Do Liceum Plastycznego przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego poszliśmy kolejny raz, by teraz zapytać uczniów - przyszłych gryfickich artystów (mamy nadzieję, że po latach kilku uznawanych nie tylko w Polsce, ale i poza granicami), jakie mają zdanie na temat swojej szkoły. Czego szukali w „Plastyku” i co w nim znaleźli.
- Mam na imię Ela. Jestem w pierwszej klasie. Co mogę powiedzieć na temat swojej szkoły? Dużo, ale żeby nie przesadzić, muszę się zastanowić. Może tak; nie jesteśmy bardzo liczną grupą. W szkole o profilu artystycznym nie mogłyby być klasy 20 - 25-osobowe. Tutaj nauczyciel do każdego musi podejść indywidualnie, wskazać drogę rozwoju, ale jej nie narzucać. Każdy z nas ma swój talent, a jeśli go ma, to musi rozwijać go sam, ale pod bacznym okiem wykładowcy. Oczywiście nie zawsze celne uwagi dotyczące np. kreski na rysunku przyjmujemy do wiadomości, bo przecież uważamy, że my mamy rację i nie jest to związane z naszym wiekiem, ale z naszym spojrzeniem np. na dzbanek, który musimy narysować. Przyznaję jednak, że później po przemyśleniach własnych lub rozmowach w grupie uznaję, że wykładowca miał rację. Bo niczego nie nakazywał, jedynie wskazał inne rozwiązanie. Mówię tutaj o rysunku, ale to dotyczy również rzeźby, malarstwa czy grafiki komputerowej. Ale, żeby zostać dobrym, czy nawet bardzo dobrym grafikiem komputerowym, trzeba poznać tajniki rysunku i kompozycji obrazu. A to poznać mogę właśnie w naszym „Plastyku”. Jesteśmy zgraną klasą i mimo różnych poglądów, to jednak po gorących dyskusjach, zawsze osiągamy porozumienie z naszymi „starszakami” także. Czy moje wyobrażenia o tej szkole spełniły się? Są bliskie realizmu, praktycznie tak właśnie, jak funkcjonuje, bo mamy możliwości rozwoju w wielu kierunkach, nie ograniczając się do poszczególnych swoich, jakby ustalonych kierunków. Do tej pory szłam wyłącznie w kierunku samego rysunku. Bardzo chciałam być dobrym rysownikiem. A dziś wiem, że odkryłam nowe drogi i mogę się odnaleźć w innych technikach. W przyszłości chciałabym zostać animatorem, a więc praca przy komputerze, bo on daje nieograniczone możliwości. Pamiętam jednak o tym, że jestem dopiero w I klasie i za rok mogę uznać, że moją pasją staje się rzeźba. Na dziś jedno jest pewne - tej szkoły nie zamieniłabym na inną w Gryficach.
- Ja zamieniłam - mówi Joanna z okolic Kamienia Pomorskiego. - Tutaj zaliczyła rok i zrezygnowałam. Przez pół roku wytrzymałam w Liceum Ogólnokształcącym w Kamieniu Pomorskim i wróciłam tutaj. Przez swoją grupę zostałam przyjęta jak „syn marnotrawny” tzn. z widoczną radością. I mimo uciążliwości codziennych dojazdów, to wiem, że „Plastyk” toruje mi drogę w przyszłość. W tym roku mam obronę dyplomu i maturę. Myślę, że wszytko pójdzie dobrze i zdam egzamin na wyższą uczelnię („filmówka” w Łodzi). Jacy są wykładowcy? Czasami mają swoje fochy, ale my też mamy, co w sumie daje dobre porozumienie. Na przykład rysunek to ciężka praca, nie będę jej przyrównywać do pracy górnika w kopalni, bo raczej zrozumienia nie znajdę. Ale jest ciężko i wymóg wykładowcy, by przez 4 godziny siedzieć nad kartonem z ołówkiem w ręku, byłby nie do wytrzymania. Jasne, że przez 4 bite godziny w miejscu nie siedzimy, swoboda w poruszaniu się jest np. możemy oceniać prace kolegów czy wyjść na, no nie powiem, że na przerwę, bo żadne dzwonki nas nie obowiązują, ale na korytarz, czy teren przyległy do naszego Liceum Ogólnokształcącego i z „Plastyka” możemy wyjść zawsze. Czasem bywa tak, że oddech świeżym powietrzem powoduje błysk myśli, która rozwiązuje kompozycję rysunku czy obrazu. Kompozycję według naszego wyobrażenia, a nie z góry narzuconej. W „Plastyku” po części jesteśmy jak studenci. I nie ukrywam, że historia sztuki sięgająca czasów Giotta może być męcząca w dobie komputeryzacji życia i sztuki, ale przez nią przebrnąć trzeba, by zrozumieć istotę sztuki szeroko pojętej. Dlatego też uważam, że nasz „Plastyk” daje dobre podwaliny do dalszego rozwoju naszych talentów. A wszytko inne, tzw. droga, jaką w życiu obierzemy, to już będzie nasza indywidualna sprawa. Kiedy myślę o zbliżającym się rozstaniu ze szkołą, jest mi przykro. Ale takie jest życie. Jednak przyszłe wspomnienia o „Plastyku” zawsze będą bardzo dobre. Co jeszcze dodać, ale już od nas? Pewnie tylko tyle, że spotkaliśmy ludzi młodych, a już dojrzałych i, że czekamy na kolejne zaproszenie, ale już w plenerze ze sztalugami. m