Rozmowa z panem Januszem Trojanowskim, trenerem 60-lecia Sparty Gryfice
Pan Janusz Trojanowski to historia gryfickiego sportu. Zawodnik i trener Sparty Gryfice, później trener drużyny bokserów LZS TOR i jeszcze później drużyny strzeleckiej „Baszta”, w której do dzisiaj trenuje młodzież. Podczas niedawnego plebiscytu z okazji 60-lecia Sparty został wybrany najlepszym trenerem drużyny. Rocznicowe obchody klubowe odbyły się w Wilczkowie, a więc nie były dostępne dla ogromnej rzeszy sportowców, działaczy i kibiców, którzy przez te 60 lat byli związani z klubem. Zapytaliśmy o wrażenia z tego spotkania.
- Osobiście wolałbym, aby te obchody odbyły się w Gryficach na stadionie, gdzie Sparta cały czas toczyła boje w różnych klasach rozgrywkowych, ale o wyborze miejsca zdecydował komitet organizacyjny. Mnie nie poproszono nawet, aby coś doradzić. Nie znalazłem się w komitecie, więc nie odpowiadam za jego decyzje. A szkoda, bo później dochodzi do takich sytuacji, że chce się wręczyć dyplom prezesowi klubu Henrykowi Korbutowiczowi, który już dawno nie żyje. Znam bardzo dobrze historię sportu gryfickiego, ale jakoś nikt z tej wiedzy nie chciał skorzystać. - mówi. - Szkoda, że na obchody nie zaproszono wielu innych piłkarzy, którzy zasłużyli się Sparcie, jak choćby Jasiu Tynecki, który w tamtych czasach strzelał najwięcej bramek i był znany z potężnego uderzenia. Pamiętam, jak na mecz do Gryfic przyjechały rezerwy Pogoni Szczecin. Padał deszcz, piłka namokła i była ciężka. Sędzia podyktował rzut karny przeciwko Pogoni i do piłki podszedł Tynecki. W bramce stał Wojciech Frątczak, późniejszy kadrowicz. Tynecki uderzył prosto w bramkarza, ale tak mocno, że ten wpadł do bramki z piłką. To było wydarzenie. Szkoda, że tacy ludzie nie uczestniczyli w obchodach. Byłem u niego, ale powiedział, że nie dostał zaproszenia, więc nie przyjechał do Wilczkowa. Tak też było z wieloma innymi, choćby z Lipińskim, Zygmanowskim, czy Zwierzykowskim. Gdyby to było w Gryficach, może by przyszli na stadion. To przecież był ich klub. - mówi Trojanowski.
Poproszony o przypomnienie początków swojej kariery wspomina, że przyjechał do Gryfic w 1946 roku, i zaczynał w trampkarzach. Później rozpoczął grę w seniorach i jednocześnie został trenerem drużyny. Gdy PZPN wprowadził zakaz łączenia grania z trenowaniem, zostawił piłkę i poświęcił się trenerce. Jako trener osiągnął największe sukcesy z zespołem Sparty w latach 60. Jak wspomina, klub tętnił wtedy sportowym życiem; w klubie były dwa zespoły seniorskie, była I liga juniorów, dwie II ligi juniorów i szkółka trampkarska, gdzie trenowało około stu chłopców. To w tych latach Sparta osiągnęła największy sukces wchodząc do III ligi, co prawda wojewódzkiej, bo taki był podział, ale grały w niej drużyny, które wcześniej grywały w I i II lidze krajowej. Kto spadał z II ligi krajowej, grał w trzeciej wojewódzkiej. Poziom tej ligi był więc bardzo wysoki. W tym okresie na przykład grała w niej Arkonia Szczecin, po spadku z I i II ligi.
Pan Janusz trenował Spartę w latach 1959 – 1967. Wcześniej, jako zawodnik, awansował z zespołem z B do A klasy, po zwycięskim meczu z Victorią Szczecin-Dąbie (1:0). Jak wspomina - grając w B klasie Sparta wygrała wojewódzkie eliminacje Pucharu Polski i zagrała na szczeblu centralnym. To wtedy do Gryfic przyjechała Lechia Gdańsk i Sparta wywołała sensację wygrywając z gdańszczanami 4:2, o czym wspominał już na łamach naszej gazety Jerzy Gitalewicz.
- Lechia wcześniej grała kilka lat w I lidze i nawet osobiście znałem kilku piłkarzy, m.in. Romana Korynta, który grał w reprezentacji Polski. Przypominam sobie, że zmarnowano mu karierę, bo podpadł politycznie w Hamburgu. Wtedy Polska zremisował z RFN 1:1, źle się o czymś wyraził i został usunięty z kadry. Władze wtedy zwracały uwagę, kto jak się wyraża. Korynt nie grał w Gryficach, ale grał Musiał, późniejszy zawodnik Wisły Kraków. Wygraliśmy więc z Lechią i w 1/16 Pucharu trafiliśmy na Sokoła z Piły. To był pamiętny mecz w Gryficach. Sokół prowadził do przerwy 2:0. Po przerwie wyrównaliśmy i praktycznie zamknęliśmy Sokoła pod ich własną bramką. I wtedy zdarzył się fatalny błąd naszego bramkarza Ambrożego Wiśniewskiego. Gdy my ich cisnęliśmy, praktycznie graliśmy na jedną bramkę, on wyszedł daleko w pole i przyglądał się grze. W pewnym momencie napastnik Sokoła przejął piłkę i długim lobem przerzucił ją nad naszym bramkarzem, który nie zdążył wrócić do bramki. Wszyscy byli przygnębieni. - wspomina tamten dramatyczny pojedynek pan Janusz.
Później Sparta awansowała do A klasy i następnie do III ligi. Przed rozgrywkami III ligi Sparta pojechała na obóz sportowy do Węgorzyna. Remisuje z tamtejszą drużyną 3:3, i przegrywa z B klasowym Światowidem Łobez 4:2.
- Nastroje przed inauguracją nie były więc najlepsze. Ale w pierwszym pojedynku ligowym obawy zostały rozwiane, bo wygraliśmy z Pogonią Barlinek 3:1. - odtwarza w pamięci tamte czasy pan Trojanowski.
W 1968 pracując w LOK pan Janusz rozpoczyna swoją przygodę ze strzelectwem sportowym, którą kontynuuje do dzisiaj. Ale to już na inne opowiadanie, bo trudno byłoby tę 60-letnią historię udziału pana Janusza Trojanowskiego w gryfickim sporcie pomieścić w jednym wydaniu gazety.
Kazimierz Rynkiewicz