TO FIKCJA.BRAK ROZWOJU I POSTĘPU.
~obserwator
2010.08.09 09.30.34
pilkarzy dobrych wywalaja a teraz trenerow ladne jaja w Drawsku sie dzieja
~Piłkarz
2010.08.06 21.07.42
Ale jaja, jakie bajki. Na Madagaskar z Żebiałowiczem
~Zygmunt
2010.08.06 17.55.44
Panie Henryku jesteśmy z Panem !!!!!
~Drawszczanin
2010.08.05 22.02.42
Wszyscy dobrze wiedzą jak jest w zarządzie Drawy(pijaństwo i chamstwo) , trener się postawił,może coś za dużo powiedział i wyleciał z hukiem . Jedno jest pewne ten człowiek ma niesamowite pojęcie o piłce i powinno mu się dać szanse. To prezes powinien zostać zwolniony!!!!!!!