(POWIAT) Żarty się skończyły – mówi administrator Szczepan Olesiński i kosi zboże. Wykorzystywanie przez bezumownego użytkowania agencyjnej ziemi, czego przez lata nie mógł ukrócić były łobeski administrator ANR, obecny administrator Szczepan Olesiński załatwił bardzo szybko. Wjechał na pole obsiane przez niego i skosił rosnące tam zboże, wbrew groźbom, że może dojść do rękoczynów.
Sprawa bezumownych użytkowników ziemi agencyjnej od lat bulwersowała rolników, którzy nie mogli powiększać swoich gospodarstw. Przed wielu laty Agencja Nieruchomości Rolnych wydzierżawiła spore obszary ziemi różnym osobom lub spółkom. Z czasem okazało się, że zalegają oni z opłatami lub użytkują ją w sposób pozostawiający wiele do życzenia. ANR zaczęła wypowiadać takie umowy, ale okazało się, że byli dzierżawcy ani myślą przestać tę ziemię uprawiać. Wprowadzone po wejściu do Unii dopłaty do hektarów stały się dla wielu z nich łatwym zarobkiem. Wystarczyło posiać zboże, lub tylko przewrócić ziemię kultywatorem i można było występować do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o dopłaty. I dostawali je. Nawet wtedy, gdy siali na nie swojej ziemi.
Tak było z łobeskim przedsiębiorcą Arturem P., prezesem byłej jednoosobowej spółki Lemof, który dzierżawił wcześniej około 500 hektarów ziemi w powiecie łobeskim, koło Rogówka. Artur P. znany jest łobeskiej prokuraturze, która już wcześniej skierowała przeciwko niemu do sądu akty oskarżenia o oszustwa. Sprawy czekają na rozstrzygnięcie.
Agencja wypowiedziała mu umowę, ale ziemi nie odzyskała. Artur P. nadal ją obsiewał i dostawał dopłaty. ANR twierdziła, że nic mu nie może zrobić, gdyż takie są przepisy. Państwo, będące właścicielem ziemi, wydawało się bezradne. Zanim ANR zdążyła rozdysponować ziemię, bezumowny użytkownik, jak go nazwano, wjeżdżał na agencyjne pole jesienią lub wiosną i siał. To co posiał, było jego, co prawda na nie swoim, ale jego i nie można było mu tego zniszczyć, zanim nie zebrał. W tym czasie brał dopłaty i tak w kółko.
W grudniu ubr. toczyła się przeciwko Arturowi P. sprawa o wyłudzanie dopłat z ARiMR.
- Po zapoznaniu się z ustawą o dopłatach bezpośrednich prokurator doszedł do wniosku, że nie ma podstaw do przypisaniu przestępstwa wyłudzenia, bowiem ustawa jest tak skonstruowana, że pozwala na ich uzyskanie każdemu, kto uprawia ziemię, bez względu na to, czy czyni to w dobrej, czy złej wierze. Nie ma tu znaczenia tytuł prawny do ziemi, na której jest to uprawiane. W kodeksie cywilnym mówi się o posiadaczu. Artur P. był posiadaczem w złej wierze, bo wiedział, że umowa została mu wypowiedziana, a mimo wszystko nie chciał oddać tej ziemi. Sąd nakazał wydanie posiadanej ziemi. - mówi zastępca prokuratora rejonowego w Łobzie Małgorzata Post-Dzięcioł.
Łobeska prokuratura, którą ANR powiadomiła, że ktoś wjechał na jej ziemię i ją obsiał, umorzyła postępowanie karne z powodu braku znamion przestępstwa. ANR złożyła zażalenie na tę decyzję, ale do dzisiaj sprawa leży w prokuraturze okręgowej. ANR mogła skarżyć takiego użytkownika tylko na drodze cywilnej.
Tak też zrobiła. Wystąpiła o wydanie własnej ziemi przez użytkownika, któremu już dawno wygasła dzierżawa. Sąd wydał takie postanowienie, a wykonał je komornik. Wydał 500 hektarów ziemi w okolicach Rogówka Agencji, prawowitemu właścicielowi. Okazało się, że 120 hektarów jest obsianych zbożem i Agencja znowu nie może rozdysponować ziemi. Administrator Szczepan Olesiński z Nowogardu postanowił, że jeżeli rośnie na jego ziemi, to je skosi.
- Do tej pory było tak, że to my musieliśmy walczyć o swoją ziemię. Niech raz będzie tak, że to ktoś, kto zasiał na naszej ziemi bez pozwolenia spróbuje wykazać, że zrobił to zgodnie z prawem. - mówi administrator.
Wysłał na pole do Rogówka kombajny. Nie obeszło się bez gróźb i prób powstrzymania tych działań. Okazało się, że zboże zostało cesją przewłaszczone na rzecz jakiejś firmy, gdzieś w kraju. W powietrzu wisiała groźba, że ktoś zablokuje kombajny. Jednak do tego nie doszło i maszyny wjechały na pole.
Ale to nie koniec działań administratora Olesińskiego. Wysłał on do ARiMR wnioski, by nie wypłacać dopłat takim użytkownikom. Zdaje sobie sprawę, że ARiMR postąpi jak dotychczas, ale...
- Chcemy pokazać determinację, z jaką podchodzimy do tej sprawy. Czas najwyższy położyć kres tym praktykom. - mówi.
ANR i Skarb Państwa tracili na takich praktykach pieniądze i autorytet w oczach rolników. Przykładem może być dzierżawca O., który w Starogardzie Łobeskim posiadał kilkaset hektarów. Tutaj też dopiero sąd nakazał mu wydanie ziemi, chociaż ten zaskarżył pracę komornika i sprawa znowu się odwlekła. Bezumowni wykorzystują więc każdy kruczek prawny, każdą możliwość, by w nieskończoność przedłużać procedury. W tym czasie sieją, zbierają, dostają dopłaty.
- My przygotowujemy ziemię do dzierżawy, ogłaszamy przetargi, wydajemy pieniądze, a tu nagle ktoś wchodzi i sieje, i wszystko trzeba unieważniać i zaczynać od nowa. - opisuje tę absurdalną sytuację administrator.
Jakby na to nie patrzyć, ktoś w ustawie namieszał, i nie można wykluczyć, że świadomie. Jak twierdzi prokurator Dzięcioł-Post, wystarczyło by dopisać w niej słowa “w złej lub dobrej wierze” i wtedy można by to rozstrzygać na gruncie prawa karnego. Zadziwia, że do tej pory Agencje nie wymusiły na Sejmie zmian w ustawie o dopłatach. Bardzo możliwe, że stoi za tym silne lobby wielkich spółek rolnych i różnych kombinatorów, które z takiego prawa żyją. Ale też widać, że coś w Polsce się zmienia, skoro nowy administrator Szczepan Olesiński wypowiedział walkę takim praktykom. Może będzie przykładem dla innych instytucji i urzędników, że jak się chce, to można. Tylko wspólne działania mogą wyprowadzić Polskę z dotychczasowej zapaści prawnej, gospodarczej, etycznej, która pozwalała wykorzystywać słabość państwa do łatwego zbijania kasy kosztem innych obywateli.
Kazimierz Rynkiewicz