(DOBRA ) Jarmark doberski przyciąga tłumy. Przez dwa dni rynek miejski zamienia się w plac zabaw, rycerskich walk, konkursowych pojedynków i potańcówek. Najbardziej spontanicznymi uczestnikami jarmarku są dzieci, które biegają między kiermaszami i toczą walki na drewniane miecze, wzorem groźnie wyglądających wojów.
Jarmark doberski jest chyba jedyną w powiecie imprezą mającą rozpoznawalną markę. Dzieje się tak za sprawą wyraźnego nawiązania do historii i nadania imprezie charakteru właśnie... jarmarcznego. Na błoniach, tuż za rynkiem, obóz rozbili wojowie, z ogniskiem i zagrodą z kozami. Tarcza strzelnicza przez cały dzień oblegana jest przez dzieci i dorosłych chcących postrzelać z łuku. Ściągnięcie wojów do Dobrej było strzałem w dziesiątkę. Niezagospodarowane do tej pory ruiny zamku mogą stać się, za ich sprawą, sporą atrakcją turystyczną. Władze miasta już planują wybudować na łące za zamkiem drewniane grodzisko, jakie wybudowano w gminie Czaplinek. Byłem, oglądałem tam dwa takie grodziska i przez całe lato są pełne ludzi. Dla dzieci to miejsca magiczne, uczą się tam rzemiosła, rękodzielnictwa i rozwijają swoje różne talenty konstruktorskie, a przede wszystkim nabywają rycerskiego etosu.
Wracając do Dobrej; przez cały dzień coś się na rynku dzieje. Za wojami przyjechał tu kramarz, który sprzedaje dziecięce łuki, strzały, kusze, miecze, hełmy i różne rycerskie akcesoria. Po południu dzieci są już w nie zaopatrzone i toczą między sobą pojedynki, strzelają do tarczy. Łobeski CIS ze swoim kramem robi furorę malując na dziecięcych twarzach różne tajemnicze znaki. Obok garncarz pokazuje sztukę wyrabiania garnków z gliny. Dzieci czekają cierpliwie w kolejce, bo to niesamowita frajda ulepić coś samemu. Tuż za nim kram z drewnem; anioły, zabawki. - Wszystko z odpadów drewnianych. - mówi właściciel z Wałcza. Kobieta uczy dzieci wyplatać koszyczki z papierowych „witek” (paski papieru nawija się na drut do szydełkowania, po ściągnięciu z niego papier ma postać „witki” i z nich plecie się tak jak z wikliny). Dzieci to wszystko absorbuje i wciąga. Tuż za tym stoiskiem kramy Dobropola i Błądkowa z ciastami i nalewką. Za pieniądze ze sprzedaży w Dobropolu chcą postawić kosz do gry w koszykówkę. Błądkowo zbiera na odbudowę kościoła. Przed kramem można zobaczyć zdjęcia z pozostałą po kościele dzwonnicą. Ten obiekt warto byłoby odbudować, bo już sama wieża robi wrażenie.
Biblioteka doberska wystawia swoje bibeloty; wśród nich rycina zamku, książka o Dobrej, foldery turystyczne. Świetny zestaw portretów dzieci sprzed kilkudziesięciu lat. Uwspółcześniam go robiąc fotkę z dziećmi akurat tu obecnymi. To doberskie pokolenia.
Później na rynku rozpoczyna się pojedynek wojów i to wcale nie symulowany. Ostro ciachają mieczami po hełmach, bo walczą o nagrody. Po nich markowy już tu konkurs jedzenia doberskiej kiełbasy przygotowanej przez masarnię pana Marka Kowalczyka z Krzemiennej. Wygrywa najszczuplejszy zjadacz, woj Maciej Kaczorowski zwany Dako, co potwierdza ogólnie znaną teorię, że „mały, chudy, ale byk” oraz w „chudych lędźwiach wielka siła”. W nagrodę dostaje drukarkę laserową i potężne pęto kiełbasy. Drugi zawodnik Mieczysław Wiśniewski otrzymał... domowego królika, którego ufundował Mieczysław Sypień. (kar)