(DRAWSKO POM.)
Stawiccy wybrali Drawsko Pomorskie i tu zapuszczają korzenie. Obaj, jako nauczyciele, nie tylko uczą młodych drawszczan, ale też kształtują ich postawy społeczne. Jeden prowadząc młodzieżową orkiestrę, drugi – prowadząc młodzieżowe koło wędkarskie. Poprzez taką pracę doskonali się w młodych ludziach nie tylko określone umiejętności w interesujących ich dziedzinach, ale przede wszystkim kształtuje osobowości wrażliwe i odpowiedzialne.
- Zaczęło się w banalny sposób. - wspomina Robert Stawicki początki powstania Koła Ekologiczno-Wędkarskiego przy Szkole Podstawowej w Drawsku Pom. - Wędkowałem, więc miałem okazję obserwować dzieciaki przychodzące nad wodę; zagubione, nie bardzo umiejące się znaleźć nad tą wodą, nie mówiąc o sprawach formalnych, typu karta wędkarska... Był rok 1992. Z Edkiem Mejgierem wpadliśmy na pomysł, by te dzieci zebrać, zrobić koło, czegoś ich nauczyć. Później połączyliśmy wędkarstwo z ekologią. Napisałem program, w którym obie te sfery są realizowane; żeby wędkarz wiedział, co to jest etyka wędkarska, żeby miał świadomość, że woda nie jest dana na wieki, że jeżeli będziemy ją źle wykorzystywać, to zniszczymy środowisko. Cztery lata później nasi młodzi wędkarze pojechali na konkurs, który organizował oddział koszaliński PZW i zajęli trzy pierwsze miejsca.
Czy pamięta tamtych zawodników? Minęło dziesięć lat... Pan Robert grzebie w szufladzie i wyciąga dyplom. Na III Okręgowych Spotkaniach Młodzieży Wędkarskiej pierwsze miejsce zajął Paweł Strajch, drugie Wojtek Wawrzyniak, a trzecie Krzysiu Strajch. Wtedy pojechali “maluchem” z panem Edziem, więc pan Robert nawet się nie zmieścił. To dodało im wtedy “skrzydeł” do dalszej działalności. Problem pojawił się wraz z powstaniem gimnazjów. Odeszły starsze dzieci, zostały młodsze, dla których wędkarstwo nie jest jeszcze czymś atrakcyjnym, a na pewno jest czymś nieznanym. Trzeba ich uczyć wszystkiego od początku. Ale to też jest wyzwanie.
- Nie każdy człowiek musi wędkować; jeden będzie kleił samoloty, drugi grał w koszykówkę, śpiewał, ale to dobrze, że są dla nich różne propozycje. - mówi Stawicki. - Jakiegoś swojego odrębnego kącika nie mamy, bo wbrew pozorom, w szkole nie ma miejsca, ale mamy go w klasie. Spotykamy się raz z tygodniu po lekcjach, mamy zgromadzone materiały dotyczące ekologii i wędkarstwa, mamy stronę internetową, szukamy informacji w internecie korzystając z pracowni komputerowej. - opowiada o działalności koła pan Robert.
Na tym poziomie wiekowym brakowało imprez, jakiegoś sprawdzianu, któremu dzieciaki mogłyby się poddać, w czymś uczestniczyć, więc powołano do życia wakacyjne turnieje wędkarskie. Raz w tygodniu młodzi wędkarze wyruszali nad wodę, ale oprócz tego był sprawdzian z wiedzy. Podsumowanie turnieju miało miejsce na odbytym niedawno walnym Koła Wędkarskiego “Brzana”, gdzie młodzi otrzymali nagrody.
Jak wtedy mówił prowadzący obrady – młodzi ludzie co prawda głosować się mogą, ale mogą się wypowiadać i zgłaszać wnioski. Ważne było to, że byli i obserwowali, ucząc się jak działa demokracja na poziomie lokalnym, w organizacji społecznej, jak odbywają się wybory, o co w tym wszystkim chodzi. To dla nich pierwsze nabyte doświadczenie w działalności społecznej, które może ułatwić im późniejszą działalność w życiu miasta, którą zapewne wielu z nich – nauczonych takich prospołecznych zachowań – podejmie.
- To się na pewno przydaje. Czy można ich oprócz łapania ryb jeszcze czegoś nauczyć? Są pewne wymogi; najpierw oceny, później kółko i oni próbują się dostosować. Oprócz zdobywania stopni, szkoła powinna kształtować charakter. Najpierw jesteśmy ludźmi, później uczniami. To jest istotne, że dzięki takim kołom zainteresowań wiele dzieciaków jest “zdjętych” z ulicy w tym okresie, kiedy są one w stanie popełnić najwięcej błędów. Wędkowanie to nie łapanie ryb. To atmosfera, jaka wokół tego panuje. Dzieciaki uczą się organizacji, bo trzeba przygotować wyprawę, przygotować się do zawodów. Uczę ich, że jadąc na ryby, te ryby są najmniej istotne i oni to rozumieją. Kiedyś na zawodach w ogóle nie było dzieci i młodzieży. Teraz bywa nawet odwrotnie. Oni wiedzą, że na zawodach liczy się wynik, ilość złowionych ryb, natomiast w wędkowaniu prywatnym nie jest to najważniejsze. Są rzeczy, których kupić nie się nie da; jest kontakt z naturą, są emocje, tworzą się przyjaźnie. Czy można kupić piękno zachodzącego słońca? Uczą się tej estetyki, dokonywania wyborów, odpowiedzialności za kolegów. Miałem chłopaka, Krzysiu Janicki, który trzy razy pod rząd wygrywał zawody w spławiku. Za czwartym razem na półmetku zrezygnował, chociaż prowadził. Wie pan, co powiedział? Inni też mogą wygrać. Więc do czegoś dojrzał i takie chwile sprawiają nam, wychowawcom, najwięcej radości. - mówi Stawicki.