Gdy pan Bogusław Zajdecki opowiada o swojej drodze do sukcesu, to z jednej strony wydaje się ona typowa dla wczesnego polskiego kapitalizmu z jego meandrami i pułapkami, a z drugiej pokazuje człowieka, który pomimo upadków potrafił jak Sfinks podnieść się z popiołów i idąc własną drogą osiągnąć sukces. Budując firmę dochował wierności swoim zasadom oraz zachował wrażliwość na innych ludzi. Dlatego dobrze się stało, że to właśnie on otrzymał „Szablę” przyznawaną „Firmie Roku” przez Stowarzyszenie Rzemieślników Kupców
i Handlowców w Świdwinie.
„Szabla” po raz pierwszy
i jedenasty
Jest 5 czerwca 2009 roku. W firmie Bis Pak, mieszczącej się w Świdwinie przy ul. Szczecińskiej 97 panuje świąteczna atmosfera. Na chwilę stanęły maszyny, bo zebrali się goście. Stowarzyszenie Rzemieślników Kupców i Handlowców przyznało firmie tytuł „Firmy Roku”, a co za tym idzie, jej właściciel – Bogusław Zajdecki otrzyma przechodnią „Szablę”, przyznawaną razem z tym tytułem. Ale okazji jest więcej. Ksiądz proboszcz święci zakład, a przedstawicielka firmy certyfikującej wręcza certyfikat jakości ISO. Pan Krzysztof Świątecki, fachowiec od marketingu, opisuje pokrótce historię rozwoju firmy mówiąc o szefie – to dobry człowiek. Bogusław Zajdecki z żoną Anną, córką Barbarą i zięciem Piotrem są przejęci i wzruszeni tą galą. Szef składa podziękowania pracownikom. Podkreśla, że to oni tworzą markę tego zakładu i „rodzinną” atmosferę. Goście mogą składać gratulacje, wręczać kwiaty i upominki. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Rzemieślników Kupców i Handlowców Edward Makowski wraz z wiceprezesami Grażyną Szczepanik i Józefem Walkowskim wręczają tytuł i „Szablę”, życzenia składają burmistrz Jan Owsiak i starosta Mirosław Majka oraz zaprzyjaźnieni przedsiębiorcy.
Bis Pak – od zakładziku
do firmy eksportowej
Przedsiębiorstwo „Bis Pak” to dzisiaj jedna z wiodących firm na świdwińskim rynku. Zajmuje się produkcją opakowań z tworzyw sztucznych – głównie na potrzeby branży spożywczej.
- Pudełko powinno się lekko zamykać i otwierać. - tłumaczy Zajdecki różnicę w jakości opakowań, w jakich na co dzień kupujemy przetwory rybne i sałatki.
Firma dynamicznie pozyskuje nowych klientów w kraju i za granicą. Produkuje na rynek krajowy, ale też eksportuje do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Belgii, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Rumunii i Słowacji. Znacząco zwiększyła w ciągu kilku lat zatrudnienie. Pracuje tu, w zależności od sezonu, od 60 do 70 pracowników. Mają znakomite warunki; przestronne łazienki, szatnie, stołówka.
- Jak zaczynałem, to w tym miejscu stał mały stary budyneczek, mieściliśmy się w kilku pomieszczeniach. - wspomina Zajdecki. Widok psuje jedynie dziurawa błotnista droga dojazdowa, ale burmistrz obiecuje, że jeszcze w tym roku będzie zrobiona.
Pasja tworzenia
Świdwin miał szczęście, bo istniała tu spółdzielnia Plast-Chem, która „wypuściła” na rynek wielu fachowców. Gdy otworzyła się możliwość zakładania firm, kilku z nich otworzyło własne zakłady. Bogusław Zajdecki był w Plast Chemie ślusarzem remontowym. Odszedł w 1985 roku. Od tamtego czasu – jak wspomina – był ślusarzem, murarzem, hydraulikiem, cieślą, spawaczem, stolarzem, bo tego wymagała sytuacja, ale też lubił się uczyć i podejmować wyzwania.
- W tamtych czasach była w nas chęć wykazania się, działania na swoim, sprawdzenia się, stworzenia czegoś. - mówi o atmosferze tamtych lat. Wspomina, jak z kolegą karczował działkę, by zbudować pierwszy zakładzik. Potem, po rozstaniu z nim, rozpoczął budowę domu, a w piwnicy urządził mały warsztat stolarski i robił ludziom różne rzeczy. Po jakimś czasie wstawił tam małą wtryskarkę do form.
- Stała na dole, a ja śpiąc na górze przez sen słyszałem, jak pracuje. - wspomina. Na dłuższą metę nie dało się pracować w piwnicy, ale też nadszedł czas rozwoju. W 1989 roku Zajdecki wydzierżawił, a później kupił działkę, na której obecnie stoi Bis Pak. To był wtedy mały zakładzik. Tu również rozpoczynał z kolegą.
- Bazowaliśmy na starych wtryskarkach, które się remontowało. Doprowadzałem wydawało by się zdezelowane urządzenia do pełnej sprawności. Człowiek nie liczył czasu. Wstawało się o szóstej i kładło przed północą. - mówi.
Nie słowa, lecz czyny
W naszej rozmowie wciąż przewijają się ludzie, z którymi Zajdecki współpracował. Zawsze byli ważni na jego drodze, to daje się wyczuć, nie tylko biznesowo, ale tak po ludzku, z potrzeby przyjaźni, partnerstwa, wspólnej drogi, bo razem idzie się łatwiej, rozmawiając, spierając się, planując, wspomagając. Męskie przyjaźnie mają swój smak. Ale - jak mawiają „starzy górale” - facetów mogą poróżnić albo kobiety, albo pieniądze. Tu mówimy o biznesie – więc gdy w grę zaczynały wchodzić pieniądze, dawne przyjaźnie nie wytrzymywały próby. O tamtych ludzkich porażkach Zajdecki mówi z żalem. Zawiódł się, rozczarował. To nie tak miało być.
Chociaż na tym firmamencie polskiego drapieżnego kapitalizmu jest diament oświecający Zajdeckiemu drogę. To pan Paweł Wartacz z Wrocławia, który wyciągnął rękę do początkującego przedsiębiorcy ze Świdwina i w jakiś sposób do dziś podtrzymuje jego wiarę w ludzi. W czasie przyjęcia wydanego po gali w „Starym Młynie” akurat dzwoni telefon z Wrocławia. Składają sobie życzenia.
Obaj zaczynali w burzliwym okresie przemian 1990 roku i wtedy się poznali. Gdy z ciekawości wpisuję w wyszukiwarkę internetową jego nazwisko, pokazuje mi się Firma P&F WARTACZ; założona przez Pawła Wartacza w 1990 r. Wówczas była drugą firmą na rynku polskim oferującą wtryskarki używane. Obecnie jest najstarszą rodzimą firmą w Polsce oferującą wtryskarki”. Dwa zdania spinające gorący okres 19 lat przemian.
- Ludzi poznaje się nie po tym, co mówią, ale po tym, co robią. Przez te lata stał się dla mnie przyjacielem i człowiekiem, który pokazał, że bez takiej pazerności można być człowiekiem i można robić świetne interesy. Był czas, że przywoził mi maszyny, ale nie miałem pieniędzy, by za nie od razu zapłacić. On mi zaufał i dawał bez żadnych zabezpieczeń, że jak będę miał, to zapłacę. Mówił mi – jak będziesz mógł, to ty później komuś pomóż. To pamiętam do dziś. - mówi Zajdecki. Jak wspomina, rozstanie ze wspólnikiem o mało nie doprowadziło go do całkowitej ruiny, ale właśnie Wartecki przywrócił mu sens w ludzi i pracę. W ciągu kilku ostatnich lat doprowadził firmę do stanu obecnego. Jak mówi, były lata, że w ciągu roku przepracował wszystkie dni w tygodniu po kilkanaście godzin, oprócz świąt. Był moment, że ktoś próbował spalić odradzający się zakład. Ot, kawałek historii polskiego dzikiego kapitalizmu.
Dzisiaj wydaje się człowiekiem spełnionym. Pracuje z rodziną, ma świetny zakład, ustabilizowaną kadrę. Pozostało mu pojechać na długi urlop. Ale czy wytrzymałby długo bez pracy?
Kazimierz Rynkiewicz
Tak to prawda , pracowac u Zajdeckiego (u Pana Piotra) to istna katorga!!Są łamane wszelkie prawa pracownika, a za każdą usterke spoowodowaną przez maszyne MY musimy zaplacic.Sporo ludzi nie wytrzymuje i rezygnuje....
~
2009.07.12 17.03.19
Człowieku co ty piszesz!!!Ten artykuł to stek kłamstw cyt.rodzinna atmosfera,haha.Dorobili sie na ludzkiej krzywdzie,zabieranie pieniędzy za zagniecione wiadra(po 50zł)za karzde,skoro jest tam tak dobrze to czemu nikt tam nie chce pracować?same nakazy rozkazy zero przywileji,BISPAK TO GETTO
~mania
2009.06.18 12.55.10
Trzeba jeszcze porozmawiać z ludźmi których zwolnił wtedy będziecie wiedzieć całą prawdę o BIS-PAK Zajdecki,był wojownikiem ale teraz jest...kimś całkiem innym.