(ZŁOCIENIEC.) Znany tutejszy malarz, Ryszard Gutowicz, w rozmowie z Tygodnikiem dzieli się refleksjami na temat piękna tu codziennego.
TYGODNIK: Co aktualnie porabiasz?
RYSZARD GUTOWICZ: Robię zakupy. Nie obyło się bez wizyty w aptece, to już taki wiek. Ale przede wszystkim zakupy malarskie. Kupiłem lakiery do malowania. Muszę zawerniksować kilka płócien. Wybieram się nad morze z obrazami. Mam tam w jednym z ośrodków wczasowych własną galerię, w której oferuję swoje obrazy.
TYGODNIK: A dokładniej... Zapewne jest tam równie pięknie..
RYSZARD GUTOWICZ: W Gąskach. Rzeczywiście, jest tam urokliwie niesłychanie. Siedzę tam już od kilku lat. Znalazłem się tam przypadkowo. Miałem przed laty wystawę w Centrum Edukacji Nauczycieli w Koszalinie. Zawarłem interesujące znajomości. Otrzymałem propozycję pokazania się na samym brzegu morza. Chwalę sobie pobyt tam.
TYGODNIK: Nad morzem sprzedajesz nasze złocienieckie pejzaże, naszą ukochaną przyrodę, jeziora, kolory wód, pór roku – tak?
RYSZARD GUTOWICZ: Złocienieckie pejzaże sprzedaje się znakomicie, ale na siłę muszę malować morskie klimaty, do tego tu u siebie w domu...
TYGODNIK: Wielka to męka?
RYSZARD GUTOWICZ: Namaluję pięć, a potem muszę długo, długo wypoczywać, gdyż to zajęcie jest nad wyraz monotonne, a przez to męczące.
TYGODNIK: W Złocieńcu rozmawiamy sobie o Twoim malarstwie, jako o malowaniu bardzo rozpoznawalnym. Pięknym. Na wystawie w tutejszym sklepiku państwa T. zawsze za szybą można dostrzec Gutowicza. Można się zatrzymać. Popatrzeć. Chwytanie morza na płótna nie psuje kontaktu z naszymi widokami?
RYSZARD GUTOWICZ: Nie. Traktuję to nawet jako swoiste wyzwanie. Sprawdzenie się. Odrywam się od lasów, naszych wód. Bo morze, to zupełnie inna woda. Do tego podchodzi się zupełnie inaczej.
TYGODNIK: Przychodzi nam mieszkać w miasteczku nie najpiękniejszym. Stare budynki, odpadające tynki. Klatki schodowe paskudne. Na jakość podwórek ludzie narzekają nieprawdopodobnie. Władze tam nawet zaglądać nie chcą. Jak codziennie zwykły człowiek może obronić się przed zniewalającą szpetotą, brzydotą? Wychodzimy na ulice, do centrum miasta i widzimy to, co widzimy. Ty mieszkasz pięknie. Z widokiem na jeziora, a my tutaj... - radź coś!
RYSZARD GUTOWICZ: Cóż mogę poradzić? Każdy powinien popatrzeć uważnie na własne podwórko. Nie można być na to obojętnym. To z mojego punktu widzenia. Ja o obejście wokół własnego domu dbam wyjątkowo. Ludzie mieszkający w centrum miasta powinni widzieć to, że nie są sami. Nie czekać na innych. A kto wywala te kosze na śmieci? Czy musi koniecznie tak robić? Młodzież też trzeba wychowywać, ona nie spada na miasto nie wiadomo skąd. Z rodzin, ze szkół, z parafii, z klubów sportowych. Łatwo rzucić papier, splunąć, a choćby tylko minimum kultury, jakby tu było wtedy inaczej? Każdy z nas po trosze przyczynia się do tego, co codziennie mamy wokół siebie. Urzędnik zaś będzie zawsze tylko urzędnikiem. To zagadnienia z dziedziny edukacji, życia rodzinnego, nie inne.
TYGODNIK: Tu są osoby o świcie fotografujące mgły nad Drawą, uprzątające zatoczki nad jeziorami, bo nie znoszą brudów, zastygające w bezruchu w głębokich lasach podczas zachodów tutejszego słońca. A ty? Twój kontakt ze światem, ten prawdziwy, pozakulturowy?
RYSZARD GUTOWICZ: Pytasz o to, jak ja żyję? Rano wstaję, a jak mi się chce, to idę sobie pomalować. Mam też inne zajęcie obok jakby artystycznego, ale też w naturze. Bez tego ani rusz. Posprzątam wokół siebie. Zadbam o obejście domu. Codziennie. I znów do malowania, do pracy. A tak naprawdę, to cały dzień się chodzi i się maluje, cokolwiek by się tam nie robiło, to właściwie na okrągło się maluje. Małżonka kiedyś powiedziała – nic nie robisz, tylko całymi dniami chodzisz i malujesz.
TYGODNIK: Przybyszom do nas, do Złocieńca, doradź – jak mają patrzeć, by nas tutaj dostrzec, nasze okolice. Jak powinni być wrażliwi?
RYSZARD GUTOWICZ: Moi goście w jednym się nie różnią – ale macie tu pięknie - to formuła wypowiadana przez wszystkich bez wyjątku. Nie patrzą na poszarpane budynki w mieście, ale na to, co nas otacza. Głównie na to. Przydałoby się już, by i miasto jakoś wyglądało. Wszystko w nim jest tak obskurne, że już czas na działania i to zdecydowane. Pozostaje tylko przyroda. Moje obrazy są też w internecie. Przychodzą komentarze: ale ma pan tam pięknie – komunikują mi. Identyczne sygnały idą przez telefon. Wy tam to macie pięknie! Ale, o przyrodę też trzeba umieć zadbać! To podstawa życia!
TYGODNIK: Najbliższa Twoja wystawa w Złocieńcu?
RYSZARD GUTOWICZ: Mam dużo zamówień, dużo pracy. O wystawie teraz nie myślę. Trwa sezon, to dla mnie ciężki czas harówy. Może zimą.
TYGODNIK: Ty dostrzegasz jeszcze, że mieszkasz w cudownej dzielnicy Złocieńca, z widokiem ze wzgórza na dwa przepiękne jeziora? Na ściany kilku rodzajów lasu.
RYSZARD GUTOWICZ: Bez przerwy. Cały czas. To całe moje natchnienie.
TYGODNIK: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tadeusz Nosel