O szpitalu w Połczynie-Zdroju rozmawiamy ze starostą Mirosławem Majką
(ŚWIDWIN) - Do redakcji wpłynęło niepodpisane pismo, w którym zarzuca się staroście brak działań na rzecz pracowników szpitala, a jego dzierżawcom niewywiązywanie się z umowy. Osoba, która napisała anonim twierdzi, że spółka Szpitale Polskie nie płaci ZUS-ów i że do połczyńskiego szpitala wszedł komornik.
- Nic na ten temat nie wiem.
- Jak postępują prace remontowe i czy został zakupiony sprzęt, który Szpitale Polskie zobowiązały się nabyć?
- Zgodnie z umową Szpitale miały inwestować około 1,5 miliona złotych rocznie, zainwestowały około 8 milionów.
- Czy pracownicy wcześniej kontaktowali się z zarządem powiatu w sprawie wynagrodzeń?
- Dostałem drugi taki anonim. Pierwszym nie zająłem się, bo to jest anonim, ale nie tylko. Gdyby rzeczywiście pisali to pracownicy, to wiedzieliby, że ten starosta, który nie zmienił się w tej kadencji, na każde wezwanie pracowników i w tamtej i tej kadencji – stawiał się. Dlatego nie rozumiem anonimu. Trzy miesiące temu mieli kłopot z wypłatami, to potrafili zadzwonić i była interwencja, był telefon i było załatwione. Zawsze przybywałem do szpitala. Gdy dzwoniono do mnie, że spóźniona jest wypłata o dzień, dwa, czy że powinna być rano, a jeszcze nie ma, to dzwoniono do mnie. Interwencja powodowała, że były wypłaty. Lekarze raz mieli wahnięcie, a pozostali pracownicy chyba dwa razy, jedno czy dwudniowe. Medycy mieli raz około tygodnia. Też potrafili zadzwonić, by interweniować. Interweniowaliśmy i to się udało. Nie mamy i nie będziemy mieli wpływu na to, aby komuś dać 500 zł. Powiedzą – panowie, ale to jest nasz biznes, wkładamy pieniądze, ta działalność przynosi straty. Żeby było jasne. Mówią nam, że jeśli ułożą już działalność, wówczas będą dzielić zyski. Chciałbym i może i oni szczerze chcieliby, aby godnie zarabiali ci, którzy pracują. Osobiście chciałbym, ale wpływu wielkiego na to nie mam. Były ruchy niezgodne z umową dzierżawy – zaniepokojenie jednego z oddziałów, to zadzwoniła osoba, spotkaliśmy się, jest interwencja. Anonim to jest anonim. Podpisanie, że nie podpisze się, bo się boję... Piszesz do starosty, to zadzwoń, powiedz, że chcesz się spotkać i spotkamy się. Pisanie anonimów jest niepoważne, mogę sądzić, że jest to jeden sfrustrowany człowiek i może tak się podpisywać. Tym bardziej, że dotychczasowe moje działanie i działanie zarządu dyskwalifikują taką formę.
- Czy istnienie szpitala jest zagrożone?
- Na dzisiaj zagrożenia w działalności szpitala nie ma. W samym szpitalu nic się nie dzieje, co zagrażałoby bezpieczeństwu zdrowotnemu mieszkańców. Nie spotkałem się, że odmówiono, wyrzucono. Dalej jest taka obsługa, jaka była, myślę, że na wysokim poziomie. Przede wszystkim jest to zasługa lekarzy i pielęgniarek. Słyszę dużo pochwał w odniesieniu do personelu. Jeśli chodzi o opiekę zdrowotną i ambulatoryjną na pewno nic się nie zmieniło i jest pacjent obsługiwany.
- W jakiej części Szpitale Polskie nie wywiązują się z umowy?
- Nie do końca. Mówię o tym oficjalnie. Podczas sesji Rady Miejskiej dwa tygodnie temu występowałem i o tym mówiłem. Nie uzyskali naszego zaufania. Wyremontowali część dachu zgodnie z etapami, wykonali odwodnienie, teraz przystępują do osuszania piwnic. W miejscu szatni planują zrobić sale poudarowe. Nie wywiązują się jednak z umowy dzierżawy.
- Nie płacą?
- To że nie płacą, to jest mniejszy kłopot. Podczas przetargu najwięcej punktów można było zdobyć za inwestycje w szpital. Był czas na dostosowanie szpitali do wymogów rozporządzenia ministra zdrowia. Wtedy był to 2012 rok, wiedzieliśmy, że będzie przedłużony do 2015 roku. Dzisiaj wiemy, że termin upływa w 2016 roku. Mniej punktów było za inwestycję w sprzęt, a najmniej w czynsz dzierżawny. Dlatego traktujemy to tak, jak traktujemy. Najważniejsze jest dostosowanie do wymogów rozporządzenia ministra zdrowia. W związku z tym, że nie spełniają umowy dzierżawy w takim zakresie, jak przedstawili, to mówię, że nie mamy zaufania do nich i powtarzam to i będę powtarzał, dopóki nie będą tego czynić.
- Czyli czego nie wykonali?
- Dużo rzeczy. W stosunku do koncepcji, którą przedstawiali wtedy, ta, która pojawiła się w listopadzie ubiegłego roku, jest diametralnie rożna. Nie mówię, że zła, ale inna od tej, która była trzy lata temu. Pewnie, że życie nie znosi próżni, życie płynie, zmienia się, tym bardziej w biznesie. Od roku mają szpital w Drawsku. Zastanawiali się, czy pozostawić położnictwo w obu szpitalach, gdy w obu jest po niecałe 300 porodów i w obu przynosi ono straty. W obu jest pediatria i w obu po około pół miliona straty i tu miliona. Tam w ogóle prawie pediatrii nie ma. Czy w obu szpitalach zostawić chirurgię, gdy my nie mamy bloku operacyjnego, a tam jest nowoczesny trzy salowy blok operacyjny. Trzeba ich zrozumieć. Stąd ich koncepcje, prośby w związku z inwestycją w tomograf komputerowy, który postawili. Stąd nasze rozważania do tej pory. W listopadzie wystąpili z koncepcją synergii, czyli połączenia tych dwóch szpitali, skoro są w jednych rękach i finansowane z jednych pieniędzy. Chcą aby zespół współdziałał, a nie był konkurencją albo aby nie przynosił strat w obu szpitalach, ale współdziałał.
- Czy listopadowe zmiany koncepcji są diametralnie różne od pierwotnych i jak mają się do umowy?
- W stosunku do tego, co było, jest to duża zmiana. Jednym z pierwszych punktów, warunkiem dzierżawy było, aby nie ograniczać działalności dotychczasowej, z możliwością rozszerzenia. Nie ograniczać, to nie było tak, że mamy cztery podstawowe oddziały – chirurgia, interna, oddział pediatryczny i ginekologia z położnictwem. To nie chodziło ot o, że cztery, ale jakby coś przenieśli, to mają wstawić coś innego w zamian, skoro np. nie rodzą się dzieci, nie przychodzą, nie leczą się i nie ma sensu utrzymywać pediatrii, gdy jest 5, 10 czy 20 dzieci w miesiącu, a czterech lekarzy musi być codziennie. Od razu było takie rozumienie, mamy mieć cztery oddziały, niekoniecznie takie, jakie są obecnie, ale z możliwością dokładania do tego kolejnych. Jeśli chcą, to niech budują, jest plac, jest stary barak, można go dostosować albo zburzyć i postawić nowy obiekt. W związku z tym i połączeniem ze szpitalem w Drawsku, wystąpili do nas z nową koncepcją. U nas byłyby takie oddziały jak: interna - bardzo mocna, myślę, że i szpital wojewódzki nie powstydziłby się, neurologia z udarami, to jest to, co ratuje życie – na populację tych dwóch powiatów i część powiatu łobeskiego. Liczą, że rynek udaru to jest 4,5 miliona zł rocznie tylko z powiatu świdwińskiego. Kolejny oddział to ZOL, jest taka potrzeba, rehabilitacja, bardziej ambulatoryjna, niż szpitalna, taka jak w Drawsku czy Białogardzie. W Drawsku jest już budowana, remontowana kardiologia, na naszej internie będą sale wzmożonego nadzoru kardiologicznego. W Drawsku byłaby ortopedia. Pacjentów z tych szpitali po wcześnie wykrytym udarze, zdiagnozowanym, leczonym, po kardiologii i po ortopedii można prowadzić na rehabilitacje ruchową, kardiologiczną i neurologiczną. Oni myślą tak to ułożyć. Chirurgia w Połczynie bardziej jednego dnia z salą zabiegową i izbą przyjęć, czyli urealnienie chirurgii, jaką mamy do rzeczywistości. Dzisiaj mamy oddział chirurgiczny, gdzie nie ma prawdziwego bloku, jest piękna przedwojenna sala operacyjna, można prezentować jako perłę architektonicznej budowy, ale ma się ona nijak do współczesnych wymagań. Niestety - znika pediatria i znika położnictwo. Nie ma na to miejsca. Z naszej strony są naciski, aby położnictwo zostało, bo w Połczynie zawsze rodziły się dzieci, rodzą i chcemy, aby się nadal rodziły. Chociaż dwie sale. Nową koncepcją zarząd musi poważnie się zająć.
- W czym więc problem?
- Powiedzieliśmy im tak: pozwalamy wam na przystosowanie. Ale pokażcie nam pełne finansowanie. Jeśli to pokażecie, to pozwolimy wam na remonty, ale etapami. Tym bardziej, że ta koncepcja, o której mówimy, nie jest pierwszą. To jest w umowie dzierżawy. Poza tym trzeci punkt umowy mówi: zawsze konsultować się z zarządem. Na dzisiaj mamy koncepcje, wiemy, że starają się o finansowanie, niech pokażą nam, że mają zabezpieczenie i w jakim banku, będziemy rozmawiać o koncepcji. Nasza cierpliwość kończy się i to wiedzą nasi wspólnicy. Byłem u profesora Pawła Buszmana, prezesa Rady Nadzorczej w Katowicach i wiedzą, że nie mają zaufania, bo i nie mamy powodów do tego, aby to zaufanie było. Względy były rożne, ale dzisiaj to już się skończyło. Mają jeszcze jakiś czas, bardzo niedługi, na pokazanie, że zaczną robić. Ostatni punkt umowy mówi o warunkach wypowiedzenia.
- Daliście spółce czas?
- Nie, nie musimy. W związku z tym, że nie spełniają warunków, możemy w każdej chwili. Rozmawiamy, ale alternatywę musimy mieć.
- A co zostało zrobione? Czego oczekujecie od szpitali Polskich?
- Niech pokażą pieniądze, że mają zabezpieczone pieniądze, choćby pod ostatnią koncepcję, która jest. Wtedy poważnie usiądziemy i porozmawiamy. Można mieć pretensje do części prorozwojowej, ale trzeba tu powiedzieć; jest nowy tomograf, 4 miliony zł kosztował projekt Pomeranii - ucyfrowienie, telemedycyna. Ma ją tylko nasz szpital powiatowy, reszta szpitali to wojewódzkie, sprzężone po niemieckiej stronie ze szpitalem w jedną sieć. Ja dzisiaj będę w Połczynie i robiąc sobie tu zdjęcie, nie muszę brać opisu, jadę na Unii Lubelskiej albo pojadę do Greifswaldu do szpitala, a lekarz siada i po PESELU określa cała historię. Oni jednak czekają na zwrot swojego wkładu w wysokości 3,8 miliona złotych od długiego czasu. Być może stąd między innymi kłopoty związane z opóźnieniem realizacji umowy z nami. Za telemedycyną poszło ucyfrowienie rentgenów USG. Zrobili odwodnienie. Tempo jest na pewno niezadowalające i dlatego nie mają naszego zaufania jako nasi partnerzy i dzierżawcy. Czekamy, z jednej strony naciskają, z drugiej - szukają jakiegoś alternatywnego wyjścia. Co do anonimu – nie odniosę się. Myślę, że nie zasłużyłem sobie na to, ani zarząd powiatu też nie. Można było jeśli nie napisać, to zadzwonić, są przedstawiciele związków zawodowych. Zawsze była taka tradycja.
- Jakie było zabezpieczenie interesów pracowników w umowie dzierżawy. Czy w ogóle była podjęta ta kwestia, jeśli tak, to jakie warunki i na jaki okres?
- Tak, pracownicy mieli roczne zabezpieczenie czasu pracy i w tym warunki socjalne, szkolenia. Nie zwolnili nikogo. Ale oddali kuchnię firmie zewnętrznej i sprzątanie również. Z firmą sprzątająca nie wyszło, więc ponownie zatrudnili te osoby. Pewnie, jeśli odeszła np. pani Kowalska, to przyszła na to miejsce pani Nowak, jeśli ktoś odchodzi na emeryturę, to tak jest. Natomiast nikogo nie zwalniali. Zakładowy fundusz świadczeń socjalnych jest i są też szkolenia, wykazywane w sprawozdawczości. Zabezpieczenie powiatu - powiat ma weksel na kwotę 6,5 miliona złotych, firma ma kapitał zakładowy w wysokości ponad 20 milionów. Wolałbym szczerze, żeby działali i rozwijali się. Oni w ten szpital muszą włożyć 10-15 milionów złotych.
- Czyli następnym razem, jeśli są problemy w szpitalu, to osoba zainteresowana powinna sięgnąć za telefon i zadzwonić do pana.
- Myślę, że taki jest dobry obyczaj. Tym bardziej, że nigdy nie dałem powodu, by uciekać od tematu.
- Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Magdalena Mucha.
Niestety Panie Starosto. Świdwin zawsze chciał likwidacji szpitala w Połczynie. Zżerała (nie wiem czemu) zazdrość, że w Świdwinie nie ma szpitala tylko w Połczynie. I doprowadziliście do tego. O cyrkach jakie się dzieją w szpitalu słyszę od moich koleżanek, pracujących w szpitalu. O nie płaconych pensjach, o pomiatanych i poniżanych pracownikach, o tym, że wysoko wykwalifikowany personel (laborantki) wykorzystuje się w okienkach rejestracyjnych zamiast w laboratorium. O pracownikach, którzy wolą odejść z pracy i dojeżdżać do Koszalina niż pracować w Połczynie. SPIEPRZYLIŚCIE TO PANIE STAROSTO JAK NIC. Czy zna Pan pojęcie mobing? Pewnie nie bo siedzi Pan sobie na swoim stołku, "czeka" na telefon, a tak naprawdę to ma Pan gdzieś problem ludzi pracujących w szpitalu bo to przecież przeważnie mieszkańcy Połczyna to po co się przejmować?