Mieszkaniec ościennego miasta zapytał nas na ul. Niepodległości, tuż obok Urzędu Skarbowego, o WC. Była godz. 14.30, sobota 1 czerwca.
Mój kolega wskazał na drogowskaz z trójkątem i kółeczkiem, umieszczonym na słupie oświetleniowym, stojącym obok w.w. urzędu, który umiejętnie zgięty wskazuje drogę na wprost przy bloku mieszkalnym nr 60. Ziomkowi z innego miasta wskazaliśmy jednak inną drogę. Na zaplecze Urzędu Skarbowego, pamiętaliśmy, że właśnie tam znajdował się szalet miejski. Ziomek poszedł i wrócił. Ponownie wtrącił się do dyskusji toczonej z innymi w pobliżu słupa i stwierdził: szalet owszem jest, ale zamknięty, jednak bardzo dziękuję za wskazanie drogi, bo zrobiłem sobie siusiu za krzewami, które zasłaniają szalet od widoku publicznego.
Uwagę o zamkniętym szalecie pominęliśmy milczeniem i znacznie później poszliśmy sprawdzić, czy ziomek mówił prawdę. Prawda jest taka, że szalet miejski w powiatowym mieście jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach od 9.00 do 17.00, w soboty od 10.00 do 14.00. Informacja o godzinach otwarcia tego przybytku nabazgrana jest czarnym mazakiem na drzwiach. W poniedziałek poszliśmy zobaczyć jak jest wewnątrz i tu, co tu dużo pisać, resztki włosów na głowie zjeżyły się. Próg, który trzeba przekroczyć, by wejść do środka, to stare, spróchniałe dechy, o które można się przewrócić, lamperia z odpryskami farby, ściany i sufit prawie czarne od pleśni. Jedynie pisuary i inne urządzenia sanitarne są czyste. A więc ktoś tu sprząta. Co z tego, skoro wrażenie jest przygnębiające?
Dowiedzieliśmy się w Urzędzie Miejskim, że szletem zarządza Zakład Gospodarki Komunalnej. O żadnych zapleśniałych ścianach nic nie wiedzą. Sanepid nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń do tego przybytku. Pewnie nikt z Sanepidu do miejskiego szaletu nie chodzi, bo gdyby chodził, zwróciłby uwagę na zapleśniałe i pewnie zagrzybione ściany i to, że w takich szkodliwych warunkach (pleśń powoduje bardzo różne choroby) pracuje człowiek. A godziny otwarcia są takie, jakie są i jak kogoś bardzo „przypali”, to może skorzystać z WC w Urzędzie Miejskim.
Fakt, Urząd Miejski dzierżawi pomieszczenie prywatnym przedsiębiorcom, ale nie zatrudnia żadnej babci klozetowej i obarczanie sprzątaniem WC ludzi zatrudnionych na portierni też powinno być dodatkowo opłacane. Czy jest – nie wiemy. Nie pytaliśmy, by nikogo nie narażać na utratę miejsc pracy. Ale wydaje się, że skoro Urząd Miejski można traktować jak szalet miejski, to wśród wielu tablic informacyjnych na ścianie Urzędu powinna się znaleźć i taka, że wewnątrz Urzędu funkcjonuje szalet miejski. Takowej tablicy nie ma i dla nas jest oczywiste, że w urzędzie można skorzystać z toalety, ale tylko w godzinach urzędowania pracowników, a nie wtedy, kiedy urząd jest zamknięty i pilnowanych przez zatrudnionych na portierni. W Gryficach obowiązują jednak inne prawa; szalet miejski jest czynny w godzinach i dniach, w których odbywa się handel na deptaku obok hali sportowej na ul. Wałowej. Deptak dzierżawi dość znana osoba w Gryficach.
ZGK widocznie dba o to, by ludzie zatrudnieni na deptaku mogli zrobić siusiu w ustronnym, bo faktycznie ukrytym miejscu. Turysta tam nie trafi, bo na drodze zobaczy szlaban i krzewy zasłaniający neonowy kaseton z napisem TOALETY, a drogowskaz i to zgięty, wskazuje inny kierunek, niż powinien.
Jaki wniosek z wizyt w szalecie miejskim w Urzędzie Miasta? Żaden, bo cokolwiek napiszemy, to i tak nie zmieni to zapleśniałych ścian i sufitów w miejskiej toalecie, a w sobotę, czy niedzielę z „szaletu” w Urzędzie Miejskim korzystać nie będziemy.
Na Placu Zwycięstwa są rozrośnięte krzaki, tam można się ukryć i siusiu zrobić. Co polecimy tubylcom i ziomkom, kiedy zapytają o ustronne miejsce w Gryficach. mx