(ŚWIDWIN ) 13 okazała się szczęśliwa. 13 września kilkuset absolwentów, nauczycieli, pracowników szkoły i zaproszonych gości zjawiło się na obchodach 60-lecia Zespołu Szkół Rolniczych Centrum Kształcenia Praktycznego w Świdwinie. 7 tysięcy absolwentów
To, że szkoła wykształciła około 7 tysięcy obywateli, już robi wrażenie. To byłby prawie co drugi mieszkaniec Świdwina! Jednak spora część absolwentów była spoza miasta, a część rozjechała się po kraju i świecie. Zjazd był doskonałą okazją do przyjazdu i spotkania się po latach.
Uroczyste obchody rozpoczęła Msza św. w kościele. Po niej wszyscy przeszli pod pomnik Jana Pawła II, gdzie harcerze, uczniowie i nauczyciele złożyli wiązankę kwiatów, a Tadeusz Małecki powiedział do zebranych kilka słów o historii tego miejsca.
Później świdwińska orkiestra dęta poprowadziła wszystkich ulicami miasta do szkoły. Przystające na chodnikach i schodkach kobiety z podziwem patrzyły na mężczyzn zgromadzonych w tej ilości.
- Zobacz, ilu facetów. - usłyszałem przechodząc obok. To była najkrótsza recenzja tego przemarszu i zarazem charakterystyka szkoły, w której kobiety pojawiły się dużo później. Tak jak dziesięć lat temu, na poprzednim zjeździe, tak i teraz spore zainteresowanie wzbudzał absolwent PTMR z 1969 roku – Mieczysław Adamów, maszerujący w szkolnej czapce, z torbą i starym rowerem z tamtych lat.
Wielkie brawa dla autorów
W szkole absolwenci „odhaczyli” się na liście obecności i w zamian otrzymali na pamiątkę książkę o 60-letniej historii szkoły, przygotowaną przez Bogdana Kaczmarczyka i Henryka Szyposzyńskiego. Panowie wykonali gigantyczną pracę; tak szczegółowo opisana historia szkoły to perełka w świdwińskiej historiografii. Wielkie brawa dla autorów! (do tego wydawnictwa będziemy wracać w następnych wydaniach gazety).
Czas na placu za szkołą to czas dla gości zaproszonych, przemówień, wyróżnień i przypomnień. Dziękowano byłym pracownikom, byłym długoletnim nauczycielom i dyrektorom szkoły, sponsorom. A tuż za plecami czekały już namioty, gril, dolatywał dym kuchni polowej. Niektórzy już rozpoczęli biesiadowanie skupiając się w klasowym gronie i rozpoczęły się wspomnienia. O kilka słów poprosiliśmy pana Lesława Dudka oraz kilku uczniów jednej z klas rocznika....
To był czas wielkich emocji
Pan Lesław Dudek, jako matematyk, rozpoczął pracę w szkole w 1966 roku, jako nauczyciel... fizyki. Przepracował w niej przeszło 30 lat. Odszedł na emeryturę w 1998 roku.
- Zdawałem na Politechnikę w Poznaniu. Akurat przyszły wydarzenia poznańskie. Pamiętam czołgi na ulicach. - wspomina. - Zaangażowałem się jako student i później miałem nieprzyjemności z tego powodu, musiałem zrezygnować i poszedłem na matematykę do Torunia. Pracę tutaj rozpocząłem w 1966 roku. Wówczas ta szkoła nie wyglądała tak jak dzisiaj. Nie było tej przybudówki, sali gimnastycznej, internatu. To wszystko dopiero się budowało. A do tego spaliły się warsztaty szkolne, i trzeba było je odbudowywać. Dawniej młodzież chyba była spokojniejsza, bo miała pracę, wiedziała po co się uczy. Była większa więź między uczniami i nauczycielami. Teraz ludzie nie mają perspektywy; rolnictwa już nie ma, więc jest jakiś niepokój w nich o swoją przyszłość. - mówi.
Pytam, czy pamięta jakiś szczególny okres z życia szkoły.
- Oczywiście, jak był stan wojenny i Solidarność się organizowała. Jak tutaj strajkowali. To był strajk w zamkniętej szkole, a myśmy wystawiali straże. Później przyszły wolne wybory i byłem w komisji wyborczej. Pamiętam, jak myśmy dokładnie liczyli głosy. Mam nawet plakietkę z tamtego okresu. To był czas wielkich emocji. Do tej pory to wszystko pamiętam. - mówi.
Z głośnika dobiega głos dyrektora Andrzeja Muchorowskiego, który prosi o spokój i rozpoczyna obchody. Gdzieś z tyłu grupka „uczniów” o czymś żywo dyskutuje. Jeden ze starą szkolną czapką na głowie. Okazuje się, że to klasa V b, Państwowego Technikum Mechanizacji Rolnictwa, rocznik 1967. Gdy pan Lesław Dudek rozpoczynał pracę, oni w następnym roku opuszczali szkołę.
Ze śpiewem na Bukowiec
- Było nas w klasie 36. Wychowawcą był nieżyjący już Edward Oleszczuk. Na zjeździe jest nas 17. Siedmiu już nie żyje, trzech nie mogło przyjechać, bo choruje, a paru jest za granicą. Dziesięć lat temu było nas 11, dwadzieścia lat temu – ośmiu, więc teraz jest duża frekwencja – mówią. Ten z czapką to Andrzej Jurkiewicz. Urodził się w Świdwinie, pracował w Łobzie, ale małżonkę znalazł w Resku i teraz tam mieszka.
- Na tej czapce przed maturą wyszywało się „100 dni” - mówi i pokazuje napis na czapce. Z kieszeni wyciąga trzy tarcze szkolne, jakie wówczas obowiązywały. - Mam tu własne drzewko, które wkopywałem. Mamy też własną skarpę. - mówi, czym rozwesela kolegów.
- Zastępca dyrektora, Franek Laskowski (historyk, w szkole w latach 1955-1969), zapowiedział nam, że kto ucieknie z lekcji, to za karę będzie robił skarpę. Cała klasa wstała i poszła robić skarpę. - śmieją się na to wspomnienie.
Pan Czesław Stakuć ze Szczecinka zna historię internatów, w których mieszkał; na Poznańskiej, na Łokietka i dopiero w ostatniej klasie zamieszkał w nowym internacie przy szkole.
- Pierwszy rok mieliśmy przyjemność mieszkać i to nie do końca, bo na miesiąc przed maturą zostaliśmy wydaleni. Na placu przy kościele wyświetlano film, było bardzo późno, a do internatu należało wrócić do godz. 22. Myśmy nie zdążyli. Pan dyrektor nas złapał; – od jutra już nie jesteście – powiedział i tak to się skończyło.
- Ze szkoły bardzo miło wspominamy wyjścia w pierwszy dzień wiosny na Bukowiec. - mówi Roman Gagiew z Elbląga. - Szliśmy orkiestrą, ja grałem na bębnie, Ignac Hapter na saksofonie, Marian Jasnoch na gitarze, i tak ze śpiewem szliśmy na Bukowiec. - mówi i z pliku zdjęć wyciąga to pokazujące gromadkę chłopaków idących z instrumentami ulicą miasta.
Gdyby tak przystanąć przy każdej grupce i posłuchać, powstałaby zapewne druga książka o tej szkole. Może ktoś kiedyś ją napisze.
Kazimierz Rynkiewicz
Tak. Wspomnienia z tamtych lat odżyły ponownie w tym dniu spotakania, który tak i poprzedni z okazji 50-cio lecia był zbyt krótki aby wspomnieć, wypytać czy porozmawiać z obecnymi również o nieobecnych i o tych którzy odeszli od nas na zawsze. Ja akurat choć jestem z tego samego rocznika (1967) to jestem z klasy A gdzie wychowawcą był wspaniały a nieżyjący już Jan Wamil.Ze słynnym w tamtym okresie FRANKIEM przeszedłem przez całe miasto pod rękę i to ten GROŻNY? OSTRY?
Franek miło serdecznie opowiadał jak koledze losy swej pracy w technikum.A w przeszłości??życzył mi mało obiecująco.
Dziś tamte problemy wydają się w każdym wymiarze idyllą z obecnymi ale tak to już jest. Ja tylko odczułem ogromny niedosyt, że ludzie mieszkający << za miedzą ,, nie znależli czasu na przyjazd na to spotkanie - dla wielu z nas napewno ostatnie tak jak to było ze STASIEM ZARZYCKIM któremu na imieniny składałem życzenia a 18 czerwca już Go między żywymi nie było. POZDRAWIAM WSZYSTKICH ROCZNIK 67 Z OBU KLAS.
~Czesław Stakuć
2008.10.10 11.19.37
Jestem mile zaskoczony ukazaniem się tego artykułu a w nim, tych kilka zdań wspomnień z tamtych lat. Czas płynie i mimo upływu 41 lat nadal w pamięci pozostają tamte wyjątkowe sytuacje i chyba patrząc z dzisiejszej perspektywy beztroskie dni. Chcę gorąco podziękować autorowi Panu Kazimierzowi Rynkiewiczowi za sprawienie nam tak miłej niespodzianki w postaci zamieszczenia naszych wrażeń ze wspomnień i zjazdu.
Z poważaniem
Czesław Stakuć
p.s
szkoda że nie był Pan z nami dłużej!