(ŁOBEZ) Gdyby mieszkanka budynku nie obudziła się i zobaczyła pożaru, ludzie mogliby się spalić. Pożar szybko rozprzestrzeniał się po klatce, od parteru do drugiego piętra. To już trzeci raz w tym miejscu. Tym razem było bardzo groźnie. Podpalacz jest ten sam, trzeba go odizolować od społeczeństwa – mówią zszokowani mieszkańcy.
Minęła północ z soboty na niedzielę. Było już po godz. 2., gdy mieszkająca na piętrze kobieta obudziła się, bo - jak mówi – jest chora na serce i w nocy często wstaje. - Wie pan, jestem taki „nocny marek” - mówi. Słyszy jakieś trzaski za drzwiami. Budzi męża. Gdy ten otwiera drzwi, by zobaczyć co się dzieje – buchają na niego płomienie ognia i kłęby dymu. Żona chwyta za telefon i dzwoniąc odruchowo zbliża się do okna. Na przeciwko, tuż po drugiej strony ulicy, w parku, widzi młodego mężczyznę chowającego się za drzewo. Widać, że obserwuje dom.
- Ogień przepalił instalację i zgasło światło. W pokoju zrobiło się ciemno i on nas nie widział. - mówi. - Ja go zobaczyłem, jak chowa się za żywopłot. - dodaje mąż. - Miał charakterystyczną kurtkę, z dwoma różnych kolorów rękawami, jakby doszyte. Teraz takie są modne. - opisuje kobieta.
Opis mężczyzny podany policji pozwoli szybko zatrzymać młodego mężczyznę podejrzewanego o podpalenie. Tym bardziej, że wcześniejsze podpalenia również wskazują na niego. To 22-letni mieszkaniec Łobza Grzegorz L. który już w przeszłości był karany. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że jest na zwolnieniu warunkowym w odbywaniu kary, ale za inne przestępstwo. I chociaż wszyscy mieszkańcy kamienicy przy ul. Niepodległości 42 są przekonani, że to jego trzecie podpalenie, policja mówi, że do pierwszego się przyznał, ale drugiego mu nie udowodniono. Zabrakło twardych dowodów. W poniedziałek trwają przesłuchiwania zatrzymanego i prokurator ma wnioskować o areszt, ale to będzie zależało od zgromadzonego materiału dowodowego.
Raczej jest pewne, że pożar rozpoczął się od podpalenia wózka dziecięcego na parterze. Ogień przerzucił się na drewniane poręcze i poszedł do góry. Dwa dni po pożarze wszystko wygląda jakby zastygło. Nadpalone i osmolone drzwi i ściany, wiszące kable, powyginane od żaru kontakty. Na piętrze ciemno, trudno nawet zobaczyć, czy schody idą do góry, czy na dół, czy też po prostu ich tam nie ma. Mieszkańcy chodzą z latarkami.
Gdy pukam do rodziny na piętrze, kobieta nie może otworzyć drzwi, bo wypadła klamka. Schodzę na podwórko i wchodzę do mieszkania tylnymi drzwiami.
6-TYGODNIOWE DZIECKO
MOGŁO SIĘ UDUSIĆ
- Obudziło mnie dziwne pikanie. Myślałam, że to telefon, ale po chwili zorientowałam się, że dochodzi z góry. To pikał sygnalizator dymu, jaki sąsiad nad nami założył po wcześniejszych podpaleniach. Otworzyłam drzwi i buchnął ogień i dym. Od nagrzania wyleciała klamka i już nie mogłam ich zamknąć. Byli już strażacy, więc krzyczę do brata, by pobiegł do nich i powiedział, by zatrzasnęli drzwi od tamtej strony. Trochę to trwało, więc zdążyło wpaść dużo dymu. Siwo było. Chwyciłam synka i wyniosłam do ostatniego pokoju, ale już zdążył nałykać się dymu. Ma zaledwie sześć tygodni. Straż wezwała pogotowie, bo obok sąsiadka ma 11-miesięczną córkę i nie wiadomo było, czy ktoś nie ucierpiał. Po zbadaniu jej dziecka lekarz przyszedł do mnie. Dziecko chyba się lekko zaczadziło, bo zaczęło słabnąć. Lekarz go ocucił. Wezwali karetkę, ale czekałam pół godziny na dworze, bo ponoć pojechała do kogoś z zawałem. Przyjechała jakaś inna, więc wsiadłam i pojechałam z dzieckiem do szpitala w Drawsku Pomorskim. Po drodze okazało się, że to nie jest karetka z naszego rejonu, więc stanęła w polu i kazali mi przesiąść się do drugiej karetki, która ponoć podlegała pod nas. Synek miał dwa razy bezdech, ale podali mu tlen i na szczęście wszystko skończyło się dobrze. - relacjonuje te dramatyczne dla niej chwile kobieta.
W poniedziałek jeszcze po południu policja nic nie wie o zagrożeniu życia dziecka.
- To mogło być już po interwencji policji. - mówi rzecznik KPP w Łobzie Gembala. To jednak ma istotne znaczenie dla sprawy, bo może zmienić kwalifikację czynu, na podpalenie z bezpośrednim narażeniem życia dziecka. A to podwyższa karę.
INSTYTUCJE PRACUJĄ
W POCIE CZOŁA
Ludzie czują się pozostawieni sami sobie. Mają o to pretensje do instytucji, które od razu powinny pojawić się na miejscu i podjąć działania, by życie jak najszybciej wróciło do normy. Nie podjęły, bo dla nich normą są procedury i terminy. Zbyt długie, jak na takie nagłe dramatyczne zdarzenia.
- Przez całe dwa dni, niedzielę i poniedziałek, nikt się tym wszystkim nie zainteresował. Siedzimy w smrodzie, bez prądu i gazu. Mieliśmy spotkanie z naszym zarządcą „Administratorem”. Nie można posprzątać, bo ubezpieczyciel ma to obejrzeć. Pani Janiec dzwoniła do firmy ubezpieczeniowej w Szczecinie, to ponoć powiedzieli, by złożyła podanie i trzeba czekać. Do 7 dni. Energetyka przyjechał dopiero w poniedziałek w południe, coś tam pogrzebali i poszli. Prądu nie zrobili. Chodziliśmy ze świeczkami. A przecież jest pogotowie energetyczne. Dopiero około godz. 19.00 w poniedziałek przechodził tędy wiceburmistrz Kabat i mu się oberwało od nas, bo przecież tu są także mieszkania komunalne i powinni się zainteresować, co się dzieje. Dopiero jak nakrzyczeliśmy, wezwał kogoś i prąd podłączyli. - mówi pierwsza kobieta.
TO JAKIŚ PSYCHOPATA
Dlaczego podpalono klatkę po raz trzeci i najprawdopodobniej zrobiła to ta sama osoba?
- Są dwie wersje – snuje domysły jedna z kobiet. - Ponoć ktoś zabrał mu dziewczynę i się mści, ale też słyszałam, że ktoś z klatki go zatrudniał i wyrzucił z pracy i nie zpałacił pieniędzy. Odgrażał się nawet policjantom, że i tak nas spali. - dodaje z obawą.
- Gdybym wstała pięć minut później, chyba byśmy stąd nie wyszli żywi. Przez pół roku po tamtych pożarach nie mogłam spać w nocy. Co będzie teraz? Gdyby ludzie złapali tego podpalacza, to chyba by go zlinczowali. To jakiś psychopata. Trzeba go odizolować od społeczeństwa. - mówi jej sąsiadka. Tylko czy instytucje naszego państwa – policja, prokuratura, kuratorzy i sądy, potrafią to zrobić? KAR
Jestem ogromnie zbulwersowany - mówiąc kolokwialnie - debilskim zachowaniem tego - niestety - zwyrodnialca. Ale chyba jeszcze bardziej poruszyła mnie historia z karetką. Tak to niestety jest w Łobzie, że teoretycznie pogotowie istnieje, ale w praktyce jest to jedna karetka na kilkanaście tysięcy osób. Apeluję do władz Łobza i całego Powiatu i do Was Drodzy Dziennikarze - zróbcie coś z kwestia pogotowia w Łobzie!!! Apelują!!!