URZĘDNICZO – ETATOWA GODZINA ZŁOCIEŃCA, czyli STRASZENIE PO ZŁOCIENIECKU
(ZŁOCIENIEC). Nie jest celem Tygodnika, jego złocienieckich sił, takimi notatkami psuć nastrój komukolwiek. Przynajmniej, na razie. A to z tego powodu, że idzie tu bardziej o wykazanie pewnego rodzaju mechanizmów, jakie napędzają codzienne życie miasteczka, aniżeli o wskazywanie konkretnych osób za działanie owego mechanizmu odpowiedzialnych. Na razie oczywiście. Konkretniej – mieszkamy sobie nad Drawą i Wąsawą i widzimy, że mało kto za miasto poczuwa się do jakiegokolwiek obowiązku. Dlaczego?
Nasza mieścinka, jako miasteczko niby turystyczne, może być nazwana “produktem turystycznym”, który winien być nie tylko dostępny każdemu, ale i winien się jakoś prezentować. Każdego dnia chcielibyśmy obserwować starania, by miasto jakoś wyglądało, miało swoją specyfikę, dysponowało miejscami łatwo zapadającymi nawet i w serca przybyszów. A jak jest codziennie?
Na budynku dawnego sądu, obecnie GUZMETU, tuż przy rondzie, od chwili zakończenia II wojny światowej, wisi nieczynny zegar wskazujący jakąś tam godzinę – 11.35. Tygodnik w imieniu nie tylko mieszkańców wskazywał, że dobrze byłoby coś z tą martwą godziną zrobić. Wskazywaliśmy kilkakrotnie. I nic, do dzisiaj.
Nie od rzeczy byłoby chyba nawet dać tej firmie jakaś ulgę podatkową, o ile jej do tej pory nie otrzymała, by wspominany zegar wreszcie uruchomiła. Idzie także o to, by przechodnie widzący ów zegar, wskazywanej przez niego godziny nie brali za godzinę dobrą, bo jest zła, to znaczy - nie ta.
Pod owym zegarem codziennie wielokrotnie przechadzają się najprzeróżniejsi strażnicy miejscy. Nasze codzienne CBA, CBŚ, wywiad i kontrwywiad, niedobitki WSI. Mogliby w swych raportach poinformować burmistrzów, że zegar na GUZMECIE myli ludzi, co do godziny, i że tak nie można. Że II wojna światowa skończyła się na dobre, mimo “psa, czołgu i pancernych” w telewizji.
GUZMETOWI za poręczeniem strażników miejskich można by jeszcze bardziej ulżyć finansowo, by tylko zechciał zlikwidować bajora na swym dziedzińcu, gdyż dziedziniec pod błotem i bajorami to żaden produkt turystyczny, a przylega bezpośrednio do drogi krajowej numer 20, z której na Złocieniec spogląda Polska, Europa i świat. Nie dość, że przejeżdżający z guzmetowego zegara nie dowiedzą się nigdy, która w Złocieńcu jest aktualnie godzina, to jeszcze wodę pod firmą gotowi są wziąć za plan do jakiegoś kolejnego odcinka Pancernych, co na dobre zagrozi utrzymaniu telewizyjnego abonamentu. Pora już o wszystkim poinformować burmistrzów mieściny. Czas już na wyregulowanie tego mylącego wszystkich zegara i na pomoc GUZMETOWI w likwidacji urągających historii miasta wszystkich jego jeziorek i bagien.
Bardzo podobnie jest na ulicy Połczyńskiej przy wjeździe na uliczkę gospodarczą. I na ulicy Mirosławieckiej przy sklepie i biurach GeeSu. Tu też niezbędna byłaby pomoc złocienieckiej straży miejskiej – dla dobra miasta przede wszystkim i by nie straszyć już po złocieniecku przybyszów.
Jeśli Złocieniec miałby na poważnie być produktem turystycznym, to niezbędne wydaje się powołanie tu rozbudowanej grupy fachowców do codziennej dbałości o miasto. Jego gospodarze winni jak najszybciej dokonać redukcji etatów urzędniczych w spółkach i w zakładach budżetowych – znajdzie się ich zbędnych sporo – i środki stąd przeznaczyć tak, by posłużyły miastu, jego pięknu, mieszkańcom. Słowem, środki są, tylko trzeba je uruchomić, a przy okazji można by ludziom zapłacić za pracę, a nie za siedzenie na pustym etacie za zbędnym biurkiem.
Nawet w rozległej okolicy nie znajdziemy miasteczka tak pięknego, tak wyjątkowo atrakcyjnie położonego i tak haniebnie wręcz zaniedbanego. Nawet już nie wstyd za nie, to już rozpacz.
Złocieniec to miasto, jak dotąd, w którym metodycznie wszystkimi siłami społecznymi i bywszymi politycznymi, zniszczono do fundamentów wielokondygnacyjny pałac o kilkusetletniej historii, a do tej pory pod tymi ruinami nie potrafiono zainstalować nawet schodów, którymi każdy zdołałby dotrzeć nie tylko do dzielnicy po drugiej stronie parku, ale i choćby tylko do tegoż Parku. Zburzyć Pałac potrafili, założyć zwykłych schodów w jego dawnej fosie już nie. Nad tym wszystkim unosi się zegar z godziną z końca wojny. Czy to rzeczywiście prawdziwy czas miasteczka? Martwy? Chcielibyśmy w Tygodniku w Złocieńcu iść dalej, wyżej. Ale – jak? Ani nie wiadomo która godzina, ani schodów nie ma. Po drabinie?
Tadeusz Nosel