Niejednokrotnie słyszałam, że Łobez jest miastem specyficznym, aczkolwiek specyficzności tej różni ludzie upatrują w różnych źródłach, najczęściej w fakcie, iż mieszkają tu ludzie, którzy przybyli do Łobza z różnych części przedwojennej Polski oraz w tym, że po wojnie było tu skupisko PGR-ów, które wykształciło taki a nie inny pogląd na temat własności i odpowiedzialności za to co się ma.
A jak wygląda ta odpowiedzialność - widać gołym okiem. Zrujnowane zabytki, wyburzane kolejne, ziemia sprzedawana obcemu kapitałowi i szósty market w mieście. Na ten temat wiele osób i wiele razy pisało, ze skutkiem takim a nie innym - czyli żadnym. Co więc skłoniło mnie do poruszenia tego tematu ponownie? Ludzie. Ci mieszkańcy tej ziemi, którzy od wielu lat mają swoje małe firmy, w których zatrudniają ludzi stąd, tu płacą podatki i tu ich podatki są wykorzystywane w naszym wspólnym interesie. Ci ludzie, którzy czują się coraz bardziej zagrożeni przez firmy zewnętrzne i coraz bardziej bezradni wobec tego, co się dzieje. Nie mają bowiem żadnej ochrony przed skutkami wczorajszych i dzisiejszych decyzji.
Łobez, który nigdy bogatym miastem nie był, nie szybko się takim stanie. Z podatku zwolniona została firma Bode za I kwartał, bowiem jak twierdził jej właściciel, w innym wypadku zmuszony byłby zwolnić ludzi. Zakład zaczął borykać się z problemami finansowymi, wynikającymi z perturbacji związanymi z euro. Nie wspomniał tylko o tym, że w Polsce płaci swoim pracownikom po 200 euro, a towar sprzedaje na Zachodzie zgodnie z cenami niemieckimi. Straszy, że wyprowadzi się na Ukrainę. Tak się składa, że nawet jeśli tam znajdzie tańszą siłę roboczą, to więcej zapłaci za logistykę, a to już nie będzie takie opłacalne. Skoro zyski największych firm w Łobzie lokowane są poza granicami naszego kraju, to utrzymanie gminy należy do podatników – czyli małych przedsiębiorców i sklepikarzy. Ci najczęściej na pomoc w uldze podatku nie mogą liczyć, chyba że nastąpi jakaś powódź, bądź inny kataklizm. Pytanie czy dla rodzimych firm, których pieniądze zostają tutaj, nie jest kataklizmem już sam fakt, skupienia w tak małym mieście sześciu supermarketów.
W Szczecinie na 394 052 mieszkańców (stan na dzień 12 października 2008) jest 41 supermarketów i hipermarketów, co daje 1 supermarket na 9 611 mieszkańców, w Łobzie jest 6 marketów na około 10,5 tysiąca mieszkańców, co oznacza że jeden market przypada na 1750 mieszkańców – różnica zasadnicza; w Szczecinie jeden market obsługuje niemal jeden Łobez. Zasobności portfeli i możliwości zdobycia miejsc pracy porównywać nie trzeba.
Przy takim obłożeniu marketami nasi rodzimi właściciele i dzierżawcy sklepów już ledwo dyszą. Wprawdzie słyszałam, że niektórzy twierdzą, że przecież skoro są i istnieją nadal na rynku, to znaczy że markety im nie zaszkodziły. Prawda jest taka, że małe firmy często prosperują na zasadzie firm rodzinnych – pracownicy poświęcają swój czas, godząc się na różne warunki, aby w ten sposób utrzymać wspólnie firmę na powierzchni, oczywiście za płacę minimalną. Mają wszyscy świadomość, że wyższa pensja równałaby się z niewydolnością firmy, a to z kolei ze zwolnieniami z pracy. A co się stanie z osobami, które mają już niemal pełnoletnie dzieci, nietrudno zgadnąć. Większość powiększy grono bezrobotnych, a ci którzy jeszcze zdołają jakoś prosperować, ze swoich podatków będą musieli im zapewnić byt. To, że rodzimi przedsiębiorcy utrzymują się na powierzchni, nie jest żadnym powodem do dumy. Dobrze byłoby, gdyby mogli się rozwijać i zatrudniać coraz więcej ludzi. Niestety nasza mentalność czasami jest dziwna. Zazdrościmy sąsiadowi, że ma firmę i ją rozwija, ale nie jesteśmy przeciwni, gdy nasze pieniądze wypływają na zewnątrz, dokarmiając tym samym jakąś rodzinę, która nawet nie wie gdzie leży Polska, a z pewnością o Łobzie nigdy nie słyszała. Skąd się to bierze? Z tradycji, którą tak wszyscy chcą tu kultywować? Skąd się bierze niechęć jeśli chodzi o zwolnienia z podatków dla łobeskich firm i pełne zrozumienie dla zwolnień dla firm obcych?
To nie władze gminy czy powiatu sprzedają tereny pod przyszłe markety. Netto i Polomarket - prywatne grunty zakupione tylko po to, by z zyskiem odsprzedać pod markety, Biedronka przy ul. Orzeszkowej - spółdzielnia, Tesco i Lidl – GS. GS odsprzedał, bo nie mógł udźwignąć ciężaru podatków. Co w takim wypadku może zrobić władza i czy w ogóle może? Najwidoczniej tak, skoro wiele miast zabezpieczyło się przed inwazją marketów.
W krajach rozwiniętych przestrzega się zasady zrównoważonego rozwoju. Markety powstają na obrzeżach miast, bądź poza jego granicami (w Polsce dobrym przykładem są Bielany pod Wrocławiem). Do tego jednak należy mieć takie władze, które potrafią myśleć długofalowo i które potrafią zadbać o plan przestrzennego zagospodarowania miasta, który utrzymałby równowagę. U nas ta równowaga została już dawno zerwana.
Długo zastanawiałam się nad tym, na czym polega specyficzność tego miasta. Tutaj każdy mówi o tradycji, narzeka na to, co jest, a jednocześnie ci, którzy mogliby coś zmienić nie potrafią działać perspektywicznie z dbałością o własne podwórko. I tutaj aż prosi się o przykład Kłodzka, miasta niemal 40 tysięcznego, gdzie w tej chwili dopiero buduje się drugi supermarket. Dlaczego dopiero teraz? Na czym polega ten fenomen? Przecież tam, podobnie jak tu, mieszkają ludzie, którzy przyjechali z różnych stron przedwojennej Polski, podobnie jak tu wokół Kłodzka były PGR-y, dlaczego więc powstały sieci sklepów, ale osób prywatnych – ludzi z Kłodzka, dlaczego dopiero kilka lat temu wpuszczono tam pierwszy market z zewnątrz? Chętnych do bogatego i historycznego miasta było wielu, ale Kłodzko to miasto z tradycją i nie ważne czy było czeskie, niemieckie czy teraz polskie – zawsze było ważnym centrum handlowym. Nie wiem czy to spowodował Genius Loci, który nakazał zadbać mieszkańcom w pierwszej kolejności o własny biznes. Wpuszczono supermarket dopiero wówczas, gdy się okazało, że kupcy kłodzcy nie byli w stanie kupić hali targowej, wystawionej na sprzedaż przez miasto (zbyt mała liczba chętnych). Wcześniej nie obyło się bez protestów zarówno radnych, kupców, lokalnych mediów jak i mieszkańców. Obecnie stawiany jest drugi market, który będzie m.in. oferował materiały budowlane. Grunt został sprzedany przez osobę prywatną. Gdyby stało się to kilka lat temu, nim w Kłodzku nie stanęły na nogi lokalne hurtownie materiałów budowlanych, osoba, która sprzedała pod taki sklep własny grunt, zapewne nie miałaby szczęśliwego życia w mieście.
Panuje bowiem niepisane prawo – najpierw MY. Dlatego też kolejny market w mieście to tylko konkurencja wprowadzająca równowagę cenową, a nie moloch, który rozłoży lokalny biznes na łopatki. Przytoczyłam przykład dalekiego Kłodzka, bowiem ukazuje on jedność tego miasta i siłę jego mieszkańców. Jeśli istnieje silne przekonanie o tym, co najlepsze dla nas samych – można wspólnymi siłami o to zadbać. W Łobzie nie ma stowarzyszenia kupców, które walczyłoby o własny biznes, ani wspólnej postawy mieszkańców, którzy potrafiliby zaprotestować przeciw kolejnym marketom wysysającym stąd pieniądze, ani też poczucia jakieś jedności i wspólnego dobra. Skąd się to bierze? Nie wiem, wyjaśnienia rodowitych łodzian nie przekonują mnie. Może to po prostu taki łobeski Duch Miejsca... Magdalena Mucha
A u nas na Górnym Śląsku, w Dąbrówce zwanej Wielką, w ogóle nie ma supermarketów, tylko małe sklepiki prywatne. Tzw. supersamce są, owszem, ale w centrum, dolicz teraz 2 x 3,20 zł za autobus, to masz całodniową wyżerkę gratis, jeśli zrezygnuje się z przejazdu, kapitał zostaje na miejscu, podatki zasilają miasto i osiedle. Pięknie.
~Młodyn
2009.08.11 23.09.13
Nie zgadzam się z autorem tekstu. Właściciele sklepów prywatnych płacą o wiele mniejsze podatki niż supermarkety. Popatrzmy chociaż na ilość zatrudnionych osób, u prywaciarza pracuje cała rodzina-tylko on płaci podatki składki, reszta na bezrobociu bo tak taniej i wygodniej, w supermarketach kazdy pracownik musi miec oplacane pensje. Prosze nie pisac, ze pensje sa w supermarketach nizsze- mam znajomych pracujacych i tu i tu i wiem jaka jest sytuacja. Pozatym jesli mam przeplacac dajmy na to zlotowke na kazdym kilogramie cukru po to aby pan prywaciarz postawil sobie nowy dom to ja wole dac 10 groszy dla obcego kapitalu.