Można było sądzić, że cała kamienica przy ul. Kościuszki nr 66-63, będąca wspólnotę mieszkaniową pod zarządem TBS, zyska w tym roku nową elewację i nie tylko elewację. Przetarg na remont wygrała firma znana – Zakład Ogólnobudowlany Konarzewscy. Ścianę od strony ul. Mickiewicza (najmniej zniszczoną) wypacykowano w miarę szybko. I wydawało się, że dalsze prace przerwano ze względu na zmienną, listopadową pogodę. Ale...
* * *
Jesteśmy w jednym z mieszkań posesji nr 64. Mówi mieszkająca tu kobieta.
- Wiecie, to jest po prostu wszystko śmieszne. Kiedyś przyszli pracownicy od Konarzewskiego i zaczęli nam robić dach. Nikogo nie uprzedzili, wleźli na dach i dopiero jak zaczęli kuć to się zorientowaliśmy, że będą naprawiać dach. O tym, że dach mają robić dowiedzieliśmy się w maju. Chodziłam do TBS i mówiłam, że będę robić remont mieszkania, bo oczekujemy powiększenia rodziny, narodzin dziecka. W maju mówili, żeby z remontem się wstrzymać, w lipcu dalej powtarzali to samo. W końcu tak już na ostatnią chwilę, tuż przed narodzinami, mieszkanie wyremontowałam. Bo to przecież jasne, że dzieciak powinien przyjść do domu, w którym są czyste ściany. A oni dalej nic. W końcu teraz w grudniu zaczęli robić. No i u nas w mieszkaniu też się zaczęło. Padał deszcz, córka siedziała na kanapie, karmiła małego, a z sufitu kapie deszcz. No nie deszcz, ale woda zbiera się na suficie i kapie na córkę i na wnuka. Całą noc nie spaliśmy, bo trzeba było przesuwać meble, wodę zbierać do misek i czego się dało. Wcześniej sufit popękał, bo tak walili. Jakoś musieli rozbić 15 warstw papy. Wyobraźcie sobie 15 warstw!
Na drugi dzień woda zaczęła się lać z sufitu w moim pokoju. Całe mieszkanie było remontowane i co teraz? Pieniądze w błoto. Dzisiaj rano wstaję, a w mieszkaniu normalnie kałuże wody i znowu podkładanie misek, zbieranie wody z podłogi, a woda leciała nawet po lampie. Dzwoniłam do TBS-u o godz. 10.00 i proszę o połączenie z kimś od dachu. Nikogo nie było, chciałam więc z jakimś innym urzędnikiem – też nie było, to z dyrektorem (Wierzchowskim) – też nie było. Kobieta, która odebrała telefon mówiła, że sobie wszystko zapisała i przekaże komu trzeba jak tylko urzędnicy zjawią się w biurze. Widać nikt się nie zjawił (12 grudnia). Zadzwoniłam jeszcze raz i kierownik, którego nazwiska nie zapamiętałam, powiedział, że przyśle dekarzy, żeby to zabezpieczyli, ale do tej pory nikogo nie było, a zaraz będzie godzina 15.00. Prosiłam, żeby dali jakiegoś elektryka, bo ja się nie znam na tym, czy można włączyć prąd, jeśli woda lała się po instalacji i żyrandolu. To mi powiedział, że najwyżej walnie żarówka i nic innego się nie stanie, a elektryk ma już dziś swój harmonogram i nie zdąży do nas przyjść. Rano czekałam na pracowników Konarzewskiego, żeby ich zapytać co oni robią, że wszystko leci. A jak pierwszy raz nas zalali, to ja im mówiłam, żeby uważali, żeby jakąś folię założyli, bo w ogóle dachu nie zabezpieczyli (dach jest płaski). Ale oni w ogóle naszych próśb nie słuchali. Dzwoniliśmy do Inspekcji Nadzoru Budowlanego ze skargą. Powiedzieli, że nic się nie stanie (mieszkańcy mieli obawę, że robotnicy waląc w dach przebiją się do mieszkań). Sąsiadkę tak zalało, że zalało też sąsiadkę piętro niżej. I mówi, że można do niej przyjść i zobaczyć. (Byliśmy. Faktycznie wszystko zalane, tapety odpadły, sufity z dziurami, widoczna trzcina). Wracając do posesji nr 64.
- Ja nie mogę sobie pozwolić na ruinę mieszkania, nie mogę siedzieć spokojnie i czekać, aż mi to wszystko runie na głowę. Dziwne, że niczego nie zabezpieczają. Jak mówię do tych robotników – co wy robicie, to się śmieją. Zresztą co oni mogą jak Konarzewski nie daje im żadnego zabezpieczenia, jakieś folii czy czegoś innego, to co oni mogą zrobić! Swoją przynieść? Też nie mogą. My też nie mamy. Ale on za dach pieniądze weźmie. Na policji też robią dach i aż chce się patrzeć. Wszystko mają zabezpieczone folią i tam na sufit kropla wody się nie przedostanie, a tu nie. Stare dechy przybijają, papy trochę przywieźli i tak tam coś kleją.
- Stare dechy przybijają?
- A co, nowe? Nikt ich nie widział. Nie, nie ma nowych, tu nigdzie nie widać nowych desek. A tak walą na tym dachu, że wszystko się trzęsie, naczynia w segmencie się przesuwają i dzwonią. Chodzimy z jednego pokoju do drugiego, bo jak słychać walenie nad głową w jednym pokoju, to idziemy do drugiego. Człowiek się boi, ze sufit przebiją i co wtedy? Ale robotnik mówi: - niech się pani nie boi, bo jest jeden poziom desek i drugi poziom desek (między dechami uszczelnienie z trzciny i gliny).
Deski? A jakie to deski, to przecież próchno. Jak zwalali, to wszystko próchno. Widać przecież było. Tu przez pięćdziesiąt lat nic nie robiono. 15 warstw papy zrywają. Łata na łacie była, przez lata fragmentarycznie przecież zaklejali i nic więcej.
Na skargę nie ma do kogo pójść. No bo gdzie? A w domu wszystko mokre: chodniki, krzesła, fotele, łóżko. Wszystko mokre. Szok normalnie. Nie wiadomo ile ten remont będzie trwał i ile to nieprzespanych nocy nas jeszcze czeka. Święta idą, mają być chrzciny małego, a tu wszystko pozalewane, ani tu remont teraz robić. No nic! Musimy czekać aż robotnicy Konarzewskiego skończą pracę i sufity, jeśli się utrzymają, też muszą wyschnąć przed ponownym malowaniem. A ile ja pieniędzy będę wywalać na ten remont? Była pani z ADM-u, sprawdziła szczelność instalacji gazowej i pytam ją co będzie z tym dachem.
- No dostanie pani odszkodowanie” - odpowiada. Ale ja mówię, że to oni powinni szkody naprawić.
- Ale to już będzie miała pani w odszkodowaniu. Pani sobie sama zrobi! – powiedziała.
A ja myślę, że to firma Konarzewskiego powinna wszystko wyremontować. Ale ona powiedziała, że nie, bo mieszkanie mam ubezpieczone i ubezpieczyciel wszystko pokrywa.
Pytanie – czy ubezpieczyciel powinien ponosić koszty za nieudolność wykonawcy robót?
A już nie wiem gdzie jest prawda. Jego robotnicy dach robią, za jego wiedzą źle, bo dachu nie zabezpieczyli, to niech pokrywa koszty w całości, albo niech wszystko sami remontują. Narobili szkód, niech za nie odpowiadają. Ale urzędniczka mówi, że nie, bo dostanę z ubezpieczenia i sama muszę remontować – mówi mieszkanka posesji.
* * *
W sobotę, 13 grudnia, na podwórku posesji 64-63 było trzech pracowników z trzema rolkami papy. Pewnie je tylko położyli na jakieś dechy... Czy takie, jak widoczne na zdjęciu? Dechy z odzysku!? Na dachu posesji 63, od strony podwórka, widoczne są nowe rynny, ale zabrakło dech na opierzenie, a tamtędy będzie właśnie dostawał się i deszcz i śnieg. Tam też będzie następował proces gnilny ścian, teraz niewidoczny, ale za rok, dwa będzie kwitł grzybami na ścianach wewnątrz mieszkań. Rynny położono, zapomniano jednak, że z rynien woda powinna spływać rurą do kanalizacji deszczowej. Obecnie leje się po ścianach domu. Zacieki już są widoczne. Słowem partactwo, a nie solidna robota.
W niedzielę świeciło słońce, być może w mieszkaniach noc była spokojna, żarówki nie wywaliły i parasol był zbyteczny. Jak zostaną rozwiązane sprawy wyrządzonych szkód? Dziś nikt nie wie. Jedno jest pewne. Żadne ubezpieczenie nie obejmuje partackiej roboty. Do tego tematu wrócimy może wiosną, gdy remont zostanie zakończony. m
Niech Pan zrobi! Niech Pan zrobi!!! I niech Pan zostanie gospodarzem tego miasta! Znaczy się cieciem.
~
2008.12.17 08.09.54
Niech Pan redaktor zrobi wywiad środowiskowy w bloku TBS na Trzygłowskiej!!! Tam jest dopiero szopka!!! Nowe mieszkania a wszystko do poprawki!!! artykuł na dwie duże strony by wyszedł!!!