(RESKO). Z problemem mieszkaniowym boryka się wiele gmin. Wynika to z faktu, iż budownictwo na terenie powiatu łobeskiego przeżywa swoisty marazm, mieszkań komunalnych nie buduje się, a widoki na ukończenie niegdyś rozpoczętych obiektów mieszkalnych są coraz mniejsze. Istniejący zaś zasób jest tak marny, że praktycznie nie ma z czego wybierać. Na tym tle rodzą się spory i dylematy. Tak jest i w tym mieście.
Wyposażenie: ściana i podłogi
Mariusz Wyrzykowski otrzymał lokal komunalny przy ul. Szczecińskiej w Resku w 2002 roku. Wówczas też otrzymał rentę. Z jednej strony reszczanin nie zamieszkuje w przydzielonym mu mieszkaniu, bo jak twierdzi lokal nie nadawał się do bytowania. W pierwszej kolejności musiał wykonać wiele remontów, a że jedynym dochodem jest renta – remonty trwają długo. Urzędnicy uważają z kolei, że lokator nie mieszka tam od sześciu lat i nie płaci czynszu więc czas najwyższy wymeldować niefrasobliwego lokatora.
Jak wynika z protokołu zdawczo-odbiorczego z marca 2003 r. w mieszkaniu o łącznej powierzchni 17,80 m. kw. znajdowała się instalacja wodno-kanalizacyjna, ale... bez osprzętu. Instalacji elektrycznej nie było podobnie jak i instalacji gazowej. Zamiast pieca znajdował się trzon piecowy. W innych wyposażeniach wpisano – “sufit, ściany murowane, otynkowane, malowane. Podłogi – kuchnia – cementowe, pokój – drewniane, drzwi – 2 szt.”
Wodociąg więc był, ale kranu i zlewu zabrakło, prądu i gazu nie było, kanalizacja podłączona, ale zabrakło łazienki, wody gorącej, C.O.
- Gmina bardzo dobrze wie, że tam nie ma łazienki, toaleta nie jest zabudowana, tam jest jeszcze mnóstwo pracy, ścianki działowe trzeba postawić. Rozmawiałem z nimi, że w tej chwili nie można tam mieszkać. To mieszkanie było w stanie makabrycznym; okna były zabite blachą. Łomem wyrywaliśmy okna, bo nie wiedzieliśmy którędy wejść do środka. Drzwi były zabite gwoździami. Gdy zobaczyliśmy co tu było, złapaliśmy się za głowę. Z gminy przychodziły pisma, że nie zamieszkuję. Jak mogłem zamieszkiwać, skoro nie był tam podłączony licznik, nie było wody, musiałem założyć zlew, kran, czyli to, co faktycznie powinna zrobić gmina, a nie ja. Urząd powinien wymienić drzwi i okno, skoro przejmowałem mieszkanie. To wszystko jest zrobione z moich pieniędzy. Woda została podłączona po około roku, prąd może trochę wcześniej. Mam świadka na to, że ja dostałem klucze, ale nie wiem do czego – do kłódki? Drzwi i tak trzeba było wyłamywać, bo były zabite gwoździami. Zadaniem gminy było wywieźć śmieci, które pozostały po poprzednim lokatorze, ja je wywiozłem. Na górze z pokojem było dokładnie to samo, podłogę trzeba było zrywać, płyty nowe nabijać. Teraz ja mam gminie oddać mieszkanie, w które łożyłem własne pieniądze? To nie jest moje zaplecze, to jest mieszkanie, które nie zostało jeszcze skończone. Wciąż je adaptuję. Z mojej renty nie mogę sobie pozwolić na szybki remont. Zostawiłem w gminie swój numer telefonu, aby w razie czego mieli ze mną kontakt – powiedział M. Wyrzykowski.
- Jeżeli lokal nie nadawałby się do zamieszkania, to nie zostałby przydzielony a pan Mariusz Wyrzykowski nie przyjąłby lokalu – zripostowała sekretarz gminy Danuta Mielcarek.
Nie mieszka od 6 lat, albo...tygodnia
Z wypowiedzi M. Wyrzykowskiego tak jednak nie wynika. Pragnął mieć swoje cztery kąty, więc przyjął, co mu gmina przydzieliła. Teraz gmina przystąpiła do administracyjnego wymeldowania reszczanina. Na tę decyzje miało się złożyć wiele przyczyn: przede wszystkim brak płatności za lokal oraz fakt, iż M. Wyrzykowski nie przebywa w swoim mieszkaniu przez okres... I tu zaczynają się nieporozumienia. Zeznania świadków mówią o różnych datach. Niektórzy nie widzieli tam lokatora od sześciu lat, a niektórzy od tygodnia.
Aby sprawdzić od kiedy M. Wyrzykowski nie zamieszkuje w lokalu na miejsce udał się dzielnicowy. Stwierdził on, że w mieszkaniu przy ulicy Szczecińskiej nie znajdują się żadne rzeczy osobiste Mariusza Wyrzykowskiego. Uczynił to przez zamknięte drzwi, bowiem lokatora w mieszkaniu nie zastał. O tym został jedynie poinformowany.
- W oparciu o wywiad dzielnicowego, jak również w oparciu o treść protokołów z przesłuchania świadków wynika, że Mariusz Wyrzykowski nie mieszka od około sześciu lat, czyli od 2002r. w tym czasie nie korzystał z przysługujących mu środków prawnych, umożliwiających powrót do przedmiotowego lokalu, czyli nie zwrócił się do właściwego organu, by w drodze postępowania cywilnego uzyskać przywrócenie utraconego posiadania – wyjaśnia sekretarz gminy.
- To wszystko zostało załatwione po koleżeńsku – tłumaczy M. Wyrzykowski. – świadkami jest matka, siostry i koleżanki mamy, mieszkające w innym bloku, a nie ma świadków z bloku, w którym mieszkam – powiedział.
Z protokołów przesłuchań wynika różnie, w zależności od osób wypowiadających się. Inaczej twierdzi siostra pana Mariusza, której w 2003 roku (jak wynika z informacji otrzymanej od sekretarz gminy D. Mielcarek umowa została zawarta 30.06.2003r. na okres 3 lat) pan Mariusz podnajął mieszkanie. Z jej zeznań wynika, że “w domu, który brat wynajmuje mieszkam od 2005 roku wraz z dziećmi. Pod adresem Szczecińska 1/2 brat nigdy nie zamieszkał na stałe tylko przyjeżdżał od czasu do czasu. Ostatnio był miesiąc temu, był tylko około godziny. (...) Brat od początku jak dostał mieszkanie to mieszkał w Łobzie. Brat ma tylko mebel na Szczecińskiej.” Inaczej wynika z zeznań matki M. Wyrzykowskiego “(...) Na ulicy Szczecińskiej jest tylko głównym najemcą i czasem tylko przyjeżdża; córka (...) u niego mieszka już sześć lat; ja pomagałam zrobić jej remont, zezwolił mi na to Mariusz. Córka Roma płaci prąd i część zadłużenia spłaca za mieszkanie”. Jeszcze inne zeznania złożyła druga siostra p. Mariusza: “Mariusz Wyrzykowski jest moim bratem, zamieszkuje czasami, widziałam jego tydzień temu, nieraz wyjeżdża do swojej dziewczyny i wraca do swojego miejsca stałego zamieszkania. Są jego meble i rzeczy osobiste. (...) Dobrowolnie nie wymelduje się z tego mieszkania, starał się o to mieszkanie.” Zeznania różnię się nie tylko odnośnie tego, czy p. Mariusz mieszka przy ul. Szczecińskiej w Resku, ale odnośnie czasu zamieszkania jego siostry. Okazało się bowiem, o czym p. Mariusz nie wie, że jego siostra nie ma przedłużonego meldunku. W rozmowie z nami wyraził zdziwienie, że przedłużono jej najm bez jego zgody.
Płacić za dług i dowiedzenia
Do M. Wyrzykowskiego przychodzą pisma, że ma spłacić zadłużenie. Nie godzi się z tym, bo jak twierdzi, w umowie podnajmu siostra zobowiązywała się opłacać mieszkanie.
- Jak mogę spłacić zadłużenie, skoro otrzymałem dokumenty, że zostałem wymeldowany, jak ja mogę cokolwiek spłacić? Ja mam spłacić całe zadłużenie, a siostra tak o mieszka. Napisałem pismo do burmistrza, on chciał mi to umorzyć, a ja miałem płacić dalej bieżący czynsz. Chciałem zrobić kuchnię z łazienką. Ale mama poszła i podpisała ugodę, że ona spłaci całe zadłużenie. Nie ma żadnych pism, nic w dokumentach nie było. Wiem o tym bo rozmawiałem z panią Mielcarek i ona powiedziała mi, że mama przyszła i rozmawiała. Spytałem dlaczego mama, czy mama ma cos wspólnego z tym mieszkaniem, czy ona jest głównym najemcą? Czy ona ma coś do powiedzenia do tego mieszkania? Mama była bardzo zdziwiona skąd ja wiem, że w tej chwili jest 2,3 tys. zadłużenia.
- Zdania odnośnie odpłatności za lokal, potwierdza sekretarz gminy. Jednak dodaje, że “za zapłatę czynszu odpowiada główny najemca lokalu i to on jest zobowiązany pilnować, aby czynsz i inne opłaty były terminowo uiszczane pomimo, że umowa podnajmu stanowi inaczej. Od ponad 6 lat Pan Mariusz Wyrzykowski nie interesował się swoim lokalem i w rezultacie zadłużył mieszkanie na kwotę 2288,33zł + należne odsetki 356,95zł.”
Urząd nie posiada informacji czy pan Mariusz wykonywał jakiekolwiek prace remontowe w mieszkaniu, nikt też nie potrafi opisać jak to mieszkanie wyglądało 6 lat temu.
- Najemca nigdy nie ubiegał się o zrefundowanie poniesionych nakładów na remont. Natomiast 15.11.2007r. Pan Mariusz Wyrzykowski złożył podanie o postawienie pieca w kuchni lub zakupienie kuchenki. Po kilkukrotnych codziennych próbach obejrzenia lokalu nie udało nam się skontaktować z najemcą. Nie mieliśmy możliwości oceny ze strony technicznej sposobu podłączenia się do przewodu kominowego oraz sprawdzić wentylację w kuchni, miejsce postawienia pieca, jego rodzaj i wielkość. Ponadto należy podkreślić, że wynajmujący nie ma obowiązku budować w pomieszczeniu kuchennym pieca do ogrzewania, bądź wyposażać w urządzenia do gotowania. W związku z powyższym otrzymał negatywną odpowiedź – poinformowała sekretarz gminy.
W jednym z pism M. Wyrzykowski tłumaczy się, że zimę spędzał u swojej konkubiny w Łobzie, bowiem nie był w stanie wytrzymać zimna w nieogrzewanym pomieszczeniu. Ten sam zarzut – nieogrzewanego pomieszczenia stawia mu gmina. Gmina też uspokaja, że właściwie nie ma o co kopii kruszyć, bowiem meldunek jest jedynie instytucją prawa administracyjnego, a nie cywilnego. Dlatego decyzja o wymeldowaniu nie pozbawia osoby wymeldowanej prawa do zamieszkiwania w lokalu ani prawa do lokalu. Taka decyzja ma tylko na celu uporządkowanie ewidencji ludności i zapobiega utrzymywaniu fikcji w tej ewidencji. Dodaje jednak, że pozbawianiem możliwości zamieszkiwania w lokalu, z którego zostało się wymeldowanym, zajmuje się sąd. A sąd w takich sytuacjach najczęściej orzeka przeniesienie do lokalu socjalnego.
Problemy na własną prośbę?
Zdaniem sekretarz gminy M. Wyrzykowski ma problemy na własną prośbę, a to z tego względu, że nie chciał skorzystać z pomocy socjalnej jaką nasze państwo oferuje.
- Zarówno ja, jak i pracownica namawiałyśmy pana Wyrzykowskiego, aby złożył podanie o dodatek mieszkaniowy. Raz złożył, a potem zaniedbał. Prosiłyśmy też, by zwrócił się o pomoc do opieki społecznej, to również nie przyniosło efektu. Mieszkaniem trzeba się zainteresować. To jest budynek wielorodzinny, jest tam wspólnota mieszkaniowa. My mamy tam tylko jedno mieszkanie, reszta jest prywatna. Namawiałyśmy tego pana, aby wykupił mieszkanie; nie byłaby to wielka kwota, zaledwie 5 proc wartości mieszkania. Mieszkanie jest niewielkie o obniżonym standardzie. By pomóc spłacić zadłużenie zaangażowaliśmy rodzinę. Ale ten pan poszedł do matki i pokłócił się z nią. Proponowaliśmy ugodę, aby co miesiąc spłacał należności. Nie jest zainteresowany spisaniem porozumienia i nie wiem już jak z nim rozmawiać. Mama tego pana była u mnie i powiedziała, że córka będzie płacić za media, a ten pan miałby dopłacać 15 zł różnicy, też się nie zgodził.
Pisze skargi na nas do Wojewody a te wracają do nas, bowiem Wojewoda nie dopatruje się w naszych działaniach niczego niezgodnego z prawem. Gdyby zamiast całą energię kierować na straszenie, skierował na kompromis, już dawno jego problemy z mieszkaniem skończyłyby się, znaleźlibyśmy porozumienie w spłatach i remontach mieszkania. Gdyby nie pokłócił się z rodziną, nie byłoby sprawy. Nieprawdą jest, że gmina proponowała siostrze tego pana jakiekolwiek mieszkanie. Jego siostra złożyła podanie o lokal, ale w tej chwili żadnego nie posiadamy. Czeka w kolejce. Obecnie robimy ruchy w mieszkaniach, odbieramy je tym, którzy mają bardzo duże zadłużenia i nie płacą. – powiedziała sekretarz gminy Danuta Mielcarek.
Problem tu przedstawiony wydaje się być prosty – z jednej strony – skoro lokator nie płacił, to powinien być eksmitowany do lokalu socjalnego. Bo powstaje pytanie czy gmina, czyli mieszkańcy, społeczność – ma pozwolić na to, by był zajmowany lokal i niezamieszkiwany skoro tylu innych potrzebujących czeka w kolejce? Z drugiej strony M. Wyrzykowski był pewien, że opłaty uiszcza siostra, która się do tego zobowiązała, był też pewien, że siostra ma przedłużony podnajem. Wykonał prace adaptacyjne, w lokalu pomieszkuje, ale nie miał zapewnionych mediów; do dziś nie ma ogrzewania w mieszkaniu, a toaleta jest odsłonięta. Miał w planach postawić ścianki działowe. Powoli starał się doprowadzać mieszkanie do porządku. Czekał aż wyprowadzi się siostra, by w obecnej kuchni zrobić łazienkę i przenieść meble do pokoju. Kwestię tę należy rozpatrywać na wyższej płaszczyźnie. Po raz kolejny wyniknął problem chronicznego braku mieszkań. Jest to tym bardziej smutne i bulwersujące zarazem, że na terenie powiatu łobeskiego i tuż poza jego granicami niszczeją obiekty mieszkalne, a to za sprawą niedokończonych budów i niegospodarności m.in. Agencji Rynku Rolnego. I tak ludzie gnieżdżą się na kilku metrach kwadratowych, gdy za oknem w ruinę popadają kolejne pałace, bloki, domy... Pytanie czy nas mieszkańców tego powiatu stać na takie marnotrawstwo.
Póki co jednak, gmina zamierza oddać sprawę do sądu o eksmisję, a pan Mariusz – do prokuratury o składanie fałszywych zeznań. mm