Docenić należy fakt,
iż w dniu 1 sierpnia
na Palcu Zwycięstwa
w Gryficach było biało-czerwono.
Przed Urzędem Miasta na masztach powiewały narodowe flagi, podobnie było przed Pomnikiem Pamięci i w całym otoczeniu Placu. W Urzędzie Skarbowym też nie zapomniano o 64. Rocznicy Powstania Warszawskiego – wywieszono flagi.
O godzinie „W”, czyli 17.00, straż pożarna włączyła syreny, w centrum miasta na ulicach kilka osób na chwilę przystanęło. Sami odczuliśmy coś w rodzaju dumy, że nasze miasto dało wyraz pamięci o tych, co za nas walczyli w Warszawie. Że czas niepamięci o 63 dniach walki przemija i wraca pamięć w narodzie o tamtych trudnych do wyobrażenia dniach, o których w szkołach nie mówiono, podobnie jak o Katyniu. Pamiętamy „świeżo upieczonego” magistra historii Uniwersytetu Poznańskiego, który zapytany (lata 70.te) o Powstanie Warszawskie nie wiedział, że takie było. A przecież zaraz po obronie dyplomu dostał angaż do liceum. Stojąc tak na Palcu Zwycięstwa, słuchając wycia syreny, myślą pobiegłem do sanitariuszki z Powstania, która z Poznania do Warszawy (1965 r.) szła pieszo do Ministerstwa Zdrowia, by tam wymusić stałą receptę na środki przeciwbólowe, bowiem z Powstania wyszła poraniona i z amputowaną piersią. I jak mówiła, do końca swojego życia na takich środkach być musi, a służba zdrowia w Poznaniu lekceważy ją jako obywatela i człowieka chorego. Pamiętamy, że była jak kruszynka, ale tylko zewnętrznie. Była silna wewnętrznie tym, co przeszła w czasie Powstania. Choć nie o taką Polskę walczyła (nie tylko w Powstaniu) w jakiej przyszło jej żyć. Mimo to wierzyła, że wszystko się zmieni, a były to lata 60. My w nic nie wierzyliśmy. Ale do tamtego spotkania i całonocnej rozmowy zawsze wracaliśmy wspomnieniem 1 sierpnia o godz. 17.00. m