Podczas zjazdu Kresowian w Sielsku zabrakło ludzi młodych. Szukając odpowiedzi na pytanie - dlaczego, nie trzeba daleko szukać. Bo dlaczego nie było dzieci przesiedleńców, ani ich wnuków i prawnuków? Czyżby nie interesowali się skąd ich ród? Może nie, dla wielu tam ojczyzna, gdzie dom, dla wielu tam, gdzie - chleb. Coraz więcej osób wybiera się jednak za wschodnią granicę w poszukaniu siebie, tego Ducha, który kazał ich przodkom miłować kraj swój ponad życie. Tę moc, którą czuli jeszcze nasi dziadowie, mają ludzie mieszkający na terenach rdzennie polskich. Siła przywiązania do ziemi, mocne korzenie, tradycja i historia. O każdy skrawek ziemi, tej ziemi, na której mieszkają, walczyli ich ojcowie, ojcowie ich ojców i prapraojcowie. Ziemi oddano ofiarę z krwi. A tu? Na zachodnim pasie Polski jesteśmy tylko przeszczepami, z tak marnymi korzeniami, że łatwo nas zdmuchnąć. Nie znamy historii swoich rodzin, bo najczęściej nie wolno było o niej mówić przez ostatnie dziesięciolecia. Pokolenie socjalizmu nie wnikało w losy przodków, nastawione na tu i teraz. Bo faktem jest, że aby pokonać naród, wystarczy odebrać mu świadomość jego historii. I tak jest w rzeczywistości. My nie mamy własnej świadomości, gdybyśmy mieli, nie powstałoby tu sześć supermarketów, dzięki którym wypływają stąd pieniądze.
Pierwsi osadnicy nie dbali o dobra materialne zastane tutaj, bowiem to nie ich dobra, nie ich ręce, ani ręce ich ojców budowały domy i gospodarowały tutaj. Oni „wracali tam”, umierając ze świadomością, że nigdy do swoich ojcowizn jednak nie powrócą. Pokolenie średnie – nie przywiązywało zbytniej wagi, bo tak zostali nauczeni. Teraz obraz się zmienia, domy są remontowane, budowane nowe, dba się o ogrody, zieleń, parki, ale zarabia się na to wszystko zagranicą. Ile pokoleń musi minąć, aby Polak pracował w Polsce dla Polaka? Czy da się jeszcze odwrócić to, co się stało? A mianowicie oddanie niemal za darmo majątków, fabryk, ziemi obcemu kapitałowi? Czy tak łatwo oddawalibyśmy fabryki i ziemię, gdyby były to ojcowizny z pokolenia na pokolenie? Nasi dziadkowie zostali przesiedleni z żyznych ziem wschodu na piaski zachodu i my sami takim piaskiem się staliśmy.
Pozostaje też problem - jakiej historii mamy uczyć w ramach historii Małych Ojczyzn? Obecne opracowania, dotyczące ziemi łobeskiej, spisywane przez lokalnych historyków kończą się na roku 1945, natomiast prace Instytutu Zachodniopomorskiego na 1970; czyżby od tamtego czasu nic się tu nie działo? Czyżby nie było nikogo wartościowego, kogo mogłyby zarejestrować kroniki, ująć opracowania?
Jak grzyby po deszczu powstają bractwa rycerskie, ale jakie bractwa, jakich rycerzy stroje noszą, który rycerz jest ich wzorem i patronem? Nie wiedzą.
Niemcy wiedzieli. Na Wzgórzu zbudowali pomnik Zygfryda-Rolanda. Pojawiają się teraz głosy, by Wzgórze odbudować i pomnik – czyż Roland nie jest symbolem prawa? Tak przecież było ładnie, bo to element historyczny byłych mieszkańców tych ziem i powinniśmy im pokazać, że... No właśnie co? Że dla poprawności politycznej i stosunków dobrosąsiedzkich zdolni jesteśmy do zaparcia się siebie? Kto choć odrobinę zna historię i symbolikę Wzgórza nigdy nie pomyśli, by je odbudować w takim stanie, w jakim zostało utworzone.
Gdy Niemcy po I wojnie światowej potrzebowali szybkiego odrodzenia, zgodnie z prawdą, że wojny wygrywa się wtedy, gdy pokolenie wcześniej przygotowuje broń, ciało oraz ducha do walki, szukali odwołania się do Ducha narodu.
Germańskim odpowiednikiem Rolanda, jako rycerza bez skazy, jest Zygfryd, bohater eposu „Pieśń o Nibelungach”. Jest jednym z najświetniejszych rycerzy, mający, prócz niebywałej siły, moc czarodziejską.
On to właśnie, na zboczu doliny za cmentarzem, wsparty na mieczu stał skierowany we wschodnią stronę. Ale nie tylko, Wzgórze to założenie, ściśle przemyślane, napełnione symboliką. Twórcą był rzeźbiarz berliński Fritz Richter Elsner, który to postanowił upamiętnienie poległych w czasie I wojny światowej wpleść w program ideowy, mający jeden cel – wzbudzać w zwiedzających uczucia patriotyczne. Odwołuje się nie tylko do legend, ale i mitologii. Polegli w I wojnie światowej żołnierze, to wielcy wojownicy, którzy ucztują w Walhalli - pałacu poległych dusz, zabitych w boju wojowników (einherjar), adoptowanych synów Odyna Walforda. Runy, wyrzeźbione na kamieniach, pełniły też formę zaklęć i magicznych formuł. Z założenia miało to być pismo używane przez plemiona germańskie we wczesnym średniowieczu, jednak to na Wzgórzu, to pismo wymyślone przez ezoteryka niemieckiego Guido von Lista (1848 - 1919). To on był twórcą ariozofii, która była jedną z podstaw faszyzmu. Twierdził, że miał wizję, w czasie której otrzymał alfabet runiczny (nazywany potem armeńskim). Zdaniem „głosu” (czyli tego czegoś co przekazywało mu objawienie) dzięki tym runom możliwe jest zdominowanie i kontrolowanie innych „ras”. Jego zdaniem np. zastosowanie runy haglaz przez żołnierzy miało poprawić ich zdolności bojowe, a zastosowanie odpowiednich kombinacji run miało dawać konkretne efekty np. zdobyć nad kimś mentalną kontrolę albo dawać wyjątkową odporność na ból. Runa Eihwaz nazywana jest także wilczym kątem lub wilczym hakiem. Przedstawiana jest w kolorze czerwonym – jak łobeski wilk z godła. To runa ukazująca czas wielkiej zmiany, punktu zwrotnego w życiu lub konkretnej sytuacji. W latach 30-tych XX w. kult germańszczyzny przybrał formę nacjonalistyczną. Celebrowano wówczas wspólne pogańskie obrzędy. Symbole i znaki runiczne stały się popularnymi emblematami władzy hitlerowskiej (odwrócona swastyka, runiczna błyskawica). Dlatego Wzgórze Zygfryda-Rolanda, to nic innego jak pomnik militaryzmu i faszyzmu. To właśnie tu w latach 40.tych młodzież z Hitlerjugend urządzała manifestacje, tutaj też znajdowała się tablica poświęcona Hitlerowi.
Poszczególne tarasy, to kręgi ściśle powiązane z narodem niemieckim, ich przeszłością i przyszłością. Najważniejszym miejscem był krąg na szczycie - miejsce poświęcone ojczyźnie i przypomnieniu o wielkich germańskich zwycięstwach. Toteż pomnik Zygfryda-Rolanda uosabiał militarną potęgę Niemiec.
Ktoś powie, że Wzgórze Zygfryda-Rolanda to tylko symbol, a odbudowa, to miły gest. Idąc drogą symbolu – nasza odbudowa, w takim stanie, w jakim zostało ono stworzone – to symbol mówiący, że te ziemie nie są nasze, że od wieków należały do ludu Zygfryda i on i jego naród są tu pełnoprawnymi.
Chęć odbudowy takiego założenia, jakim było przed wojną, to stawianie pomnika faszyzmowi.
Powstaje więc pytanie, czy coś co trwało zaledwie około 20 lat warte jest odbudowy? Czy my Polacy nie mamy w swojej historii ani jednego rycerza, wzorca do naśladowania, który mógłby objąć patronem Łobez? Czy nie mamy własnej historii, dumy, przyszłości? Czyż nie możemy wykorzystać wzgórza w inny sposób, nasz własny?
Dla przypomnienia Mieszko I po bitwie pod Cedynią przyłączył Pomorze do tworzonego przez siebie państwa i założył Kołobrzeg. To wówczas nastąpił tu rozwój i zaczęły powstawać nowe grody. Później Bolesław Krzywousty doprowadził do ponownego złączenia Pomorza z Polską. Wówczas powstały grody w Resku, Radowie, Smorawinie, Ginawie Unimiu, Trzebawiu, Cieszynie, Iglicach, w Łobzie, w Węgorzynie, Dobrej itd.
W poszukiwaniu siebie zapętlamy się w ducha narodu niemieckiego, zatracając własną przynależność narodową w imię łączenia się narodów i zanikania granic. Nie dziwić więc powinno, że dorosły człowiek mówi: „kiedy w końcu przyjdą Niemcy i zrobią tu porządek”, bo jak ma dziwić, skoro nie mamy wobec siebie, własnej historii i ojczyzny – szacunku i krzty miłości. Skoro w poszukiwaniu korzeni szukamy gdzieś poza własną historią? Nie dziwi, że wszelkie nowe idee wchodzą tu płynnie, swobodnie i przechodzą gładko, by zająć umysły innymi, nowymi, równie absurdalnymi i wyniszczającymi.