(ŁOBEZ.) Mieszkańcy ulicy Kościuszki mają już dość zachowania młodzieży z Zespołu Szkół Gimnazjalnych w Łobzie. Dyrekcja szkoły już wielokrotnie była informowana o tym, że ich uczniowie w czasie przed zajęciami, w trakcie odjazdu oraz długiej przerwy opuszczają teren szkoły i zakłócają spokój.
Młodzież przebywa bez opieki i jakiejkolwiek kontroli na podwórku i w klatkach schodowych bloku przy ul Kościuszki 20-21. W piśmie podpisanym przez 33 mieszkańców i działkowiczów, skierowanym do burmistrza Łobza w tej sprawie napisano: „z przykrością stwierdzamy, że dyrekcja szkoły zrobiła niewiele, aby zlikwidować to zjawisko. Brak też skutecznej interwencji ze strony Straży Miejskiej i Policji. Sytuacja taka ma miejsce już od wielu lat. Dla nas, jako mieszkańców, bulwersujący jest fakt, że w centrum miasta, w pobliżu szkoły znajduje się palarnia i być może miejsce zażywania narkotyków”.
Mieszkanka bloku
przy ul. Kościuszki
- Gdy jest chłodniej, albo deszcz pada, to przychodzą tutaj do bloku. Kiedyś wchodzili jeszcze do piwnicy, teraz palą papierosy na klatce schodowej. Krzyczę na nich i uciekają. Zawsze było nasikane w piwnicy, dopóki nie zaczęliśmy zamykać drzwi. Mnie nie wyzywają, ale wychodzą z taką złością, że ich wyganiam. Mieszka tu taka starsza pani, to pyskują do niej. Najwięcej ich jest na tej ścieżce prowadzącej na promenadę, tam jest pełno śmieci i smrodu. Tutaj nie widziałam nigdy nauczycieli, oni może sami się boją czy co? Kiedyś przez okno widziałam jak nauczycielka gdzieś szła i kazała im wrócić do szkoły, to oni zakręcili, popatrzyli, że ona nie ogląda się i z powrotem poszli na tę promenadę. Za to kary nie ma.
Mieszkanka ul. Kościuszki
- Nie mam już sił o nich mówić. Do choroby mnie doprowadzają, potworny ból głowy, ręce się trzęsą. Wyzywają od wariatek, starych k..., i na porządku dziennym i „co się do nas przpier.. ty taka i owaka”. Czasami coś mnie ściśnie i nie mogę nic powiedzieć. Żeby tacy gówniarze mi ubliżali. Na każdej przerwie, na każdym kroku hałasy, wrzaski, plucie, sikanie na żywopłot, wyzywanie... Raz złapali chłopaka i do niego: „Ty psie, do nogi do nogi! Zobacz k... wleciał tam” – pchnęli go w żywopłot, ten chłopak upadł. Wchodzą do ogrodu. Siatki całkiem poniszczyli, połamali. Gdy zwracam im uwagę krzyczą: „A co się wpierd...? A co nie można? Co to twoje?” Kiedyś patrzę, a cała gromada siedzi w iglakach w sąsiednim ogrodzie. Pytam się: „A co wy tam robicie?” A oni do mnie: „A co się pani czepia? Co to, pani? Wszystko pani, i droga pani? A co? Ma pani jeszcze całe szyby?”. Znowu wyzwiska, wyklinanie. Tu zawsze są brudy: puste pudełka od papierosów i moc petów. Było teraz sprzątanie świata, to zostało posprzątane. Niedopałków tysiące, pudełka od papierosów, nasikane, kup narobione, stoją przy tym, bluźnią, wyzywają. W ten sposób człowieka terroryzują, że człowiek czasem boi się cokolwiek powiedzieć. Nie do wytrzymania. Ani policja, ani szkoła nie reaguje. Już od trzech lat chodzi mój syn do szkoły, by z tym coś zrobiono. Moja siostra trzy miesiące tam przy autobusach stała, bo wcześniej uczniowie po całej ulicy biegali, żeby się do autobusów dostać. Społecznie poszła i pomogła zrobić z tym porządek. Żaden nauczyciel nie zajrzy tu na przerwie. Przecież to jest bliziutko. Zobaczyłby co się tu dzieje, tu jest oficjalna palarnia, a i nie wiadomo, może tu i jakieś narkotyki. Siostra była na działce i słyszała jak mówią: „Wiesz zaraz tu przyjedzie i działkę mi tu da”. Coś się tam dzieje. Teraz wysłaliśmy pismo do burmistrza. Bo wszyscy umywają ręce, Straż Miejska tylko się czepia, a to szambo trzeba wywieźć, a to podłączyć się, a to na ulicy ktoś coś sprzedaje, ale gdzie tam – żadnego tu nie było. Policjanci raz kiedyś tu przyjechali, ale co? W mundurach przyszli zaczaili się w ogrodzie, zobaczyli grupkę - wyskoczyli i zaczęli wołać: „Stać! Stać!” Ale gdzie młodzież będzie stała? Uciekli i od tej pory żadnego policjanta nie było. Zdarzyło się raz, albo dwa razy, jak policja zareagowała albo straż. Rano jak otwieram drzwi, to słyszę, że nie biegną do szkoły, tylko tu. Gdy słyszę ich głosy, to już człowiek cały znerwicowany, nawet nie wyglądam, a odezwę się. To „k...”, „wariatka”, żadnego szacunku do ludzi starszych nie mają. Nieraz aż się człowiek popłacze, bo nie ma ratunku od nikogo. Nie ma kogoś, kto by się zainteresował tym. Żeby człowiek nie miał spokoju, żeby młodzieży nie można było uspokoić, żeby nauczyciel nie zajrzał tutaj? Na zakręcie ścieżki mąż posadził krzewy róż, teraz nie ma nic. Wszystko zadeptane, zniszczone, potem posadził jaśmin – chciał podcinać, aby był z niego żywopłot – poniszczyli podeptali, nic nie ma. Nic do nich nie dociera. Gdyby był policjant, strażnik, czy nauczyciel... A tutaj nic. Już nie mam sił, żeby mnie tak na każdym kroku wyzywali, żeby wyzywali osobę starszą, ja wszystko strasznie przeżywam. Przy bramce do ogrodu wszystko jest obsikane, jest tam straszny smród, kiedyś mąż dał tam drut kolczasty, by nie przechodzili – drut przecięty, dalej wchodzą. Wchodzą, gruszki, jabłka poobrywane, to że oberwali to czort z tym, ale poniszczyli wszystko.
Niczego się nie boją. Rodzina mnie nie wyzywa, a takie gnojki... Człowiek stara się, sadzi, a takie przyjdą na siatkę wskoczą, a siatka już całkiem się rozwaliła. Gdy mój syn chodził do szkoły, część z jego klasy chodziła na papierosy w pobliżu ogródka jednego pana. Właściciel złapał tych co palili, poznał ich, przyszedł do wychowawcy. Ten kazał wszystkim bez wyjątku – całej klasie przynieść pieniądze, by nową siatkę dla tego pana kupić. A tutaj żaden nauczyciel się tym nie przejmuje. Dzieci powinny być na terenie szkoły, co to znaczy, że dzieci wychodzą poza jej teren?
Kiedyś mojego męża zaczęli wyzywać: „Ty stary dziadu! Co ty znowu się wpierd... co ty masz do tego?”
Poszedł do szkoły. Dyrektor powiedziała, że tędy chodzą dzieci na Węgorzyńską czy Podgórną do domu. Ale jak? Na każdej przerwie? Oni biegną tylko tutaj do zakrętu ścieżki, zapalą i wracają do szkoły. Nic nie zostało z tym zrobione.
Powiedziałam im że im dam jabłka, leżą czasami takie ładne spady – pozbieram i im dam. Ale po co mają prosić, jak oni mogą sobie sami wziąć? Od lat już to trwa. Dyrekcja nic, straż nic, policja też nic. Kiedyś widziałam strażnika jak tu spaceruje. Pytam co tu robi, a on że patrzy czy młodzież jest. To było podczas lekcji; powiedziałam, aby przyszedł gdy przerwa jest. Potem mówi, że był. Policja często chodzi, ale o 16. zostawiają samochód koło naszego domu i idą na promenadę popatrzeć, czy pijaczki na ławkach piją. Po co o 16.?
Zespół Szkół Gimnazjalnych
w Łobzie
Dyrektor Gimnazjum Ewa Popławska; – Pod oknem domu przy ul. Kościuszki nie stoją nasi. Nasi odjeżdżający stoją za bramą. Mówią, że są w więzieniu, bo takie słowa padają. A tam stoją uczniowie liceum i zawodówki. Nie chcę zrzucać, ale tak jest. To jest nasz wspólny problem, to jest przystanek ogólny. Dorośli też potrafią stanąć na przystanku i palić papierosa. Nauczyciele niektórzy boją się zwrócić uwagę, bo to dorośli i teren miasta, żeby nie dostali „wiązanki”.
Palenie papierosów przez uczniów jest problemem gimnazjum. Staramy się z nim walczyć. W środę wysłałam panią pedagog, by przeszła się po tych ścieżkach, gdzie nasi są. Mam całą listę uczniów, przeprowadzimy z nimi rozmowę. Jeśli chodzi o tę ścieżkę i park, to musimy wspólnie działać ze Strażą Miejską ze względu na to, że są tam nie tylko nasi uczniowie, są tam licealiści, uczniowie zawodówek oraz młodzi ludzie, którzy nigdzie się nie uczą i od rana już tam są. Rozpoznaję ich, jako naszych absolwentów. Potrafią przejść przez bramę, podać papierosy naszym uczniom. W tej chwili trochę się pogorszyło, bo brama jest otwarta ze względu na prace trwające na boisku. Jak woźny nie zdąży przed dzwonkiem, to jest problem, bo część uczniów „znika”. Teraz częściej wychodzimy poza szkołę, chociaż tak prawdę powiedziawszy to my nie mamy takiego obowiązku. Naszym obowiązkiem jest zajmowanie się nimi w szkole. Naszym ogromnym problemem jest sala gimnastyczna poza szkołą. Przejście uczniów do sali gimnastycznej powoduje, że idą na promenadę i zaczynają palić. Praktycznie rzecz biorąc, w drodze do sali, na każdym etapie, powinien stać nauczyciel. Czy nie może być tak, że klasa idzie do sali w grupie wraz z nauczycielem? Może, ale i tak któryś się zgubi, bo został w toalecie, bo o coś musiał się spytać pana po lekcji. W szkole jest monitoring. Na dole są pierwsze drzwi ściągnięte, by nie było kłębów dymu w toaletach. Uczniowie przychodzą tu i przysięgają, że nie będą już palić. Ale są też tacy rodzice, którzy mówią, że pozwalają dziecku palić w domu. W tym momencie mogę tylko powiedzieć, że w szkole obowiązuje zakaz palenia i do szkoły papierosów nie powinno się przynosić.
Szkoła nie może być tak do końca zamknięta, bo są wyjścia na w-f, przyjścia OHP o 14.00. Prosiłam panów ze Straży Miejskiej, by przychodzili przed lekcjami na długiej przewie i po lekcjach. Czasami są. Była wspólna akcja Straży Miejskiej i nas. Poszliśmy na promenadę i troszkę ich złapaliśmy, wezwaliśmy rodziców. Niektóre nazwiska się powtarzają, ale są i z pierwszych klas. Ten, któremu pozwala się w domu palić, był z klasy pierwszej. Niemniej będziemy z nimi walczyć.
Na przerwach staramy się, by uczniowie nie wychodzili, nauczyciel stoi w drzwiach i nie wypuszcza. Oni jednak potrafią przejść przez bramę, a nawet wyskoczyć przez okno z parteru. Przyjeżdżają też dostawcy. Jeśli otwiera bramę pan woźny, to w tym momencie jest trzech-czterech poza szkołą. Obsługi nie słuchają w ogóle. Jak ja stanę, to już nie wyjdą. Jak chcą zapalić, to jaki problem?
Nie mogę na każdej przerwie wysyłać nauczycieli poza teren szkoły, bo na każdym korytarzu stoi nauczyciel i na każdym kawałku boiska. Poza szkołę chodzimy sporadycznie. To nie jest do końca tak, że jeśli w trakcie zajęć lekcyjnych coś stanie się uczniowi przebywającymi poza jej terenem, odpowiada szkoła. W regulaminie szkoły napisane jest, że uczniowi podczas zajęć nie wolno opuszczać terenu szkoły.
Te same dzieci, które zwalniamy z ubezpieczenia ze względu na trudną sytuację rodzinną mają później na papierosy. Gdy się zapyta skąd mają, to zawsze odpowiedź brzmi: „Koleżanka mnie poczęstowała”. Zawsze tłumaczę, że to niemodne itp., ale to się często wynosi z domu, rodzice palą, na ulicy dorośli palą, to widzą, że jest takie ogólne przyzwolenie na palenie. Postaramy się to jeszcze zacieśnić, bo jest to problem.
Musi być współpraca ze wszystkimi. Gdyby trochę my, trochę straż, od czasu do czasu przeszłaby się policja... Oni by wiedzieli, że tam są dorośli, którym nie można się oprzeć, bo trudno dyskutować ze Strażą Miejską, policją czy nauczycielem, tym bardziej takim, który go zna i który od razu sobie spisze kto był, po co był i co robił. Część idzie po to, by palić, część by towarzyszyć, a część, by złamać regulamin. W naszym społeczeństwie przyzwolenie na łamanie regulaminu jest bardzo duże.
Policję wzywamy tylko w momencie bójek. Nawet nie słuchamy tłumaczeń, reagujemy ostro.
Straż Miejska
5 września na łączniku przeprowadziliśmy wspólną akcję z panią pedagog i policją. Otrzymaliśmy wiadomość od pani dyrektor, że palą papierosy i jest podejrzenie, że zażywają narkotyki, ale my tego nie stwierdziliśmy. Ujawniliśmy grupę osób. Młodzież najprawdopodobniej jest wciągana przez osoby starsze, będące jeszcze w gimnazjum. Powiem szczerze, tylko 5 września udało nam się wspólnie przeprowadzić taką akcję. My jesteśmy dostępni. Jeden funkcjonariusz może znaleźć czas i uczestniczyć w tego typu akcjach. Najprawdopodobniej miałoby to rację bytu, jakby to przeprowadzać w sposób systematyczny przez jakiś okres czasu, aby wyeliminować tego typu zachowania, albo ukrócić demoralizujące czyny młodzieży z gimnazjum. Pojawiam się o różnych porach pod gimnazjum, mam nadzieję, że to widać. Ale sam czasami nie jestem w stanie być wszędzie w tych punktach, gdzie oni dokonują tych czynów. Co roku staramy się być i przeprowadzić wspólne akcje z policją. Ujawniamy te osoby, oddajemy do pani pedagog i są dalsze czynności. Nie ma do tej chwili pisemnych, skoordynowanych ustaleń, które powinny być prowadzone przez nas, szkołę, policję, może jeszcze przez innych obywateli, którzy mogą uczestniczyć w działaniach i którym się to nie podoba. Jeśli są to czyny karalne, szkoła reaguje bardzo szybko i są prowadzone czynności. Przy ostatnim pobiciu ucznia w szkole reakcja była prawidłowa.
Policja
Nie mamy żadnych pisemnych ustaleń z dyrekcją szkoły. Mieliśmy wspólną akcję 5 września, planujemy następne. Na jakiej zasadzie? Dyrekcja kontaktuje się z nami i ustalamy kolejną datę.
Młodzież
Widzi pani jaka ta młodzież z gimnazjum? (śmiech). Widzi pani? – krzyknął chłopiec stojący na ogrodzeniu i zrywający jabłka z prywatnej posesji. Po chwili jednak zeskoczył, a cała grupka uciekła do szkoły. Na ścieżce jest jednak ciągła rotacja kolejnych grup.
Ewa - Regulamin? Pewnie, że jest, ale kto tam patrzy na to, nauczyciel nawet nie zwraca na to uwagi. Gdzie są nauczyciele? Pewnie kawkę piją.
Iwona - Co mi policja może zrobić? Jeśli się uczę, to do 26 roku życia odpowiada za mnie rodzic.
Robert - Rodzice się nie interesują naszymi problemami, nie wiedzą co się z nami dzieje. Mogę wyjść wieczorem i wrócić w nocy, mogę palić i robić co chcę, oni mają swój świat, ja swój. Jest stara zasada: „Jak starzy nie wychowają, to ulica to zrobi”.
Anka - Nie mam autorytetów. Ok, niby pewnym osobom można ufać. Nawet mówią mądrze, rozsądnie i szukać złotego środka, ale...
Adam - Widzę, że nie jest najlepiej, skoro nawet w podstawówkach dzieci się upijają, to co będzie, kiedy skończą szkołę i będzie trzeba zacząć normalne, dorosłe życie? Zresztą wystarczy spojrzeć na siebie. Nie widzę celu, sensu, brak mi nadziei. Właściwie nienawidzę siebie. Nie mam ambicji, nie chce mi się uczyć, rozwijać. Dlaczego? Ja Panią spytam - nie jaka jest obecna młodzież, ale dlaczego taka jest? Jak to jest, że rozmawiam na imprezie z jakąś dziewczyną, wydaje się bystra, całkiem inteligenta a parę minut później uprawia seks z chłopakiem, z którym nie zamieniła nawet paru słów? Dlaczego nie ma w nas miłości, nadziei, perspektyw?
Nie mówię że wszyscy tacy są, to byłoby banalne. Świat taki nie jest. Wiem, że można inaczej, chcę być inny, ale nie jestem w stanie pracować nad sobą. Kiedyś było inaczej, teraz nic mnie nie obchodzi. Jestem cholernie samotny. Nie umiem swoim bliskim opowiedzieć o sobie. Dlaczego?
Marta - Wcześniejsze pokolenia były lepsze? A może to wasze pokolenie jest feralne, bo nie potrafi sobie poradzić z wychowaniem naszego? A szkoły? Czy jeśli ktoś lubi zwierzaki nadaje się do krojenia ich i może zostać weterynarzem? Tak samo z nauczycielami. Dlaczego uczą? Bo lubią dzieci? Do tego zawodu trzeba się nadawać. Tu pracujesz z człowiekiem nad człowiekiem i od partaczenia sporo zależy, czyjeś życie. Nie jesteśmy stadem baranów, ale ludźmi. Co z tego, że dano nam prawa, w tym prawo mówienia, skoro nikt nas nie słucha? Dzieci się złe nie rodzą...Ktoś je zepsuł...i jeszcze ma o to pretensje.
Marek – A jak się zachowują dorośli? Mało to razy nas wyzywają? Nie słyszy pani wyzwisk starszych ludzi? My palimy, a starsi nie?
Za komentarz niech posłuży myśl Tadeusza Kotarbińskiego: „Chcąc, żeby młodzież była lepsza, żeby nie była cyniczna, trzeba, żeby społeczeństwo zachowywało się tak, by je można było słusznie szanować”.
Jednak mimo wszystko, szacunek dla starszych niegdys był świętością, a dziś? mm
To są właśnie skutki bezstresowego wychowywania dzieci, a najlepszym tego przykładem jest młodzież w gimnazjum.
~gp
2008.10.09 07.07.07
Ustawić przed szkołą pręgież i lać, najlepiej prewencyjnie:)
Nie było by takich problemów, gdyby nie obowiązek nauki. Pamiętem jak w maju 2006 roku do szkoły chodził sobie jakdyby nigdy nic młodociany morderca. Dyrekcja tłumaczyła się wówczas właśnie owym szkolnym przymusem.
Płacimy cenę za wciąz jeszcze rodzący się kapitalizm, pomysły reformatorskie speców od oświaty, negatywną selekcję w doborze do zawodu nauczyciela, brak wzorców itd.
Pozdrawienia dla redakcji