Toczące się od 5 lat śledztwo w sprawie bicia internowanych w stanie wojennym działaczy opozycji dobiegło końca. Prowadząca je prokurator Iwana Chamionek ze szczecińskiej delegatury IPN skierowała do Sądu Rejonowego w Drawsku Pomorskim akt oskarżenia przeciwko 16 funkcjonariuszom służby więziennej.
Byli funkcjonariusze służby więziennej, wśród nich ówczesny naczelnik zakładu karnego w Wierzchowie Marek G., odpowiedzą przed sądem za fizyczne i psychiczne znęcanie się nad internowanymi w stanie wojennym działaczami Solidarności.
W pierwszych dniach stanu wojennego do Wierzchowa przywieziono około 100 działaczy solidarnościowej opozycji, którzy zostali w bestialski sposób pobici. W procesie poszkodowanych jest 82 działaczy, 10 już nie żyje, ale są reprezentowani przez inne osoby, kilku mieszka zagranicą. Wśród internowanych byli m. in. Marian Jurczyk, Edmund Bałuka, Stanisław Wądołowski, Piotr Baumgart (nie żyje), Franciszek Łuczko, Artur Balazs, Jerzy Zimowski (nie żyje), Andrzej Antosiewicz (zm. 9 września br.), Zygmunt Bąk ze Świdwina i obecny poseł ziemi koszalińskiej Paweł Michalak.
Oskarżeni w śledztwie IPN, obecnie emeryci, w większości nie przyznają się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia.
Dla przypomnienia publikujemy opis tamtych wydarzeń odnotowany na gorąco w miesięczniku politycznym „Niepodległość” nr 3 z 1982 roku.
„Generał Jaruzelski dał nam po to pały, żebyśmy Was lali”
Sobota, dnia 13 lutego 1982 r. Druga miesięcznica „wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. W obozie dla internowanych w Wierzchowie Pomorskim dzień ten był inny od samego rana. Około godz. 10 do komendanta obozu mjr G. (zwanego przez więźniów „Katem z Czarnego” za krwawe stłumienie latem ub. roku buntu skazanych w więzieniu w Czarnym), wezwano na rozmowę kilku koszalinian z celi nr 10. Kilka dni wcześniej odkryli oni jako pierwsi w swojej celi zainstalowane urządzenia podsłuchowe.
Mjr G. w czasie „rozmowy” dał popis wulgarności wyraźnie prowokując więźniów. Wezwani koszalinianie nie dali się jednak sprowokować, jedynie p. Śliwiński pozwolił sobie na kilka słów repliki. Kosztowało go to natychmiastową karę - siedem dni izolatki!
Wyjątkowość dnia podkreślały także inne zjawiska: wzmocniona obsada żołnierzy na wieżach strażniczych, podwójny nadzór strażników przy wydawaniu posiłków, ale przede wszystkim uwagi por. S., por. J. – „wychowawców” internowanych, którzy zapowiedzieli: to jeszcze nic, większe atrakcje czekają was popołudniu”. Konkretne przygotowania do tych atrakcji dały się zauważyć o 17 min. 30, kiedy na korytarzu rozciągnięto wąż strażacki i podłączono go do hydrantu, słychać też było głosy licznie gromadzonej „służby więziennej”.
Około godz. 18 do cel wchodzili oddziałowi, za którymi widać było funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku bojowym (z tarczami, pałami i w kaskach). Oddziałowi wezwali do starcia ze ścian napisów domagających się przestrzegania regulaminu dla internowanych. Internowani starli napisy. Z celi nr 10 został wywołany p. Śliwiński, który wyszedł na korytarz w przekonaniu, że zostanie przeniesiony do izolatki, na którą został skazany rano przez mjr G. Okazuje się jednak, że jest to początek orgii oprawców, którzy rzucają się na niego, bijąc go pałami po całym ciele i po głowie. Śliwiński zasłaniając głowę rękami krzyczy: „Za co mnie bijecie? O Jezu!”.
W celach na te krzyki i odgłosy bicia internowani rozpoczynają protestacyjne uderzanie w metalowe naczynia, na co oprawcy (wyglądali na pijanych), wpadają do celi nr 7 z okrzykami: „Wy chuje wałęsowskie, przez was do domu nie pojedziemy, wy skurwysyny, my was nauczymy porządku”, „Bić w łeb!” - rozpoczynają bicie i wywlekanie internowanych na korytarz. Tu dopiero rozpoczyna się zabawa na całego. Wśród szpaleru kilkudziesięciu rozwścieczonych funkcjonariuszy więziennych, kilku internowanych kopanych i bitych długimi pałami i uderzanymi pięściami odbywa tzw. „ścieżkę zdrowia”. Trasa ścieżki jest długa, dwa kilkudziesięciometrowe korytarze, a następnie 300 metrowy odcinek przez podwórze pomiędzy pawilonem nr 1, a pawilonem nr 5, gdzie na końcu skatowanych wpędzano do izolatek. Warto dodać, że w akcji brali udział żołnierze rezerwy, których w ilości ponad 40 powołano do wojska z pobliskiego Złocieńca. Żołnierze jednak nie brali udziału bezpośrednio w biciu, ale stanowili jedynie „obstawę” biegnąc na początku i na końcu szpaleru tworzącego „ścieżkę”. W analogiczny sposób rozprawiono się z pozostałymi „wyróżnionymi” celami (np. z celą nr 20).
O godz. 21 min. 30 do celi nr 6 w pawilonie nr 5, gdzie spędzono skatowanych wpada por. A. (zwany przez więźniów „Gibusem”), dowodzący akcją ścieżki zdrowia”. W obstawie pijanych klawiszy żąda ustawienia się więźniów w szeregu i na baczność. Znowu wulgarne okrzyki i bicie pałami pod pozorem wyprostowania szeregu i postawy. „Gen. Jaruzelski dał nam po to pały, żebyśmy was lali”. „Możemy wam dać, ile nam się podoba”, „Idźcie do Lesia, może wam pomoże”, oprawcy w mundurach z orzełkami na czapkach prześcigają się w wulgarności i sadyzmie.
Również pozostali w pawilonie pierwszym internowani otrzymali próbkę „miesięcznicowych” atrakcji. W czasie wieczornego apelu o godz. 19-tej prostowanie szeregu w jakim ustawiają się internowani dokonywane było przy pomocy pałek i kopania. Por. A. pozwolił sobie jednak tu na niezwykłą łagodność: „Ja wam skurwysyny jeszcze daruję, ale następnym razem to zobaczycie!”. Prawdopodobnie do łagodniejszego potraktowania niektórych cel przyczynił się kapral Andrzej M., który bijącym charakteryzował cele i siedzących w nich internowanych.
Całością akcji upamiętnienia daty wprowadzenia stanu wojennego w Polsce kierował w Wierzchowie najprawdopodobniej por. W., z-ca komendanta d/s zabezpieczenia zakładu karnego (nie ma go wśród oskarzonych – przyp. red.). Wyróżniających się bestialstwem i sadyzmem było wielu funkcjonariuszy, ale nie wszystkie nazwiska udało się nam ustalić. Jeden z nich - sierż. Tadeusz N. chwalił się: „Ja tym milicjantem (z ZZFMO) Łakomskim to podłogę froterowałem”. Również na szczególne wyróżnienie zasłużył jak zwykle kpr. Tadeusz J., zwany wśród klawiszy więziennych „Psychopatą”.
Po apelu i zmyciu korytarza z śladów krwi (najsilniej poturbowany na korytarzu był Julian Jóźwiakowski), ok. godz. 21 głośno ostrzegano internowanych przed próbą śpiewania w celach (codziennie, po zgaszeniu światła w celach śpiewano: „Boże coś Polskę”, „Rotę” i „Jeszcze Polska nie zginęła”). Około godz. 22 min. 30 oddziałowy zaczął wzywać internowanych do lekarza więziennego celem opisania pobić. Lekarz wyglądał na zaskoczonego wydarzeniami. Oględziny lekarskie odbywały się w obecności nieznanego cywila i kilku klawiszy. Część pobitych internowanych, bojąc się prowokacji, nie zgłasza się do lekarza. Wielu próbowało zasnąć.
Kilku, a m. in. M. Sadłowski, P. Baumgart i H. Makieła mieli następnego dnia wymioty, zawroty głowy itp. objawy wstrząśnienia mózgu. W niedzielę, w trakcie spaceru Z. Łakomski zemdlał, a następnie z objawami wstrząśnienia mózgu został odwieziony do szpitala. Warto tu dodać, że w sobotę 13 lutego 1982 r. wieczorem pod bramę więzienia przyjechały dwie karetki pogotowia ze Złocieńca, lecz odjechały puste.
W niedzielę, dnia 14 lutego Msza św. odbyła się dopiero po długich deliberacjach (długie prośby księdza Gałeckiego, dwukrotna rozmowa telefoniczna mjr G. z przełożonymi w Szczecinie). Również widzenia z rodzinami odbywały się inaczej niż zwykle. Kilku odwiedzającym żonom i krewnym odmówiono widzenia w ogóle. Rozmowy odbywają się przez szeroki stół, przy którego końcach siedzą dwaj klawisze. Wszyscy są surowo pouczeni o zakazie jakichkolwiek skarg, czy nawiązywania do wieczornych atrakcji. Mimo to Edmund Bałuka głośno mówi o pobiciu i prosi o złożenie w tej sprawie skargi. W chwilę potem zostaje bestialsko na oczach córki wypchnięty, a raczej wyrzucony za drzwi. Ktoś inny szybko pokazuje straszliwie pobite plecy. W następstwie M. Kłyszce przedstawia się zarzut z art. 236 KK.
We wtorek dnia 16 lutego do Wierzchowa przybywa płk Pawlaczyk na czele Komisji z Centralnego Zarządu Zakładów Karnych i po rozmowie z głodującą od trzech dni celą nr 16, obiecuje złagodzenie rygorów. Mówi o możliwościach korzystania z świetlicy i telewizji, a także o wszczęciu postępowania wyjaśniającego po linii służbowej, sugerując jednocześnie by internowani wycofali doniesienie do Prokuratury Wojewódzkiej w Koszalinie o przestępstwach popełnionych przez oprawców w mundurach. Podkreślić bowiem należy, że pobicia jakie zostały dokonane w dniu 13 lutego nie były pierwszymi takimi przypadkami. W dniu 10 lutego np. pijani klawisze wyciągnęli nocą niektórych internowanych koszalinian i bijąc ich ciągnęli na „przesłuchania”, prowadzone przez ppłk Frydrychowicza. (Naczelnik Wydziału Śledczego KW MO w Koszalinie) i mjr G.
Panuje jednak pełne przeświadczenie, że akcje te nie dzieją się bez wiedzy i aprobaty Służby Bezpieczeństwa Szczecina i Koszalina, które decydują praktycznie o każdym drobiazgu w życiu internowanych. Znamienna jest w tej mierze wypowiedź mjr G.: „Dla świata jesteście internowani, ale dla nas tymczasowo aresztowani!”.