Rozpocznę dowcipem, który krąży w internecie; szef TVN24 mówi do dziennikarzy – przez dwa lata krytykowaliśmy rząd, aż to stało się nudne, więc dla odmiany przez następne dwa lata będziemy krytykować opozycję.
Ten dowcip celnie oddaje panującą w mediach atmosferę; dwa lata totalnej krytyki rządu Kaczyńskiego, zmienił się rząd, nastał Tusk, a tu dalej panuje krytyka Kaczyńskiego, jakby nowego rządu nie było, jakby nie było tematów z nim związanych. Cisza.
Co prawda na jeden dzień przytrafiła się wygrana reprezentacji Polski w meczu z Belgią, ale takie coś zdarza się raz na pół roku. No, chyba że Jan Olszewski częściej będzie wywoził tajne akta z budynków rządowych, to będzie o czym pisać i gadać. No, jeszcze na dokładkę nowi TW, ale i to już stało się nudne i nikogo nie rajcuje. Nieuchronnie więc zbliża się czas, że jednak nowym rządem trzeba będzie się zająć. Postawić mu pytania.
Na przykład o to, kim jest minister finansów i co zamierza zrobić w Polsce, z Polską. Bo przecież jak długo można zbywać milczeniem fakt, że facet nie posiada NIP-u i PESEL-u. Albo taki, że jak doradzał T. Mazowieckiemu, to płacił mu inny rząd. Albo takie pytanie – jak zamierza ściągać podatki od Polaków, skoro sam ich nigdy w Polsce nie płacił? A choćby i najprostsze – kim jest minister finansów pan Jacek Rostowski vel Jan Anthony Vincent Rostowski, człowiek z podwójnym obywatelstwem, polskim i brytyjskim? Skąd nagle pojawił się w rządzie i co chce zrobić z naszymi finansami? Albo i takie – czy nadal upiera się przy jak najszybszej zamianie złotówki na euro, o czym przekonywał jeszcze przed naszym wejściem do UE?
To podstawowe pytania, jakie powinni zadać dziennikarze przed i – ewentualnie – po powołaniu przez Donalda Tuska nowego rządu. Te pytania gazety powinny wybić na czołówkach, ale nie zrobiły tego, jakby nagle straciły zainteresowanie nowym rządem, tym, kto będzie nami rządził przez cztery lata. A przecież to nie tak, że nie potrafią. Pamiętamy wszyscy, jak potrafiły być dociekliwe choćby w sprawie Andrzeja Leppera. Wywlokły na wierzch wszystko, włącznie z tym co je, czym jeździ, co rośnie mu na polu, z kim śpi i że wokół jego budowy rosną chwasty.
A pamiętacie tych dziennikarzy, którzy przebierali się za ministrów i jechali do jakiegoś burmistrza dalekiego miasteczka, by wykazać, jak ślepo słuchają władzy, albo robili prowokację dzwoniąc do ministra, by podstawił limuzynę dla ojca Rydzyka, albo czaili się za krzakami, by zrobić fotkę, jak posłowie Samoobrony wynoszą z restauracji flaszki w siatkach, albo jak ktoś tam wozi żonę służbowym autem itp. itd.
I nagle tych dziennikarzy nie ma przy najważniejszym wydarzeniu w kraju - powołaniu rządu. Nie dopytują, nie sprawdzają, nie węszą. Z dziennikarskiego punktu widzenia minister bez NIP i PESEL, opłacany przez inny rząd, nie płacący podatków w Polsce to nie lada gratka. A tu cisza.
A minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski – następny as Tuska? Ćwiąkalski był jako prawnik zaangażowany aktywnie w obronę ludzi, przeciwko którym Ziobro wytoczył najcięższe armaty. To on jest obrońcą Henryka Stokłosy ukrywającego się przed wymiarem sprawiedliwości. Na prośbę mecenasa Krzysztofa Bachmińskiego napisał również analizę dowodzącą, że nie można postawić Ryszardowi Krauzemu zarzutów karnych. Mógłby uchodzić za klasycznego przedstawiciela korporacji prawniczej. Syn przedwojennego sędziego, ojciec dwojga dzieci, również prawników. Jego żona, choć jest socjologiem, pracuje w katedrze prawa. Po roku 1989 obok działalności naukowej zajął się biznesem. A właściwie rok wcześniej, kiedy założył ze wspólnikami firmę Consoft, która zajmowała się komputerami oraz konsultingiem. Dziś jest jednym z głównych partnerów w jednej z najbardziej znanych kancelarii T. Studnicki, K. Płeszka, Z. Ćwiąkalski, J. Górski. Prócz tego jest członkiem kilku rad nadzorczych, m.in. KrakChemii oraz spółek austriackich i niemieckich działających w Polsce.
Można zapytać – jak będzie nadzorował śledztwo choćby przeciwko Stokłosie? Jak będzie nadzorował sprawy karne, w które zaangażowana była i będzie jego kancelaria? Jaki ma stosunek do przestępstw związanych z prywatyzacją? Już sam wybór na ministra adwokata, który z natury rzeczy za pieniądze broni często ewidentnych przestępców, musi budzić odruch sprzeciwu. U dziennikarzy nawet tego odruchu nie widać.
Nic więc dziwnego, że kolejny dowcip dotyczy powrotu Polaków do kraju, co było hasłem wyborczym PO. Jak ktoś zażartował – trzech pierwszych już wraca: Stokłosa, Krauze i Mazur.