Cała policja szuka Stanisława Antczaka z Reska
Gdy jakiś czas temu opublikowaliśmy na łamach tygodnika portret pamięciowy i list gończy za Stanisławem Antczakiem, nikomu się nie śniło, że jego zdjęcie obiegnie wkrótce wszystkie serwisy informacyjne, a on sam stanie się postrachem mieszkańców całego województwa.
Dzisiaj wszystkie gazety drukują jego życiorys wyciągając na światło dzienne najdrobniejsze szczegóły z jego życia. Okazuje się, że poszukiwany, 41-letni Stanisław Antczak już dawno opuścił Resko, zostawiając tu matkę. Za liczne kradzieże trafił na 13 lat do więzienia, z czego odsiedział 10, gdyż po umożliwieniu mu pracy w zakładzie półotwartym po prostu uciekł.
Jak doniosła prasa, dzieci pani Wandy Antczak, z powodu biedy w domu trafiły w dzieciństwie do domu dziecka i być może tutaj należy szukać przyczyn ich późniejszych patologicznych i kryminalnych zachowań.
Psychoza strachu wybuchła w momencie, gdy nieznany policji złodziej postrzelił, podczas kradzieży, rzecznika prasowego SLD w Szczecinie, a kilka dni później strzelał do „opiekuna” prostytutek przy hotelu „Panorama”. Policjanci zestawili te dwa zdarzenia, gdyż sprawca używał pistoletu z laserowym celownikiem optycznym. Po przeprowadzonym dochodzeniu na sprawcę obu napadów wytypowano właśnie Stanisława Antczaka, chociaż do końca nie wiadomo, że to on dokonywał napadów.
Policja rozpoczęła szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą. Najpierw przetrząśnięto część Puszczy Bukowej, później odkryto garaż, w którym miał mieszkać. Jednak nikogo nie złapano. Prasa podała, że ktoś widział go w Resku, ale do dzisiaj nie zostało to potwierdzone. Opublikowane w prasie jego wizerunki spowodowały, że do policji napływają sprzeczne informacje mówiące o różnych miejscach jego pobytu. Policja wydaje się być skołowana, bo jak go ścigać po całym województwie. Psychoza strachu dotarła także do naszego powiatu, ale to za sprawą groźnie brzmiących komunikatów prasowych, w których chyba zbyt pochopnie straszy się mieszkańców polującym na nich „Snajperem”.
Po wnikliwszym wczytaniu się w historię Stanisława Antczaka okazuje się, że ani on snajper, ani nie poluje na ludzi. Snajper kojarzy się z kimś, kto z dachu strzela do ludzi, co w tym przypadku nie miało miejsca, gdyż Antczak, jeżeli strzelał, to w chwili zagrożenia lub ucieczki. Tak było w przypadku postrzelenia rzecznika SLD, który przyłapał złodzieja na gorącym uczynku i próbował go zatrzymać. Nie napadał również na ludzi (prasa nie podaje ani jednego takiego przypadku), a jedynie okradał domy. Oczywiście posiadając broń jest niebezpieczny, ale nie wydaje się by był psychopatycznym bandytą czyhającym za rogiem na każdego poruszającego się mieszkańca lub gotowym terroryzować szkoły i dzieci.
Policja popełniła błąd ulegając histerii wywołanej przez prasę w tym momencie, w którym wysłała setki policjantów w las na poszukiwanie Antczaka. Skala poszukiwań nadała odpowiednio wysoką rangę przestępcy; urósł on w oczach opinii publicznej do groźnego gangstera i do takiej skali wzrosło poczucie zagrożenia. Jak się szuka człowieka w lesie, powinni pamiętać policjanci szukający rzeczywistych gangsterów w lesie pod Golczewem, po napadzie na tamtejszy komisariat, gdzie po przykuciu policjanta do kaloryfera napastnicy obrobili pobliski bank i spokojnie odjechali. Gorączkowe i ambicjonalne poszukiwania w lasach nic nie dały, a rezultat przyniosły dopiero późniejsze działania operacyjne. Gangsterami okazali się... byli milicjanci.
Ma więc rację Marcin Kossak, ekspert od działań antyterrorystycznych, który na pytanie – co najbardziej szkodzi złapaniu snajpera powiedział „Dziennikowi”: „Rozgłos, filmy w internecie. O tej sprawie w ogóle nie powinno się mówić. (...) Gdyby sprawa przycichła, on by wyszedł z ukrycia. Wyprowadziłoby go z równowagi to, że nikt się nim nie interesuje. I wtedy popełniłby błąd. A teraz jest na fali i jest tak samo na fali emocjonalnej, bardzo się pilnuje. Dlatego ciężko go namierzyć.”
Policja nie powinna ulegać mediom, zaś społeczeństwo powinno rozumieć, że trudno złapać kogoś, kto siedzi gdzieś w piwnicy, altance lub lesie i się nikomu nie pokazuje. Nie można też ulegać psychozie strachu w miejscach tak odległych od Szczecina, gdyż każdy przejazd poszukiwanego groziłby jego dekonspiracją, a trudno sobie wyobrazić, by przeszedł piechotą sto kilometrów przez las, chcąc być niezauważonym. Dlatego w ocenie tej sytuacji potrzeba trochę rozsądku.