Zakleszczenie w schematach utrudnia poszukiwanie innych rozwiązań„Po co nam CIS?” - pyta w nagłówku artykułu pan Zdzisław Kryżyn w Nowym Tygodniku Łobeskim i nawiązując do poruszonej przez nas sprawy konkursu na utrzymanie zieleni miejskiej i pisze: „Dlatego dyskusja w rodzaju: kto wygrał przetarg o sprzątanie trawnika – prywaciarz, burmistrz czy CIS jest moim zdaniem dyskusją nietrafioną, która nie dotyka sedna problemu”.
Pominę jego teoretyczny wykład o państwowym interwencjonizmie w USA i Niemczech, czym rozumiem chce uzasadnić potrzebę takich działań w naszym kraju i oczywiście istnienie samego CIS, które – jak rozumiem – miało powstać w wyniku takiego myślenia.
Powiem krótko, mnie teoretyzowanie nie jest potrzebne w sprawach, które można sprawdzić. Najpierw trzeba zebrać podstawowe dane, zaznajomić się z faktami, z nich należy wyciągać wnioski, a dopiero potem snuć dalsze plany lub tworzyć teorie. Na czymś musimy się opierać, bo inaczej to lejemy wodę i do żadnego sedna nie docieramy. Przy tym trzeba mieć odrobinę chęci poznania prawdy w danym problemie, by móc go rozwiązać, bo zakleszczenie w schematach i ogólnikach utrudnia poszukiwanie lepszych rozwiązań. A przecież chyba o to chodzi, a nie o kadzenie komukolwiek.
Konkurs a nie przetarg
Zanim dojdziemy do sedna ustalmy fakty. Otóż burmistrz Łobza ogłosił konkurs, a nie „przetarg” jak napisał Kryżyn. To spora różnica. Dokładny tytuł tego konkursu brzmi: „konkurs ofert na realizację zadania publicznego w zakresie zadań mających na celu reintegrację zawodową i społeczną osób dotkniętych wykluczeniem społecznym na 2009 rok Przedmiotem konkursu jest powierzenie wykonywania zadania publicznego, w zakresie mającym na celu reintegrację zawodową i społeczną osób dotkniętych wykluczeniem społecznym – utrzymanie ogólnie dostępnych terenów zielonych w 2009 roku na terenie gminy Łobez”.
Już tu pojawia się pytanie – czy burmistrz wyznaczył sobie za cel „reintegrację zawodową”, czy utrzymanie zieleni. Można powiedzieć, że jedno nie wyklucza drugiego, ale też nie zawsze te dwa cele muszą być tożsame. To będą oczywiście wątki poboczne, ale obrazują pewną całość – nasze życie w tym mieście. Już samo słowo „utrzymanie” brzmi regresywnie i wiele mówi o tym, na czym ma to polegać. Trzeba „utrzymać” drzewa i trawę przy życiu i żeby liście były pozbierane. Stąd może taka mało ambitna suma 40 tys. zł na ten cel. Myśląc progresywnie, a mam do tego prawo, wolałbym, aby burmistrz zatrudnił miejskiego ogrodnika, który sprawił by, żeby to miasto stało się piękne. Tak jak kiedyś na dworach utrzymywano ogrodników, którzy dbali o parki i trawniki i to wyglądało tak, że dzisiaj jeżdżą w takie miejsca wycieczki oglądać to.
Więc ten konkurs już ma w sobie taką cechę regresywną, jeżeli chodzi o przyszłość miasta. Ale to tylko dygresja.
Burmistrz ogłaszając konkurs a nie przetarg wybrał pewien model gospodarczy. Do przetargu mogłyby przystąpić firmy, a nie mógłby przystąpić CIS. Dla odmiany do konkursu może przystąpić CIS, a nie mogą przystąpić firmy, bo żadna firma nie zajmuje się „reintegracją społeczną” (wystarczy tylko przeczytać warunki konkursu). Ogłaszając taki konkurs na w końcu zwykłą usługę – tak jak powiedziałem – burmistrz wybrał pewien model gospodarczy. Jaki? Socjalny. Trochę mi tu nie pasuje jego przynależność do PO, jako partii liberalnej, ale w Polsce wszystko jest możliwe, więc przyzwyczaiłem się i nie o to tu chodzi. Trzeba tylko jasno zdawać sobie sprawę, że takie wybory się dokonuje.
Żeby rynek był rynkiem, a socjal socjalem, czyli jak mętnieje woda
Chodzi o skutki dalekosiężne takich wyborów. Czy chcemy budować pewien model gospodarki i dzisiaj uruchamiamy mechanizmy, które „zaskoczą” za kilkanaście albo kilkadziesiąt lat (już minęło 20), czy kręcimy się w kółko?
Powtórzę to, o czym pisałem bodajże już trzy lata temu. CIS jako instytucja socjalna ma przygotowywać ludzi do wejścia na rynek pracy, a nie rynek zastępować. A skoro wchodzi i go zastępuje, to później pan Kryżyn może dziwić się, że ten rynek to taki „pterodaktyl”.
Tu oczywiście stanę w obronie PUK, jak trzeba to trzeba, ale on mógłby zająć się zielenią miejską tworząc stałe miejsca pracy i organizując zaplecze techniczne. Pozyskując z CIS w okresie letnim pracowników sezonowych. Ludzie mieliby normalne zarobki i nabywali praw. Nie wiem, czy pan Kryżyn wie, ale w CIS nie mają prawie nic! Zarabiają około 250 zł, nie nabywają prawa do emerytury ani do „kuroniówki”, a pracują jak inni. Wiem, bo odwiedził mnie jeden z nich w poszukiwaniu pracy.
Pan Kryżyn uprawia propagandę pisząc w ten sposób: „Po zakończeniu I edycji CIS znajduje stałe zatrudnienie. To jedna z 90 (na 100) osób, które zmieniły swoją (swoich rodzin) sytuację życiową. Nie są już klientami OPS-ów. W II edycji CIS skuteczność wynosi 80%. Można to oceniać statystycznie, ale jest też inny ogląd – dzięki CIS kilkaset ludzi diametralnie zmieniło swoje życie. I to są fakty nie podlegające dyskusji i polemice”. Niestety, jest to tak napisane, że ja nie wiem, czy te 170 osób po tych edycjach znalazły pracę, czy tylko zmieniły swoją sytuację życiową. Panie Kryżyn – proszę dane wyłożyć na stół, to będziemy dyskutować poważnie, a nie tylko bajać.
PUP nigdy w swoich sprawozdaniach rocznych nie podaje, ile utworzono w danym roku NOWYCH miejsc pracy. To przecież żadne osiągnięcie, jak jeden pracownik interwencyjny zastąpi drugiego pracownika interwencyjnego NA TYM SAMYM STANOWISKU PRACY! I najczęściej jest to stanowisko w jakimś urzędzie. Możemy tak mielić i mielić te statystyki, ale po co.
Niestety, brak rzetelnych danych powoduje, że nie możemy dotrzeć do owego sedna problemu, nie możemy realnie ocenić sytuacji i tym samym wyciągnąć właściwych (prawdziwych) wniosków. „Pływanie” w statystycznej „mętnej wodzie” zwalnia niektórych z odpowiedzialności od myślenia o realnym rozwiązywaniu problemów naszego rynku pracy.
Być może te oceny i wnioski byłyby dla nas przykre i druzgocące, ale moglibyśmy w jakiś sposób odbić się od dna szukając REALNYCH sposobów na prawdziwą diagnozę, pukając do ministerstw, składając raporty, proponując nawet radykalne rozwiązania (i socjalne, ale przede wszystkim gospodarcze) dla takich regionów jak nasz. Ale jak oceny są świetne, raporty chwalebne i są za nie nagrody, to czego chcieć?
Przecież nie trzeba wielkiego wysiłku by wyobrazić sobie, że za 10 czy 20 lat (tyle już minęło reform) CIS „wyprostuje” tych wszystkich skrzywdzonych przez los, a oni nabuzowani tym „społecznym kapitałem” zapukają do drzwi PUP i zapytają o pracę. Czy zadowoli ich odpowiedź, że PUP wydał na ich „prostowanie” 20 milionów złotych? Nie wiem, może coś się zmieni, ale na pewno nie samo. I być może trzeba byłoby tu bardziej „aktywizować” wszelkich decydentów, niż tych zwykłych ludzi. A przynajmniej z tego wszystkiego zdawać sobie sprawę.