(ZŁOCIENEIC. ) Każdy wiedział, tylko nie dowództwo Olimpu, że Gryf jest słabiutki i jeśli coś w ogóle zagra, to tylko z kontry. Nim Olimp na dobre przystąpił do gry, już przegrywał zero do jednego. Od dwudziestej minuty po bramce Urbańca. Właśnie z szybkiej kontry i wspaniałym dograniu Gabriela.
Drugą połowę Olimp rozpoczął od straty drugiej bramki. Też z kontry, trzeba przyznać, że szybkiej i po takich błędach w obronie, że tylko siąść i płakać. Ośmieszony skrzydłowy Olimpu.
Gryf zamiast prowadzić pięć do zera, stracił bramkę po strzale Roszczyka, ale zaraz potem Urbaniec załatwił Olimp na 1:3. Robiło się nie tylko wstydliwie, ale i straszno. Kolejna blamażowa porażka. Pod koniec meczu, po zamknięciu akcji przez Hamerskiego, zrobiło się 2:3 i przez kilka chwil widzieliśmy Olimp takim, jaki przecież znamy. Gdyby mecz potrwał kwadrans dłużej, Gryf zostałby rozgromiony. Wynika z tego, że taktyka założona na mecz była fatalna. Drużyna mogła zagrać, ale nie miał kto nią pokierować – przede wszystkim z ławki trenerskiej. Mecz był do wygrania, ale i do pokierowania.
OLIMP: Liszko – Bębas, Rzepecki, Białobrzeski, Bałdyga – Hamerski (1 br.), Książek, Ciesiński, Dusza, Roszczyk (1 br.), Wojciechowski.
GRYF: Karolak – Idzi, Stokowiecki, Wegner, Rajmkowski, Wisłocki, Gabriel, Popowicz, Ragan, Urbaniec (2 br.), Wrona (1 br.).
Mecz zagrano przy sztucznym świetle, którego jest za mało, ale trudno wybrzydzać. Siadła jedna lampa, na koniec meczu cała jedna strona oświetlenia. Gra wedle sędziego awarią nie została przerwana. Mecz dobiegł szczęśliwie końca.
Mając tak pięknie jesiennie położony obiekt w lesie, nie ma sensu grać przy sztucznym ciemnym świetle. To dobrze kosztuje. Trzeba o tym pamiętać w przyszłości, gdyż pierwszy mecz na sztucznej trawie Olimp umoczył. To zła wróżba. (pi)