(WĘGORZYNO. ) Podczas ostatniej sesji Rady Miasta w tym mieście radnych zbulwersował fakt, iż muszą dopłacić 30 tys. zł do nowo wybudowanego gimnazjum. Na wprowadzenie poprawek zobligowała gminę Państwowa Inspekcja Pracy. Teoretycznie projekt posiadał klauzulę zgodności z obowiązującym prawem BHP, w praktyce inspektorzy PIP znaleźli w ukończonej inwestycji wiele niezgodności z prawem. Teraz gmina musi udowodnić, że błąd popełnił projektant i, że w wyniku tego błędu gmina poniosła straty.
Gdy radni dowiedzieli się, że gmina musi z własnego budżetu dopłacić za poprawki, na które wskazała Państwowa Inspekcja Pracy starali się znaleźć winnych, niektórzy nie chcieli się zgodzić, by z kasy gminy poszły na ten cel jakiekolwiek pieniądze. Radna Jadwiga Kamińska za nieprawidłowości oskarżyła nadzór inwestorski, który jej zdaniem miał obowiązek pilnować, by wszystkie prace były wykonane zgodnie z planem. Jak wyjaśniła burmistrz Grażyna Karpowicz, gmina nie może obarczyć tym nadzoru, bowiem wszelkie prace przy budowie gimnazjum zostały wykonane poprawnie.
- To co zakwestionowała Państwowa Inspekcja Pracy, to są sprawy w ogóle nieobjęte w projektach, prócz jednej rzeczy i tę poprawi wykonawca. Pozostałe zalecenia, które wskazała w swoim protokole Inspekcja Pracy dotyczą takich elementów, których w ogóle nie było w projekcie. Wykonawca zgodnie z umową wykonał inwestycję i zgodnie z umową zgłosił obiekt do odbioru 30 czerwca. Dopiero po oddaniu inwestycji wchodzi na obiekt Państwowa Inspekcja Pracy. Byłoby dobrze, gdyby Inspekcja weszła na obiekt przed zakończeniem i poinformowała co trzeba jeszcze zrobić. Niestety może to zrobić dopiero wtedy, kiedy zadanie jest zakończone. Dlatego projekty budowlane są zatwierdzane przez projektantów posiadających uprawnienia z branży BHP i nasz projekt, również posiada klauzulę, że jest zgodny z BHP. Wszystkie rzeczy, które wytknęła nam PIP muszą być skonfrontowane z biurem projektowym. Jeśli się potwierdzi, że behapowiec, który zatwierdził ten projekt potwierdzając, że jest zgodny z normą polską a rację ma PIP, to będziemy mogli żądać zwrotu pieniędzy za projekt. Dziś z PIP nie ma dyskusji, ona wydaje zalecenia, i termin, w którym ma być wszystko zamontowane a my musimy mieć decyzję o użytkowaniu po wykonaniu uwag. Będziemy jeszcze rok, labo dłużej rozliczać inwestycję i wykłócać się z projektantami co zrobili dobrze, a co źle. Na szczęście zawsze przy takich umowach są gwarancje jakie przedkłada projektant czy biuro projektowe i teraz rolą inwestora zastępczego będzie pewne rzeczy udowodnić – projektantowi, że zostały źle przyjęte. Później może pani radna rozliczać jakie pieniądze uzyskamy z części projektu, który można podważyć, ale to będzie dłuższy proces i dzisiaj te 30 tys. zł jest potrzebne na zapłacenie wszystkich prac, które musieliśmy wykonać zgodnie z zaleceniami Państwowej Inspekcji Pracy – wyjaśniła burmistrz Grażyna Karpowicz.
To nie wystarczyło jednak radnym. O kolejne wyjaśnienia poprosiła przewodnicząca rady Monika Kuźmińska. Spytała czy inwestor zastępczy widząc, że projekt nie jest zgodny z ustawą BHP i prawem budowlanym miał obowiązek interweniować i dążyć do tego, aby inwestycja z takim prawem była zgodna.
- Inwestor zastępczy ma nadzór nad wykonawcą, nie ma w ogóle takich uprawnień do sprawdzania czy to co zaleca Inspekcja Pracy jest zgodne czy niezgodne z prawem. Przykładowo sprawa wywietrzników w gimnazjum – pod każdym oknem są wywietrzniki, projektant twierdzi, że zaprojektował je zgonie z polską normą i tak również potwierdził branżysta, który zatwierdzał projekt, natomiast PIP zakwestionowała to. To nie jest zadaniem inwestora zastępczego czy PIP ma rację czy nie ma. Proszę nie mieszać sprawy nadzoru inwestorskiego a sprawy wykonania PIP, które są wymagalne z mocy prawa – dodała burmistrz.
Po wielu wyjaśnieniach rada miasta w Węgorzynie zrozumiała, że inwestor zastępczy ma za zadanie dopilnować, aby inwestycja była realizowana zgodnie z projektem i zgodnie z prawem, a nie sprawdzać, czy projekt jest wykonany zgodnie z normami. Za projekt odpowiada projektant. W konsekwencji radni przyznali 30 tys. zł na poprawki, nie mając właściwie wyboru.
Ta sprawa pokazuje, że nawet jeśli zapłacimy za projekt, objęty klauzulą zgodności z prawem, nie zawsze oznacza to, że tak jest w rzeczywistości. Teraz, mimo iż PIP udowodniła, że nie wszystkie normy BHP zostały uwzględnione w projekcie, to zadaniem gminy będzie udowodnienie, że projektant popełnił błąd. Pytanie tylko za co pieniądze wzięła osoba, która oznaczyła projekt klauzulą zgodności z przepisami BHP. mm