Świdwińskie „Kaziuki” odbyły się w tym roku po raz siedemnasty. Po raz pierwszy imprezę wydłużono do dwóch dni: 6 i 7 marca. W sobotę już z daleka widać było, że trwa jarmark, bo ulicami z zakupionymi palmami wędrowali – jak się okazało w rozmowie – szczecińscy Sybiracy, którzy do Świdwina przyjechali z Połczyna, gdzie wypoczywają.
„Kaziuki” to doroczny jarmark organizowany w Wilnie 4 marca, ku czci patrona tego miasta Świętego Kazimierza. W Świdwinie mieszka sporo dawnych mieszkańców ziemi wileńskiej pamiętających ten obyczaj z czasów dzieciństwa. Skupili się w Towarzystwie Miłośników Wilna i Kresów Wschodnich i od 17 lat organizują świdwińskie „Kaziuki”, które niezmiennie cieszą się dużym zainteresowaniem wystawców i zwiedzających.
Szczególne zainteresowanie wzbudzały stoiska wystawców, którzy prezentowali i sprzedawali rękodzieło artystyczne, książki, serca piernikowe, palmy wielkanocne, starocie, słodycze, potrawy kresowe.
Na jednym ze stoisk zastaliśmy pana Zygmunta Słomińskiego z Połczyna-Zdroju, który wystawiał swoje wyroby - zabawki drewniane. Obok żona Bogusława prezentowała wyroby witrażowe (krzyże, lustra, biżuteria) i wiklinowe. Zajmuje się też malarstwem.
- Zabawki są użyteczne, bo na przykład ta lokomotywa służy też jako skarbonka i podstawka pod ołówki i pisaki. Trzy w jednym, jak to teraz jest modne. - śmieje się pokazując drewnianą zabawkę.
Kaziuki to przede wszystkim pierniki. Sprzedawała je pani Ewa Paszel, reprezentując znaną w Świdwinie cukiernię. Kupiectwa uczyły się przy niej syn Michał i córka Ada.
- Wystawiamy tutaj od kilkunastu lat tradycyjne wileńskie serca piernikowe. - mówi. Jednak receptury zdradzić nam nie chciała. Tajemnica handlowa. A wybór był spory, bo każdy tu mógł znaleźć serce ze swoim imieniem. Ja wykupiłem wszystkie z Kazikiem i podarowałem najbliższej rodzinie. Pierniki świdwińskie poszły więc w świat.
Wyroby „babuni” lub jak kto woli „wiejskie” sprzedawały panie ze Stowarzyszenia Przyjaciół Kluczkowa. Jak się okazało, w stowarzyszeniu jest około 20 osób, które próbują rozruszać życie na wsi. Przewodniczącą jest Danuta Szymurska. W sobotę „handlowały” panie Mariola Winiszewska i Anna Dymińska. Sprzedawały ciasto, paszteciki, gorący barszczyk, pierogi i pierniki.
- Co mogłyśmy, to przyszykowałyśmy. Próbujemy utrzymać naszą świetlicę. - mówią o swojej tu działalności.
Na jarmarku był też przewodniczący Stowarzyszenia Miłośników Lwowa pan Mieczysław Kostur, który przy okazji przypomniał nam początki Kaziuków.
- Pani Janina Kostulska, pracowała wówczas w bibliotece, zobaczyła że organizujemy Dzień Kultury Kresowej, i postanowiła zorganizować Kaziuki, nawiązując do tradycji wileńskiej. - przypomniał pan Mieczysław.
Tradycyjnie przeprowadzono aukcję, z której dochód zostanie przeznaczony na Polski Dom Dziecka w Podbrodziu na Litwie. Szkoda tylko, że tak mało na jarmarku jest rękodzielników z powiatu świdwińskiego, a zastępują ich handlowcy nawet aż spod Lublina. Być może dlatego, że na placu jest za mało miejsca dla takich okazjonalnych wystawców i wszystko to jest zbyt ściśnięte. Nie wiem czy ktoś myślał o tym, ale może jarmark przenieść pod zamek lub na plac przed urzędem miejskim. Byłoby bardziej reprezentacyjnie, a i kierowcy przejeżdżający przez miasto chętnie by zatrzymali się i nabyli coś, z korzyścią dla wystawców i promocji miasta. KAR