Andrzej Kiszka to legenda i historia polskiej partyzantki. Mieszka za lasem
Gdy pisałem pierwszą część relacji z krótkiego pobytu na Powiślu i w Lublinie, w której to relacji chciałem zawrzeć kilka spostrzeżeń dotyczących tożsamości starych (Powiśle) i nowych (Pomorze) ziem Polski, nie przypuszczałem, że pojawi się tu tak szybko klamra kulturowo spinająca te dwa biegunowo odległe, pograniczne tereny. Lubelskie to ugruntowana tradycja i historia, Zachodniopomorskie dopiero buduje swoją tożsamość, bo sześćdziesiąt kilka lat, to za mało, by mogła wykształcić się wyraźnie, tym bardziej w skrajnie niesprzyjających temu warunkach gospodarki i kultury socjalistycznej. Ale tożsamość nie robi się sama. To zbiorowy wysiłek ludzi, ich ciężkiej pracy i stworzonych dzieł, jakie po sobie zostawiają. Tych materialnych i tych duchowych. Nie bez przyczyny przytoczyłem urywek z książeczki opisującej historię małej wioski Wilków na Powiślu, w której autor zawarł postulat opisania historii różnych dziedzin życia mieszkańców. Odnosząc się do historii powojennej wskazał na pilną potrzebę jej udokumentowania, bo „odchodzą powoli jej ostatni świadkowie”, a „najtrudniej jest zweryfikować fakty sprzed paru zaledwie lat”.
Podglądanie innych to świetna okazja do przyglądania się sobie. Jak oni to robią i dlaczego my tego nie robimy. W jaką historię jesteśmy uwikłani i co spowodowało, że robimy pewne rzeczy, a inne nie, że zachowujemy się tak, a nie inaczej, że coś nam wychodzi, a coś nie, i gdzie i czym są te przeszkody, które nas ograniczają w rozwoju.
Jak już wspomniałem, na Powiślu ludzie żyją zanurzeni w historii swoich przodków. Oni przemawiają do nich poprzez wieki swoimi dziełami i tym samym wpływają na życie obecne. Wszędzie tam natrafia się na szczególnego rodzaju drogowskazy, jakie ktoś postawił wcześniej, a więc ludzie nie muszą wyważać otwartych drzwi, tylko po prostu z nich korzystają.
My tu na Pomorzu mamy dużo trudniejszą sytuację, bo tej naszej tu historii jak na lekarstwo, a poniemiecka mówi w obcym języku i mamy do niej stosunek emocjonalnie negatywny z wiadomych powodów. Z jednej strony więc obca nam wielowiekowa historia tych ziem bez naszej tradycji, z drugiej prawie półwiecze zmarnowane na wdrażanie równie obcego nam systemu komunistycznego, przez co dzisiaj łatwiej określić Pomorze za pomocą negatywów (bloki, rozlatujące się pegeery, bezrobocie, bierność, roszczeniowość itp.), niż wydobyć z tego posystemowego gruzowiska jakieś pozytywy (morze, lasy, czyste powietrze... i co jeszcze?). Stąd może tak wielu młodych ludzi wyjeżdża zagranicę, twierdząc, że nic ich tu nie trzyma. Nie zapuścili korzeni, bo nie mieli w czym. Łatwiej przychodzi im określić się jako konsumenci, niż patrioci. Stąd jak „w masło” wchodzą do miasteczek, przy sporym aplauzie, liczne markety i więcej energii ludzie wydatkują na zabiegi o ich powstanie, niż na obronę własnych miejsc pracy.
Jednak to nie jest tak, że my tutaj nie mamy podobnych, historycznych i kulturowych, drogowskazów. Trzeba tylko zanurzyć się pod powierzchnię naszej popkultury, by dostrzec, że Pomorze zamieszkują również wspaniali ludzie, z których życiorysów mogliby czerpać młodzi ludzie. Trzeba ich tylko pokazać. Ale by to zrobić trzeba by zacząć pisać historię Pomorza na nowo. To jest zadanie dla pomorskiej inteligencji na następne pół wieku. Ktoś już gdzieś zaczął. W Węgorzynie nazwano ulicę imieniem pierwszego proboszcza ks. Fortunata Sosnowskiego, w Gryficach – im. ks. Stanisława Ruta, w Złocieńcu szlak kajakowy im. Jana Pawła II, piękna figura papieża w łodzi nad jeziorem w Czaplinku, tu i ówdzie plac Sybiraków. Nieśmiało, ale jednak, pośród jeszcze istniejących Świerczewskich, Komun Paryskich, Nowotków i XXX-leci PRL.
Nieliczni, którzy podjęli wysiłek płynięcia pod prąd mają cholernie ciężko. Rozmawiałem niedawno z panem Januszem Karmaszem, który kupił podupadający pałac w Klępnicy, niedaleko Łobza. Od lat sam zmaga się z remontem i niewielu jest chętnych, by mu pomóc. A jest to jedyny człowiek, który uratował pałac w powiecie łobeskim. Masę innych popadło w ruinę lub już zniknęło z powierzchni ziemi. Uratował zabytek o walorach historycznych i architektonicznych i co by o nim nie mówić, wykonał ogromne dzieło. I jeszcze pamięta o innych. Gdy rozmawiamy przez kilka godzin, wspomina o ludziach, którzy brali udział w ważnych dla Polski wydarzeniach; ten był żołnierzem Hubala, tamten pilotem dywizjonu w Anglii, ten z kolei walczył na Westerplatte... Wszyscy mieszkali w Łobzie, ale w PRL nie dane im były zaszczyty i honory za wierną służbę ojczyźnie. Zazwyczaj mieszkali w starych mieszkaniach pośród starych mebli, rzetelnie wykonywali swoją pracę w jakichś zakładach lub biurach, często biedowali, cisi i skromni odchodzili w zapomnieniu. Westerplatczyka jak zmarł w szpitalu w Resku, nie miał kto sprowadzić do Łobza, więc pochowano go na tamtejszym cmentarzu. Rządziła partia, ale jakie dzieła pozostawiła po sobie, jaką pamięć, jakie drogowskazy?
Pan Janusz „dorzuca” jeszcze partyzanta. - Nie znam go, ale wiem, że był najdłużej walczącym partyzantem po wojnie. - mówi i podaje: Andrzej Kiszka, Sienno Dolne. Chwilę szukam w pamięci tej nazwy, bo to gdzieś na „końcu świata”; kilka chałup pośród lasów, z dziurawą jak ser szwajcarski drogą dojazdową. Zajeżdżam tam wracając z Nowogardu.
Państwo Mirosława i Andrzej Kiszkowie mieszkają w przycupniętym przy drodze domku. Łagodne oczy i uśmiech charakterystyczne dla kresowiaków. Prawie, bo oboje z Lubelskiego. Wystarcza chwila, by zrozumieć, że trafiłem do człowieka – legendy. Pan Andrzej Kiszka (ps. „Dąb”), był jednym z najdłużej walczących partyzantów podziemia niepodległościowego w Polsce. Po wojnie nie złożył broni i podjął walkę z okupantem sowieckim. Po licznych walkach w różnych oddziałach został schwytany przez UB dopiero w grudniu 1961 roku. Dostał dożywocie, zamienione później na 15 lat więzienia. Opuścił mury więzienia po 10 latach, w 1971 roku. Przyjechał na Pomorze i osiadł w Siennie Dolnym, w gminie Radowo Małe. W roku ubiegłym prezydent Lech Kaczyński przyznał mu Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Oglądam fotografie jego i innych partyzantów w albumach „Żołnierze wyklęci” i „Zaporczycy w fotografii 1943-1963”. Czytam artykuły, jakie ukazały się w Naszym Dzienniku i Rzeczpospolitej oraz wielu innych pismach z całego kraju i zastanawiam się, dlaczego nic o nim nie wiemy tutaj, na Pomorzu.
Jakże inna jest Polska w takich domach. Wydawałoby się, że gasnąca z upływem dni i zdrowia, ale ożywa, gdy tylko ktoś zapuka do drzwi. Zapukam jeszcze raz, by opowiedzieć państwu historię tego człowieka. Tych obojga, z Lubelskiego, tutaj na Pomorzu.
Kazimierz Rynkiewicz
Najpierw poznać historię swojego Narodu, Ojczyzny i Państwa oraz przyczyn upadku, a później dyskutować o patriotyźmie i bohaterach i skutkach Ich działalności dla bliźnich, Ojczyzny i Państwa z uwzględnieniem historii tych ziem i losów obecnych mieszkańców.
~wojtek
2012.02.25 12.32.42
Kiszka to zwykly bandyta i rzezimieszek.
~Jozefa
2011.05.03 14.59.41
W 1961r miałam prawie 11 lat ale pamiętam ten czas jak przez Hutę Krzeszowską jechało wojsko, ubowcy i milicja. Wtedy nie wiedziałam co się dzieje myślałam,że jadą kogoś aresztować i nie myliłam się. Dzieci w tamtych stronach szybciej doroślały komuniści im w tym pomogli. Częste kontrole ubowców we wsi pokazówki takie jak rozebranie dachu z chałupy jednego sąsiada lub rozebranie stodoły u księdza bo ktoś tam spał podejrzany według ubowców pozostają w pamięci do dziś.
~ryś.
2011.03.07 20.32.55
Szacunek dla takich ludzi jak Pan Andrzej KISZKA. Pochodzę z miejscowości Ciosmy (Lubelskie), obok której P.Kiszka się ukrywał, wiem, w którym miejscu miał bunkier (pozostało tylko wgłębienie w ziemi). Moja ś.p. babcia opowiadała o P.Andrzeju. Wtedy, w latach 70-tych nie wolno było o tym opowiadać, ludzie się bali. Dzieki internetowi tą historię możemy teraz poznać. Dużo zdrowia Panie Andrzeju.
~Henryk
2010.03.09 13.34.21
Panie Andrzeju, jest Pan Wielki, a ci ktorzy reprezentuja sprawiedliwosc
to karzelki w dostojnych togach. Historia odda Panu sprawiedliwosc!
Szkoda tylko ze trzeba jeszcze poczekac.
~Mike
2010.03.09 13.24.28
wspaniała postać, niezłomność, walka, nie pogodził się z czerwona Polską. Niestety takich ludzi już chyba wśród Nas nie ma. Pozdrawiam wszystkich zwolenników narodowego antykomunistycznego podziemia.
~ataman49
2009.07.08 20.53.23
No cóż...chyba PRL po 56 roku była bardziej sprawiedliwa dla swoich przeciwników niż III RP dla swoich zwycięzców. To gorzkie ale prawdziwe....i sam zdążyłem tego zaznać przez dziesięciolecia więc przytoczę tylko pewien cytat \" jeśli my byśmy zapomnieli o NICH,...TY BOŻE...zapomnij o nas\".
~lublinianka
2009.06.01 10.14.44
Pozdrowienia dla ziomala od lublinianki, również kombatantki w lasach lubelskich. Nie wiele osób pozostało już z tamtych czasów i nie wiele osób szanuje tych ludzi, a zwłaszcze urzędasy obłudni i zakłamani z Łobza. Mają kombatantów daleko w czterech literach, składają na pokaz kwiaty pod pomnikiem. Gdyby nie poświęcenie i narażanie własnego życia i zdrowia dla innych, kto wie ilu Polaków by pozostało.
~Slawek
2009.04.27 17.24.04
Z tego co wiem byl On najdluzej ukrywajacym sie partyzantem niepodleglosciowym, walczyl m.in. u Ojca Jana i Kusza. Pozdrawiam wszystkich interesujacych sie podziemiem zbrojnym na ziemiach polskich po II w.sw.
~pala
2009.04.22 14.08.12
Ruwnierz hcialabym poznaci paana kiszka
~Ryszard
2009.03.24 20.14.34
o nich nie woln nam zapominać
~kamil
2009.01.13 14.55.15
Badzo chciałbym sie spotkac z panem Kiszką.Interesuje się polskim podziemiem juz od bardzo dawna ten człowiek to zywa legenda.