Ostatnie pół roku w gminie wiąże się ze znaczną ilością organizowanych przez gminę przetargów. Nie da się ukryć, że z Łobza wypływa na zewnątrz znaczna ilość pieniędzy, które trafiają w większości, jak widać po rozstrzygniętych przetargach, do podmiotów zewnętrznych. Łącznie w ciągu dwóch najbliższych lat gmina wyda około 6 mln zł. To tylko pieniądze samorządu. Trudno ustalić wielkość środków, jakie gmina pozyska z programów operacyjnych w ciągu najbliższych czterech lat. Te pieniądze zostaną tutaj tylko w części. Wydane na inwestycje pieniądze trafią w części do kieszeni przedsiębiorców z zewnątrz.
Wypływ pieniędzy jest jak najbardziej naturalnym zjawiskiem i trudno znaleźć gminę, w której wszystkie publiczne inwestycje realizowane są przez lokalnych przedsiębiorców. Tyle, że w Łobzie ten wypływ pieniądza jest dodatkowo potęgowany przez markety. Nikt nigdy nie zbadał, ile w ciągu roku mieszkańcy miasta wydają na konsumpcję. Nie możemy określić tej liczby, ale znaczną część tych pojawiających się na rynku pieniędzy wyprowadzona zostaje na zewnątrz i wraca w niewielkiej części w postaci płac pracowników, którzy zresztą i tak część zakupów robią w marketach.
Żeby lepiej zobrazować wpływ jaki ma taka sytuacja na lokalny rynek; zostawiam pieniądze robiąc codzienne zakupy u lokalnego sklepikarza, ten na takich klientach zarabia i stać go na przykład na coroczną wymianę opon zimowych w samochodzie, u lokalnego mechanika...itd., itd. Zostawiam pieniądze w markecie, bo na przykład jest taniej – zarabia jakiś Duńczyk, albo ktoś z drugiego końca kraju, nic tutaj nie inwestując - traci sklepikarz, traci jeszcze inny drobny przedsiębiorca. Przykładem tym posłużyłem się pisząc kiedyś o fali marketów w tym mieście – to oczywiście teoretyczna dywagacja, ale ma chyba jakieś potwierdzenie, skoro ostatnimi czasy w mieście powstało kilka „szmateksów” i sklepów typu „wszystko po 5 zł”, co daje chyba obraz malejącej siły nabywczej mieszkańców. Sytuacja ulega jednak pewnej poprawie, skoro w mieście pojawili się ostatnio pracodawcy, a problemem jest teraz znalezienie rąk do pracy. Można powiedzieć, że koniunktura gospodarcza, obecna już od jakiegoś czasu w kraju, dotarła w końcu i tutaj.
Wracając jednak do kwestii przetargów budowlanych. Nikt w mieście nie zarabia na podjętych przez gminę inwestycjach, bo nie ma tutaj większej firmy budowlanej. Małych firm tego typu (jednoosobowych) jest kilkadziesiąt, ale nie działają one na terenie miasta – zakładające je osoby rejestrują się tutaj i pracują za granicą. Dużej nie ma. Tu docieramy do meritum. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich lat zabrakło woli politycznej do powstania tego typu firmy, a proces „uwłaszczeniowy” zainicjowany przez burmistrz Halinę Szymańską nie doprowadził do powstania firmy budowlanej z prawdziwego zdarzenia. Powstałe na gminnym mieniu firmy nie zajęły się szerszą działalnością budowlaną. Poza łobeskimi wodociągami, które łapią się na ogłaszane przez gminę przetargi na remonty kanalizacji lub sieci wodociągowej, żadna z powstałych firm nie rozwinęła swojej działalności na tyle, by móc teraz konkurować w przetargach.
W sąsiednim Węgorzynie powstał, w oparciu o gminny zakład, prywatny Zakład Usług Komunalnych Krzysztofa Makarskiego, świadczący usługi budowlane. Rzecz ma się podobnie w Resku, gdzie prace remontowe na obiektach publicznych wykonuje również prywatny ZUBiK, czy choćby firma budowlana Romana Ostrowskiego, która wygrała ostatnio przetarg na remont świetlic, warty około 1 mln zł. W Dobrej przekształcone w spółkę wodociągi zajmują się również utrzymaniem zieleni i wywozem śmieci. W Łobzie tego typu sytuacja ma również pozornie miejsce. Mamy PUK, PWiK i „Administratora” - powstałe w oparciu o dawny gminny zakład komunalny. Dlaczego jednak żadna większa firma budowlana nie powstała w Łobzie? W tak małym, w sumie biednym przecież środowisku, ogromną rolę w życiu gospodarczym ma samorząd, dysponujący największymi na rynku pieniędzmi. Ich wykorzystanie zależy od lokalnych polityków, którym jak dotąd powstanie takiej firmy w Łobzie nawet chyba w głowach nie zaświtało. Kilka miesięcy temu w felietonach dotyczących CIS Kazimierz Rynkiewicz poruszając między innymi ten problem, wspomniał byłego burmistrza Świdwina, Franciszka Paszela, który balansując na granicy przepisów doprowadził do rozstrzygnięcia przetargu na korzyść miejscowej firmy, która jest teraz jednym z największych firm budowlanych w mieście.
Powstanie na bazie komunalnej firmy budowlanej, byłoby o wiele lepszym bodźcem dla miasta, niż utworzenie „własnych” zakładów komunalnych. Tu kłania się szerokość horyzontów rządzących tą gminą, którzy rzadko przyjmowali inną optykę widzenia, niż urzędniczą. Firma budowlana pozornie jest dla miasta niepotrzebna, a zakłady komunalne i owszem – takie myślenie mogło wówczas dominować. Inna rzecz, to zdolność do podejmowania ryzyka przez powstałe wówczas na bazie komunalnej firmy. Opieranie swojej działalności na umowach z gminą nie zmuszało ich do podejmowania ryzyka i podjęcia działań na wolnym rynku. Posiadając napisane z korzyścią dla siebie umowy (vide: umowa gminy z „Administratorem”, obowiązująca do końca maja ubiegłego roku, w której za zarządzanie lokalami niezależnie od ich stanu technicznego obowiązywała taka sama stawka, czy choćby kwestionowany przez radnych zapis w umowie z PWiK, pozwalający na 20- procentową alokację kosztów ogólnych zakładu w koszty wyprodukowania wody) nie musiały nawet o tym ryzyku myśleć.
Drugim istotnym czynnikiem, blokującym powstanie takiej firmy, nie związanym jednak z samorządem, była postawa drugiego dużego inwestora budowlanego w mieście - Spółdzielni Mieszkaniowej „Jutrzenka”. Od kilku lat przetargi budowlane w spółdzielni wygrywa jedna firma z Koszalina. Zwracali na to uwagę członkowie spółdzielni jeszcze na ubiegłorocznych zebraniach. W tym roku zarząd spółdzielni ogłaszając przetarg na remonty podzielił go na kilka zadań, co miało ułatwić wejście innych firmy, a i tak przetarg wygrała ta sama - koszalińska. Taki podział należało zrobić parę lat wcześniej. Wtedy takie myślenie miało jak najbardziej sens. Inna kwestia, to dbanie zarządu spółdzielni o to, by remonty wykonywać jak najtaniej – tu jednak, jak dobrze pamiętam, ubiegłoroczne zebrania w spółdzielni, koszta remontów, wykonywanych przez koszalińską firmę nie wzbudzały entuzjazmu u najaktywniejszej części delegatów.
W obecnej sytuacji można powiedzieć, że jest już za późno na to, by w Łobzie powstała duża firma, korzystająca z przedsięwziętych przez gminę inwestycji. Nie istnieje już żadna gminna struktura, w oparciu o którą mogłaby powstać. Kolejna przeszkoda, to brak wykwalifikowanej siły roboczej na miejscu. Ci, którzy mają taki fach w ręku wyjeżdżają, a nowych w zasadzie nie ma, bo w powiecie nie ma placówki kształcącej w tym zawodzie (zresztą całe szkolnictwo zawodowe w powiecie w zasadzie leży ). Ale stan lokalnego szkolnictwa to temat na odrębny tekst.
Łobez przegapił swoją szansę. Z tej wielkiej puli środków unijnych, które mają pobudzić ten region, w mieście zostanie tylko kostka brukowa, asfalt, beton i rury, z których, uwzględniając obecny stan infrastrukturalny miasta i tak się będziemy cieszyć.
Grzegorz Paciorek
Najlepiej było rozwalić przedsiębiorstwo budowlane jakim było KPRB w 1995 roku, zlikwidować przez organ założycielski-gminę, a obecnie płakać, bo nie ma kto stawać z poważnych firm do przetargów. Z 17 zakładów pracy tylko jeden się utrzymał ZNMR Łobez, którego organem założycielskim nie była. Do tej pory ludzie tkwią na bezrobociu, nie ma kto pomóc wyjść z tego marazmu. Nie ma co narzekać, w naszym mieście panuje od tego czasu stagnacja, marazm. Większość młodzieży po wyjeżdżała do większych miast i za granicę, pozostali to; bezrobotni, emeryci, renciści i dzieci uczące się w gimnazjum, to obraz przedsiębiorczości burmistrzów wszystkich kadencji po roku 1995.